top of page

19 Międzynarodowy Festiwal Sztuki Mimu

16-06-2019

To już 19 edycja festiwalu teatrów mimu. Impreza, która wygląda na ciągniętą przez jedną osobę - Bartłomieja Ostapczuka - warszawskiego propagatora tego rodzaju teatru. Wydaje się, że Festiwal trochę podupada przy kłopotach finansowych, ma mniejszą skalę, ale jednak można wciąż odnaleźć prawdziwe perełki. A tak było podczas tegorocznej edycji skondensowanej do zaledwie sześciu imprez. Prawie wszystkie odbyły się w Teatrze na Woli – który odpowiednio nadaje się do klimatu tej imprezy.

 

Prawdziwym rarytasem było już pierwsze przedstawienie warszawskiego Centrum Pantonimy, właśnie tworzonego przez Ostapczuka. Pełne pasji, pomysłów, wciągające wizualnie. RECENZJA

Drugim rodzynkiem był hiszpański teatr Kulunka w niezwykle sentymentalnym, ale podszytym poczuciem humoru spektaklu Solitude o dwójce staruszków. RECENZJA

Program uzupełniły spektakle z Czech (Avant Tout), Niemiec (Teatr Mimu z przedstawieniem „Koncepcja Życia”) oraz na zakończenie z Wrocławia – „Cafe Panique”.

 

Frekwencja dopisała, chociaż nie było problemu z nabyciem wejściówek w atrakcyjnej cenie 20 zł. Naprawdę warto propagować teatr mimu, trochę szkoda że wyraźnie ta impreza podupada finansowo. Ale szacunek za wytrwałość dla organizatorów i wciąż obecne dofinansowanie.

Pijani

18-07-2018

„Bóg rozmawia ze światem przez pijanych”.

Zgodnie z tytułem wszyscy bohaterowie spektaklu w reżyserii Wojciecha Urbańskiego, na podstawie tekstu tak popularnego w Warszawie Iwana Wyrypajewa, są odurzeni alkoholem. Jeszcze jakoś trzymają się na nogach, ale … ledwo ledwo.

 

Nie są to jednak ludzie z nizin społecznych. Już w pierwszej scenie nienagannie ubrana, zadbana dziewczyna spotyka „zapitego w trzy d…”  dyrektora festiwalu filmowego. Dzięki pomysłowej scenografii widz obserwuje dyskusje upitych przedstawicieli klasy średniej na domowej posiadówce z okazji rocznicy śmierci matki, a następnie wieczór kawalerski w szykownej restauracji wegetariańskiej. Imiona bohaterów i ich ubiór wskazują, że zamieszkują bogaty kraj Europy Zachodniej i powodzi im się, przynajmniej materialnie, bardzo dobrze. Ale zgodnie z piramidą potrzeb – zaspokojenie tych podstawowych rodzi potrzebę spełnienia wyższych. Pewnie dlatego bohaterowie są „pijani”, bo nie potrafią odnaleźć miłości, sensu życia, Boga. To ukazuje druga część spektaklu, gdy słaniając się na nogach znajdują to czego szukali: może to być spotkanie miłości, a może być przekaz od samego Twórcy.

 

Nie ulega wątpliwości, że reżyser warszawskiego spektaklu trochę się pogubił i nie zdecydował na jednoznaczny przekaz. Zazwyczaj z pijaństwa się śmiejemy, chociaż jest to nałóg przerażający, a także zgodnie z obrazem zaprezentowanym w tym spektaklu dotykający nie tylko nizin społecznych. Tylko, że te śmieszniejsze sceny poparte najczęściej wulgarnymi tekstami nie pasują do fragmentów bardziej poważnych. I taplanie się w kałuży wody umieszczonej celowo blisko widowni niewiele tutaj pomaga. To wciąż brak zdecydowania o czym zrobić spektakl. Jakże często widz przychodzi do teatru po rozrywkę, a wychodzi z mocniejszym przesłaniem. Tutaj tej odwagi twórcom spektaklu nie wystarczyło i wyszło im dzieło przeciętne, chociaż pomysłowo zrealizowane i brawurowo zagrane.

