top of page

19 Jan 2017

Hornets - Blazers

Mecz nr 44. Batum

Kolejna, koszmarna wtopa. -22 w plecy.

16 Jan 2017

Wizards - Blazers

Mecz nr 43. Blue Moday

W USA Święto Lutera Kinga. Z tej okazji mecz w stolicy wyznaczono na godz. 20.00 polskiego czasu. W dodatki z uwagi na "polskość" rywala - w Canal Plus.

Na Powiślu przygotowania do meczu trwają pełną para od kilku dni: spalona szarlotka, schłodzona wódka, pozyskana wiśniówka, przygotowane koszulki, zamówione na przerwę tancerki.

Będzie się działo.

Działo się. Totalna porażka. Prawdziwy Blue Monday.

14 Jan 2017

Blazers - Magic

Mecz nr 42. Magicy

Drużynie z Orlando kibicuje Woda, więc było wiadomo że będą chcieli się pokazać. Ale bez przesady. Cała korzyść z pokonania Cleveland poszła się jebać.

Początek meczu był fatalny. Blazers spudłowali 9 rzutów, a Orlando trafiło 8. Zrobiło się na dzień dobry 3:20. Pierwszy ogarnął się Lillard. Potem swoje dorzucili Crabbe i Turner. W III kwarcie udał się wyjść na prowadzenie i wydawało się, że już są na widelcu. Ale nie poddali się. Grali skutecznie. W Blazers pokazał się McCollum, ale wciąż brakowało zbilansowanego ataku, a przede wszystkim solidnej obrony. Goście wchodzili w nas jak w masło.

Szykowała się co prawda wyrównana końcówka, i można było liczyć na odrodzenie Damiana, ale Magicy zaczęli wszystko trafiać i zrobiło się -8 w ostatniej minucie. Jeszcze w końcówce był cień nadziei, ale nieudany rzut Lillarda zakończył te smutne zawody.

12 Jan 2017

Blazers - Cavaliers

Mecz nr 41. Mistrz NBA

Przyjechali mistrzowie NBA i nawet nie powąchali parkietu Moda Center. Wystarczył CJ, Aminu i Crabbe.

 

Rok temu też dostali taki wpierdol i skończyli z pierścieniami. Więc dla nich to może i dobry omen.

11 Jan 2017

Lakers - Blazers

Mecz nr 40. Zemsta

Pyknęlismy Lakersów 10 raz z rzędu. To się nazywa zemsta po latach.

09 Jan 2017

Blazers - Pistons

Mecz nr 39. Dwie dogrywki

Przełożony mecz z Pistons z przykrym finałem. Gwiazdą był Crabbe, który pobił swój rekord skuteczności, a w decydującej fazie McCollum, który dwukrotnie doprowadzał do dogrywki. Za trzecim razem zawiódł i goście wygrali dość niespodziewanie. Lillard wyglądał na nieobecnego.

Dzięki porażkom Kings (3 z rzędu) i Denver (5 z rzędu), mimo tej wtopy awansowaliśmy na 8 miejsce w Konferencji.

06 Jan 2017

Blazers - Lakers

Mecz nr 38. Trzech Króli

Wrócił Lillard. Ale i tak było ciężko, bo LAL zagrali dobrą II kwartę i praktycznie do końca wynik był sprawą otwartą.

Dobrze w ostatniej fazie spisał się Evan Turner, a gości dobił McCollum.

05 Jan 2017

Warriors - Blazers

Mecz nr 37. Idziemy po GSW

Tym razem nie odpuściliśmy meczu z GSW i daliśmy im chyba trochę do myślenia. Perspektywa potyczki w I rundzie PO niech ich napawa obawą. My nie mamy nic do stracenia. Tyle, że musimy się zabrać za wygrywanie, żeby w ogóle się załapać do tej ósemki.

Był taki moment pod koniec I połowy, że PTB odrobili 13 punktów i wyszli na +5. Strach zajrzał wtedy gospodarzom w oczy. W II połowie poprawili obronę, zepsuł się McCollum i do ciągnęli zwycięstwo, ale do końca było na styku. Trochę skuteczniej zagrali Aminu i Crabbe, w obronie popracował nawet Leonard  i wyglądało to o niebo lepiej. Może jeszcze nie tak jakbyśmy oczekiwali. Ale jakby jeszcze udało się naprawić Lillarda …

02 Jan 2017

Timberwolves - Blazers

Mecz nr 36. CJ 43 McCollum

Bardzo słaby, ale wygrany mecz. Więc nie ma co marudzić.

Sam CJ wystarczył na równie słabych Wolves. Takie wilki to nie wilki, to ludzie.

31 Dec 2016

Spurs - Blazers

Mecz nr 35. Bez fajerwerków

Bez sylwestrowych fajerwerków, a po cichu liczyliśmy na niespodziankę w San Antonio.

Sił starczyło jednak na pół godziny. Później walec nas rozjechał.

Dobrze zagrał McCollum. Nie istniała ławka: Turner pudłował, Legend snuł się po boisku. Nawet słaby mecz LMA, który oddał tylko 3 rzuty i rekordowa liczba strat SAS w I połowie - nie pomogła.

Grudzień był zły. Czas na przełomowy styczeń …

29 Dec 2016

Blazers - Kings

Mecz nr 34. Stotts

W końcu udało się coś wygrać. Dobrze zbilansowana drużyna, i mecz sezonu The Legend. Kings na łopatkach, ale czy to oznaka lepszych czasów i wyprzedzenia ich w drodze do PO.

27 Dec 2016

Blazers - Raptors

Mecz nr 33. 13/20

To już przestało być śmieszne, mamy dwie porażki więcej niż ósme w tabeli Sacramento. Lillard w garniturze. Z Toronto była nawet szansa wygrać, bo grali piach. Ale jednak w końcówce wykazali więcej opanowania.

Teraz na rozkładzie właśnie Sacramento, czyli wzorem polskiej reprezentacji mecz ostatniej szansy.

24 Dec 2016

Blazers - LMA/Spurs

Mecz nr 32. Wigilia

Wigilia 2014

W noc przed wigilią, Blazers grają bardzo ważny mecz w Oklahomie. Stawką zwycięstwo w dywizji i pewne miejsce w najlepszej czwórce po zakończeniu sezonu.

Od początku rewelacyjny mecz z obu stron. Dynamiczne akcje, solidna obrona, efektowne popisy indywidualne. Oklahoma zdeterminowana obejmuje prowadzenie, ale efektowna i efektywna końcówka gości doprowadza do dogrywki. W doliczonym czasie gry Blazers grają znakomicie i wygrywają niezwykle ważny mecz. Punkty i asysty Lillarda, zbiórki Aldridge, fantastyczna gra całego zespołu. Jesteśmy dumni z naszych ulubieńców.

Do wigilijnego stołu, przy którym sami kibice Blazers (żaden Lakers ani Bulls się nie uchowa), wszyscy zasiadają uśmiechnięci i szczęśliwi.

 

Wigilia 2015

W noc przed wigilią, Blazers grają bardzo ważny mecz w Nowym Orleanie. Stawką przedostatnie miejsce w konferencji i możliwość wyboru gracza po zakończeniu sezonu.

