top of page

30 Aug 2020

To już jest koniec

Lakers - Blazers 4:1

Bez Damiana Lillarda, który opuścił Orlando ze względu na podejrzenie kontuzji kolana, drużyna z Portland była skazana na pożarcie. Po długich negocjacjach koszykarze postanowili wrócić do pracy i Lakersom została do wypełnienia formalność. Szczególnie, że po stronie Blazers osłabiona została, i tak słaba, ławka rezerwowych. Nie mógł zagrać ani Gabriel, ani Little.

Pozornie piąty mecz serii był wyrównany. Ale wyraźnie LAL kontrolowali wydarzenia na parkiecie. Dwie serie 13:0 w momentach, gdy pojawiają się rezerwowi przeważyło szalę na korzyść Kalifornijczyków. Blazers dodatkowo szybko złapali kłopoty z faulami: Hassan i Carmelo już w trzeciej kwarcie mieli po pięć na koncie. Co prawda Portland jeszcze powalczyło i nawet doprowadziło do remisów 100-100 i 109-109 w ostatniej kwarcie, jednak LAL szybko się ogarnęli pewnie wygrywając końcówkę, a tym samym mecz i całą serię.

Zakończył się dla Blazers sezon, w którym zanotowali spadek z finału Konferencji do zdecydowanej porażki w pierwszej rundzie, w której i tak znaleźli się kuchennymi drzwiami. Wydaje się, że nawet lepiej byłoby aby Nets lepiej kończąc ostatnią akcję ich z tych rozgrywek wyrzucili. A tak o zmiany, które wydają się koniecznie, będzie trudniej.

29 Aug 2020

1966-2020

Cliff Robinson

W wieku 53 lat zmarł Cliff Robinson. Przez osiem sezonów reprezentował barwy Blazers. Dwukrotnie w pamiętnych finałach na początku lat 90-tych. Koszykarz charyzmatyczny, wyrazisty, niepokorny. Dla wielu kibiców starszego pokolenia symbol specyficznego charakteru drużyny z Portland. Teraz od niego będzie ustalany skład Blazers po tamtej stronie …

27 Aug 2020

mecz przełożony

Black Lives Matter

Do momentu gdy zaangażowanie społeczne NBA ograniczało się do haseł na koszulkach jeszcze można było to przetrawić. Ale kolejny incydent z nieuzasadnionie brutalnym potraktowaniem czarnoskórego obywatela przez policję zaskutkował bojkotem rozgrywek i kolejną w tym roku nie przewidzianą przerwą. Początkowo mecze zbojkotowała jedna drużyna, ale żeby uniknąć chaosu władze przełożyły także pozostałe spotkania. Nie odbył się wiec zaplanowany piąty mecz serii z Lakers. O tyle dobrze, że wykluczony z niego z powodu urazu był Damian Lillard, co oznaczałoby niechybnie pożegnanie Portland TrailBlazers z rozgrywkami. 

Cała sytuacja nasuwa niechęć do dalszego pasjonowania się tymi upolitycznionymi rozgrywkami. Oczywiście każde takie wydarzenie jest indywidualną tragedią, ale to nie powód żeby dorabiać do tego ideologię. Jakoś nikt ze świata sportowego nie protestował jak dwadzieścia lat temu policjant spowodował śmierć młodego kibica w Słupsku.

Na marginesie to może w takich czasach lepiej mieć czarnego trenera. Z białym Stottsem Blazers mogą być gorzej traktowani. Pojawiające się po ostatnim meczu z Lakers sugestie jakoby główną przyczyną niepowodzenia w tej serii były decyzje sędziowskie mogą mieć więc coś na rzeczy. Faktycznie rywale w czasach epidemii zupełnie nie biorą pod uwagę nakazów zachowania dystansu społecznego, a sędziowie nie reagują gwizdkami na takie zachowania. Mimo, że Blazers stosują się do najnowszych trendów i jak mogą zachowują w obronie minimum 1,5 metrowy odstęp od rzucającego rywala …

25 Aug 2020

Mamba Day

Lakers - Blazers 3:1

Każdy mecz jest inny. Ten jednak dla fanów z Portland był wyjątkowo przygnębiający i frustrujący ...

Zaczęło się od 0:15, a potem było tylko gorzej. Obrona, szybki kontratak, skuteczność w ataku – nawet w rzutach za trzy punkty, LeBron James, który pudłuje po raz pierwszy w drugiej połowie. Z takimi Lakersami pewnie nikt w tej lidze nie wygra, ale to się dopiero okaże gdy nas już w tych rozgrywkach nie będzie. 

Skład wyjściowy z Nurkiciem i Whiteside’m nie funkcjonuje. Czy to tylko kwestia że panowie nie są ze sobą zgrani, czy zwyczajnie nie darzą się sympatią - to rzecz wtórna. W każdym razie przy tym ustawieniu Davis robi co chce. A w ataku punkty Nurkić zaczął zdobywać gdy Hassana już na parkiecie nie było. I vice versa – Hassan tez przyzwoicie zagrał jak partnerował mu Hezonja. Inna sprawa że Lakersi mając wygraną w garści ledwie po sześciu minutach rywalizacji (już było 24 w plecy) trochę odpuścili w obronie. Swoje trzy gorsze dorzucał Trent – pożyteczny w ataku i chyba najlepszy w całym zespole w obronie. Gdy Lakers przyśpieszyli w połowie drugiej kwarty przewaga znowu zaczęła rosnąć do lekko kompromitujących 38 punktów na początku trzeciej kwarty. Z parkietu zszedł wówczas Lillard, a Blazers próbowali jedynie ratować twarz zmniejszając deficyt do 22 oczek. Niestety bardziej skupili się na dyskusjach z sędziami, którzy owszem w najlepszej formie nie są, ale nigdy w NBA nie byli, co dziwi biorąc pod uwagę renomę tychże rozgrywek.

Ostatnia kwarta to rekompensata dla tych, którym zły rok 2020 odebrał Ligę Letnią. Ale również przegląd tego czego drużynie Portland brakuje, czyli szerszej rotacji. Całkiem nieźle wygląda w niej Gabriel i trudno zrozumieć decyzje Stottsa, który to już po raz kolejny niszczy psychicznie typowego zadaniowca. Jak ma się czuć gracz wstawiany w kluczowym meczu do pierwszej piątki, a tydzień później zupełnie pomijany, mimo ze alternatywne rozwiązania wcale nie przynoszą dużo lepszych rozwiązań? Na drugim biegunie, jak się okazuje słusznie nie angażowany wcześniej, Mrówka Simons – bezużyteczny nawet na tle trzeciego garnituru rywala. 

Kolejny, wiele na to wskazuje ostatni w tym dziwnym sezonie, mecz Blazers w czwartek nad ranem. Bardziej można liczyć na dekoncentrację rywala, niż odrodzenie Blazers.

23 Aug 2020

Kontuzja Zacha

Lakers - Blazers 2:1

Collins już nie pomoże. Dwie wieże nie funkcjonują. Lakers kontrolują tą serię. Nawet nieskuteczność rzutów wolnych nie przeszkodziła im w pewnym zwycięstwie. To przełom w tej rywalizacji, ale jako kibice Blazers musimy jeszcze wierzyć. Niekoniecznie w Dwie Wieże, które dzisiaj nie powstrzymały rywala.

21 Aug 2020

Rozdrażniony tygrys, wymęczony smok

Lakers - Blazers 1:1

Lakers w rewanżu za porażkę w pierwszym meczu zjedli Portland na śniadanie, nawet bez przegryzania. Skala zwycięstwa (111:88) świadczy nie tyle, chociaż też, o różnicy klasy pomiędzy potencjałem zespołów, co o panice w jaką wpadli faworyci po okolicznościach pierwszej przegranej. Dzisiaj zespół prowadzony przez LeBrona nie odpuścił ani na chwilę. 

Jeziorowcy od początku wykorzystywali swoją przewagę pod koszem. W końcu już w pierwszym meczu była ona wyraźna. Łatwe punkty pozwoliły im na szybkie odskoczenie. Blazers nie grali jakoś dramatycznie źle, ale przy dobrej obronie zaliczyli najgorszą pod względem zdobyczy punktowej i skuteczności kwartę od początku gier w orlandzkiej bańce. Pryska tym samym mit jakoby Lakers nie mieli obrońców na Lillarda. Może i przydarzy się Damianowi w tej serii mecz na 50+, ale przy takiej obronie jak w tym spotkaniu jest to mało prawdopodobne. Szczególnie że wściekły lider PTB jeszcze wybił sobie palca pod koniec III kwarty.

Lakers nie odpuszczali ani przez moment: nie pozwalając nawet zbliżyć się w II kwarcie, gdy Stotts przerzucił ciężar gry na rzuty zza łuku Trenta i walkę pod koszem Gabriela. Gospodarze (potencjalni) szybko odpowiadali składnymi akcjami, głównie kończonymi przez Davisa. Jedyną nadzieją była jego kontuzja kostki … ale zamiast trafić do szpitala Davis odpowiedział kilkoma trójkami.

Przewaga Lakers rosła systematycznie +10 pierwsza kwarta, +20 druga, +30 trzecia. Nie było sensu przedłużać tej męki i ostatnią fazę zagrały już rezerwy, chociaż zapobiegliwy trener Lakers jeszcze potrzymał na parkiecie Jamesa. Można było więc mieć małą rekompensatę za brak tegorocznej Ligi Letniej. Rezerwowi PTB odrobinę zmniejszyli przewagę, zawsze to lepiej przegrać -23 niż ponad 40. Teoretycznie nie ma to znaczenia, bo można wygrać serię przegrywając trzy mecze 30 punktami. Ale psychologicznie przewaga przeszła wyraźnie na stronę Jeziorowców.

To nie był mecz liderów. Lillard po raz pierwszy od ery paleozoiku nie przekroczył 20 punktów. Ale taki James rzucił marne 10. Losy rywalizacji rozstrzygają się pod koszem. I tam sztab trenerski, bo trudno przy współczesnych możliwościach ograniczać go tylko do Stottsa, Blazers musi coś wymyślić, aby seria nie skończyła się takimi porażkami jak ta. Może powrót Collinsa? Może Whiteside do składu wyjściowego?

Kolejne dwa mecze w telewizji z polskim komentarze, co … źle wróży. Czy wściekły z uszkodzonym palcem Lillard poniesie drużynę do drugiej wygranej? Przy tak skoncentrowanych Lakersach, którzy też mają jeszcze w zanadrzu swojego lidera wydaje się to mało prawdopodobne.

Ale: Go Blazers, Beat LA!!!

19 Aug 2020

Sensacja w Orlando

Lakers - Blazers 0:1

Duża niespodzianka, o ile nie sensacja. Blazers wygrywają pierwszy mecz kadłubowego play-off w Orlando. Rytm meczowy lepszy od świeżości. Wyrachowanie i dyscyplina taktyczna wygrywa z zadufaniem i pewnością siebie.

Stotts wprowadza w miejsce kontuzjowanego Collinsa czarnego jak smoła Gabriela – ruch ryzykowny, ale finalnie trafny. Czerwono-czarni szybko wychodzą na prowadzenie – w I kwarcie nawet 16 punktami. Skuteczność Lillarda, dobra obrona, pomysłowe rozwiązania w ataku. Lakers wydają się leniwi, ale spokojni. I poniekąd mają rację, bo w II kwarcie błyskawicznie, co niepokojące w kontekście kolejnych spotkań, odrabiają straty. Słaba postawa wąskiej rotacji Blazers. W trzeciej kwarcie do słabej skuteczności dostosowują się jednak już oba zespołu. W decydujących momentach wydaje się, że faworyci przejmują inicjatywę. W połowie IV kw. +6 dla Lakers i problemy z faulami prawie wszystkich wysokich z Portland. I wtedy odpalają CJ i Lillard szybkie 8 punktów w trzech akcjach. Lakersom drżą ręce: pod koszem nacinają się na Hassana, na obwodzie nie trafiają, nawet pudłują cztery rzuty wolne z rzędu. Dobija ich Gary Trent Junior jedyną swój trójką w tym meczu.

Ten mecz wygrała nie tyle drużyna, czy też indywidualności, co trener. Jak można Stottsowi wiele zarzucać - to w ostatnich meczach zjada taktycznie rywali na śniadanie. Tym razem zastosował manewr ukierunkowania obrony na rzuty zza łuku. Lakersi rzucili w tym meczu ledwie 5 trójek na skuteczności 15%. Tylko pozornie to efekt ich słabej dyspozycji, Bo bez dobrej obrony w play-offach tak się nie da ograniczyć kluczowego obecnie elementu rywalizacji. Obrona na dystansie skutkowała gorszą postawą pod koszem: gwiazdy rywala z łatwością wykańczały akcje podkoszowe, a sposobem na Davisa były jedynie faule. W ofensywnych zbiórka Lakers byli lepsi 17:5. Dodatkowo pojawiły się problemy z faulami. Ale gdy we wspomnianej połowie IV kw. rywal witał się z gąską, Stotts wrzuca Hassana i ten karci pewnych siebie rywali. Bajka taktyczna. Tyle, że nie do powtórzenia. Kolejny mecz będzie inny i to wciąż Lakers są faworytami serii.

Żeby nie było tylko laudacji dla Stottsa. Ten mecz pokazał dobitnie jaki potencjał zmarnowano złym przygotowaniem do sezonu. Drużyna oparta na kwartecie Lillard-CJ-Hassan-Melo powinna z łatwością wyśrubować bilans 50+ i czekać na Lakersów dopiero w finale konferencji. Z krytyką zmarnowanego sezonu trzeba się jednak jeszcze wstrzymać, bo sport widział takie przypadki gdy drużyna wchodząca do turnieju kuchennymi drzwiami stawała się rewelacją, a nawet zwycięzcą (tak, tak Dania 1992 … - pamiętamy). Szczególnie w tak nietypowych warunkach jak koronawirusowy rok 2020. Blazers mają piekielnie trudne zadanie żeby ugrać coś więcej na podrażnionych Lakers, ale kto wie ….

Z ciekawostek: Lakers nie wygrali u siebie (o ile ten był u nich, ale nominalnie – tak) meczu PO od pamiętnej serii finałowej z PTB w 2000 roku. A Lebron przegrał po raz pierwszy w I rundzie PO.

15 Aug 2020

Blazers w Play-off

Restart

Pandemia wirusa nie odpuszcza, ale biznes i życie powoli wracają do normy. Władze NBA wymyśliły sposób na rozstrzygnięcie sezonu. Skoszarowano zespoły w ośrodku sportowym w Orlando i przy skrupulatnych testach na obecność koronawirusa zorganizowano dokończenie rozgrywek.

Każdy zespół miał w końcowej fazie rozegrać osiem spotkań, przy zachowaniu przedkoronawirusowego bilansu. Aby uatrakcyjnić walkę przewidziano również mecz barażowy o awans do ósemki, w sytuacji gdy różnica pomiędzy ósmą, a dziewiątą drużyną konferencji będzie niewielka.

To otworzyło furtkę do uratowania sezonu przez Portland TrailBlazers. Realna szansa na awans do play-off, siódmy z rzędu, wynikała - poza zmianami regulaminowymi, z powrotu rekonwalescentów: Nurkicia i Collinsa. Co prawda z gry zrezygnował Ariza, ale i tak na papierze wyglądało to optymistycznie.

Blazers co prawda mieli pozornie trudny terminarz – mecze z potentatami, ale w praktyce okazało się to korzystne. Lepsze zespoły wykorzystały ten etap rozgrywek sparingowo, testując nowe rozwiązania i grając szerokim składem. W efekcie zespoły walczące o ósemkę przeważały, czego najdobitniejszym przykładem Phoenix Suns wygrywające wszystkie osiem spotkań. Nawet taki wyczyn nie wystarczył im jednak do awansu. Słabo spisywali się pewniacy z regularnych rozgrywek do ósemki - Memphis Grizzlies W emocjonującym, chociaż nie do końca sportowym finiszu Blazers wyprzedzili nawet Memphis i to z nimi zagrali baraże. Do awansu wystarczało im jedno zwycięstwo.

Mecz barażowy okazał się ekscytującym widowiskiem, co zapewne przyczyny się do przeniesienia tej formuły także na przyszłe lata. Blazers wykazali się wyrachowaniem i pokonali w końcówce rywala, głównie taktycznie i większą kulturą gry. Czasy Niedźwiadków pewnie przyjadą w kolejnych sezonach.

Ostatecznie Blazers wygrali siedem z dziewięciu spotkań i zakwalifikowali się do playoffowej rywalizacji z Los Angeles Lakers. Dla wielu jest to już wystarczające do odtrąbienia uratowania sezonu. Należy jednak pamiętać o fakcie, że ubiegłoroczny finalista kuchennymi drzwiami awansował do decydującej fazy - z ósmej pozycji. Dopiero nawiązanie walki z Lakers stanie się światełkiem w tuneli, szczególnie że mankamenty Blazers są widoczne jak na dłoni.

Wbrew pozorom Blazers wygrywali z ogromnym trudem. Większość meczów to dreszczowce, ze zwieńczeniem rywalizacją z Brooklyn Nets, w którym rywal mógł ostatnią akcją wyrzucić Portland z rozgrywek. Stotts grał bardzo wąską rotacją, z dominacją Lillarda, który w meczu z Dallas rzucił aż 61 punktów. Blazers byli najlepszą ofensywną drużyną, ale zarazem najgorszą defensywną. Nurkić wrócił pełen zapału do gry, lecz w defensywie był wielokrotnie spóźniony. Powrót Bośniaka to problem dla Hassana, który długo nie mógł się pogodzić z rolą zmiennika. Dopiero w decydujących meczach wniósł trochę pozytywów do dorobku drużyny. Na uwagę zasługuje także determinacja Carmelo, który jakby zwietrzył szansę na udane zakończenie kariery – jego transfer do Portland nieoczekiwanie okazuje się strzałem w dziesiątkę. Wyróżnił się również Gary Trent Junior – jedyny rezerwowy który wnosił dodatkową jakość, szczególnie w pierwszej fazie rozgrywek, bo potem został już lepiej odczytywany przez rywali.

Na całościową ocenę Blazers przyjdzie czas po rywalizacji z Lakers. Natomiast można już ocenić pomysł dokończenia sezonu w takiej formie. Wiadomo – najważniejsza jest kasa. Władze NBA więc nie miały skrupułów.

Pod względem bezpieczeństwa zawodników, a trzeba pamiętać że kilku koszykarzy zachorowało na koronawirusa, nie można mieć zastrzeżeń – to odpowiednia forma. Zmiana regulaminu, jakkolwiek korzystna dla Blazers, może już budzić wątpliwości. Mecze co prawda były ciekawe, ale lepsze zespoły walczyły o nic, bo trudno w takich play-offach mówić o przewadze parkietu gdy gra się mecze w tych samych halach. Sama zmiana zasad gry w trakcie sezonu budzi wątpliwości, no chyba że się jest zwolennikiem działań Lubelskiego Związku Piłki Nożnej …

Brak publiczności zrekompensowano trochę żenującymi elektronicznymi grafikami, w którym kibice wirtualnie dopingowali swój zespół. Najbardziej jednak do oglądania zniechęcała akcja społeczno-polityczna. Na parkiecie „wygrawerowano” hasło ostatnich niepokoi społecznych w Stanach, a na koszulkach zamiast nazwisk epatowano rzekomo demokratycznymi hasłami. Jak kibice piłkarscy wieszają polityczne transparenty to jest awantura i kary. Ale największa i najpopularniejsza liga na świecie może sobie uprawiać społeczny dyskurs. To autentycznie zniechęca, mimo że jest naturalnym fakt - koszykówka to sport czarnoskórych zawodników.

14 Mar 2020

Koronawirus

BILANS 29-37

W styczniu Blazers w końcu dali swoim kibicom trochę radości. Udana wymiana z Sacramento, pozbycie się Bazemore i Tollivera, którzy najwyraźniej nie znaleźli klimatu w Portland, pozyskanie dobrze broniącego Arizy, zaskutkowało lepszą serią, a nawet wygranymi z czołowymi drużynami Zachodu.

W lutym wszystko jednak wróciło do słabej tegorocznej normy. W dodatku w ostatniej chwili przed weekendem gwiazd kontuzję odniósł Lillard, który musiał opuścić kilka meczów, a po powrocie wyraźnie się oszczędzał. Szanse na play-off po wyraźnych porażkach z Memphis, NOLA i Kings, czyli bezpośrednimi rywalami - sprowadzały się jedynie do matematycznych rozważań.

Światełkiem w tunelu miał być powrót Nurkicia zapowiadany na niedzielny mecz z Houston, który w dodatku miał się odbyć w korzystnej dla polskiego widza porze.

Niestety do powrotu Nurkicia, meczu z Houston, a może także zakończenia rozgrywek nie dojdzie. Kilka dni wcześniej bowiem pozytywny test na obecność nowego wirusa stwierdzono u środkowego Utah Jazz – Rudy Goberta, który w dodatku jeszcze dwa dni wcześniej wyśmiewał się z epidemii. Władze ligi zareagowały natychmiastowo zawieszając rozgrywki. Całe szczęście, bo kilka godzin później pojawiła się informacja o kolejnym zarażonym w zespole Jazz.

Wszystko więc wskazuje na to, że ten nieudany dla TrailBlazers sezon i tak zakończy się przed czasem, z trudnymi do przewidzenia rozstrzygnięciami.

04 Feb 2020

Remembering KOBE

BILANS 23-27

Poprawiło się. Styczeń był już dużo lepszy. Nawet dodatni. Szczególnie jednak gra jest na miarę ubiegłorocznego finalisty. Wygrane wyjazdy w Toronto, Houston i Los Angeles.

Ten ostatni wyjazd był szczególny. Tydzien wcześniej w katastrofie helikoptera zginął jeden z najlepszych koszykarzy wszechczasów Kobe Bryant. Lakersi akurat w meczu z Blazers uczcili pamięć swojej legendy.

Wracając do poprawy gdy Blazers. Na razie daje ona co najwyżej szanse na walkę o ósmą lokatę, a i to nie będzie proste bo Memphis gra również dobrze. A i tak skazuje to na pojedynek z faworyzowanymi w tym sezonie Lakersami, dodatkowo zmotywowanymi wielką tragedią. Nie wiadomo czy jest w ogóle szans zabijać się o tej playoffy. Dużo ważniejsze jest ułożenie drużyny pod nowy sezon, aby nie powtórzyła się tegoroczna wtopa.

Fundamentem poprawy jest znakomita forma Lillarda, który na wysokiej skuteczności w każdym meczu kręci rewelacyjne statystyki. Ale wyraźnie poprawiła się również gra zespołowa, obronna i zaangażowanie. Świetnie spisuje się Whiteside. Pierwszą piątkę po wymianie Bazemore’a uzupełnia kolejny weteran Ariza. Co raz lepiej spisują się rezerwowi – szczególnie Trent.

W kontekście spodziewanego powrotu Nurkicia przyszłość w drużynie coraz lepiej czującego się tutaj Hassana zaczyna być jeszcze bardziej dyskusyjna. Trudno wyobrazić sobie obu w jednym teamie. Z drugiej strony są przesłanki za Nurkiciem – jednak bardziej operującym na półdystansie i lepszym w zagrywkach obronnych. Ale statystyki bloków Hassana, ale także to że jest zdrowy i specyficzny dla rywala są ważnymi argumentami.

Los tegorocznego sezonu rozstrzygnie się wkrótce. Ale decyzje co do przyszłego będą dużo bardziej ważniejsze.

03 Jan 2020

TITANIC

BILANS 14-21

Tego nie przewidzieli najwięksi pesymiści. Ubiegłoroczni finaliści Konferencji Zachodniej, pomimo ciekawych roszad kadrowych są w sezonie 2019/2020 chłopcem do bicia. Co prawda wciąż mają realne szanse na awans do play-off, ale to wynik dużego rozwarstwienia sił ekip Konferencji Zachodniej. Od tych najlepszych Blazers dzieli w tym sezonie przepaść.

 

Pierwsze niepokojące sygnały pojawiały się już w okresie gier przedsezonowych. Blazers mieli duży problem z obroną strefy i takie pierwsze lepsze Suns śrubowało rekord w trafionych trójkach. Wydawało się jednak, że sygnalizowana dobra forma duetu Lillard McCollum wystarczy na dobry start, pomimo trudnego terminarza.

 

I zaczęło się przyzwoicie. Nawet jak przychodziły porażki to minimalne po ładnej walce, jak chociażby w pierwszym meczu z Nuggets. Blazers wygrali „na walce” trudny wyjazdowy mecz w Dallas, jak się później okazało to był największy tegoroczny wyczyn tej drużyny. Gra wyglądało co najmniej przyzwoicie – dobrze komponował się Whiteside, formą z ubiegłorocznych play-off popisywał się lider Damian. Bilans jednak był niespecjalny: 3-3 po pechowej porażce jednym punktem z Philadelphią.

 

Problem zaczął się od pozornie niegroźnej kontuzji Zacha Collinsa. Ten bardzo siłowo przepracował okres przedsezonowy, nabrał masy, pewności siebie – i miał wreszcie spełnić pokładane w nim nadzieje. Pozornie drobna kontuzja barku przerodziła się jednak w konieczność operacji i kilkumiesięczną pauzę. To zupełnie rozbiło drużynę, która przegrała z tegorocznymi outsiderami GSW (tyle, że tam spadku formy się spodziewano po kontuzjach kluczowych graczy). I nagle się wszystko posypało: w listopadzie Blazers wygrali tylko 5 spotkań, a różnica klasy w meczach z silniejszymi rywalami była przygniatająca.

 

Kierownictwo wpadło w popłoch i zrobiło najgłupsza rzecz jaką można zrobić, aby podtrzymać zainteresowanie kibiców. Sprowadziło sławnego emeryta. Pod koniec listopada w Portland zadebiutowała gwiazda pierwszej wielkości, ale nie najświeższej jakości - sam Carmelo Anthony. Melo zaangażował się w swoją rolę ratowania zespołu i nawet okazał się kilka razy pożyteczny. Ale na drużynę spadł kolejny cios – kontuzji doznał Hood. Tę kontuzję również można zrzucić na karb sztabu, który nie przejmował się niepokojącymi sygnałami płynącymi od Robina.