 

Aktorom należą się brawa, bo zagrać osobę pijaną to, wbrew pozorom, trudne zadanie. Szczególnie panie w atrakcyjnych, seksownych strojach i niewygodnych szpilkach w stanie odurzenia alkoholowego nie są postaciami łatwymi aktorsko do otworzenia. Tym większe słowa uznania dla żeńskiego zespołu aktorskiego. Trudne zadanie otrzymała również męska obsada, bo to do nich należało przekazanie kwintesencji tekstu. W niektórych monologach udało się to lepiej („głos Boga”), w niektórych może odrobinę słabiej, ale nie można im odmówić kunsztu aktorskiego.

 

Spektakl jest również znakomicie rozplanowany: choreografia poszczególnych scen, rozmieszczenia aktorów, scenografia która im towarzyszy – to wszystko zostało przemyślane i wpływa na lepszy odbiór przekazywanych treści. Scenografia wręcz przypomina tak znany osobom, które przesadziły z alkoholem „helikopter” w głowie.

 

Pozostaje jednak niedosyt, czym tak naprawdę miał być ten spektakl: komedią ze śmiesznymi pijackimi tekstami, satyrą na bogate pozbawione wyższych wartości społeczeństwo, czy też próbą odnalezienia przy pomocy stanów odurzenia odpowiedzi na fundamentalne, egzystencjonalne pytania trapiące człowieka od wieków.

 

Zalety:

  • aktorstwo

  • kostiumy, atrakcyjne stroje kobiet

  • dialogi

  • przemyślenia

  • scenografia

  • choreografia

 

Wady:

  • brak puenty

  • wulgaryzmy

Historia Jakuba

13-12-2017

Marian wychował się w okresie międzywojnia na polskiej wsi w biednej czteroosobowej rodzinie (matka, ojciec, siostra). Miał ambicje zostać muzykiem, ale ostatecznie ku uciesze matki poszedł do seminarium przyjmując imię Jakuba. Tam miał wiele chwil zwątpienia i tragedii rodzinnych, ale ostatecznie został duchownym. Prawdziwy szok czeka go jednak w przyszłości, gdy dowiaduje się o swoje tożsamości.

 

Typowa sztuka w reżyserii Tadeusza Słobodzianka. Pogłębione postacie psychologiczne na tle zmieniających się okoliczności społeczno-politycznych. Bohater musi poddać się ostracyzmowi środowiska, trendom w kościele, ale również żebrać o paszport komunistyczne służby.

 

Pomimo dość ograniczonej scenografii (Słobodzianek o to dba najmniej) akcja i zwroty akcji pozwalają wciągnąć widza w ten długi spektakl. Są tutaj sceny świetne: na przykład spowiedź, ale jako całość spektakl momentami trochę zamula.

 

Aktorsko to popis Łukasza Lewandowskiego, który świetnie odgrywa prawie całe życie człowieka.

Oczywiście niezwykle istotne są kwestie stosunków polsko-żydowskich. Ciekawą sprawę zauważyła Gosia, że to środowiska żydowskie jest bardziej nietolerancyjne dla osób innego światopoglądu.

 

Historia Jakuba to mimo pewnym niedoróbek oczywiście spektakl bardzo ważny, wciągający i pouczający. Pokazuje prawdziwy obraz Polski i stara się równomiernie rozważyć racje. Szkoda więc, że sala Teatru na Woli nie wypełnia się do ostatniego miejsca.

 

Zdjęcie ze spektaklu autorstwa Katarzyny Chmury-Cegiełkowskiej ze strony internetowej Teatru Dramatycznego

Letnie osy kąsają nas nawet w listopadzie

10-12-2017

Żona Helene (Katarzyna Herman), mąż Mark (Witold Dębicki) i przyjaciel Joseph (Zdzisław Wardejn). Kameralne przedstawienie oparte na rozmowie trójki bohaterów. Osią intrygi jest fakt wizyty Marcusa – brata męża u Heleny w poprzedni poniedziałek. Do końca nie wiadomo kto kłamie i w jakim celu kłamie. W trakcie rozmowy wychodzą różnorakie fakty z przeszłości, ze zdradą, aborcją, a nawet kanibalizmem włącznie. Nie wiadomo jedynie jakie znaczenie ma wypowiadany kilkakrotnie tytuł sztuki.

