top of page

"W głębi lasu"

20-07-2020

Polski serial oparty na powieści kryminalnej znanego amerykańskiego pisarza Harlana Cobena. Druga polska serialowa produkcja przeznaczona na platformę Netflixa.

Warszawski prokurator po identyfikacji zwłok wraca wspomnieniami do tragicznego obozu sprzed 25 lat, podczas którego zagadkowa tragedia rozdzieliła go z ukochaną siostrą.

Krajowi twórcy wykazali się inwencją przekształcając amerykańską powieść na polskie warunki. Wykorzystali przy okazji przemianę kulturową i polityczną, którą akurat objął 20 letni okres dwutorowej narracji. Zastosowano bardzo proste metody wyróżniania poszczególnych okresów, głównie przywołując hity muzyczne z okresu lat 80-tych.

 

O ile na polskie elementy starczyło pomysłu, nawet trochę za dużo – jak chociażby z wątkiem antysemickim, o tyle przełożenie samego napięcia kryminału wyszło słabo. Poszczególne wątki są nierównomierne, a końcowe rozwikłanie zagadki zbyt pośpieszne. Należy bowiem dodać, ze również współcześnie wplątano ważne śledztwo o próbie gwałtu, którego narracja jest zbyt rwana.

 

Zaangażowanie całkiem niezłej obsady oraz dobra realizacja, szczególnie zdjęcia, nie rekompensują więc ułomności samej fabuły i dość rozczarowującego finału. Obejrzeć można, ale kariery ten serial nie zrobi. Obecnie wpada w całą masę przeciętności i kilkutygodniowej popularności. Prezentacja w ogólnoświatowym serwisie ma jeszcze tą wadę, że niektóre postawy są przejaskrawione i krzywdzące Polaków, po raz kolejny, jako społeczeństwo.

"To nie jest OK"

01-04-2020

Młodzieżowy serial z elementami horroru.

Dziewczyna o wyglądzie chłopczycy nie jest specjalnie lubiana w szkole. Co gorsza przeżywa swoją tragedię – śmierć ojca.

Cieniem na tym serialu kładzie się postać protagonistki, która jest nie tylko mało atrakcyjna wizualnie, ale zupełnie nieangażująca emocjonalnie. Przeżywa wewnątrz swoje uczucia, niesztampowo je okazując na zewnątrz, jednak trudno jej zaskarbić sympatię, czy nawet zainteresowanie widza.

Motyw zagubionej nastolatki, często skutecznie wykorzystywany w kinie ma tutaj pomysłowe rozwinięcie. Serial skręca z gatunku młodzieżowego w horror, i to momentami skrajnie krwawy. Wydaje się jednak, że twórcom brakuje odwagi i momentami się hamują. Już można było pójść po całości, jak w jednej ze scen finałowego odcinka. Szwankuje również logika zdarzeń, bo jakoś mało kto się przejmuje widocznymi gołym okiem efektami mocy protagonistki.

Na szczęście serial ma krótkie odcinki dzięki czemu ogląda się go sprawnie. Inna sprawa że w sumie trwa ponad 3 godziny – co w wersji filmowej byłoby nie do zniesienia, a w serialowej wygląda na sprawną nowelkę.

"Locke @ Key"

01-03-2020

Serial zawierający elementy filmu młodzieżowego, science-fiction, nawet z momentami horroru.

Czteroosobowa rodzina: matka, ze starszym i młodszym synem oraz córką przeprowadzają się z dużego miasta do tajemniczego domu. Powód przeprowadzki jest tragiczny – zastrzelony został bowiem ojciec. W nowym miejscu rodzeństwo odkrywa tajemnicze klucze, a także kobietę mieszkającą w studni.

Serial zawodzi przede wszystkim w warstwie fabularnej. Każdy odcinek ma ukazywać nowe klucze o coraz dziwniejszych właściwościach: można się dostać do wymarzonego miejsca, ale również wejść do czyjejś głowy. Jednak brakuje pomysłu na ogarnięcie całości, a motyw złego charakteru (wizualnie najlepszy w całym filmie), który zamierza przejąć kontrolę nad kluczami nie wybrzmiewa dość przekonująco.

 

Przeciętnie również wypadają bohaterowie. Może ze względu na pomysł wyjściowy. Nie widać rozpaczy po tragedii rodzinnej, a rodzeństwo jak gdyby nigdy nic idzie do nowej szkoły, gdzie nawiązuje przyjaźnie, a córka nawet angażuje się do szkolnego filmu. Na jedynego wiarygodnego bohatera wyrasta najmłodszy z rodzeństwa, bo w jego przypadku ucieczka w świat magii jest uzasadniona.

 

Film garściami czerpie z już wymyślonych motywów. Nawiązania począwszy od serii o Narnii, czy też „Incepcji” są zbyt czytelne. Dodatkowo różnorodność gatunkowa: od filmu szkolnego, poprzez tajemnicę SF, a na mocnym horrorze kończąc – też raczej psuje ogólne wrażenie.

 

Dodatkowo nie mając zbyt wiele pomysłu rozwleczono fabułę aż na 10 odcinków - zdecydowanie za dużo, to w końcu w końcu 9 godzin historii. Zupełnie nie było na tyle potencjału.

 

Pozytywnie natomiast jest realizacyjnie. To porządna, chociaż może we współczesnych produkcjach już standardowa, robota. Ładne zdjęcia, dobry montaż, niezła muzyka – wszystko to buduje klimat. Kuleje tylko, a raczej aż – fabuła. Brak jednoznacznie ciekawego pomysłu raczej nie pozwala wyróżniać tej produkcji w zalewie podobnych współcześnie seriali.

Wiedźmin

15-01-2020

Oczekiwana, rozpropagowana marketingowo, serialowa adaptacja świata zaprezentowanego w kultowej serii książek Andrzej Sapkowskiego.

Serial obejmuje epizody pozwalające zapoznać się z najważniejszymi bohaterami sagi: wiedźminem Geraltem z Rivii, księżniczką Cirilli, czarodziejką Yennefer i bardem Jaskierem.

Najwyraźniej nie ma szczęście Wiedźmin do wersji filmowych. Wyprodukowany w 2001 polski film stał się pośmiewiskiem. Oczekiwania co do serialu wyprodukowanego dużym kosztem przez aktywny marketingowo Netflix były wysokie. Niestety film jest klapą scenariuszową. Kolejne odcinki w sposób chaotyczny pokazują obraz świata i poszczególne osoby. Nie sposób zaangażować się w szczątkową fabułę. Można zrozumieć, że miało to być tylko wprowadzenie bohaterów przed właściwym rozkręceniem akcji w kolejnych seriach, jednak rozwleczenie tego do ośmiu odcinków powoduje uczucie znużenia. Ale największym mankamentem jest drugoplanowa pozycja w tym wszystkim samego Geralta, który w wielu odcinka na długie minuty znika, a jak się pojawia to najczęściej ma jakieś mało znaczące dla odcinka zadanie. W sumie wyróżnia się tylko odcinek piąty, ale to ze względu na bardzo dosłownie ukazaną orgię.

 

Pod względem technicznym jest dużo lepiej. Widać wydatkowany budżet. Charakteryzacja, montaż, dźwięk, kostiumy, a nawet efekty specjalne są dopracowane w każdym calu. Zresztą już pierwsza scena robimy wrażenie. Tylko przy wadach scenariusza poziom realizacyjny również zaczyna nużyć.

 

Jak zwykle fani książkowej wersji komentuje obsadę aktorską. Wydaje się że główna postać Geralta, a także postaci kobiece zostały dobrze dobrane. Największe wątpliwości może budzić zbyt młodzieńczy Jaskier.

 

Netflixowi trzeba przyznać znakomitą kampanię reklamową oraz trafioną datę premiery w okresie świątecznym. Nie udało się jednak uniknąć kontrowersji – wobec niskiego poziomu fabularnego kolejne sezonu stoją pod znakiem zapytania.

1983 – alternatywna wizja historii Polski

06-01-2019

Reżyserowany aż przez cztery reżyserki, ale można by rzec gdyby nie poglądy tych pań – z jednej parafii, ośmioodcinkowy serial. Pierwszy polski, który pojawił się na Netflixie, a więc ma otwartą drogę do szerokiego odbioru światowego. Co jest o tyle ważne, ale jednocześnie trudne, że dotyczy tematyki bardzo „polskiej”.

