top of page

Roma – służąca (ocena 5/10)


Specyficzny zarówno pod względem formy przekazu, jak i dystrybucji. Film, który pewnie podzieli widownię. Zyska natomiast wiele nagród i uznania krytyków.

Cleo jest służącą. Sumienną, pracowitą, cichą i pokorną. Nie skarży się na swój los, nawet jak życie ją mono doświadczy. Tymczasem w domu, w którym służy, dochodzi do skrywanego konfliktu rodzinnego: mąż wyjeżdża, matka ukrywa przyczyny nieobecności, dzieci z niepokoją dopytują się o powrót ojca.

Historię opowiedzianą w tym filmie można streścić w trzech zdaniach. Nie ma więc co oczekiwać dynamicznej narracji. To film, który buduje nastrój obrazem, niedopowiedzeniami, próbując zidentyfikować widza z bohaterką przeżywającą wewnętrzne rozterki. Nie jest to zadanie łatwe dla szerszej publiczności, szczególnie że sama historia, jakich miliony w kinie i w życiu, nie przykuwa większej uwagi. Cleo jest postacią taką jaki obraz zastosował meksykański reżyser: czarno-biała, mało interesującą, nie wzbudzającą zainteresowania. Oczywiście to celowy zabieg, aby ukazać to co rozgrywa się wewnątrz kobiety przeżywającej takie dramaty, a nie mogącej ze względu na swój status społeczny ich uzewnętrzniać. Musi pokornie znosić, to co przynosi jej los – nie ma siły przeciwstawić się otoczeniu. Mimo tego wykazuje wielkie poświęcenie, z pokorą znosząc tragedię osobistą. Wejście w psychikę bohaterki jest trudne, dla wielu niedostępne, jednak to jedyny sposób aby docenić ten film. Po długim okresie monotonnych, pozornie niewiele wnoszących, przedłużanych scen, w końcu następują momenty przełomowe, mocno wbijające w fotel – tylko że pojawiają się na tyle późno, że dostępne są już tylko dla widza, który wcześniej „kupił” taką formę.


Czy pomaga w tym procesie pozyskania widza rozemłana Yalitza Aparicio. Aktorka zapewne, tak jak film, zyska zachwyty krytyki, ale dla większości widzów to ona będzie powodem obojętności wobec opowiadanej historii.


Osobnym aspektem jest drugi ważny kobiecy wątek w tym filmie. Na który jakby już zabrakło czasu – w tym tak przedłużonym czasowo filmie. Los kobiety znajdującej się w zupełnie innej sytuacji społecznej, ale również przeżywającej wewnętrzną kobiecą tragedię mógłby być równie ciekawy, szczególnie w połączeniu z interakcjami z wątkiem służącej. Niestety problem kobiety z wyższych sfer sprowadzono do groteskowych, kompletnie niezrozumiałych, scen obcierania sobie zbyt szerokiego samochodu (który jest jedynie wskazówką wysokiego statusu meksykańskiej rodziny w latach 70-tych ubiegłego wieku). W takiej sytuacji już lepiej było zupełnie ten wątek pominąć. Przy okazji może udałoby się trochę skrócić ten absurdalnie, jak na zawartość fabularną, zbyt długi film.


Sfera realizacyjna jest filmowym majstersztykiem. Już sam dźwięk to maestria. Warto w domowym zaciszu obejrzeć na słuchawkach – wówczas słychać każdy najdrobniejszy szczegół. Zdjęcia to kolejny wybitny element artystyczny. Każdy kadr jest przemyślany, a w scenach w których wreszcie coś się dzieje widać jak na dłoni fantastyczne ustawienie kamery. Prawdziwe mistrzostwo. Tylko, że w kontekście fabuły trochę jest to sztuka dla sztuki. Przesadą jest także zastosowanie czarno-białego formatu, wygląda wręcz jak „ustawka” pod nagrody filmowe – wiadomo że tego rodzaju filmy (przykładem chociażby rodzime filmy Pawlikowskiego) automatycznie, co jest zresztą absurdem i dowodem na brak profesjonalizmu, zyskują dodatkowe punkty. Tak samo jak praktycznie brak muzyki – wiadomo, że w realnym życiu nie mamy podkładu muzycznego, ale film bez muzyki to jednak gwarancja nużącego nastroju.


Alfonso Cuarónjest odpowiedzialny za reżyserię, scenariusz, zdjęcia (znakomite) i montaż (akurat szczątkowy). Chyba za dużo tego. Może to jest przyczyną, że nie wszystko poszło idealnie (wbrew zachwytom krytyków). W każdym razie, gdy ktoś wybierze się na film twórcy „Grawitacji”, albo (jeszcze gorzej) „Harry Pottera” – to będzie mocno rozczarowany. Dla meksykańskiego gwiazdora kina (już zapracował na takowe miano) to w dużej mierze film osobisty – powraca w końcu w lata swojej młodości. Tylko, że nie każdy przetrwa tak monotonną wizję.


To pierwszy przypadek, gdy film równolegle debiutuje tego samego dnia (14 grudnia, więc też mało fortunnie) na platformie filmowej i w regularnej dystrybucji kinowej. To także pierwszy przypadek, gdy produkcja Netflixa ma tak artystyczny charakter. Konia z rzędem temu, kto nie zaśnie w kinie, albo kto obejrzy w domowym zaciszu bez przewijania. Dla przeciętnego widza najlepszym rozwiązaniem jest raczej wybranie czterech scen, które są znakomite (szczególnie poród i kąpiel morska) – ale to jedyne warte obejrzenia momenty tego filmu. Nagrody jednak są pewne. Może nawet Oscar. To, i obecność na Netflixie, skłoni do obejrzenia szerszą widownię – która będzie zaszokowana nużącym tempem. Dobranoc.


Plusy:

  • zdjęcia

  • cztery sceny: szpital, zamieszki, poród, morze

  • klimat

  • kobiece spojrzenie na rzeczywistość


Minusy:

  • nużąca forma

  • wolna narracja

  • czarno-biała formuła

  • rozemłana Aparicio

  • brak muzyki

  • absurdalny pomysł dystrybucyjny


Zwiastun:

Produkcja: Meksyk, USA

Rok: 2018

Polska premiera: 14 grudnia 2018

Dystrybucja kinowa: Gutek Film

Gatunek: dramat

Festiwale: Wenecja – Złoty Lew


  • reżyseria, scenariusz, zdjęcia, montaż: Alfonso Cuarón

  • dźwięk: José Antonio García

  • obsada: Yalitza Aparicio, Marina de Tavira, Diego Cortina Autrey, Carlos Peralta, Marco Graf

Ostatnie posty
Search By Tags
Follow Us
  • Twitter Social Icon
bottom of page