 

Jest w tej całej sztuce jakieś niedopowiedzenie, które z jednej strony powoduje niepełną teatralną satysfakcję, a z drugiej intryguje. Widz sam musi odgadnąć sens tego tekstu, dopowiedzieć jakie są prawdziwe intencje.

 

Aktorzy, na których opiera się całość zagrali w bardzo wyważony sposób. Widać ich klasę, ale ma się wrażenie, że mogli bardziej wczuć się w role.

 

Bardzo ciekawa jest scenografia: pokój jest pusty, przestronny – to zmniejsza klaustrofobię przedstawienia. Dodatkowo za oknami są krajobrazy, które żyją – wieje wiatr, pada deszcz (który zresztą wszystkiemu jest winny).

 

Nie jest to na pewno zbyt kasowe i popularne przedstawienie na scenie Teatru na Woli, ale coś jednak w sobie ma, i dla wielu będzie przeżyciem skłaniającym do refleksji.

 

Zdjęcie ze spektaklu autorstwa Katarzyny Chmury-Cegiełkowskiej ze strony internetowej Teatru Dramatycznego

Miarka za miarkę

27-07-2016

Znowu Szekspir. Ale z jakim rozmachem. Już wchodząc na widownię widzimy monumentalną scenografię na kształt Sali sejmowej. Pierwsze minuty to brak tekstu: światła, muzyka, pojawianie się aktorów. Potem pojawia się tekst Szekspira, ale z wieloma współczesnymi wstawkami.


Momentami spektakl jest bardzo dynamiczny, aczkolwiek są chwilę że traci tempo. Nie brakuje scen obscenicznych, ale nie przekroczono granicy. Co ważne nikt nago nie biega po scenie. Niektóre postacie są bardziej wyraziste, niektóre trochę giną, przez co spektakl ma różne momenty.


Największa zaleta do odniesienia do współczesności, także tej polskiej, politycznej.
Ogólnie bardzo dobra zabawa, a jak ktoś jeszcze bardzie wchłonie aktualność polityczną tekstu Szekspira to powinien być zachwycony.

WARSZAWA.PL

Obrzydliwcy

26-07-2016

Pięciu facetów na scenie. Trochę forma telewizyjnego talk-show. Każdy opowiada swoją historię. Nie są to postacie godne polubienia. Traumatyczne przeżycia, niecne czyny. Nie wzbudzają sensacji widza. Same opowieści są takie trochę nijakie, mimo że kontrowersyjne. Nie pomaga to koncentracji i wiele z tekstu umyka. Poza tym Przodownik jest jeszcze nie wygodny, przez co dłuższe spektakl męczą. Raczej byliśmy rozczarowani, chociaż jakby to wszystko wchłonąć to na pewno Obrzydliwcy swoją jakąś linie dramatyczną mają.


Nie zachwycili jednak aktorzy, którzy grają trochę nijako, a mają bardzo wyraziste role.
Lepiej się zaczyna druga część w formie wywiadów o życiu seksualnym, ale zaraz ponownie aktorzy pojawiają się na scenie, i powraca sztampowość.


Moim zdaniem jedna ze słabszych produkcji Teatru Dramatycznego w ostatnich latach.

Więcej na WARSZAWA.PL

Kupiec wenecki

24-07-2016

Szekspir – czyli zanosiło się na nudy. I początek faktycznie nie zachwycał – niezmienna scenografia, mało przekonujące dialogi. Ale od początku na uwagę zwracają rewelacyjne kostiumy.


Drugi akt dużo ciekawszy, a sama finałowa scena w sądzie świetnie zagrana. Niestety było to pożegnanie z tym przedstawieniem.

 

Więcej na WARSZAWA.PL

Niedźwiedź Wojtek

23-07-2016

W armii Andersa, która przez długi czas prawie bezczynni stacjonowała w Afryce bardzo popularne było posiadanie zwierzątek. Najsłynniejszym był Niedźwiedź, który dotarł aż do kampanii włoskiej, a następnie wylądował w zoo w Edynburgu: TUTAJ

Ta niesamowita historia została rewelacyjnie przeniesiona do Teatru Na Woli. Scena pośrodku publiczności to taka arena, w której tarzają się aktorzy. Sam Wojtek grany przez Pielę jest rewelacyjny i wygłasza swoje uwagi. Żołnierze traktują go jak powiernika, lub nawet spowiednika.

Słobodzianek oczywiście nie byłby sobą, gdyby w sztuce nie umieścił łyżki dziegciu odnośnie polskiego bohaterstwa. Żołnierze tutaj nie są świętoszkami, maja wielonarodowościowe pochodzenia i rozmaite poglądy oraz przekonania. Rozbudowany jest wątek powojenny, gdy każdy poszedł swoją drogą: jeden zrobił biznes w Niemczech, drugi karierę aparatczyka w Polsce, dowódca wylądował w Australii, ktoś przesiadywał w Szkocji w więzieniu, a jeden został nawet mordercą band UPA. Ale mimo tych tragicznych biografii spektakl trzyma swój uroczy klimat, a sam Wojtek popija piwo nawet w niewoli edynburskiego ogrodu zoologicznego.


Prawdziwym hitem wieczoru było jednak spotkanie z żołnierzem, który znał Wojtka osobiście: Wojciechem Narębskim – krakowskim profesorem geologii. Szczegółowo opowiadał on o swoich wojennych przeżyciach, a na koniec wraz z całym zespołem – mimo późnej pory – pozował do zdjęć.


Niedźwiedź Wojtek to jedna z najlepszych premier ostatnich miesięcy w Warszawie – spektakl wręcz uroczy, a Michał Piela zagrał rolę życia.

Bent

22-07-2016

Bent początkowo przypomina „Cabaret”.

Niemcy, lata 30-te ubiegłego wieku. Środowisko artystyczno-homoseksualne. Imprezy, wynajmowane mieszkanie, kluby nocne. W tle zmiana władzy. Szybko (szybciej niż w Cabaret) dochodzi do prześladowania homoseksualistów. Uciekają do lasu. Głodują. Szybko zostają pojmani i skierowani do obozów. Homoseksualistów się traktuje gorzej niż Żydów.


Pomimo ograniczeń scenograficznych akcja przenosi się w różne miejsca: mieszkanie, klub nocny, las, wagon transportowy, obóz, kamieniołom.

Aktorzy wręczy fizycznie muszą pracować na scenie przenosząc kamienie. Tekst idzie do przodu, często jest drastyczny. Zresztą na scenie też jest przemoc i okrucieństwo.


Mocny spektakl zakończony tworzeniem swastyki z kamieni.

Więcej w naszej recenzji na Warszawa.pl

Niebezpieczna metoda

21-07-2016

Film był lepszy. Warto jedynie dla nadzwyczajnej Martyny Kowalik.

Gardenia

20-07-2016

Udało się załapać do Przodownika na ostatni spektakl Gardenii. Była ona grana aż 10 lat i naprawdę trudno mi usprawiedliwić brak wizyty na tym przedstawieniu. Historia czterech kobiet – kolejnych córek. Dużo o alkoholu, bo co druga ma problem z nałogiem – potwierdzenie tezy że alkoholizm jest dziedziczny w co drugim pokoleniu. Trochę monotonny tekst, ale świetnie zagrany.


Dochodzę jednak do przekonania, że odbiór sztuk na Olesińskiej jest trudny. Może to wina niewygodnych i skrzypiących krzeseł, a może ta sala nie ma klimatu teatralnego. Przedstawienia są dobre, a jednak jakoś przeciekają w mojej świadomości.

 

Kobiety bez znaczenia

16-07-2016

Męcząca wspinaczka na szóste piętro i dwa monologi kobiet. Trochę nużące, ale świetnie zagrane. Bardziej mi się podobała pierwsza część – pracowniczka korporacji trafia do szpital po niewinnym bólu żołądka. Drugi monolog dotyczył kobiety, która pisała na wszystko skargi.


Oprócz aktorstwa ten spektakl ratuje scenografia, i wyświetlane na ścianach projekcje wideo. Kameralny spektakl, wymagający uwagi i koncentracji na tekście mówionym.

Coming Out

08-07-2016

Zdziwiłem się, że się dostałem na wejściówkę na ten spektakl, bo to było drugie przedstawienie po premierze.

 

Trochę trudna forma śpiewana, wręcz krzyczana wymagała koncentracji, której akurat w tym dniu nie miałem. Więc tak średnio mi się podobało, wbrew temu co wymąciłem na WARSZAWA.PL.

Przede wszystkim było za długie. Ale scenografia, aktorstwo i muzyka - chapeau bas.

Cabaret

05-02-2016

„Cabaret” – wiadomo, świetny film, ogromny sukces na całym świecie, wieloletni hit teatralny. Ciekawa (jak na musical) historia na tle historycznym - początki nazizmu w latach 30-tych. Interesujące wątki drugoplanowe, odważne erotycznie tańce, wielkie przeboje („money, money”).

 

Za polską wersję zabrano się w Teatrze Dramatycznym. Od razu pachniało, że to nie odpowiednie miejsce. Roma, Syrena - OK, ale Dramatyczny?

 

Zaczyna się dobrze, dynamicznie od przedstawienia zespołu Cabaretu Kit Kat. Świetny (do końca spektaklu) prowadzący i atrakcyjnie ubrani tancerze. Później napięcie spada, bo wprowadzany jest główny wątek przyjazdu pisarza, wynajmu mieszkania i romansu z tancerką. Jest raczej szarawo, co mogłoby może stanowić jakąś przeciwwagę do scen tanecznych, gdyby nie było tak powtarzalne. Ciągle te spadające z góry cztery drzwi, ciągłe gadki z wynajmującą, i wizyty marynarzy u sąsiadki o wiadomej profesji (akurat ona aktorsko trochę ratuje ten wątek).

Co gorsza sceny kabaretowe też tracą tempo – wygląda jakby chciano „oblecieć” wszystkie przeboje zmieniając tylko kolor świetlówek. „Money, money” na zielono podświetlone (dolary?) nie robi żadnego wrażenia, gdyby nie film to nie można by zapomnieć że to największy przebój tego musicalu.

Spektakl wolno wprowadza kluczowy wątek polityczny (najpierw tylko książeczka, potem wizyta polityka ….), żeby w ostatniej scenie pierwszej części wybrzmieć całą mocą. Scena imprezy na której zagościli przedstawiciele nowej władzy kończy się najlepszym w całym spektaklu dynamicznym utworem poruszającym cały Dramatyczny (w końcu w pałacu zbudowanym przez kilkuletniego sojusznika powstającego reżimu).

Przerwa powinna być okazją do opuszczenia PeKiNu, bo druga część to już porażka na całego. Próba ukazania rosnącego wpływu rodzącego się terroru na życie zwykłych berlińczyków, ich konieczność do zmiany postaw i w ostateczności wyjazdu jest pokazana tak bezbarwnie, bez zacięcia, bez dramatyzmu, że zwyczajnie nudzi, sprowadzając się do sceny wrzuconego kamienia do mieszkania. Słabnie też akcent muzyczny (no bo coraz smutniej się robi i trudno się w takich okolicznościach bawić), świetny w roli Mistrza Ceremonii Krzysztof Szczepaniak większość czasu spędza poza kulisami. Trochę ratuje sytuację grająca rolę kochanki pisarza Anna Gorajska, ale też ma ograniczone pole do popisu.

 

Twórcy jakoś szczęśliwie docierają do końca, publiczność jest zadowolona, recenzenci obwieścili sukces (TUTAJ TUTAJ).

A bardziej przyjazna relacja ze zdjęciami TUTAJ.

 

Nic to, jak komuś się nie podobało zawsze może obejrzeć po raz kolejny film.

Please reload

bottom of page