top of page

Podsumowanie 2016

To nie był zły rok. To nie był nawet chujowy rok. 2016 to był KUREWSKO chujowy rok.

Jak doszukiwać się jakichkolwiek pozytywów, to jedynie w obszarach ekonomicznych, społeczno-politycznych i sportowych.

I w tych oto został sporządzony ranking.

Najważniejsze wydarzenia ekonomiczne 2016:

1) Wzrost dochodów budżetowych

2) Gwałtowne osłabienie złotówki

3) Niska inflacja i spadek bezrobocia

4) Koniec złodziejstwa OFE

5) Totalny marazm na GPW

 

Najważniejsze wydarzenia społeczno-polityczne 2016:

  1. Donald Trump

  2. ŚDM

  3. Likwidacja gimnazjów

  4. 500+

  5. Brexit

Najważniejsze wydarzenia sportowe 2016:

  1. Spadek Hutnika

  2. Letni deszcz dolarów w Portland

  3. Kompromitacja w RIO

  4. Ćwierćfinał Nawałki

  5. Liga Mistrzów Legii

Wpływy budżetowe

Całkiem umknęła wszystkim taka mała informacja z pola ekonomicznego tego tygodnia. No ale jak najważniejsza jest dyskusja ile będzie zarabiał biała, znaczy się ... pierwsza dama.


Wzrost dochodów w stosunku do okresu I-VI 2015 r. odnotowano we wszystkich rodzajach podatków:
•    dochody z podatku VAT były wyższe o 7,9% r/r. (tj. ok. 4,5 mld zł),
•    dochody z podatku akcyzowego i podatku od gier były wyższe o 4,9% r/r. (tj. ok. 1,5 mld zł),
•    dochody budżetu państwa z podatku PIT były wyższe o 8,4% r/r (tj. ok. 1,7 mld zł),
•    dochody budżetu państwa z podatku CIT były wyższe o 2,1% r/r (tj. ok. 0,3 mld zł),
•    dochody z tytułu podatku od niektórych instytucji finansowych za okres III-VI wyniosły 1,4 mld zł.
TUTAJ

Wzrosły dochody ze wszystkich grup podatkowych, w tym największy wzrost dotyczy najważniejszego, i najbardziej korupcjogennego, VATU.


To chyba najlepsze porównanie zmiany jakościowej, jaka w Polsce nastąpiła. Zawsze pojawia się pytanie przy okazji wyborów, skąd wziąć środki na obietnice wyborcze. Bo rozdać to prosta sprawa: każdy potrafi, a grup społecznych jest tyle, że nawet budżet Chin by nie starczył na wszystkich którym się należy. Ale już zarobić łatwo nie jest. Nowi decydenci co prawda przebąkiwali o możliwości uszczelnienia systemu podatkowego, ale mało kto brał to na poważnie. No tak, jak od lat rządzili w Polsce ludzie, którzy mniej lub bardziej świadomie (podejrzewam, że niektórzy byli na tyle niekompetentni że faktycznie robili to nieświadomie) przymykali oko na złodziejstwo, to zmienić świadomość jest bardzo trudno.


Oczywiście jedna jaskółka wiosny nie czyni i będziemy obserwowali dane w kolejnych okresach (chociaż akurat porównanie tych dwóch półrocz jest najbardziej reprezentatywne dla oceny władzy). Należy jeszcze na to nałożyć ogólną koniunkturę gospodarczą, która nierozerwalnie powinna (nie dotyczy okresu rządów Donalda Tuska) skutkować lepszą ściągalnością podatkową: po pierwsze wyższy dochód = wyższy podatek, po drugie ludzie jak zarobią mają mniejsza motywację do unikania płacenia.


Ktoś idealnie odpowiedział podczas kampanii wyborczej, co zrobić żeby polepszyć wpływy budżetu: „przestać kraść”. Na ile ta pozytywna tendencja się utrzyma – zobaczymy. Wszyscy wiemy że władza deprawuje, a tak naprawdę reformy można zrobić przez pierwszych kilka miesięcy. Jakoś nie wierzę, że PIS będzie wyjątkiem w skali światowej od tej reguły, nawet pomimo twardego charakteru ich Wodza. Ale kto wie.