Od początku rewelacyjny mecz z obu stron. Seria nietrafionych rzutów za trzy punkty, pozorowana obrona, wyrzucanie piłek w aut. Pelikany zdeterminowane robią co mogą, ale od drugiej kwarty Blazers grają koncertowo – 13 punktów w tej kwarcie dobija gospodarzy. Nie ma nerwówki, do końca goście pewnie zmierzają do wyznaczonego celu. Skuteczność 35%, 14 strat – rewelacja. Na wszelki wypadek nadambitnego Lillarda zostawiamy na ławce. Fantastyczny mecz, wspaniała gra całego zespołu. Jesteśmy dumni z naszych ulubieńców.

Do wigilijnego stołu, przy którym sami kibice Blazers (żaden Lakers ani Bulls się nie uchowa), wszyscy zasiadają uśmiechnięci i szczęśliwi.

 

Wigilia 2016

Mieliśmy grać o najwyższe cele, tymczasem ledwo co łapiemy się na ósme miejsce. Przepłacona drużyna jest zewsząd krytykowana, a oczy fanów bardziej zwrócone są na środkowych potencjalnych do przejęcia.

Czy ten sezon będzie kosztownym eksperymentem, czy też po Świętach drużyna odpali jak rok temu?

A przed kolacją wigilijną wizyta drugiej siły Zachodu z niejakim LaMarcusem Aldridgem.

22 Dec 2016

Blazers - Mavericks

Mecz nr 31. Damian Lillard

W I połowie nieobecny, jakby obrażony, może coś głębiej w nim tkwi.

W III kwarcie odrodzony, ciągnący drużynę, nadrabiający straty, pomysłowy, rozważny, skuteczny.

W końcówce pogubiony, chaotyczny, samolubny.

Porażki z koszmarnie słabymi Mavericks nie przewidywali najwięksi pesymiści.

21 Dec 2016

Kings - Blazers

Mecz nr 30. Kuzyn

Przykra porażka z Królami, a dokładnie DeMarcusem, który rzucił 55 punktów.

Świetny mecz Masona, znowu zawiódł Lillard.

18 Dec 2016

Warriors - Blazers

Mecz nr 29. Pogrom

GSW

Sezon, co prawda wygląda na stracony, ale jeżeli mamy go jeszcze uratować to jedynym sposobem jest podjęcie walki w I rundzie Play-Off z Golden State Warriors. Stąd mimo bieżących perturbacji mecz z tą drużyną miał szczególną wartość. Nawet najwięksi optymiści (Ojciec Założyciel po naocznym obejrzeniu meczu w Denver też) nie mają już żadnych wątpliwości, że do takich GSW to nam jeszcze daleko. Ale na jeden mecz zawsze można się spiąć i podjąć równoległą walkę. Dzisiaj noc dała chyba jednak jednoznaczną odpowiedź o potencjalne PTB w tym sezonie. Rywal pokazał brutalnie nasze miejsce w szeregu.

Obrona w I kwarcie

Okazuje się, że jesteśmy najsłabszą drużyną w całej NBA pod względem powstrzymywania przeciwnika na początku meczu. Konfrontacja w Denver nie była przypadkiem. Dzisiaj także zmobilizowani (jak zawsze na nas) gospodarze wsadzili nam w tym okresie gry 39 punktów. W II kwarcie dołożyli 31 i w zasadzie było po zawodach. Ale i tak nie odpuszczali – wygrali wszystkie kwarty, a rozmiar porażki jest jednym z największych w historii Portland.

Damian Lillard

Niestety liderzy (Durant, Curry) GSW od razu wzięli się do roboty. A nasz lider pierwsze punkty z gry rzucił w 18 minucie meczu. Co prawda w cały meczu uciułał przyzwoite 20 punktów. Tylko zaczyna być ten problem, że Lillard rzuca wtedy jak jest pozamiatane. Statystyki sobie nabija, a nic z tego nie wynika. Nie tego od niego oczekujemy.

Mo Harkless

Jedyny zawodnik, który spełnia nasze oczekiwania. Także z GSW długo, znaczy się pół kwarty, dotrzymywał kroku rywalowi. No i co z tego, że ostatecznie ma mniej punktów niż Lillard, jak to on w trudnych momentach próbuje porwać drużynę. Dzisiaj nie było kogo porwać: Plumlee wrócił do beznadziei (4 pkt), McCollum był nieobecny (10 pkt), Davis i Vonleh poddali się bez walki. O Leonardzie ze względu na szacunek do Legendy lepiej nie wspominać.

Rezerwy

Przewaga GSW pozwoliła na dłuższe napawanie się głębokimi rezerwami. Zresztą Connaughton pojawił się już w I kwarcie. Z całej tej ekipy najlepiej tym razem pokazał się Napier i może zapracuje na jakiś występ w kolejnym meczu. A teraz dwa dni przerwy i wreszcie powrót do domu. Czas nadrabiać straty, bo wcale ta 8 lokata nie jest pewna. 16 porażek mają już także Nuggets i Kings. Brak awansu do PO byłby katastrofą, nawet jeżeli mecze w nich mają wyglądać tak jak dzisiejszy.

Clark

W ekipie GSW na uwagę zasługuje jegomość, który trafia z nami na skuteczności 100%, dopiero dzięki dwóm pudłom w IV kwarcie spadła mu do 90%. Już w poprzednim meczu nas męczył, a dziś też rzucał jak szalony. Bez niego też byśmy polegli, ale może trzeba się zorientować, co on do nas ma, jeżeli mamy z nimi grać w I rundzie.

16 Dec 2016

Nuggets - Blazers

Mecz nr 28. Denver

W Denver nawet Ojciec Założyciel nie pomógł.

Nuggets rozpykali nas w I połowie trójkami i już nie udało się odrobić strat. Mimo, że Plumlee grał bardzo dobrze, a Lillard rzucił 40 punktów.

14 Dec 2016

Blazers - Thunder

Mecz nr 27. Lot DL 2077

Poleciał Ojciec Założyciel i szybciutko zrobił porządek.

Oklahoma nawet nie zrobiła przysłowiowego sztycha w tym meczu.

Szkoda, że to krótka wizyta i pozostawieni sami sobie Blazers znowu mogą odwalać kaszanę.

13 Dec 2016

Clippers - Blazers

Mecz nr 26. Gwiezdne Wojny

Z kim się przełamać jak nie z Clippersami na ich parkiecie – pomyśleli w obozie Blazers i zagrali najlepszy mecz w sezonie. Co prawda minimalnie przegrany, ale zabrakło jednego elementu. No może półtora.

Mason

Wszyscy, którzy za całe zło obecnego sezonu obarczają białych środkowych mają po tym meczu okazję do refleksji. Mason zagrał rewelacyjne zawody przeciwko, jak wiadomo, znakomitym graczom podkoszowym LAC. Wykręcił taką linijkę, jakiej nie powstydziliby się najlepsi środkowi ligi: 18 pkt, 4 zbiórki ofensywne i aż 5 bloków. Dodatkowo to on, jakoby prawdziwy lider, uspokajał sfrustrowanego trenera Stottsa.

Meczu w pojedynkę nie wygrał, bo to nie do niego należy, ale taki Mason spokojnie wystarcza do szczęścia i nie trzeba szukać szrotu po innych klubach, ani wyczekiwać cudownego ozdrowienia.

Wódz

Powrót do pierwszej piątki i od razu gigantyczna praca w obronie. W ofensywie jeszcze jest trochę do nadrobienia, szczególnie pod koszem, ale dwie „trójki” pomogły trzymać dystans nad LAC. Zdobycz 10 pkt nie oddaje w pełni wkładu jaki dał w 21 minut.