 

W grudzień Blazers weszli rozbici, ale jeszcze z nadziejami ze względu na bardzo korzystny terminarz. I faktycznie w połowie miesiąca udało się wygrać pięć meczów z rzędu i wspiąć na ósme miejsce, mimo ujemnego bilansu. Rozbudziło to nadzieję nielicznych jeszcze optymistów na doczłapanie się do play-offów, powrót po kontuzji Nurkicia i Collinsa pozwalające na nawiązanie walki z tuzami Konferencji Zachodniej.

 

Okres świąteczny zweryfikował te oczekiwania. Blazers przegrali kolejne pięć spotkań, i to już niekoniecznie z lidera. Zwieńczeniem degrengolady była noworoczna porażka ze słabiutkimi Knicks w Madison Square Garden, gdzie wielki powrót miał Carmelo.

 

Jak zwykle w przypadku tak zaskakująco złej postawy pojawia się wiele chybionych recept. Jedna z nich głosi, że to kontuzja Collinsa, który do tej pory w NBA zagrał wszystkiego jeden dobry mecz rozbiła zespół. Prawda tymczasem leży w fatalnym przygotowaniu do sezonu. Wprowadzenie Whiteside wymagało zmiany ustawienia, do którego niezbędna jest dłuższa seria treningów. Blazers natomiast w chwale sukcesu spokojnie sobie wypoczywali i myśleli że sezon wygra się sam. Taka piątka jak Lillard-McCollum-Anthony-Whiteside-Bazemore powinna siać postrach. Mając wsparcie ławki: Labissiere-Simons-Trent-Little spokojnie powinni walczyć z dodatnim bilansem o czołówce konferencji. Niestety jak na Titanicu po pewności siebie i dobrej zabawie przyszła seria błędów i statek BLAZERS nie tylko tankuje. On tonie. Tonie nie dlatego, że ze składu wypadło trzech drugoplanowych graczy, albo że najważniejsi grają słabo. Tonie bo nie zespołu, nie ma schematów w ataku i obronie, nie ma gry zespołowej, nie ma wsparcia trenera i całego sztabu. Tego raczej już nie da się uratować i marzenia o mistrzowskim Portland z Lillardem jako liderem najprawdopodobniej trzeb dołożyć ad acta. Szkoda. Bo ubiegłoroczny sezon pokazał, że potencjał był.

19 Oct 2019

Apetyty po finale

Przed sezonem

Rozbudzone apetyty po ubiegłosezonowym sukcesie skłoniły zarządzających w Portland do gruntownej przebudowy otoczenia. Trzon drużyny pozostał wokół liderów: Lillarda i McColluma. Trzecim muszkieterem miał być Rodney Hood. Wielkie nadzieje budził Zach Collins, który mocno przepracował sezon letni: nabrał masy i pewności siebie. W roli centra sprowadzono z Heat chimerycznego Hassana Whiteside. Jeszcze większe przebudowa na ławce rezerwowych. Pozbyto się Turnera i Leonarda, pozostał Labissière. Wśród nowych twarzy Kent Bazemore, Anthony Tolliver i Mario Hezonja. A jeszcze pojawił się doświadczony, chociaż kontuzjowany Paul Gasol. Na papierze wyglądało to optymistycznie.

 

Niepokój mogły budzić co najwyżej zbrojenia bezpośrednich rywali. Co prawda odpadli z walki o najwyższe laury GSW oraz za naszą przyczyną OKC, ale silne zespołu zbudowały obie drużyny z Los Angeles, wzmocniło się Houston, a silni jak w poprzednim sezonie pozostali Denver i Jazz. Groźne wydawało się również Dallas. Jednak prawie wszyscy kibice w Portland, ale również eksperci, w gronie faworytów Zachodu wymieniali również Blazers.

 

W umiarkowanie optymistycznym nastroju Blazers przystąpili do nowego sezonu, nie przejmując się nawet trudnym terminarzem.

Please reload

bottom of page