Przy okazji: dochody budżetu w I półroczu to ponad 150 mld zł – tą liczbę proszę zestawić z wydatkami na 500+, które według propagandy (bo inaczej nie da się nazwać pisaniny jednej z gazet) mają załamać cały budżet. Co więcej wzrost dochodów podatkowych w I półroczu to 10 mld zł. Sam wzrost. Mamy już odpowiedzieć co sfinansowało sztandarowy program rządu? Da się? Nie sposób nie zacytować w tym miejscu gwiazdy sportowej poprzedniego rządu: „"Już w bieżącym roku, a tym bardziej w kolejnych latach, większość środków przeznaczonych na program będzie pochodziła z długu” TUTAJ


Kamyczek to ogródka rządzących to brak marketingowego wykorzystania tego zjawiska. Może jest w tym jakiś ukryty cel, bo wielu aresztowaniach też nie drążą tematu (NCBiR).

KNF gwarantem bezpieczeństwa inwestorów

Jest coś takiego w Polsce jak „przejrzysty” rynek kapitałowy.
Jest coś takiego jak Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie S.A. z bardzo mądrym zarządem i pięknym budynkiem.
Jest coś takiego jak Komisja Nadzoru Finansowego. Żeby napisać prospekt trzeba siedzieć pół roku i drugie pół boksować się z KNF. Spółka jak już zadebiutuje to ma skomplikowane obowiązki informacyjne.


Czyli co? Inwestorzy są bezpieczni? Mogą bezpiecznie, wcześniej wyjść z inwestycji, jak coś będzie nie tak. Mają gwarancję, że żaden przekręt na tak świetnie kontrolowany rynek nie trafi?
No to mamy przykład spółeczki Pana Krauzego.
Taki był DEBIUT

potem było TAK

zjazd z 500 zł do 0,5 zł – przyznajmy imponujący wynik
kończy się tak – PUNKT nr 3

Spółka naruszyła 11 zasad. TUTAJ

Nie mówię że nie naruszyła. Tylko dziwne że nagle wszystkie one wyszły na jaw. KNF się przebudził z niedźwiedziego snu? Nikt biednych inwestorów nie ostrzegał. Tak wiem – ich ryzyko. Tylko w takim razie na jakiego chuja jest ten cały KNF. Rzekomo ukarano spółkę. Tylko że problem mają inwestorzy, którzy nawet nie będą mieli jak zrealizować straty podatkowej.
A spółka co? Komuś postawiono jakieś zarzuty? Gdzie jest teraz pan Krauze, ulubieniec niejednej ekipy politycznej? W domku sobie siedzi? A może jego miejsce jest tak, gdzie go wsadzono już za poprzednich rządów prawicy?


I tak właśnie wygląda polski rynek kapitałowy po 25 latach rozwoju. Takie bezpieczeństwo zapewnili nam swoimi decyzjami ci, którzy teraz płaczą że stracili władze. Szkodnik Balcerowicz i reszta ekipy. Za to w mediach rozkminka o podwyżkach dla najważniejszych osób w państwie. Zajmijcie się swoimi głupotami, a obecnych decydentów rozliczajcie po owocach. Bo wasze właśnie gniją na potęgę. Rynek kapitałowy to jeden z takich zgniłych owoców. I nie przez OFE, Tuska i Morawieckiego. A przez fatalne regulacje, bezczynność urzędników KNF i GPW oraz przyzwolenie na złodziejstwo. Takie jak w Petrolinvest i dziesiątkach innych spółek, niegodnych statusu giełdowego. A KNF niech dalej miętoli te prospekty i przysyła biurom maklerskim dziesiątki idiotycznych uwag i pytań.


Jak kogoś więcej interesuje: TUTAJ

I jeszcze jedno prywatne spostrzeżenie, które znalazłem dopiero po napisaniu wszystkiego co powyżej. Otóż prezesem Petrolinvestu jest jeden z największych buców, jakich spotkałem na swojej drodze zawodowej. Dobrali się wszyscy jak w korcu maku.

 

OFE. Heroina polskiego rynku kapitałowego

Zdecydowanie nie powinienem pisać o OFE. A już na pewno nie krytykować i oczerniać tego największego przekrętu trzeciej Rzeczpospolitej. Z bardzo wielu powodów. Większość moich byłych współpracowników, kolegów i przyjaciół nierozerwalnie w ostatnich latach była z tym projektem związana: zawodowo, finansowo, emocjonalnie. Zażywali tą heroinę nałogowo. Nic dziwnego że demontaż OFE im się nie podoba, i znajdują tysiące mało racjonalnych argumentów za utrzymaniem tego chorego finansowo systemu. Nie da się ukryć, że ja również po części byłem beneficjentem hossy wywołanej przez OFE. Raz że poziom zarobków w branży był wyższy, dwa że też biegałem z jakąś spółką (słabą zresztą jak większość wciskanych funduszom) i zgarnąłem premię za ulokowanie przewartościowanych akcji w portfelach inwestorów – głównie OFE.


