Warszawska Grupa Gamelanowa
23/09/2017
Dziedziniec Zamku Ujazdowskiego
Deszczowa sobota godz. 11.00. Nie dziwi więc marna frekwencja. Ale trochę dzieciaków było.
Mała Warszawska Jesień w tym roku uboga. W sumie tylko dwa przedstawienia.
Warszawska Grupa Gamelanowa, cokolwiek to jest, opowiadała dzieciom o tempie. Tylko dzieciom, bo przy fatalnej akustyce siedzący wokół dorośli nic nie słyszeli.
Na poparcie też zagrali kilka utworów. Czy jakąś wiedzę dzieci wyniosły - nie wnikam. Przynajmniej było krótko - 45 minut.
European Workshop For Contemporary Music
22/09/2017
Studio Lutosławskiego.
Pod batutą niemieckiego dyrygenta polsko-niemiecki zespół.
Niewątpliwie atutem koncertu była uroda żeńskiego składu grupy.
Muzyka też jakaś bardziej melodyjna, bez zbytecznych udziwnień.
Frekwencja przeciętna. Niestety dużo Niemców, którzy tylko irytowali swoim szwabskim gadaniem.
New Music Incubator
22/09/2017
Zupełnie nowe miejsce. Siedziba Stowarzyszenia ZAIKS. Piątek godz. 16.00.
Dzień bez samochodu, więc darmowy dojazd 111.
Mało ludzi. Chyba tylko znajomi.
Pięć utworów. Obawiałem się że będą nudy. A tymczasem był to najfajniejszy koncert całego festiwalu.
Międzynarodowe (nawet z Gruzji) zespoły zaprezentowały utwory, które powstały tego samego dnia. Bardzo ciekawe muzycznie. A przede wszystkim - krótkie. Nareszcie koncert, który ogarnął się w godzinę, bo przerwy też były sprawne. Ostatni utwór w foyer. Potem jeszcze pamiątkowe zdjęcie, podczas którego co prawda okazało się że wykonawców było więcej niż publiczności. Ale i tak koncert na plus.
Irytowała mnie jedynie angielska, bez tłumaczenia, konfesjanerka.
Powrót za darmochę metrem. Wszystko sprawnie. Starczyło czasu na wyprawę do Biedronki po spirytus.
Warszawska Jesień Klubowo – kontrabasy
21/09/2017
BarStudio. Czwartek godz 22:30.
Pierwszy utwór z wykorzystaniem całej przestrzeni. Rzępolenie ze słowami: Green. Grass. Yen. Chyba. (tytuł: Green Grass, yeah!)
Pięć minut grania i…. Piętnaście minut przerwy. Bo kontrabasy przenoszą się na scenę.
Następnie utwór inspirowany norweskim tańcem (tytuł: Høstlått)
I znowu dziesięć minut przerwy, bo dochodzi akordeon. A w drugiej części nawet perkusja. Utwór: Modulor.
Miało być cztery utwory – ale w oficjalnym programie były tylko trzy. Muzycy sobie poszli bez słowa. Oczywiście zbliżała się północ. Czekałem cierpliwie, minęło dwadzieścia minut i zaczęli się stroić, po czym po następnych dziesięciu znowu bez słowa sobie poszli. Uznałem, że to koniec i w deszczu wróciłem do domu blisko 1 w nocy. Widać takie klubowe zwyczaje, że nie wiadomo kiedy jest koniec, ale z poważnym podejściem do widza to ma mało wspólnego.
Le Noir de l'étoile - Gérard Grisey
21/09/2017
Francuzi że Strasburga po raz drugi. Znowu ATM Studio, ale w odmiennej scenografii. Krzesła rozstawione na środku ogromnej industrialnej hali. A wokół 6 stanowisk perkusyjnych.
Najpierw przeczytane tekstowe objaśnienie kosmicznego przesłania. TUTAJ
A następnie godzinny koncert na rzeczone perkusje.
Wszystko dobrze …. tylko że szybko się nudzi.
Ale wrażenie robi samym pomysłem. To chyba było największe wydarzenie tegorocznej edycji.
Schaeffer w TR
20/09/2017
Jak przystało na teatralne miejsce, dwie jednoaktówki Schaeffera. Niby krótkie, ale z półgodzinną przerwą znowu zeszło do północy. Nie ma szans żebym w trakcie Warszawskiej Jesieni do tarł do domu tego samego dnia.
Pierwsza kompozycja mimo udziału Jana Peszka beznadziejna. Niezrozumiały tekst, kakofonia dźwięków. Ale publiczność, zgromadzona mimo późnej pory w komplecie, była zachwycona i zgotowała owację na stojąco.
Już myślałem że wrócę do domu, ale padło hasło przerwa i musiałem czekać na drugi spektakl. Ale ten był dużo lepszy. Ciekawy pomysł audiowizualny – połączenie grafiki wizualnej z kompozycją tworzoną na zaimprowizowanym wieszaku przez aktorkę. Także pod względem muzycznym ciekawy pomysł. Oczywiście wysublimowanej widowni to już się mniej podobało.
Orkiestra plus Chór w Lutosławskim
20/09/2017
Studio Koncertowe Lutosławskiego musiało być, bo to klasyczne miejsce dla Warszawskiej Jesieni. O tyle jest wyjątkowe, że można kupić przed koncertem wejściówki, co utrudnia ewentualną sprzedaż biletów, ale za to pozwala na ograniczenie kosztów dla mniej zamożnej publiki.
Miał być chór, ale był tylko w pierwszym utworze, czyli wszystkiego kilka minut. Potem orkiestra w typowym rzępoleniu. Była również przerwa, chyba głównie dla podreperowania bufetu na dole, ze sprzedawczynią rodem z PRL.
Ostatni utwór z wokalem był najbardziej męczący, bo ten wokal to jakieś kobiece wrzaski i jęki.
Znowu wyszło ponad dwie godziny. A na zewnątrz chłód i deszcz. Taka jesień.
Król Olch - Ghostland - Les Percussions de Strasbourg
19/09/2017
Koncert francuskiego, chyba legendarnego zespołu. Król Olch. Wizyta w ATM Studio. Dużo ludzi. Oby nie było tak nudne jak polski film o podobnym tytule.
Pierwsza część ma mroczny charakter. W ciemności aktorzy/muzycy wybijają rytmy na bębnach jedynie przy błyskających świetlówkach.
Druga część jest jakby współczesna. W tle materiał filmowy z korporacyjnymi powierzchniami biurowymi. Na scenie zostają ustawione cztery stanowiska perkusyjne. Muzycy zdejmując maski odtwarzają mocne, niepokojące rytmy. Prawie jak na koncercie rockowym.
Zmiana scenografii i perkusja zostaje zniesiona. A aktorzy odgrywają scenę bardziej teatralną.
Przedstawienie bardziej teatralne niż muzyczne. Przypadło do gustu publiczności. Ale nie pytajcie o co chodziło twórcom.
Koncert Laureatów VIII Konkursu Kompozytorskiego im. Z. Mycielskiego
19/09/2017
Koncert o godz. 16.00 w Uniwersytecie Chopina. Czyli akurat w drodze z pracy do domu.
Prowadząca przywitała dziękując za liczne przybycie, co było raczej śmieszne, bo na sali byli tylko: znajomi muzyków, przypadkowi studenci i kilku maniaków, takich jak ja, Warszawskiej Jesieni.
Tym razem było mniej zamieszania pomiędzy utworami. Ale i tak całość trwała półtorej godziny.
Przy pierwszym utworze moją uwagę przykuła dziewczyna, która jedynie przekładała muzykom kartki z nutami.
Potem było nudno. Nie licząc głośnych komentarzy dwóch dziadków, którzy nie dotrwali do końca i wyszli przed ostatnim utworem. Z którym zresztą było coś nie tak, o czym lojalnie zostaliśmy ostrzeżeni.
Na końcu miało być wręczenie dyplomów. Ale wszyscy się rozeszli więc jeżeli było – to chyba w garderobie.
Dobrze, że mam blisko do domu, bo uznałbym wizytę na tym koncercie za zbyteczną.
Erotyczna muzyka - Série Rose
18/09/2017
Autorka tego spektaklu wychodzi z założenia, że muzyka jako jedyna firma sztuki abstrahuje od seksualności. Aby zaprzeczyć tej tezie prezentuje w formie teatralno-wizualnie-muzycznej siedem utworów.
-
Są wyśpiewane teksty o miłości np. kobiety do węża.
-
Niesamowity jest utwór z muzycznie udawanym orgazmem.
-
Był również filmik z długonogą kobietą w pończochach zmieniającą pozycje na kanapie.
-
Na koniec obie panie odgrywają pozy, gasząc światło i wydając dźwięki. Trochę to było za długie, a że minęła już północ część ludzi bezceremonialnie wyszła.
Pomysł bardzo ciekawy. Wykonanie bezpruderyjne. Trochę za długie.
ERdada. Baśń o Eugeniuszu Rudniku
17/09/2017
Niedziela. Deszczowy. Godz. 16.00. Tuż przed meczem Legii z Cracovią. Idealnie bo w Laboratorium Zamku Ujazdowskiego.
Dużo dzieciaków ale słaby spektakl. A może bardziej film.
Na początku rezolutna ochotniczka z publiczności przeczytała o co “kaman”. Potem był za długi film, w którym jakiś chłopiec majstrował coś przy stole. Na końcu wszystko mu znikło łącznie ze ścianami. A chłopiec pod postacią aktorki wyszedł w masce do dzieciaków.
Chodziło o jakiegoś zmarłego już muzyka (Eugeniusz Rudnika), ale jakbym nie przeczytał, to za skarby świata bym nie wykumał. Muzyka jedynie w tle – pewnie ta jego ERdada.
Dzieci nawet z zainteresowaniem oglądały. Może pod koniec były lekko znudzone.
Mecz był nie lepszy. A i rozpadało się bardziej i zmokłem na tym krótkim odcinku.
Słaba niedziela. A jeszcze musiałem z powodu delegacji odpuścić pozostałe wydarzenia.
Electro Intro Night
16/09/2017
Pół godziny na dojazd z ATM na Powiśle. I kolejna dawka muzyki z dodatkami elektroniki. Elektro Intro Night (na szczęście tylko późny wieczór) w kompozycjach i wykonaniu młodych twórców.
Utwory krótkie. Ale irytujące przerwy na przygotowanie sprzętu. W efekcie skończyło się po północy.
Najbardziej podobał mi się ostatni utwór z wykorzystaniem wideo. Krakowsko-imprezowy klimat wyraźnie z epoki PRL.
Musica Electronica Antiqua Et Nova
16/09/2017
Trzy półtoragodzinne koncerty w ATM Studio. Kieliszek białego wina na optymistyczne nastawienie. Duża sala z doskonałą akustyką. Industrialny wystrój. Spore zainteresowanie.
W pierwszej tercji pięć utworów. Najpierw dwa męskie. Potem kobiece. Dwa na fortepian w kobiecym wykonaniu. Jeden na skrzypce - chyba najciekawszy bo nie tyle artystka gra, co same skrzypce odgrywają dźwięki.
W przerwie schabowy za 15 zeta.
Druga tercja ciekawsza.
Najpierw siwy gość z tubą większą od niego. Irytował mnie płacz dziecka na widowni. Ale nie wiem czy to nie było specjalnie.
Następnie wyszedł kolejny siwy. I po angielsku rozkminiał, czy muzyka jest wewnątrz czasu, czy też może muzyka jest poza czasem. Mało mnie to zainteresowało i zająłem się trawieniem schabowego. Publiczność jednak była zachwycona i obyta w angielskim, chichrając się z rozważań w akompaniamencie niepokojących dźwięków.
Na zakończenie tej części zespół prawie rockowy, bo była perkusja i gitara elektryczna. Prawie robi różnicę, bo dźwięki jakie się wydobywa łyżki były mocno usypiające.
W przerwie więc colka na przetrwanie.
To już nie było usypiające.
Pierwszy utwór w ciemności bez muzyków.
Potem kompozycja z filmem wideo. Obrazki Warszawy, stoczni, akweduktów. Jakby na planie geodezyjnym.
Następny występ to półgodzinny duet.
A na finał mocne uderzenie z wykorzystaniem sprzętu z obrazka. Pod koniec to prawie rzeźnia. Albo tartak.
I jeszcze trochę muzyki w ciemności.
Łącznie wyszło prawie 2 godziny.
Inauguracja w Filharmonii
15/09/2017
Inauguracja w Filharmonii koncertem symfoniczny (chyba). Lubię inaugurację bo na początku grają Mazurka Dąbrowskiego. Tylko jedną zwrotkę, ale i tak to mój ulubiony moment Festiwalu.
Później można delektować się muzyką, albo jak w moim przypadku rozmyślać o czymś innym. Pierwszy utwór był na tyle krótki, że Gosia ledwo odłożyła pisanie na fejsie. Między utworami ciekawe audycje radiowe z początku Festiwalu, czyli głębokiej komuny.
Przerwa to okazja na siku, podziwianie kreacji niektórych pań, a dla Gosi…. na odpuszczenie sobie drugiej części. Ja wytrwale zostaję.
W drugiej części utwór na fortepian. Zastanawiałem się jak tam go wnieśli. A tuż po utworze niepostrzeżenie zniknął, gdy zająłem się segregowaniem biletów. Chyba zjechał pod scenę.
Na zakończenie utwór skrzypcowy. Moją uwagę skupiły dwie ładne skrzypaczki. Muzycznie ten utwór też mi się spodobał. Bo był najbardziej chaotyczny.
Dwie i pół godziny inauguracji. Nie ma lekko.
60. Warszawska Jesień
15/09/2017
Festiwal, na który chodzimy drugi rok, a z którego, jak słusznie zauważyła Gosia, nic nie kumamy.
W tym roku jubileusz. Stuknęła sześćdziesiątka. Ponieważ Warszawska Jesień to kobieta, więc dzięki dobrej zmianie szczęśliwie wchodzi w wiek emerytalny.
Rok temu było operowo. W tym zanosi się muzycznie.
Zakończenie w Filharmonii
24/09/2016
Partytury codzienności - Michał Górczyński
22/09/2016
Warszawska Jesień Klubowo.
W BarStudio.
Czyli przy piwku i drinkach.
Górczyński świetnie do tego pasował, bo jego występ był luzacki.
Na przykład rozważania o lenistwie TUTAJ
Obejrzałem tylko część, bo musiałem jechać, ale wydaje mi się że było bardzo OK.
Luci mie traditrici
22/09/2016
Ta opera wzbudziła niesamowite zainteresowanie. Tłum chętnych w kolejce po wejściówki. A miejsc w IMCE brak. Nawet awantura była po informacji że nic nie bedzie, bo gość przyjechał z USA i nakrzyczał na biedną panią.
Sam bym też teoretycznie nie wszedł, bo nie dostałem na to akredytacji, ale ma się swoje sposoby. I ta przeciętną operą obserwowałem z balkonu. Jeszcze był problem z napisami, bo prawie nic nie było.
Nie wiem o co tyle hałasu, bo i muzycznie, i operowo i inscenizacyjnie - nic wielkiego.
gen~.rate
21/09/2016
Nowe miejsce. Uniwersytet Muzyczny na Okólnik.
Koncert ... wreszcie koncert, muzyka, młodych wykonawców.
Kilka części, które były przerywane zmianą układu instrumentów, co trochę irytowało wydłużając spektakl.
Ale ogólnie sympatycznie, zresztą taka trochę studencka atmosfera.
Koncert tej grupy kompozytorskiej odbył się w ramach imrez towarzyszących. Wstęp wolny.
Trwało to prawie do północy, ale warto było.
AARON S
21/09/2016
Opera multimedialna.
Znowu masakryczne nudy.
Na ekranie jest wyświetlany jakiś film: gość chodzi po korytarzach, widać jakieś roje robaczków ...
Wszystko bez ładu i składu.
W dodatku w trzech językach (angielski, niemiecki i polski). Nie tłumaczone, specjalnie zresztą.
Publiczność dopiero rozruszał translator, który tłumaczył w miarę śmieszne i oparte na grach językowych zdania, właśnie prezentując je w trzech językach.
Muzyka to rzępolenie i katofonia.
Masakra. Im dalej w Warszawską Jesień tym gorzej.
Sideshow
20/09/2016
Zagubiona Autostrada
19/09/2016
Jeszcze większy problem z biletami niż dzień wcześniej. Tłum po wejściówki liczył ponad 100 osób.
Wystawić film Lyncha na scenie, w dodatku operowo to zadanie nie lada.
Niektózy twierdzą wręcz, że to profanacja.
Spektakl jest bardzo zbliżony do filmu. Po części jest to w formie filmu wyświetlanego na scenie, po części gry aktorów. Muzyka jest w tle, i nie przeszkadza.
Jest dużo brutalności, erotyki i Lynchowego klimatu.
Trzeba jednak dobrze znać film żeby się nie pogubić w tej operowej wersji.
Czarodziejska Góra
18/09/2016
Pierwszy problem z biletami. Tłum po wejściówki. Lista społeczna. Ogromne zainteresowanie.
Ale po pierwszym akcie mocno się wyludniło.
Ciężki, mroczny, wręcz niepokojący klimat.
W pierwszym akcie duża czarna ściana, i tylko wyłaniający się bohaterzy.
Długa przerwa na zmianę scenografii.
W drugim akcie już otwarta, z potężnymi niemieckimi napisami z tyłu. Przy okazji opera była w conajmniej czterech językach: angielskim, polskim, niemieckim, rosyjskim.
Cieżka sprawa, jak cała ta Czarodziejska Góra.
Ale w drugiej części trochę przypominało mi kultowe "The Pornography" The Cure.
Ogólnie warto było, chociaż ciężko było ...
Pracoholicy
18/09/2016
Milcząca rybka. Propozycja dla dzieci. Rodzice przyprowadzili nawet te najmłodsze. Ale wszystkie cierpliwie chłonęły tą minioperę.
Zadowoleni powinni być równeiż dorośli, bo dużo mogli z nioperowych, którzy wszystko poświęcają swojej pracy. Na przedstawienie zabierają nawet nudzącego się kota i plasającą złotą rybkę. Ale przyjdzie czas buntu.
Świetny pomysł Małej Warszawskiej Jesieni. I gratulacje dla rodziców, którzy wszczepiają swoim dzieciom muzykę od najmłodszych lat.
Nieporozumienie
17/09/2016
Prawdziwa opera kryminalna. Matka i córka mordują swoich gości w hotelu. Nie rozpoznają w jednym z nich przybyłego po latach syna i brata.
Cztery partie śpiewane i orkiestra.
Trochę długie, ale pomagają napisy wyświetlane na ekranie.
Całkiem niezła również oprawa, jak na słabe możliwości.
Najbardziej podobała mi się końcowa partia kłótni i rozpaczy pzoostałych przy życiu kobiet.
Ale mimo wszystko opera dla mnie to jedno wielkie ... nieporozumienie.
Angel View w Soho
16/09/2016
Spore wyzwanie: dojechać z Filharmonii na Mińską i znaleźć miejsce koncertu.
Wokół piątkowi imprezowicze, nawaleni goście wyciągani z knajp na kultowej praskiej imprezowni. A do opuszczonej hali ciągną fani muzyki poważnej. Co prawda współczesnej, ale i tak dla wielu ten spektakl to mocne wyzwanie.
Zaczyna się od remontu: młotki, stuki, puki, hałas.
Potem artysći podążają do "normalnych" instrumentów, ale bardziej ich pociągają dżwięki koła rowerowego, strojonego radia, czy rozbijanych kieliszków.
Bardzo ciekawy, "nowoczesny", innowacyjny spektakl, bo koncertu to chyba się jednak nie doczekaliśmy.
Koncert inaugurujący
16/09/2016
Filharmonia Narodowa.
Piątek godz. 19.30.
Uroczysty koncert inaugurujący 59. Warszawską Jesień.
Na początek symfoniczne wykonanie Mazurka Dąbrowskiego. Publiczność potrafiła się zachować, bo błyskawicznie powstała.
Pierwszy utwór ma ciekawą genezę, a stanowi takie jakby strojenie instrumentów. Idealne na nastrojenie się do klimatu Festiwalu.
Drugi utwór miał klimat leśno-drzewny.
Przerwa.
Po przerwie utwór z klimatami kosmicznymi, z dużą ilością elektroniki. Przy okazji świetny test na akustykę sali w Filharmonii.
A na koniec najbardziej odjazdowy utwór: wokalistka wpada na salę w kombinezonie kosmicznym. Zdejmuje kask i ukazują się niebieskie włosy. Cały utwór to jej przekomarzanie się z orkiestrą.
Pierwszy raz nie nudziłem się zbytnio w Filharmonii Narodowej.