Na początku 1983 roku w okresie napięcia społeczno-politycznego w Polsce dochodzi do trzech zamachów w największych polskich miastach. Władza ma po tych wydarzeniach przyzwolenie na rozprawienie się z solidarnościową opozycją: uniezależnia się po części do bratniego ZSRR, otacza szczelną kurtyną, a największym sojusznikiem stają się Azjaci z Wietnamu. Nie ma oczywiście mowy o żadnym przełomie 1989 roku, panuje monopartia, która ustala wszystkie zasady, ale również dba o społeczeństwo chwalebnie obchodząc kolejne rocznice zamachów. Sytuacja materialna wydaje się stabilna, ludziom żyje się dostatnio, centrum Warszawy jest naszpikowane nowoczesnymi biurowcami, po drugiej stronie Wisły rozrosły się handlowo-restauracyjno-rozrywkowe przybytki stworzone przez Wietnamczyków, a młodzież dostała nowoczesny komunikator Traszka – coś na kształt telefonu komórkowego. Wolności i swobody jednak brakuje. Granice są szczelnie zamknięte, o podróżowaniu nie ma mowy. Partia podejmuje wszystkie ważne decyzje.

W tych warunkach w policji, tfu … w milicji pracuje Anatol Jaków (Robert Więckiewicz), Ślązak zdystansowany do systemu, ale wiernie mu wciąż służący. Studia prawnicze kończy natomiast Kajetan Skowron (Maciej Musiał), sierota po ofiarach zamachów, jego zdjęcie z lilią stało się symbolem żałoby. Narzeczona Kajetana jest natomiast córką wysoko postawionego decydenta (Andrzej Chyra).

Jest rok 2003. 20 rocznica „nowej Polski”. Kajetan zdaje egzamin końcowy pod okiem swojego mentora, który dziwnymi słowami określa polską rzeczywistość dając w dodatku tajemnicze zdjęcie. Jaków dostaje nową sprawę – pozornie wyglądającą na samobójstwo, ale mającą wyraźny podtekst polityczny. Bo co prawda opozycja została zlikwidowana, to jednak istnieje ruch oporu (Lekka Brygada) wrogo nastawiony do władzy, a także odkrywający prawdę o działaniach po zamach.

 

Pomysł wyjściowy – bez dwóch zdań, jest rewelacyjny. Alternatywna rzeczywistość oparta na wciąż tkwiącym w naszych głowach okresie przed upadkiem socjalizmu w bloku wschodnim. Ale, żeby przekuć to w dobry serial trzeba mieć jeszcze pomysły na rozwój fabuły i wizję realizacyjną. I tych dwóch elementów twórcom „1983” (mylący tytuł, ale to nie szkodzi) brakuje. Bardzo brakuje.

 

Fabuła praktycznie od pierwszego odcinka toczy się dwutorowo. Z jednej strony współczesność – 2003 rok, z drugiej retrospekcje tuż przed zamachem w 1983. Wizja współczesna jest dużo gorsza. Praktycznie brakuje pomysłu na rozwój fabuły. Konfrontacja z ruchem oporu jest do bólu przewidywalna, dochodzi do tego jakaś większa intryga, wręcz międzypaństwowa, ale zupełnie z niej nic nie wynika. Jeżeli umiejscowiono akcję akurat po 20 latach od przełomu to można było oczekiwać jakiegoś zwrotu akcji w tej alternatywnej rzeczywistości. Takowego nie ma, a nawet się na niego nie zanosi.

 

Jeszcze gorzej jest z indywidualnymi wątkami, z których nawet nie wiadomo który jest ważniejszy. A tylko szczątkowo się zazębiają. Śledztwo milicjanta jest zwyczajnie nudne. A przemiana absolwenta studiów monotonna. Skowron co prawda dochodzi z pomocą milicjanta do prawdy na podstawie darowanego zdjęcia i łączy nieszczęśliwe wypadki, a nawet zaczyna drążyć kwestie swoich rodziców, ale robi to w sposób tak monotonny, że nie budzi większego zainteresowania.

 

Retrospekcje są minimalnie bardziej interesujące, a to dlatego że próbują odtworzyć klimat stanu wojennego. Co prawda tylko próbują, bo świadkowie tego czasu znajdą wiele niezgodności. Można nawet złośliwie wytknąć ekipie pani Agnieszki Holland, takiej do przodu w krytyce obecnej sytuacji politycznej, nieznajomość tego okresu. Nie to jednak jest problemem, bo nie znawcy realiów stanu wojennego będą głównymi odbiorcami tej produkcji. Mankamentem jest brak koncepcji na wątek zamachów. Logiczne byłoby aby obarczyć ich przygotowaniem władze PRL, bo to one były jedynym beneficjentem. Dzięki temu społeczne przyzwolenie pozwoliło rozprawić się z opozycją i ustrój zachował władzę, którą w normalnej rzeczywistości stracił z hukiem w 1989r. Ale także tego nie ma za bardzo w serialu: ZOMO pacyfikuje drobne ośrodki Solidarności, a panowie z tajemniczego zdjęcia bawią się na ślubie, bez cienia planów tak skomplikowanej organizacyjnie prowokacji jak trzy wybuchy w centrach miast.

 

W sekwencji retrospekcyjnej lepiej naszkicowano wątki indywidualne. Konflikt pomiędzy matką i babcią Kajetana jest ciekawy, także trudne indywidualne wybory ojca i matki (co jest zdradą?) przypominają realne problemy tamtych czasów. To jest jednak za mało, szczególnie w kontekście rozpoczętych wątków (np. jakiś Irlandczyków, którzy się pojawiają w celach szpiegowskich). Trop serialu mógłby wieść, że zamachy zrobił ktoś z zewnątrz, ale także na to nie ma żadnych przesłanek. A więc z retrospekcji dowiadujemy się jedynie, że był stan wojenny, opozycja była prześladowana, a do zamachów doszło i zginęło wiele ludzi. Czyli tego wszystkiego co wiemy już na starcie pierwszego odcinka.

 

Fabuła więc jest uboga, co boli ze względu na pomysł wyjściowy. Wykorzystania alternatywnej historii Polski można było stworzyć wiele, to aż niemożliwe że twórcom zabrakło wyobraźni.

 

Serial spotkał się, słusznie, z szeroką krytyką. Po części może ona jednak wynikać z aspektów politycznych, jak chociażby zupełnego abstrahowania, co po ekipie pod znakiem Holland było zagrożeniem, od obecnego konfliktu politycznego w Polsce.

 

„1983” mógłby się mimo słabej fabuły obronić, gdyby został dobrze zrealizowany. Ale tutaj jest jeszcze gorzej, jakby zabrakło jednocześnie: i budżetu, i pomysłów, i wyobraźni. W ogóle wygląda jakby cały film toczył się na Powiślu – to tam, a nie za Wisłą jest ta cała dzielnica wietnamska. Nawet fragment dziejący się w Szczecinie nachalnie nakręcono na Powiślu. Może kogoś to nie razi – ale mieszkańców tego rejonu (nieszczęśliwie dla twórców wielu polskich produkcji – siedziby serwisu wodaiogien.com)- bardzo.

Obraz Warszawy roku 2003 ogranicza do luksusowych wnętrz, biurowców i azjatyckich sklepików, tudzież miejsc rozkoszy. W retrospekcjach tez wyraźnie widać braki budżetowe – a pojawiająca się co chwila scena przy biurkach z tamtej epoki jest na to dowodem, bo poza tym to można obejrzeć co najwyżej peerelowskie bloki i podwórka. To jednak jest serial sci-fi tutaj się więcej wymaga. Trudno uwierzyć, że nie było pieniędzy na lepsze pomysły. Raczej nie było tychże.

 

Największym koszmarem jednak są takie drobne rzeczy, które irytują na każdym kroku. Proste błędy, niedopracowane sceny, absurdy scenariuszowe. I to od pierwszego odcinka. Tropienie ich to mrówcza robota, ale można by stworzyć elaborat. Przykłady? Ministra odwiedza milicjant – stary kumpel, ale pod koniec spotkania wchodzi inny minister w spokoju przysłuchując się wymianie zdań. Sytuacja niemożliwa w żadnym systemie politycznym. Kilka scen dalej – ucieczka po peronie Dworca Centralnego, gość ryzykuje przeskoczenie murka, mimo że obiegnięcie go byłoby i szybsze i bezpieczniejsze. I tego jest na pęczki, jakby ktoś nie myślał komponując poszczególne sceny. Dla widza to jest mordęga, bo widać że twórcy nie mają pojęcia o tworzeniu wiarygodnej rzeczywistości. A drobne rzeczy przekuwają się na całokształt.

 

O aktorach lepiej nie wspominać, bo zawodzą wszyscy: od Więckiewicza, poprzez Musiała, Wichłacz, Olszańską na irytującym Chyrze skończywszy. Pozytywnie wypada dawno nie widziana Edyta Olszówka (i to nie dlatego, że pokazuje swoje nagie ciało), tyle że … znika na kilka odcinków. Najlepsza, a zarazem istotna rola – to babcia odgrywana przez Ewę Błaszczyk, która jako jedyna przemyślała swoją rolę i coś od siebie dodała.

 

Niewykluczone, że wiele mankamentów tego serialu znika w percepcji zagranicznej. Chociaż też można wątpić. Dla polskiego widza, szczególnie pamietające okres przełomu – to jest on nieoglądalny.

Please reload

bottom of page