Ten cały amok środowiska jak żywo przypomina nastawienie do rynku nieruchomości w USA dziesięć lat temu. Teza „ceny nieruchomości nie mogą spaść” była powtarzana jak mantra niezależnie od stanowiska, wiedzy i poziomu intelektualnego przedstawicieli branży. Jakiekolwiek inne zdanie było traktowane jako herezja. Jak ktoś nie wierzy polecam trudną, ale trafną książkę „Big Short”. Tak jak wówczas kupujący krótkie pozycje na obligacje, tak też dziś nieliczni (na rynku kapitałowym) krytycy systemu OFE stoją jeszcze samotnie po drugiej (ale słusznej) stronie barykady.


Pisanie dziś o OFE to także zajęcie bezsensowne. Mleko dawno się już rozlało. Straty w skali całego budżetu są ogromne. A z drugiej strony ich los jest przesądzony - nic tak nieefektywnego finansowo nie może się na dłużej utrzymać (w końcu nawet rynek nieruchomości w USA się załamał).


Napisanie takiego artykułu kilkanaście lat temu – to byłoby coś. Też by pewnie nic nie dało, ale mógłbym dziś biegać z nim krzycząc „ja wiedziałem że tak będzie”. Zresztą z perspektywy czasu wcale nie wydaje się to jakoś odkrywcze. Wady założycielskie idei powstania OFE były tak oczywiste, że trudno nie podejrzewać o celowe działanie pomysłodawców. To oni dziś powinni być w ogniu krytyki, a nie ci którzy próbują pozamiatać ten cały syf.


Trzeba zresztą uczciwie przyznać, że pierwszym który podjął konkretne działania był lider poprzedniej władzy, dziś przyglądający się sprawom krajowym z europejskiego stołka. Szkoda że zabrakło mu pełnej determinacji, a może bliższe prawdy jest: że nie mogła nie zabraknąć. Jeszcze bardziej szkoda, że ówczesna opozycja, dziś stojąca przed koniecznością dokończenia demontażu, wykorzystała te działania do krytyki – co obecnie trafnie wygrzebuje się im w cytatach i twittach. Likwidacja OFE będąca w interesie całego społeczeństwa powinna być zadaniem ponadpartyjnym, ale ani wówczas ani obecnie uczestnicy i obserwatorzy sceny politycznej nie są w stanie się do tego przemóc.

Zacznijmy od kluczowego pytania: Dla kogo miała być reforma systemu emerytalnego?
Odpowiedź, która nasuwa się jako pierwsza to: dla emerytów. Dokładniej: polskich, przyszłych emerytów.
Zastany po okresie komunizmu system, raz że był niesprawiedliwy, dwa że wszelkie projekcje finansowe (oparte na demografii) jednoznacznie wskazywały jego bankructwo w perspektywie 20-30 lat. Na tej konieczności zbudowano jednak system jeszcze gorszy, pozwalający nie tylko na nieefektywne zarządzanie pieniędzmi mającymi w przyszłości ratować nasze emerytury, ale przede wszystkim niezwykle kosztowny.
Można sprowadzić odpowiedź na postawione pytanie do uproszczonego stwierdzenia, że na polskich emerytach dorobiły się zagraniczne instytucje finansowe. W praktyce nie tylko. Ogromnym beneficjentem były również rzesze pracowników, zgarniających bardzo dobre zarobki w Towarzystwach Emerytalnych. Pensje zarządów, zarządzających czy analityków to był rozbój w biały dzień. I nikt niech nie mówi o odpowiedzialności i trudnej pracy. Pierdzieli w stołki i kopiowali ruchy całego rynku – to cała ich „katorżnicza” robota. Ale oni raczej nie muszą się martwić o swoją starość (chyba że ich wyrzuty sumienia dopadną, w co mocno wątpię), w przeciwieństwie do milionów - nic nie winnych – Polaków. Chyba że ich winę sprowadzimy do głosowania na nieodpowiednie partie polityczne, ale to zbyt daleko idące pretensje.


Dużo bardziej skomplikowane, ale przez to jeszcze bardziej zakłamane, jest zagadnienie wpływu OFE na polski rynek kapitałowy. Powszechna opinia (przynajmniej wśród ludzi związanych z rynkiem) jest oczywiście entuzjastyczna. To rzekomo demontaż funduszy ma spowodować zamarcie rynku i warszawskiej giełdy. Prawda jest dokładnie odwrotna. Wpływ OFE na rynek był nad wyraz szkodliwy, doprowadził do wielu wypaczeń, pogorszył jakość notowanych spółek, przyczynił się do ograniczenia płynności. Pieniądze z OFE były dla giełdy zupełnie pozarynkowym przypływem popytu. Fala przelewów wręcz zmuszała zarządzających do masowego zakupu notowanych spółek (bez większej rozkminy o ich atrakcyjności cenowej, czy perspektywach rozwoju – sam takiego gniota sprzedawałem, więc wiem). Niewiele to miało wspólnego z efektywnym rynkiem, na którym akcje są kupowane ze względu na atrakcyjność cenową albo perspektywiczność przyszłych korzyści. Fundusze kupowały akcje dlatego, że miały pieniądze. I tylko dlatego. Dodatkowo system oceny funduszy (absurdalne obowiązki dopłat) powodował, że prawie wszystkie stosowały zbliżoną politykę inwestycyjną. Wychodzenie przed szereg nie popłacało. Więc jak Fundusz-sąsiad zwiększał zaangażowanie bezpieczniej było robić to samo.
Czyż to nie jest wypaczenie rynku kapitałowego, gdzie według zasad powinny panować prawa popytu i podaży? Tymczasem jedna strona rynku dostała zastrzyk z dawką dopingu. Musiała więc być na mecie grubo przed drugą. Spowodowało to szybki wzrost cen akcji, ich przewartościowanie i pompowanie bańki spekulacyjnej.
Ale nie tylko. Gorszym zjawiskiem było, że nieograniczony popyt ze strony OFE zachęcił również wielu emitentów, w żaden sposób nie spełniających standardów giełdowych (na Komisję Nadzoru Finansowego też liczyć nie można było), do masowego wchodzenia na giełdę. Nowe emisje kupowane często po zawyżonych cenach przez OFE to konkretne straty dla polskiego emeryta. Może dla niego to jedna bułka na śniadanie, ale zawsze coś. Dla GPW ten proces był o tyle zabójczy, że większość tego szrotu na rynku została (poza przypadkami klinicznymi). Niech sobie piewcy pozytywnej roli OFE popatrzą na wykresy takich spółek jak Netia, czy PBG, którymi swego czasu fundusze były zachwycone. Właśnie taki był profesjonalizm zarządzania i przewaga intelektualna zarabiających krocie analityków finansowych.


Absurdalnym argumentem jest również zbawcza rola OFE dla płynności rynku. Owszem nakupowały tych akcji. Ale głównym ich działaniem było trzymanie aktywów, przez co free floaty uległy znacznym ograniczeniom. Jak ma być handel na największych spółkach, jak OFE skupiły po 30% nawet takich KGHMów czy PKNów. Z drugiej strony jak mają z tego wyjść w obecnej sytuacji?
Kolejny nietrafiony argument to pozytywny wpływ OFE na zarządzanie spółkami. Owszem powsadzali swoich ludzi do Rad Nadzorczych (co dedykuje Panu Petru płaczącemu dziś że nowa władza ma taki właśnie zamiar), ale nie spotkałem się z ani jedną opinia przedstawiciela spółki, że coś pomogli, służyli konkretną radą, wiedzą, doświadczeniem. Częściej dochodziło do sporów, czy też - nieracjonalnego z punktu widzenia spółki potrzebującej gotówki na inwestycje - wyciągania środków w postaci dywidend. Bo takie było widzimisie funduszy żeby ratować słabe wyniki inwestycyjne.
Usłyszałem również opinię (bodajże Pana Gwiazdowskiego), że OFE powinny zostać, bo zawsze prywatny właściciel będzie lepiej zarządzał niż państwowy. Jako dowód dla tego „myśliciela” posłużył fakt upadku komunizmu na rzecz kapitalizmu. Czyż można upaść niżej w swojej argumentacji?


Oczywiście heroina jaką były fundusze uzależniła polskich rynek kapitałowy. Detoks jest bolesny, ale konieczny. Bez niego rynek będzie dalej powoli obumierał. System OFE musi zostać zdemontowany, a nowy powinien przede wszystkim uwzględniać interesy zwykłych Polaków, przyszłych emerytów. Nie jest to zadanie łatwe, szczególnie że obecnej władzy wielu będzie podkładać nogę (co zresztą już robią w innych koniecznych do reformy tematach jak: konstytucja, edukacja, wymiar sprawiedliwości). Pozostaje mieć tylko nadzieję, że determinacja, którą widać co najmniej u dwóch polityków kluczowych w obecnym procesie decyzyjnym, pozwoli na powolne uzdrawianie sytuacji.