Ed

Z ławki dużo lepiej wygląda. Wykręcił niesamowity jak dla siebie wynik siedmiu celnych osobistych. Jak spudłował ósmy wyglądał na zdruzgotanego. Wiedział zapewne, że tego punktu zabraknie do pokonania LAC.

CJ

To jest obecnie człowiek z innej planety i nasza nadzieja na lepszą przyszłość. McCollum trzymał mecz przez długi czas samotnie. Dlaczego nie dostaje piłki w końcówce niech pozostanie słodką tajemnicą sztabu trenerskiego.

Evan

Niektóre akcje ma wprost kosmiczne. Dobra skuteczność. Wniósłby dzisiaj więcej gdyby trafił z jeden więcej za trzy. Ale odkupił to wyprowadzeniem z równowagi Jordana.

To jest zawodnik, który będzie niezwykle istotny w drugiej fazie rozgrywek. O ile do niej PTB awansuje ….

Krabik

Co raz lepiej. Pomocny. Bardzo przydatny w końcówkach, bo jego ADHD jest tak nie przewidywalne, że żaden rywal nie wie czego się spodziewać. Miał dziś bardzo ważny przechwyt. Oczywiście kilka razy się pogubił. Ale to kolejne światełko w tunelu.

Vonley

Wniósł trochę dynamiki, a przede wszystkim tak bardzo potrzebnej Blazers nieprzewidywalności. Spędził na boisku 15 minut. Nawet więcej od Davisa. Chyba to jest też ważny element w całej tej układance, która według moich proroctw ma już wkrótce przynieść serię zwycięstw.

Trener

Dużo nerwów. Dużo błędów. Nie może być tak, że brakuje nam przerwy w ostatnich sekundach meczu. Nie wiem na ile to on ustala ostatnie akcje, ale drużyna wygląda na pogubioną.

Damian

Niestety to kolejny przegrany mecz, który można spuścić na jego karb. Słabo, nieskutecznie i niewidocznie od początku. Można było mieć nadzieję, że szykuje się na Lillard Time. Ale był tylko w porywach. Sporo błędów, złych decyzji. To on ma wygrywać mecze. Jak nie wygrywa, to mamy bilans taki jaki mamy. No chyba że trzeba zrobić zamach stanu i przekazać tą rolę CJ. Ale chyba na to jeszcze za wcześnie.

Może Damian wypali już w dzisiejszą noc, bo przeciwko Westbrookowi to zawsze mu dobrze idzie.

11 Dec 2016

Pacers - Blazers

Mecz nr 25. Indiana

Trzeci mecz planowany przez Ojca Założyciela i trzecia frajerska porażka. Jakby pojechał to by wszystko wygrali.

Nie pomógł świetny McCollum, bo Lillard znowu miał w końcówce kretyńskie pomysły.

09 Dec 2016

Grizzlies - Blazers

Mecz nr 24. Kompromitacja

Chyba jednak lepiej, że Ojciec Założyciel nie pojechał (jeszcze) do USA. Bo mógłby nie zdzierżyć wyczynów naszych ulubieńców. Inna sprawa, że pewnie przy jego obecności by się bardziej skoncentrowali.

Dzisiaj przeszli w końcówce samych siebie, a Damian Lillard to chyba dostał jaką działkę od Gasola, bo najpierw wymyślił kluczową akcję przez najsłabszego na parkiecie Paula Gasol, a potem sfaulował rywala przy remisie na pół sekundy. Może wiedział, że muszę już iść do pracy i nie mam czasu na dogrywkę? Jeśli tak, to szacunek dla niego.

Wygląda też, że mój odosobniony pesymizm przedsezonowy najlepiej oddawał stan rzeczy. Bilans 12-12. Chyba liczyliśmy na taki, który mają Niedźwiadki 16-8.

08 Dec 2016

Bucks - Blazers

Mecz nr 23. Antetokounmpo

Miało być całkiem inaczej ale wszystko się pokićkało. Ojciec Założyciel planował wstrząsnąć zespołem poprzez swoja wizytę na serii wyjazdowej, ale względy rodzinne spowodowały, że musiał obrać kierunek wschodni.

Pozbawieni wsparcia Blazers tylko w pierwszej połowie trafiali trójki, a The Legend robił to ze stoickim spokojem, bo w drugiej już zupełnie zatracili skuteczność. A gospodarze grali swoje, czyli wykorzystywali niemoc obronną pod koszem naszych pupilków. Zawodnik, którego nazwisko trzeba kopiować, a nie pisać: Antetokounmpo wykręcił nieziemską linijkę i ostatecznie pogrążył Blazers. W końcówce jeszcze nadzieję dał Crabbe, ale finalnie zabrakło argumentów. Lillard rzucał głównie w I połowie, bilans 30 punktów niby go usprawiedliwia, ale jak był najbardziej potrzebny w końcówce to ponownie zawiódł.

Lekko nie ma, bo jutro kolejny wyjazd, a Memphis gra dobrze po kontuzji Conleya. Bez złośliwości, ale może dla nas też receptą byłaby absencja lidera?

06 Dec 2016

Bulls - Blazers

Mecz nr 22. Mikołajki

Miły prezent mikołajkowy przynieśli koszykarze PTB, którzy roznieśli w proch i pył znienawidzonych fiutów z Chicago. I niech końcowy wynik nie mydli oczu, bo robiliśmy z nimi co chcieliśmy. Turner odkupił wszystkie winy łącznie z faktem urodzenia się w Chicago i wykańczał jak natchniony akcje z półdystansu w kluczowym momencie przechylając szalę na korzyść lepszych.

Dobry początek to połowa dzieła. Czas na przełomowy grudzień.

04 Dec 2016

Blazers - Heat

Mecz nr 21. Grudzień

Przed PTB bardzo ciężki miesiąc.

Mecz z osłabionymi Heat miał być tylko rozgrzewką.

Tymczasem goście postawili wysokie wymagania i pogubili się dopiero w końcówce, w której załatwił ich głównie CJ oraz wracający do formy Crabbe.

01 Dec 2016

Blazers - Pacers

Mecz nr 20. Z bańki

Tak to właśnie miało wyglądać w tym sezonie.

Nic to, że przyjeżdża solidna drużyna, z byłym naszym trenerem. Dostaje kilka razy z mańki i jest po meczu.

A wyglądało tak dobrze, bo Indiana przyjechała bez swoich podstawowych graczy i z brakiem wiary w przerwanie 10-letniej posuchy w Portland. 

28 Nov 2016

Blazers - Rockets

Mecz nr 19. Fryz Leonarda

Nic nie pomogła wizyta u fryzjera, bo chyba cała drużyna obserwowała przemianę Meyersa.

Wciąż rywale pokroju Rockets górują nad nami i potrzeba jakiegoś przełomu, żeby się wykaraskać. Bo na razie jesteśmy poza PO, a terminarz grudniowy mamy ekstremalnie trudny.

No chyba że tankujemy …

26 Nov 2016

Blazers - Pelicans

Mecz nr 18. 59 lat

Nasz ukochany treneiro miał urodziny i w prezencie dostał zwycięstwo nad coraz lepiej wyglądającymi Pelikanami.

Tylko Frazier nie dopasował się do atmosfery i znowu wszczynał awantury.

24 Nov 2016

Cavaliers - Blazers

Mecz nr 17. Miłość

Niby ma wszystko wybaczać, ale ta rodem z Cleveland jest bezwzględna. „Love ma szczęście, ze już nie mieszkam w Cleveland” – napisał Ojciec Założyciel wkurwiając się na kolejne trójki Kevina w I kwarcie. Uzbierał on w tej fazie gry 34 punkty. Przez resztę meczu dorzucił jednak już tylko 6 (pewnie się przestraszył powrotu Lucero), ale godnie go zastąpili koledzy ustanawiając klubowy rekord rzutów (trafnych, bo tych spudłowanych dzierży Meyers Leonard) w postaci „oczka” (21).

Ale i tak mecz nie był do końca rozstrzygnięty, bo w ofensywie Blazers zagrali całkiem dobre spotkanie:

- Lillard też rzucił 40 punktów, w dodatku rozdał 11 asyst – to tak jakby rzucił 60 punktów.

- Plumlee rzucił wszystko oprócz prostego wsadu.

- Evan Turner uciułał solidne 17 punktów, chociaż i tak kilka razy irytował.

Ostateczny wynik trochę nawiązuje do wtorkowego meczu Ligi Mistrzów w Dortmundzie.

Blazers wpadają w ujemny bilans. Jutro indyk i czas brać się do roboty. Potencjał jest.

23 Nov 2016

Knicks - Blazers

Mecz nr 16. Team Spirit

Bardzo ciekawy i żywy mecz w Madison Square Garden. Może jedynie wyznawcy obrony mogą narzekać, ale emocje były i determinacja obu ekip bardzo wyraźna. NYK są również na etapie budowy drużyny i widać jak bardzo Nowy Jork pragnie sukcesów. W ostatnich minutach atmosfera była jak podczas minut decydujących o tytule.

W Portland chyba po trzech bezbarwnych porażkach odbyła się męska rozmowa i widać wyraźny postęp. Wróciła koncentracja, do roboty wziął się Evan Turner, coraz lepiej wygląda pierwszopiątkowy Davis, ciężar gry przenosi się z Lillarda na McColluma. Szwankuje w dalszym ciągu obrona „trumny”, ale chyba tego Plumlee, Leonarda i Davisa nauczyć już nikt nie zdoła. Pozostaje zywić nadzieję, że mecze będzie jednak rozstrzygać Lillard, który akurat w MSG w ostatnich akcjach nie spisał się rewelacyjnie. I głównie to zadecydowało, że Porziņģis i spółka sprawili swoim kibiców piątą wygraną z rzędu. To w sumie miło widzieć drużyną Knicks w takiej formie.

A Blazers najprawdopodobniej jutro doświadczą ujemnego bilansu, bo trudno oczekiwać niespodzianki w Cleveland. No chyba, że Ojciec Założyciel uruchomi swoje kontakty …

20 Nov 2016

Nets - Blazers

Mecz nr 15. Michałowicz

Niedziela godz. 21.30.

Mecz w polskiej telewizji.

Dzisiaj będzie zwycięstwo.

Michałowicz bredzi o bessie w zespole Portland.

Ed Davis w I piątce.

Lillard wkurwiony.

Radosna koszykówka 17:19.

Weszła druga piątka, został tylko Lillard i od razu Brooklyn wyszedł na prowadzenie.

Turner wyprowadza Blazers na prowadzenie. 29:32 po I kwarcie.

Jedziemy z nimi 38:41. Turner rzuca, Leonard zbiera, Crabbe trójkuje.

"Całe szczęście że wzięliśmy Turnera z tego Bostonu" - zauważył Ojciec Założyciel. Nawet The Legend trafia trójki. Już 44:53, a dopiero połowa II kwarty.

Było już nawet +10, ale Brook Lopez wszystko nam trafia i jest 53:58. Gramy na 67% skuteczności.

Obrony w tym meczu nie ma. 64:66.

64:70 - po I połowie.

"Idziemy na 140 punktów" - Ojciec Założyciel.

Znowu +10. Nawet komentatorzy C+ są pod wrażeniem.

McCollum trójki.

Plumlee z miejscowości Warszawa też miał swoje dwie minuty.

Leonard poprawił trójką i przewaga pod koniec III kwarty sięga 17 punktów.

Już jest 78:97. Wydaje się, że będzie dobrze.

Po trzech kwartach 84:99.

"Czas na rezerwy" - Ojciec Założyciel.

Utrzymuje się +19. Plumlee i Leonard śrubują rekord sezonu w ilości zbiórek.

Już po meczu. +21 na 5 minut przed końcem. Czekamy na rezerwy.

100:118. 3 minuty.

Było łatwo i przyjemnie, ale już za 2 dni w Nowym Jorku może być mniej różowo.

19 Nov 2016

Pelicans - Blazers

Mecz nr 14. Tim Frazier

Tim zwierzył się kolegom z drużyny, że go w Oregonie wyjebali z roboty. I tankująca ekipa Pelikanów zebrała się do kupy na ten mecz, żeby pomścić kolegę.

Stotts próbował: wystawił Davisa w I piątce, w II kwarcie wrzucił Lillarda.

Ale NOP odskoczyli i utrzymywali przewagę, chociaż można było mieć wrażenie że spuchną i się ich dopadnie w końcówce.

Maraton trzech meczów w trzy dni: już w niedzielny wieczór cała blazerowska brać zasiada przed ekranami Canal Plus, żeby usłyszeć z ust Wojciecha Michałowicza jaka jest recepta na naprawę przepłaconej maszynki ze stanu Oregon.

18 Nov 2016

Metallica

Mecz nr 13. Metallica

Hala w Houston pusta od początku, jak w Moda Center na 2 minuty przed końcem walki z Chicago.

Ale trzeba im przyznać, że przynajmniej Metallica na dzień dobry.

Mecze w Houston są jedynymi, przy których trzeba poważnie rozważyć zakup Pass League z dodatkową opcją komentarzy nie prowadzonych przez zespół gospodarzy. Jaranie się Drexlera jest nie do wytrzymania.

Na parkiecie wciry.

Wygląda na to że z nikim lepiej nie wygrywać pierwszej rundy PO, bo potem sie mszczą latami.

16 Nov 2016

Blazers - Bulls

Mecz nr 12. Robin Lopez

Po kilku akcjach było 0:10 i po meczu.

Robin Lopez przyjechał pokazać, kto jest lepszym białym środkowym i po części to udowodnił.

Blazers wyglądają słabo i marzenia o zawojowaniu sezonu coraz mniej realne.

Teraz seria wyjazdowa i dobrze że w gronie 5 rywali są Pelikany, bo coś się powinno uszczknąć.

14 Nov 2016

Blazers - Nuggets

Mecz nr 11. Bez Bartona

Denver bez Burtona prowadziło w połowie II kwarty w Moda Center 17 punktami.

Ale III przegrało 21 i było pozamiatane.

Lillard coś jest na nich cięty. Może się założył z Bartonem o coś

12 Nov 2016

Blazers - Kings

Mecz nr 10. Jak na Florydzie

Powinni Blazers rozstrzygnąć ten mecz w regulaminowym czasie gry, ale fatalnie rozegrali dwie ostatnie akcje. Najpierw Harkless spudłował spod kosza, niepotrzebnie w ogóle próbując rzutu. A potem przy remisie Lillard rzucał za 4 punkty.

W dogrywce prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie. Pogubili się też sędziowie. W ostatnich akcjach zlitował się Rudy Gay pudłując dwukrotnie.

To był pojedynek McCollum+Lillard kontra Cousins+Gay. W pierwszej piątce wyszedł tym razem (za Aminu) The Legend Leonard i wyglądał w końcu jak koszykarz. Ozdobą była jego przepychanka z Cousinsem. Chyba nie powinni zagrać w jednej drużynie, a Cousins jest wielokrotnie spekulowany w kontekście transferu do Oregon.

10 Nov 2016

Clippers - Blazers

Mecz nr 9. Klęska

Nic do powiedzenia nie mieli zmęczeni bojem z Suns, podróżą i jeszcze osłabieni brakiem Aminu Blazersi w Los Angeles.

Mecz rozstrzygnął się już na początku II kwarty. Najlepszy wynik strzelecki miał tego wieczora ... Napier, który jako jedyny przekroczył barierę 10 punktów. Lillard i CJ rzucili po 8.

LAC to wariaci, cięci na nas niemiłosiernie. Jordan nawet prowadząc 40 punktami się wykłócał.

08 Nov 2016

Blazers - Suns

Mecz nr 8. Donald Trump

Wtorek wyborczy

godz. 18.00 - Co raz więcej przemawia za Clinton: wstępne wyniki, mobilizacja latynosów, wysoka frekwencja. Nie jest dobrze.

Szacunki prawdopodobieństwa 83%-17%. To więcej niż kilka godzin wcześniej.

godz. 21.00 - spadło na Wall Street. Pojawiły się korzystne sondaże dla Trumpa. Więc jednak mogą być emocje. Czekamy. Około 1 w nocy pierwsze sondażownie po wyjściu. O 4 w Oregonie wystąpią Słońca.

godz. 22:18 - Sensacja. Trump wygrywa New Hampshire. To "tylko" 4 głosy, ale od 12 lat wygrywali tam Demokraci.

godz. 23:00 - Floryda. Trump 55%. Clinton 39%.

godz. 23:20 - FOX News. early exit poll on better commander in chief: Clinton 49%, Trump 46%

23:30 - New Hampsire. Trump  52,5%, Clinton 41%

23:35 - Clinton prowadzi w Pennsylwanii, Trump w Arizonie, Georgii, Iowa, Karolinie Północnej i Ohio. Wyniki z Florydy, Colorado, Newady i Michigan bardzo wyrównane.

23:45 - Trump down from 5.7 to 6.9 on Betfair

Północ - koniec głosowania w Indianie, ponieważ nigdy ich koszykówki nie dało się oglądać, pewnie dlatego szybko im każą iść spać

00:15 -  Andrzej Duda zdecydowanie wygrywa w Kraczkowej ... to znaczy Donald Trump gromi w Kentucky

00:30 - wygrana Trumpa w Kentucky i Indianie dużo wyższa od sondaży, a w Kalifornii strzelanina w okolicach lokalu wyborczego

00:40 - czyli 19 głosów Trump już ma, ale tam to każdy Republikanin by wygrał, za 20 minut zamykają lokale na Florydzie, to aż 29 głosów: sondaże były wyrównane, tam musi Trump wygrać żeby marzyć o zwycięstwie

00:45 - bukmacherzy nie mają wątpliwości - na 91% nowym prezydentem USA będzie kobieta

00:50 - 1 osoba nie żyje, 3 są ranne po strzelaninie niedaleko lokalu wyborczego w mieście Azusa niedaleko Los Angeles - pewnie kurwa lakersi

01:00 - zamknięto lokale na Florydzie, w Georgii, Kentucky, New Hempshire, Karolinie Południowej, Vermont i Wirginii. Zapewne 45 Prezydent USA już został wybrany

01:03 - a Phoenix Suns siódmy dzień jarają się rzutem Bledsoe za trzy w ostatniej sekundzie dogrywki. Dzisiaj im miny zrzędną

01:10 – 1% z Florydy: Trump 66%, Clinton 31%. Pamiętajmy – jeden procent

01:11 – 2% z Florydy: Trump 58%, Clinton 28%. Tylko spokojnie, to są wyniki z regionów republikańskich

01:20 - Virginia - ważny stan - dla Clinton 46:43

01:23 - na Florydzie co minutę zmiana prowadzenia

01:25 - po 30% Clinton 50%-48%, to już reprezentatywna próbka

01:30 - Floryda 36% +1% dla Clinton

01:32 - a równolegle zanosi się na sensację w Virgini - to jest aż 13 głosów 

01:35 - Floryda zmiana prowadzenia po 43% +0,7% dla Donalda. CNN podaje że Floryda dla Trumpa

01:37 - 60% głosów, prowadzi Trump

01:42 - Marco Rubio wybrany do Senatu USA

01:43 - Floryda  55% Trump +3%

01:50 - zmiana lidera na Florydzie po 65%, Clinton +1,3%

01:51 - już +3% dla Clinton. To po prostu kwestia stanów które spływają, ale wygląda emocjonująco jak mecz Blazers z GSW

01:53 - rynki reagują - dolar spada na łeb na szyję, przecież miało być takie pewne zwycięstwo HC

01:55 - sztab Clinton jest pewien wygranej na Florydzie, blefują? dowiemy się za kilka minut

02:00 - Clinton co raz bliżej prezydentury, Węglarczyk skrzynki wódki, a Atlanta prowadzi z Cleveland do przerwy

02:05 - najprawdopodobniej za kilka minut Clinton będzie już o krok od wygranej

02:08 - Floryda 78%, ostatnie (?) tchnienie Trumpa -0,7%

02:10 - fascynują zmienne wyniki w Miami, ale Clinton niespodziewanie prowadzi również w Ohio i Północnej Karolinie i na ten moment jest bezpieczna, może nawet przegrać tą cholerną (dla niej) Florydę

02:14 - Floryda 85%. +0,2% dla Clinton, powinni tylko tam robić te wybory

02:15 - Floryda 86% już tylko +740 głosów dla HC. Remis

02:16 - Trump prowadzi na Florydzie

02:17 - i już nie prowadzi

02:21 - 28 głosów różnicy na Florydzie ... ale końcówka raczej będzie dla HC

02:29 - a Cleveland już -18 z Hawks

02:31 - Floryda 91%. Trump +0,8%

02:39 - chuja gra to Cleveland

02:40 - Donald o krok od wygranej na Florydzie. Zapewne pyrrusowej, ale o tym zadecyduje Ohio i Północna Karolina

02:45 - czyli tylko 75 minut do meczu z Phoenix, czas się zdrzemnąć

03:05 - na Florydzie przestali liczyć, Ohio się odwróciło, Północna Karolina i Wirginia remisowo

03:06 - godzinę temu Clinton była blisko wygranej, za godzinę może wygrać Trump

03:08 - rynki spadają

03:09 - Cleveland odrabia

03:55 - Cavaliers przegrało pierwszy mecz w sezonie, Trumpa szanse na prezydenturę wzrosły z 20% do 61%, rynki lecą na łeb na szyję

04:00 - a w Moda Center rozgrzewka

04:03 - Sarah Clarke, słusznej tuszy, śpiewa hymn

04:04 - a na Florydzie wciąż liczą - Donald ma ponad 100 tys. przewagi, powinno minimalnie wystarczyć

04:18 - Blazers 12:6, Trump na 77% Prezydentem

04:25 - 27:12, CJ 15 pkt. Już tylko cud może uratować Clinton

04:38 - 42 punkty w I kwarcie +17. W Moda Center raczej nie będzie takich emocji jak na Florydzie

04:53 - zła kwarta, już tylko 50:43, a jeszcze Aminu kontuzja. Trump 94%

05:10 - słabsza kwarta, 63:55. Trump 95%. Czas na drzemkę

08:51 – God Bless Donald Trump

08:52 – to była noc trzech prezydentów: miłościwie jeszcze panującego, Clinton – która wydawała się pewna zwycięstwa o 2 w nocy polskiego czasu, i nowego – 45 prezydenta USA Donalda Trumpa

8:53 – a Blazers roztrwonili przewagę i doprowadzili do horroru w końcówce, który jednak był niczym w porównaniu do zmieniających się przez kilka godzin jak kalejdoskop wyników na Florydzie

8:54 – Blazers win, Donald wins – Ameryka znów jest Wielka

8:55 – panika na giełdach, tylko GPW stonowana ….

06 Nov 2016

Grizzlies - Blazers

Mecz nr 7. Urodziny Wody

Niedziela. godz. 21:30. Nie bez oporów wybieramy z polskim komentarzem.

I kwarta.

Standard. Dobry początek, potem kicha. Lekkie prowadzenie.

II kwarta.

Pierwsze prowadzenie Grizzlies. Ale zaraz potem Blazers otrząsnęli się trochę. Ale chwila i znowu remis.

Krótka awaria techniczna. Wrócił Lillard.

Plumlee faule, Leonard tyczka. Zrobiło się 45:41.

Do przerwy 51:47. Niedźwiadki są do ogrania, ale trzeba kogoś znaleźć do gry pod koszem.

III kwarta.

Słaby początek 61:51.

Trochę odrobili 63:59.

Odrobione. Nawet wyszli na prowadzenie.

Lillard mega wkurwiony decyzjami sędziów.

CjM  prowadzi punktowo, ale liczymy na DL w IV kwarcie.

77:76.

IV kwarta

Świetny początek. Harkless i McCollum 79:84.

Świetny mecz CJ. Ma już 33 punkty. Memphis odrobiło, ale na McColluma nie mają recepty i było nawet +9.

Wraca Lillard, który ma połowę punktów CJa.

Co się dzieje!!!! 92:98. McCollum już 36 punktów. 3 minuty do końca.

94-100 na 20 sekund. WYGRAMY!!!

Koniec. Chyba tylko urodzinom Wody zawdzięczamy to zwycięstwo. W dodatku bez jakoś specjalnie nerwowej końcówki.

Nie wiadomo co się stało z Damianem, niby grał, ale nic nie rzucał. Ale CJ dał radę. Czyli zawsze jest alternatywa.

Niedźwiadki słabe, pewnie nawet nie wejdą w tym roku do PO.

05 Nov 2016

Mavericks - Blazers

Mecz nr 6. Roznegliżowane tancerki

Koniec Dallas
Jeden rywal na Zachodzie z głowy. Z silnych Mavericks zostały jedynie atrakcyjne tancerki. W tym roku czeka ich tankowanie, przegrali już pięć spotkań.
Gdzieś Ty Matthews poszedł?
Co prawda Blazers są jak na razie idealnym rywalem na przełamanie, ale trzeba jednak mieć trochę więcej atutoów, niż tylko wykrozystywanie bezLillardowych przestojów rywala.

Pod koszem
Okazuje się, że jest drużyna słabsza od Portland w strefie podkoszowej. Stotts to wiedział i od początku nakazał grać przez Plumlee, który robił pod koszem co chciał. 19 pkt, przy skuteczności 7/9, 100% osobistych i najlepszy w drużynie wskaźnik +24. Zbiórek trochę mało, ale tym zajął się, momentami irytująco nieskuteczny (4/13), Aminu.
Grą podkoszową tym razem udało się załatwić początek meczu, ale także w kluczowej fazie IV kwarty tam przewaga Blazers była wyraźna i pozwalała na różnorodność rozwiązań ofensywnych.

1:18
To nie oznacza, że Blazers nie dali rywalowi szans. Sygnał dał jeszcze w pierwszej kwarcie Evan Turner, stratami i pudłami dając po raz kolejny pożywkę swoim krytykom.
0:13 w pierwszej kwarcie to nie było najgorsze co odstawiło Portland piątkowo-sobotniej nocy. W II kwarcie było tylko 0:7.
A prawdziwy popis to 1:18 na przełomie III i IV. Lillard musiał w tych okolicznościach pojawić się aż na 11 minut ostatniej fazy gry.

Czwórki Lillarda
W pierwszej połowie trójki nie wchodziły, ale wszystko odwróciło się po przerwie. 80% skuteczność za trzy to mordercza broń na lepsze drużyny niż Dallas.
Rzuty Lillarda powinny zresztą być punktowane za 4 oczka.

Napier
Stotts szuka rozwiązań i w końcu wyciągnął z kapelusza Napiera, który wniósł trochę chaosu i popisał się przede wszystkim rzutem z pozycji "metr za Lillardem" wyrównując stan rywalizacji w I kwarcie.
Gorzej ciągle jest z Leonardem, który tym razem dostał tylko 4 minuty, ale i tak był zagubiony.

CjM
Słabiutki mecz zagrał McCollum, który niespodziewanie miał problem z faulami, ale również ze wszystkim innym. Dorobek 9 punktów to zbyt mało. Puntkowo więc mecz musiał ciągnąć Lillard z 42 punktami.

Końcówka
w końcówce wszystko na co było stać rywala to zbliżenie się na 6 punktów. Przewaga jakościowa Blazers w tym roku jest wyraźna i przynajmniej dogrywkowe dreszczowce z Dallas nam odpadają. Szkoda tylko Matthewsa.

03 Nov 2016

Suns - Bazers

Mecz nr 5. Zakalec

Nie zawsze mecze Portland TrailBlazers są smakowitym daniem. Często są ciężkostrawnym śniadaniem psującym nastrój na cały dzień. Tak o to było dzisiejszego ranka w przekazie US Airways Center.

Zaczęło się, jak to ostatnio, całkiem przyjemnie. Trójka za trójką – wszystko wpadało. Ale Słońca już ze względu na swoje ogniste logo namiętnie czytając bloga „wodaiogien” doskonale wiedzą, co w takich momentach należy czynić. Wystarczy dogrywać pod kosz i tam albo się rzuci za pierwszym razem, albo się zbierze. W każdym razie Blazers w końcu przestaną trafiać z dystansu, a po zejściu Lillarda jeszcze bardziej się pogubią. I tak właśnie niweluje się dobry początek.

Przynajmniej na razie, bo ciągle mamy nadzieję, że na coach znajdzie jakieś rozwiązanie. A trzeba mu przyznać że szuka.

Pierwszą receptą jest Evan Turner, tak irytujący w pierwszych meczach. Gra jednak coraz lepiej i coraz efektywniej. Rzuca co prawda po 11 punktów na skuteczności 50%, ale zaczyna prowadzić grę w kluczowych momentach kryzysu i co mało kto zauważa coś tam zbierać – dzisiaj aż 10 piłek, czyli tyle i ile Aminu z Leonardem łącznie. Właśnie – Leonard. Dzisiaj Stotts postawił na niego i wielu pewnie łapało się za głowę jak widziało go zostawionego w końcówce. Ale to właśnie Legenda wyrównała w ostatniej sekundzie stan meczu i doprowadziła do, jak się później okazało niepotrzebnej, dogrywki.

Słońca, które są zespołem dużo słabszym i będą w tym sezonie dostawać baty prawie od każdego, odrobiły w pełni lekcję domową i zwietrzyły szanse nawet przegrywając w końcówce 7 punktami. W kluczowych akcjach odcięli będącego dzisiaj cieniem samego siebie Lillarda i już w podstawowym czasie gry mogli wygrać.

Doszło jednak do dogrywki (przez Meyersa), w której Blazersom też szło jak po grudzie. Ale w ostatniej minucie udało się odrobić stratę 6 punktów, dzięki dwóm akcjom 2+1 Harklessa i Lillarda. Gdy można było się szykować do kolejnej dogrywki, a tym samym konkretnego spóźnienia do pracy, Bledsoe, mimo dobrego krycia Lillarda, trafił absurdalny rzut (właśnie taki w stylu Lillarda) i nawet nie pokazywał na zegarek. Phoenix oszalało wygrywając – zasłużenie – pierwszy mecz w sezonie.

Jakby dziś, po pięciu meczach sezonu zrobić taką sondę TUTAJ, to myślę że wyniki byłyby diametralnie mniej optymistyczne.

Dzień przerwy i kolejny maraton: Dallas (słabe) i Grizzlies (silne).

02 Nov 2016

Blazers - Warriors

Mecz nr 4. Zaduszki

  • I co z tego, że Blazers znów rozpoczęli mecz nadzwyczaj skoncentrowani osiągając 7 punktową przewagę?

  • I co z tego, że Lillard królował na parkiecie, trafiał i z dystansu i z pod kosza, a granicę 30 punktów przekraczał już w trzeciej kwarcie?

  • Co z tego, ze wspierał go jak umiał McCollum?

  • Co z tego, że nareszcie oczekiwania spełnił bardzo aktywny Evan Turner trafiając na skuteczności 80%?

  • Co z tego że Plumlee rozpoczął drugą połowę efektownym wsadem?

  • Co z tego, że udało się zatrzymać Splash Brothers w pierwszej połowie?

  • Co z tego, że objawił się lepszy Leonard w postaci Jake Laymana?

 

Jak Stephen Curry miał po pierwszej połowie na koncie 5 punktów, a mimo to goście prowadzili w Moda Center, było jasne że dobrze się to nie skończy. W pierwszej połowie żeby radzić sobie w stolicy Oregonu Wojownikom wystarczała konsekwentna gra pod koszem i stuprocentowa skuteczność rezerwowego Clarka.

Jak można było się spodziewać Currry wcześniej czy później eksploduje. Stało się to wcześniej, bo już w III kwarcie, którą przy słabej skuteczności gospodarzy wygrał sam. Wyprowadził GSW na 30 punktów przewagi i pokazał czerwono-czarnym miejsce w szeregu.

Po dwóch tegorocznych meczach z GSW wrażenie jest takie, że drużyna ta w tym roku wygra ta ligę z palcem w dupie.

A Blazers po czterech meczach przegrali wyraźnie z tymi od których są słabsi i wygrali minimalnie (fuksem) z tymi, od których są lepsi. Także szału nie ma.

Teraz prawdziwy maraton: już dzisiejszej nocy wyjazd do przegrywających wszystko Słońc i wcale nie można być pewnym dodatniego bilansu jutrzejszego ranka.

30 Oct 2016

Nuggets - Blazers

Mecz nr 3. Zmiana czasu

Wydawało się, że największy problem dotyczy godziny tego meczu. Dłuższa o godzinę noc zachęcała nawet do oglądania na żywo, ale czujność Ojca Założyciela wskazywał że jednak to zbyt późno. I miał nosa, bo inaczej byśmy kiśli do 6 rano, po drodze dostając zawału w aspekcie opłacenia NBA Pass League. Ale po kolei.

 

Dobry początek

Nareszcie Stotts nauczył zespół koncentracji i pierwsze minuty są rozgrywane według wielu schematów ofensywnych pozwalających, nawet przy słabej jak w Denver skuteczności, budować przewagę. Dużo punktów w I kwartach rzuca Lillard, szczególnie popracował nad zachowaniem pod koszem – jego wejścia są coraz bardziej nie do zatrzymania. Aczkolwiek zobaczymy jak to będzie przeciwko silniejszym obrońcom.

Kryzys

Udało się tym razem uniknąć zapaści drugokwartowej. Duża w tym zasługa coraz mądrzej grającego Evana Turnera. Co z tego, jak kryzys przyszedł w kwarcie trzeciej i to taki, że głowa boli. 17 punktów z rzędu dla rywala spowodowała, że z bezpiecznej przewagi zrobił się problem.

Ostatnia minuta

Denver zmotywowane uroczystością na cześć Mutombo nawet nie zraziło się awarią prądu w hali. Ale przyszła ostatnia minuta, w której działo się co nie miara. Blazers odrobili 8 punktów i doprowadzili do dogrywki.

McCollum

W dogrywce graliśmy CJ’em, który raz trafiał, a raz nie. Rywal wykorzystywał naszą zapaść pod koszem. I znowu był bliżej zwycięstwa, ale CJ wyrównał, a Lillard w ostatniej akcji w dziecinny sposób ograł całe Denver.

Fuks, ale wygrana jest.

Więcej TUTAJ

28 Oct 2016

Blazers - Clipers

Mecz nr 2. Koszykarskie wojny

Rywalizacja z Clippersami to już nie zwykły mecz, to prawdziwa wojna: ponad trzygodzinne maratony, rekordowa ilość fauli, bójki, błędy sędziowskie, protesty, narady …

 

Miłe złego początki

Zaczęło się znakomicie. Damian Lillard jakby chciał zaprzeczyć tezie, że przeciwko CP3 nie potrafi grać i zaczął z grubej rury. Swój dzień rozpoczął również Mo Harkless. A na dokładkę niezwykle walecznie pokazał się Mason, który nawet zablokował Jordana. Wyglądałoby to bardzo dobrze, gdyby nie słaba postawa na deskach. Samymi ofensywnymi zbiórkami goście trzymali dystans do rozentuzjazmowanych Blazers.

Zapaść

Zszedł Lillard i wszystko się popsuło. Nawet nie tyle popsuło, co nie było pomysłu na grę. Nie trafił nawet trzy razy bezbłędny do tej pory Vonley. Clippersi poczuli krew i zdobyli 15 punktów z rzędu, wychodząc na dwucyfrowe prowadzenie w drugiej kwarcie. Możliwe, że ta faza gry zadecydowała o końcowym rozstrzygnięciu.

Faule, faule, faule

Już w piątej minucie II kwarty obie drużyny miały na koncie limitowaną ilość fauli i mecz zmieniał się powoli w konkurs rzutów wolnych. Nie brakowało także kontrowersji, bo co najmniej dwa przewinienia na CP3 były z sufitu. Ustosunkował się do tego znanych muzyk z RipCity, który w rozmowie z młodą panią sędziną rzucił raperskie: „jesteś głupia cipa yo”, dzięki czemu rzeczona paniusia przynajmniej do IV kwarty dała sobie na wstrzymanie.

Utrzymywała się do końca kwarty około 10-punktowa przewaga gości, a jedynym który próbował odnaleźć się w Moda Center był:

Jest MO(c)

Mo Harkles zagrał jedno z najlepszych spotkań w swojej karierze. Żarty z jego pudeł spod kosza można już odłożyć do lamusa. Widać, że popracował nad rzutem i koncentrację, a dynamikę i pomysłowość ma we krwi. To może być nasz as atutowy na play offy.

Bójka z Jordanem

Druga połowa zaczęła się od faulu Jordana na Masonie już poza boiskiem. Mason zdecydował się na rozwiązanie z trwającego w Warszawie Turnieju Feliksa Stamma i zrobiło się gorąco. Czyli jak na mecz z brzydszą stroną LA – normalnie. Efektem pozytywnym burdy było rozkojarzenie gości, a Blazers z niezawodnym Mo i rozbudzonym Masonem odzyskało skuteczność: 33 punkty w III kwarcie pozwoliły jednak tylko na wyrównanie rachunków. Widząc niemoc LAC postawili na sprawdzone postacie, a CP3 i Blake nie pozwoliły nam odskoczyć. A to przed IV kwartą znamionowało problemy.

 

Jak bez ręki

Okazuje się, że jednak bez Lillarda jak bez ręki. Początek IV kwarty to ponownie brak pomysłów ofensywnych i nieskuteczność. Goście łapią kilka punktów przewagi, co jednak jest atutem psychologicznym przed decydującymi momentami meczu. Wyraźnie widać, że trzeba popracować nad jakimiś prostymi rozwiązaniami po zejściu Lillarda, bo z takimi zapaściami jak dzisiejszej nocy ciężko będzie ciągnąć ten tak rozbudzony nadziejami sezon.

Zawiódł. Ponownie

A Damian wszedł i zawiódł na całej linii. Najpierw złapał ofensywny, potem spudłował cztery razy, jeszcze dostał w nos i nawet nie trafił osobistego. Publiczność chce go już na prezydenta, ale wielkość koszykarza poznaje się nie po statystykach, czy po 39 punktach w wygranym przez kogoś innego (McCollum) meczu, ale po sprostaniu zadaniu w trudnych momentach. Lillard od pamiętnej trójki z Houston żadnego meczu dla Blazers nie wygrał i takie są fakty, a nie jakaś tam niesprawiedliwa opinia.

CP3

A po drugiej stronie taki zawodnik jest. Chris Paul w odpowiednim momencie trójką wyprowadził gości na kilkunastopunktowe prowadzenia i mimo że Terry stawał na głowie żeby jeszcze coś wykombinować, z wydatną pomocną pudłującego osobiste Jordana, to już było za późno.

Pierwsza porażka

Wszystkich meczów więc już nie wygramy, spadamy na 8 miejsce, powodów do optymizmu jest wciąż sporo (Harkless, Plumlee), a Clippersi mają to do siebie, że cieszą się w sezonie zasadniczym, a potem dupa. Teraz wyjazd do Denver.

26 Oct 2016

Blazers - Jazz

Mecz nr 1. Rozbudzone nadzieje

No to zaczynamy nowy (82-meczowy + "na bank" Play Off) sezon.

Rozbudzone nadzieje

Rok temu rozważano tankować - nie tankować. Prognozy na ostatnie miejsca w dywizji i konferencji nie były żadkością. W tym roku nadzieje po ubiegłorocznej niespodziance obróciły się o 180 stopni. Nawet fachowcy typują nas w pierwszej czwórce, o czym można poczytac obszerniej TUTAJ. Poza niejakim Ogniem - hurraoptymizm.

Pierwszy mecz z Utah, których nie można lekceważyć, bo też często są wymieniani nawet do czołówki tegorocznej. Trzeba przyznać, że inauguracja potwierdziła aspiracje obu zespołów, ale po kolei.

Damian Lillard

Patrząc na statystyki gracz meczu: 39 punktów z 20 rzutów, rewelacyjna skuteczność zza lini 4/6. Były momenty, że Damian rzucał wszystko i zniechęcił by niejednego rywala (ale akurat Jazz nie zniechęcił). Okrzyki MVP w Moda Center dobitnie pokazuj jakie oczekiwania są wobec niego. On zapewne ma tożsame ambicje. Ale jeden feler: osttani mecz, który rozstrzygnął na korzyść Blazers to taki sprzed 2 lat z Houston.

McCollum

Chyba co raz bardziej dostrzega powyższy problem trener, bo w końcówce to również grający świetne, inauguracyjne zawody "brat" dostał ważne piłki. I to dzięki jego dwóch rzutom udało się na 3 minuty przed końcem meczu odzyskać prowadzenie. Statystyka nie oddaje całosci zasługi, ale 25 punktów oraz bilans +14 (Lilard tylko +3) daje do myślenia.

Utah Jazz

Czas na rywala, którego postawa sprawia że pierwsze zwycięstwo daje dużo większy optymizm niż chociażby zeszłoroczne (po efektownym meczu z Pelicanami). Jazzmani trochę zagrali nam na nosie i byli bliscy zepsucia humoru już w pierwszym dniu rozgrywek. Zaczęli od ... 11 celnych rzutów osiagając na starcie kilkupunktową przewagę. Trochę skiśli w II kwarcie, ale za to w III rozjechali nas na maksa grając na 80% skuteczności. Taki Joe Johnson, warto zapamiętać to nazwisko, rzucal wszystko: 29 punktów, 12/16 i 75% za trzy. Zaimponowali również przez większość IV kwarty, gdy nie przejęli się dojściem Blazers i jeszcze na 3 minuty przed końcem byli bliscy zwycięstwa (99-102). Może jakby grali swoje, ale w końcówce zupełni eprzekombinowali, co przy determinacji "braci" pogrążyło ich. Ale i tak będą groźni w tym sezonie dla każdego, a w Utah wygrać bedzie bardzo trudno.

Allen Crabbe

Przepłacony Krabik zagrał rewelacyjne spotkanie. Nie tylko pod względem punktowym (18 punktów z ławki) i skuteczności (80% za trzy!!!), ale wpływu na przebieg meczu. Gdy na początku IV kwarty Jazz prowadzili już 8 puntkami robiło się niebezpiecznie. Ale wtedy dolarowy krab" rzucił dwie trójki, przedzielił to jeszcze kacją meczu Ed Davis, który wysłał Bo Diaw do Francji i zrobił się remis. Jazz nie złożyli broni i potrzebmy być jeszcz McCollum, ale bez tego wystrzału Crabbe'a byłoby bardzo ciężko wycysnąć ten mecz w końcówce.

Noah Vonley

Jeżeli już czwarty zawodnik zasłużył na pozytywna wzmiankę, to znaczy że jest dobrze i nie mogliśmy tego meczu przegrać (aczkolwiek gwoli prawdy - mogliśmy). Noah trafił wszystkie swoje 5 rzutów w tym jeden za trzy. Ale nie że jakoś mu wpadło. To były super pewne rzuty. 

Pod koszem

Czas na mankamenty, a główny to środkowi. Mason co prawda zabłysnął w jednej widowiskowej akcji, ale był to jedyny jego celny rzut w tym meczu. Co więcej kontynuuje problem z przedsezonowych zmagań i łapie szybko faule. Jak miał trzy wszedł nasz ulubieniec Meyers i było jeszcze gorzej. Ten nie co, że nie trafił  ani jednego rzutu to jeszcze sabotował mecz defensywnym błędem trzech sekund.

Evan Turner

Kolejne rozczarowanie to Evan, który jak na razie zupełnie nie może sobie znaleźć miejsca. Chyba wciąż stremowany pudłował i nie rozumiał się z kolegami z drużyny. