top of page

Moja Walka

11/01/2018

Moja walka” to głównie walka widza z czterogodzinnym przedstawieniem – zdecydowanie za długim, bez jednoznacznego wydźwięku, współczesna megalomania teatralna, której głównym celem jest satysfakcja widza z przetrwania tak długiego spektaklu.

Początek w dużej mierze odnosi się do początku faszyzmu i dzieła Hitlera. Potem jest mało zrozumiała sekwencja, którą szczęśliwie przespałem. Po ponad 2 godzinach ulga – przerwa.

 

Druga część dużo ciekawsza. Bardzo sprytny wątek erotyczny, gdzie nagi mężczyzna imituje młodą kobietę (generalnie to zawsze się zastanawiam jak aktorzy to robią, że im w takich momentach – bliskości ładnej kobiety – nie staje). Nie lubię nagości, ale tutaj w sumie była uzasadniona, a przynajmniej ożywiła spektakl. Potem wątek ze szpitala psychiatrycznego. A na końcu sekwencja dotycząca głównego bohatera całego przedstawienia - norweskiego pisarza Karla Ove Knausgårda. Bardzo ciekawie wykorzystano dwójkę dzieci, które ożywiają to nudne przedstawienie. Aczkolwiek dzieci chwilę po nagości także budzą niesmak.

Moja walka” to typowy współczesny teatr, który trzeba lubić, albo czerpać satysfakcję z samego przetrwania. Doszukiwanie się tutaj wielkich walorów artystycznych to teatralna megalomania. Ale jak komuś się naprawdę podoba to niech nawet przeczytam literacki pierwowzór: 6 tomów, 3600 stron …

Realizacyjnie jest całkiem nieźle – sporo ciekawych, acz ogranych pomysłów. Szacunek należy się aktorom za 4-godzinny występ, aczkolwiek część tekstu mieli wyświetlany, co w sumie szybko wyjarzyłem – widz też sobie mógł czytać.

W każdym razie 4 godziny w ATM Studio zaliczone.

Piłkarze

16/12/2016

„Piłkarze” Krzysztofa Szekalskiego w reżyserii Małgorzaty Wdowik. (zdjęcie ze spektaklu Katarzyny Chmury-Cegiełkowskiej)

Nie miałem tego spektaklu w planach, ale po pierwsze tytuł, a po drugie dość rzadkie odwiedzanie TR Warszawa mnie zachęciły (ale jak tutaj ciągnąć do tego miejsca jak cztery razy odbiłem się przy próbie wejścia na „Możliwość Wyspy”). Tym razem problemów z wejściówką nie było, pustki, niepotrzebnie nawet przyjechałem 20 minut wcześniej. Na sali kilkadziesiąt osób – zająłem miejsce z boku w pierwszym rzędzie. I od razu sympatyczna Pani bileterka mnie uprzedziła, że przy kolumnach może być zbyt głośno. No to zapowiadało się ciekawie.

Na scenie wychodzą dwaj aktorzy (?): Wiktor Bagiński Kacper Wdowik ubrani w stroje piłkarskie: jeden z nich o ciemniejszej karnacji. Przez całe przedstawienie (niecała godzinka) nie wypowiadają ani słowa.

Pierwsze 10 minut to dość monotonna opowieść (chyba o nich) płynąca z głośników. Potem zaczynają biegać, trochę niebezpiecznie zatrzymując się przed publicznością. Jeden z nich (ten ciemniejszy) popisuje się naprawdę znakomitych opanowaniem piłki. Jak się okazuje aktorzy mają epizod z futbolem: Bagiński (ten właśnie popisał się żonglerką) grał w juniorach Lecha Poznań, a Wdowik był obrońca Odry Opole.

Po chwili „obiecywana” głośna muzyka z głośników. Następnie stek wyzwisk, które mogą pochodzić z autentycznych zachowań kibiców. Ta część wywołała nawet śmiech, ale już dla obecnego na widowni dziecka (chyba syna aktora) była zdecydowanie niestosowna.

Na scenie pojawia się trzeci aktor i ten przynajmniej mówi. I to dość ciekawie, bo opowiada o systemie sprawdzania zdrowia zawodników w Milanie u Sylvio Berlusconiego. Kiedyś wtopili na transferze chorego Redondo i się zawzięli tworząc nowoczesne centrum medyczne diagnozujące stan zdrowia fizycznego i psychicznego piłkarza. To był akurat najciekawszy element sztuki Wdowik.

Końcówka spektaklu jest najgorsza, chyba zabrakło pomysłów. Oglądanie biegającego faceta po scenie specjalnie zajmujące nie jest.

Ogólnie przedstawienie mocno przeciętne, jak ktoś chce iść to polecam taki tekst: TUTAJ

Dla mnie zabrakło pomysłów na zainteresowanie widza, o spektaklu zapomina się kilka minut po wyjściu z teatru, a sądząc po frekwencji z promocją też nie wyszło. Robienie teatru dla garstki ludzi i męczenie się z tak trudnym jednak przedsięwzięciem jest działaniem bez celu, jak dla mnie. Co ciekawe „Piłkarze” są grani na dużej scenie, a feralna „Możliwość Wyspy” na kilkunastoosobowej salce. Jest w tym całym TR Warszawa jakaś myśl?

Ale czy na pewno

15/07/2016

Bardzo ciekawa impreza w TR Warszawa. Darmowy pokaz spektakl kończącego jakieś warsztaty teatralne, organizowane przez Instytut Teatralny.

 

Przede wejściem białe pudełko z balonikiem. Imprezę rozpoczyna chłopak niedowidzący, ale radzi sobie znakomicie. Publiczność, według kolorów baloników, dzielona jest na trzy grupy, i skierowana kolejno do trzech faz przedstawienia.

Ja byłem „żółty”. Najpierw podszedł do mnie gość i się spytał „co mnie dzisiaj przyjemnego spotkało”. Potem wszedłem do groty, która okazała się łazienka: umyłem ręce magiczną wodą i dostałem naklejkę. Na końcu podlałem żywą roślinkę i dostałem czereśnię. Jeszcze zaczepiały mnie szczepione dziewczynki.

Druga faza to ciemne pomieszczenie, gdzie mieliśmy zgadnąć co mamy w pudełkach. Nie zgadłem, chyba chodziło o miłość, albo o uczucie, w każdym razie nie można tego mieć na własność, ale każdy tego pragnie.

Ostatnia faza to przedstawienie młodych aktorów na głównej scenie. Pudełka do dzisiaj nie otworzyłem. Plakietkę powiesiłem na lodówce.

Please reload

bottom of page