top of page

Apartament prezydencki

06/19/2019

Męskie pośladki i czerwona suknia

Komedia kryminalna. Propozycja dla amatorów męskich pośladków i pięknych długich czerwonych sukien. Brakuje pomysłów, przez co niepotrzebnie przerysowano motywy komediowe.

Luksusowy pokój hotelowy. Nad martwymi, obnażonymi (tylko w skarpetkach) męskimi zwłokami stoi wystraszony dyrektor, hiszpańskojęzyczna pokojówka i facet od rozwiązania tego typu trudnych sytuacji. To dzień rozdania nagród filmowych, a pokój jest wynajmowany przez nominowanego aktora. Niezbędna jest dodatkowa pomoc. Wkrótce pojawi się prosto z gali piękna, wystrojona w wieczorową, czerwoną suknię - długowłosa blondynka.

Sztuka amerykańskiego dramaturga Michaela McKeevera jest połączeniem kryminału z komedią farsową. Wyzwaniem jest więc rozłożenie akcentów. Niestety w warszawskim Teatrze Komedia przyzwyczajonym do lekkiego repertuaru starano się na siłę wyciągnąć elementy komediowe. Przez co przerysowano rolę groteskowe: dyrektora oraz pokojówki. Brakuje jednak pod te komediowe ciągoty lepszego tekst. Ten bardziej koncentruje się początkowo na wątku kryminalny, którego zwrot akcji jest może przewidywalny, jednak ma ręce i nogi. Szczególnie ciekawy motyw dotyczy atrakcyjnej kobiety, która potrafi ogarnąć całe zamieszanie. Gdy wyczerpuje się wątek kryminalny pojawia się nowy – społeczny. Może odrobinę kontrowersyjny, chyba aż tak źle w środowisku aktorskim nie jest, jednak zawsze to coś nowego.

 

Pomimo przerysowania aktorskiego spektakl jest wyzwaniem dla aktorów. Dobrze wypada zwłaszcza rola kobiety w czerwonej sukni. Szacunek należy się także dla aktora, który przez pół przedstawienia świeci gołym tyłkiem.

 

Nie udało się wypełnić pełnego przedstawienia. Już pod koniec brakuje tekstu. Zdecydowano się skrócić do jednego aktu, co jest mało typowe dla tego rodzaju przedstawień. Pozostaje więc pewnie niedosyt szczególnie gdy ktoś zapłaci za bilet powyżej 100 zł.

 

Nie jest to może najlepsze przedstawienie w Teatrze Komedia, jednak w porównaniu z wieloma dużo głupszymi farsami ogląda się bezboleśnie. Furory nie zrobi, frekwencja jest przeciętna. Jednak jakoś uzupełnia repertuar, jako nowa propozycja. A jak ktoś lubi męskie pośladki to zalecane miejsce w pierwszym rzędzie z lewej strony …

 

Zdjęcie ze strony internetowej Teatru Komedia

Pierwsza randka

07/07/2018

Świetna Fraszyńska

Warszawskie prywatne teatry komediowe poświęcają okres wakacji i własne urlopy, aby trochę dorobić. Mogliby jednak pomyśleć o jakiejś zniżkowej ofercie, bo ceny biletów nie są zachęcające. Musicalowa „Pierwsza komedia” – premiera sprzed roku nie budzi większego zainteresowania przy wysokich cenach biletów, a nie jest to wcale słaby spektakl.

Akcja toczy się w restauracji, w której spotykają się na randce (pointernetowej) Casey i Aaron. Ona doświadczona w tego typu spotkaniach, ale powoli zdesperowana - zegar biologiczna jest bezlitosny. On – po raz pierwszy w ten sposób próbuje odnaleźć kobietę swojego życia. Pomimo początkowych problemów coś się między nimi rodzi, a zawdzięczają to głównie postaciom pojawiającym się z ich głów.

 

Dosyć sprawnie przeniesiony hit z samego Broadwayu. Znakomitym pomysłem było przede wszystkim zaangażowanie Fraszyńskiej, która kradnie co najmniej pół przedstawienia (nie jestem jednak obiektywny, bo zawsze miałem do niej słabość). Popracowano również nad scenografią i oprawą graficzną. Dużo gorzej jest pod względem muzycznym, Teatr Komedia to jednak nie Roma, wiele tekstów śpiewanych jest słabo słyszalna. Ale może i lepiej bo nie są specjalnie odkrywcze.

 

Przedstawienie jednak dobrze się ogląda, a zakończenie pozwala na pozytywny odbiór całości. Może trochę jest to zbyt męczące – bo 2 godziny bez przerwy, ale widzowie którzy kupili VIP-owskie bilety na scenie po 125 zł nie mają innego wyjścia niż dobrze się bawić.

 

Zalety:

  • Postacie „z głowy” bohaterów

  • Scenografia

  • Jolanta Fraszyńska

  • Dynamiczna końcówka

 

Wady:

  • Słabe teksty (dialogi, piosenki)

  • Zdolności wokalne

  • Brak przerwy

  • Ceny wejściówek

zdjęcie i materiał wideo ze strony internetowej Teatru Komedia

Interes Życia

01/08/2018

Męska bielizna

Dwie atrakcyjne (Katarzyna Kwiatkowska, Joanna Koroniewska), ale już dojrzałe mężatki prowadzą firmę projektującą bieliznę. Właśnie mają okazję podpisać kontrakt z włoskim projektantem. W tym celu organizują pokaz bielizny wynajmując hotelowy pokój i zamawiając szampana. Muszą również wynająć młodych, atrakcyjnych modeli (przynajmniej tak wyglądają ze zdjęć). W ślad za paniami podążają jednak ich nieporadni życiowo mężowie podejrzewając swoje żony o zdradę.

Kolorowa, pastelowa scenografia. Atrakcyjne stroje. Kiepska fabuła i mało śmieszne, trudne do zrozumienia dialogi.

Pierwszy akt jest co najwyżej przeciętny, nawet trudno wysiedzieć. Wyróżnia się jedynie model (Rafał Cieszyński) przymierzający męską bieliznę i ku przerażeniu pań pokazując fragment „rowek”.

Ale po przerwie robi się dużo lepiej. A to dzięki panom (Robert Rozmus, Tomasz Dedek), którzy muszą przebrać się za kobiety. Pokazują klasę aktorską. Z poziomem poczucia humoru wciąż jest przeciętnie, ale jest okazja do śmiechu.

Spektakl nie budzi większego zainteresowania, przez co nie ma wejściówek (najtańszy bilet 60 zł) – i tak pół sali pusta, a to dopiero rok od premiery. Jest skierowany jednak głównie do kobiet. Może to jest powodem średniej frekwencji.

Komedia o napadzie na bank

12/06/2017

Farsa z ambicjami

Ucieczka z więzienia w porozumieniu ze strażnikami w celu obrabowania banku przechowującego drogocenny diament. Złodziej, który organizuje ucieczkę wraca do swojej ukochanej, która kręci z żigolakiem podającym się bogatego lekarza i prawnika. Tymczasem sam bank wydaje się łatwym celem do sforsowania, z zakręconym dyrektorem, zbyt skrupulatnym pracownikiem, który od 30 lat nie awansował z pozycji stażysty i sekretarką nie potrafiącą przeforsować pożyczki.

Farsa, która najprawdopodobniej miała większe ambicje. Jest tutaj bardzo długa scena typowo farsowa – w sypialni bezpruderyjnej kobiety z chowaniem się pod łóżkiem i za oknem oraz udawaniem kogo innego. Ale są również wstawki muzyczne, przeradzające przedstawienie w coś w rodzaju wodewilu z połowy ubiegłego wieku. Jest również bardzo ciekawa scenografia w ostatnich scenach (wędrówka ciemnym szybem, czy też podłoga na ścianie). To wskazuje, że twórcy chcieli urozmaicić sztywne ramy typowej farsy.

Nie do końca się to udało, szczególnie początek spektaklu jest mdły. Publiczność jednak wydawał się zachwycona, a kwestie komediowe przeważyły.

Aktorzy nie wyróżniają się szczególnie: grają na jedno kopyto wykorzystując co najwyżej swoje „walory” (Katarzyna Żak).

Teatr Komedia konsekwentnie stosuje strategię prezentowania swoim widzom sztuk lekkich i przyjemnych. Ta adaptacja tekstu wystawianego na londyński West Endzie wpisuje się w ten trend. Zwolennicy poważniejszego teatru nie mają w Komedii za bardzo czego szukać, ale też i nie ma potrzeby ich przyciągać – widownia wypełnia się prawie do ostatniego miejsca, a bilety do tanich nie należą: nawet wejściówki w kosmicznej cenie 45 zł. Raz na rok więc można sobie pozwolić, ale jak ktoś chadza do teatru maniakalnie scenę na Żoliborzu raczej powinien omijać.

Please reload

bottom of page