Osobnym tematem jest, czy nie powinno się twórców tej złodziejskiej reformy rozliczyć, albo przynajmniej ukazać społeczeństwu zakresu strat, jakie przyniosły nieodpowiednie założenia, brak nadzoru i zaniechanie szybkich działań.


Mam za to dobrą wiadomość dla wszystkich wieszczących upadek GPW. Giełda przetrwa. Funkcjonowała bez OFE, poradzi sobie i teraz. Wyjdzie z tej reformy słabsza, ale nie przez demontaż, a przez nieudany eksperyment na żywym organizmie. Nie jest az tak osłabiona jak polski system emerytalny, chociaż co się stało to się nie odstanie.

 

Program 500+ - zaufać Polakom

Sztandarowy program dobrejzmiany trafił do Sejmu wywołując jakby z przymusu szeroką dyskusję. Nie jest to projekt z mojej bajki, bo ani nie mam dzieci (zero), ani nikt z moich najbliższych nie skorzysta. W dodatku pachnące komuną rozdawnictwo pieniędzy zawsze śmierdzi centralnym sterowaniem. A nienawiść do socjalizmu na trwałe mi się zaszczepiła obserwując Stan Wojenny w Nowej Hucie.

 

Zrozumiała jest też krytyka polityczna, która w tym momencie spada na pomysłodawców. To program, który niewątpliwie zatrzęsie sceną polityczną (jak ktoś nie wierzy, to polecam sondaże po pierwszych wypłatach) i zapewne zatopi niektóre projekty polityczne. Nic dziwnego, że się bronią. Dziwne tylko, że bronią się tak głupio. Bo lektura komentarzy i słuchanie argumentów całej opozycji (należy tutaj też włączyć Kukiza) są tak absurdalne, że każda rodzina po zainkasowaniu pierwszej wpłaty straci zupełnie zaufanie do polityków i komentatorów, którzy wygadują dziś te dyrdymały.

 

Po pierwsze nikt nie potrafi zrozumieć czym program 500+ jest. Otóż nie jest to żadne wsparcie rodzin, program na rzecz prokreacji, ani nic w tym rodzaju. Żadne pięć stówek nie sprawi że ludzie będą chcieli mieć więcej dzieci, ani nie uratuje tysięcy ludzi żyjących na skraju ubóstwa (jedząc dwie bułki dziennie zamiast jednej człowiek będzie tak samo głodny pod wieczór, jak i nie bardziej). Nie jest to także gwóźdź do trumny finansów publicznych, co najwyżej szpileczka. I takie podchodzenie do tematu kompromituje krytykantów.

 

Ten program ma zupełnie inny cel. Jest to pierwszy w Polsce program oparty na zaufaniu do społeczeństwa. Jeszcze nikt nie wpadł na pomysł żeby to zwykły obywatel decydował, czy chce pomoc i co z nią zrobi.

Kluczowym atutem programu jest jego dobrowolność (tutaj już odpadają wszystkie pomysły typu żeby to prowadziły urzędy skarbowe, żeby odliczano od podatku – wtedy było sterowane przez jakiś urząd). Każdy potencjalny biorca sam podejmuje decyzje, czy na taką pomoc się zdecyduje. Słusznie niektórzy zwolennicy partii rządzącej oczekują od krytyków nie składania wniosków. I słusznie przebąkują o tym nawet najwyżsi rangą urzędnicy: nie podoba ci się nowa władza, nie podoba ci się program 500+, jesteśmy zwolennikiem innych partii – nikt nie zmusza cię do uczestnictwa. Zobaczymy jaka tak naprawdę będzie skala wniosków, ale idę o zakład że w każdej dyskusji w polskich rodzinach jakakolwiek krytyka PIS spotka się z pytaniem: „a pięć stówek bierzesz?”.

 

Drugim kluczowym elementem programu jest brak kontroli przeznaczenia wydatkowanych środków. Po raz pierwszy Państwo (które jak można się przekonać w każdym urzędzie nienawidzi przeciętnego Kowalskiego) nie mówi na co wydatkowana kasa ma zostać spożytkowana. Co prawda hasło „na dziecko” sugeruje przeznaczenie, ale nikt nie będzie sprawdzał faktycznego wypływu. To co jest ogromną wadą takich instytucji jak Unii Europejska (damy wam kasę, ale musimy zbudować chodniki z kostki brukowej, tam gdzie nam się podoba, a nie tak gdzie wam się podoba i nic nas nie obchodzi że bardziej przydałby wam się szpital). Jest ryzyko że kasa pójdzie kolokwialnie upraszczając „na przelew”, ale jakoś mam dużą ufność, że Polacy okażą się dużo mądrzejsi od tych którzy nią od wielu lat rządzili. Bo jak się komuś zaufa, to on też czuje odpowiedzialność.

 

Trzecim elementem programu jest jego prostota. W mojej ocenie mogłoby być jeszcze prościej (kwestia dochodowości przy pierwszym dziecku), ale kryteria są proste i płakanie w mediach, znajdywanie absurdalnych przypadków (samotne matki, adoptowane dzieci) po raz kolejny kompromituje nieudolnych krytykantów (w tym chyba prezes PSL króluje).

 

To pierwszy projekt w Polsce, w którym szary człowieczek zostaje przez wybrany przez niego rząd potraktowany jako osoba odpowiedzialna i rozsądna. Takim zaufaniem nikt wcześniej Polaków nie obdarzył. I to jest prawdziwy cel programu i bomba atomowa rozsadzająca wiosenne sondaże.

 

Czy intencje rządzących są prawdziwe, czy tylko mają na celu zapewnienie sobie dłuższych rządów to już całkiem inny temat. I to właśnie powinno być ewentualnym celem krytyki. Bo inaczej powstanie nowe polskie przysłowie: „lepsze pięć stówek w ręku, niż swetru na dachu”.

Premier Morawiecki

Wicepremier Morawiecki - skończył się czas inwestowania w chodniki, aquaparki i stadiony miejskie, czas na rozwój gospodarki przez innowacje

 

Dodał co prawda aquaparki, ale resztę zerżnał z mojej powyborczej publicystyki:

 

"mi te osiem lat utkwi z dwóch zapewne nie dostrzeganych przez nikogo aspektów to się dołączę do grona krytykantów.

 

Zastali Polskę drewnianą a zostawili murowaną. No prawie. Ale do piłkarskich stadionów to powiedzenie można podczepić. Jednak problem który dotyka takich jak ja diametralnie nabiera innego wymiaru rozszerzając perspektywę. Bo nowe stadiony za grube miliony wybudowano nie tylko na EURO2014 (Narodowy, Gdańsk, Wrocław, Poznań), ale jak grzyby po deszczu powstają prawie wszędzie (Lublin, Gliwice, Tychy, Białystok, Lubin, Zabrze). A wystarczy zadać pytanie w jakiekolwiek społeczności czy woli Pan/Pani nowy stadion dla lokalnego klubiku, czy nowy szpital dzięki któremu będziesz czekał na operację pół roku krócej. I kibolski promil przeciwników nowych stadionów zamieni się w solidną większość. I niech nikt nie mówi że trzeba budować i szpitale i stadiony i przedszkola. Nieprawda, trzeba najpierw budować szpitale, a potem stadiony. A nie odwrotnie.

 

 

Chwalą się rządzący ile to korzystamy na dotacjach z Unii. Ale już mało kto zastanawia się na co te dotacje zostały faktycznie przeznaczone. Jeżdżąc po Polsce rzuca się w oczy drugi absurd wydatków inwestycyjnych - dziesiątki kilometry chodników po których nikt nie chodzi. Szczytem absurdu jest miasteczko Puławy, w którym to jakaś mądra głowa wyłożyła kostką brukową środek wąskiej jezdni dwukierunkowej. W efekcie jeździ się kilkukilometrowy odcinek z prędkością 30 km na godzinę niszcząc samochód na „śpiących policjantach” (kolejny ogólnopolski absurd).

 

Pewnie jeszcze decydenci się chwalą że na tym odcinku spadła ilość wypadków. Tego że kilka kilometrów dalej na drodze do Kazimierza co chwila jest jakiś śmiertelny, bo co nerwowsi kierowcy chcą nadrobić stracony na puławskim absurdzie czas - śpiesząc się nadmiernie, nikt już nie zauważa (sam byłem świadkiem tragicznego wypadku młodych ludzi na zakręcie w Parchatce w ubiegłoroczną Wigilię).

Chodniki z kostki brukowej po których nikt nie chodzi, podobnie jak nowoczesne stadiony będą powoli niszczały (a nawet nie powoli, bo obiekt nieuczęszczany szybciej dogorywa), pewnie będą wymagały napraw, popraw, czyli wydatkowania kolejnej kasy. Pytanie czy jeszcze Unia wtedy będzie, bo że da to pewne, najczęściej dają na to co ludziom niepotrzebne, a kto by się tam martwił edukacją, opieką socjalną, służbą zdrowia, emeryturami. Ważne że jest się czym pochwalić i raz na jakiś czas przeciąć wstęgę."

10 najważniejszych wydarzeń 2015 roku

1) Zmiana władzy w RP

2) Przebudowa Portland TrailBlazers

3) Odejście Andrzeja Paszkiewicza z Hutnika

4) Uchodźcy

5) Finał Dnipro w Warszawie

6) Piast Gliwice

7) "Masakra" Krzysztofa Vargi

8) Awans Nawałki na Euro

9) Oscar dla Idy

10) Powstanie portalu wodaiogien.com

 

Prezent z Krakowa

Redakcja portalu wodaiogien dzięki pośrednictwu Ojca Założyciela dostała z miasta Krakowa wspaniały prezent w postaci dwóch słoiczków obrazujących kolory Wody i Ognia. Anonimowy darczyńca chciał w ten sposób - jak się domyślamy - wyrazić uznanie dla zawartości naszego portalu.

 

Nie dziwi że pierwsze oznaki zachwytu naszą twórczością przyszły z grodu Krakowa, który z autopsji kojarzy nam się z autoironicznym i imprezowym podejście do rzeczywistości. Mamy nadzieję w dalszym ciągu dostarczać wiele interesujących treści i zdjęć w przyjaznej, raz humorystycznej, raz poważnej formie.

 

W ramach podziękowania za prezent zdjęcie słoiczków z miodem umieszczamy jako nowe tło naszego portalu.

Dziękujemy!

Akcja oddawania krwi na Saskiej Kępie

Dzisiaj redakcja portalu "wodaiogien" postanowiła zrobić coś pożytecznego dla ludzkości i udała się na oddanie swojej drogocennej krwi na Saską Kępę.

Giełdowy ranking Premierów III RP

Według zmiany indeksu giełdowego WIG20 od dnia objęcia do dnia złożenia urzędu:

 

1) Suchocka                                    +788,7%

2) Oleksy                                          +68,7%

3) Miller                                           +51,8%

4) Cimoszewicz                               +38,5%

5) Belka                                            +33,1%

6) Marcinkiewicz                            +24,8%

7) Pawlak I                                       +20,4%

8) Kaczyński                                     +19,7%

9) Bielecki                                            -0,9%

10) Pawlak II                                     -13,6%

11) Kopacz                                         -20,0%

12) Buzek                                           -25,0%

13) Olszewski                                     -27,9%

14) Tusk                                               -28,0%

 

 

Nowe stadiony i kostka brukowa

25 października 2015

Skończyła się pewna epoka.

Skala upolitycznienia i zezwierzęcenia (i nie tylko dlatego należy użyć tego słowa, bo sztandarowym przedstawicielem tej postawy jest lis) osiągnęła w polskim dyskursie apogeum. W tysiącach komentarzy z obu stron barykady nie ma się co doszukiwać sensu. Jest tylko mniej lub bardziej nieobiektywne wylewanie swoich frustracji, obaw i emocji.

 

Podsumowaniem obecnej sytuacji jest fakt że najlepszym komentatorem politycznym jest dziennikarz sportowy który nazwisko sobie wyrobił na pisaniu książek o kontrowersyjnych postaciach polskiej piłki. Jedyny w branży, który potrafi zdobyć się na obiektywność i dostrzegać to co powinno być widoczne gołym okiem.

 

Czy ośmioletnie rządy upadającej koalicji znajda obiektywną ocenę po latach? Wątpię. Czy będą miały negatywne konsekwencje dla kolejnych pokoleń? Z pewnością! Ten niechlubny okres będzie zapewne dzielił Polaków jeszcze wiele lat i niczym gierkowskie zadłużanie oceniany będzie dwojako.

 

Pewnie lepiej w takiej sytuacji byłoby nic nie pisać (poza obiecanym wierszykiem dla Pawła), ale że mi te osiem lat utkwi z dwóch zapewne nie dostrzeganych przez nikogo aspektów to się dołączę do grona krytykantów.

 

Zastali Polskę drewnianą a zostawili murowaną. No prawie. Ale do piłkarskich stadionów to powiedzenie można podczepić. Osiem lat temu kluby grały na rozpadających się stadionach, a reprezentacja na nienadających się do niczego molochach. „I komu to przeszkadzało” powie ten promil kiboli, takich jak ja, którzy urok jeżdżenia na mecze dostrzegali tylko w połączeniu z drewnianymi ławkami, lejącym się na głowę deszczem, sikaniem w krzakach i ganiankami (wówczas) z milicją. Ileż razy człowiek marzył żeby się mecz skończył tylko dlatego że wiało, lało i nogi od stania bolały. A teraz wygodne krzesełko, smaczna kiełbaska, porządna ubikacja, ciepło i wygodnie. Tylko że teraz do dopiero się człowiek modli żeby się skończyło i wracać do domu bo jest zajebiście, ale to zajebiście nudno: „sam mecz to mogłem sobie w telewizji obejrzeć” – mówi wielu mi podobnych (czyli w sumie niewielu). Zniszczenie ruchu kibicowskiego na reprezentacji, ograniczenia na meczach klubowych, fejsbukowe zachowanie młodzieży to morderstwo klimatu z lat 80-tych. Czy to tylko wina nowych stadionów? Na pewno nie, zmieniają się czasu, zmienia się technologią, zmieniają się ludzie. Nie ma co płakać że na meczu reprezentacji nie będzie już tak jak na słynnym Polska-Anglia w Chorzowie w 1993 roku.

 

Takim jak ja pozostaną wspomnienia i szczęście że się człowiek załapał na tak ekscytujące chwile. Jednak problem który dotyka takich jak ja diametralnie nabiera innego wymiaru rozszerzając perspektywę. Bo nowe stadiony za grube miliony wybudowano nie tylko na EURO2014 (Narodowy, Gdańsk, Wrocław, Poznań), ale jak grzyby po deszczu powstają prawie wszędzie (Lublin, Gliwice, Tychy, Białystok, Lubin, Zabrze). A wystarczy zadać pytanie w jakiekolwiek społeczności czy woli Pan/Pani nowy stadion dla lokalnego klubiku, czy nowy szpital dzięki któremu będziesz czekał na operację pół roku krócej. I kibolski promil przeciwników nowych stadionów zamieni się w solidną większość. I niech nikt nie mówi że trzeba budować i szpitale i stadiony i przedszkola. Nieprawda, trzeba najpierw budować szpitale, a potem stadiony. A nie odwrotnie. Donald matole …

 

 

Chwalą się rządzący ile to korzystamy na dotacjach z Unii. Ale już mało kto zastanawia się na co te dotacje zostały faktycznie przeznaczone. Jeżdżąc po Polsce rzuca się w oczy drugi absurd wydatków inwestycyjnych - dziesiątki kilometry chodników po których nikt nie chodzi. Szczytem absurdu jest miasteczko Puławy, w którym to jakaś mądra głowa wyłożyła kostką brukową środek wąskiej jezdni dwukierunkowej. W efekcie jeździ się kilkukilometrowy odcinek z prędkością 30 km na godzinę niszcząc samochód na „śpiących policjantach” (kolejny ogólnopolski absurd).

 

Pewnie jeszcze decydenci się chwalą że na tym odcinku spadła ilość wypadków. Tego że kilka kilometrów dalej na drodze do Kazimierza co chwila jest jakiś śmiertelny, bo co nerwowsi kierowcy chcą nadrobić stracony na puławskim absurdzie czas - śpiesząc się nadmiernie, nikt już nie zauważa (sam byłem świadkiem tragicznego wypadku młodych ludzi na zakręcie w Parchatce w ubiegłoroczną Wigilię).

Chodniki z kostki brukowej po których nikt nie chodzi, podobnie jak nowoczesne stadiony będą powoli niszczały (a nawet nie powoli, bo obiekt nieuczęszczany szybciej dogorywa), pewnie będą wymagały napraw, popraw, czyli wydatkowania kolejnej kasy. Pytanie czy jeszcze Unia wtedy będzie, bo że da to pewne, najczęściej dają na to co ludziom niepotrzebne, a kto by się tam martwił edukacją, opieką socjalną, służbą zdrowia, emeryturami. Ważne że jest się czym pochwalić i raz na jakiś czas przeciąć wstęgę. Aha, i nie piję przy okazji tej kostki brukowej do sportowego sukcesu drużyny piłkarskiej z okolic Tarnowa, nawet im kibicuje bo kilka lat temu lali nas teraz upokarzają Legię i Wisłę.

Please reload

bottom of page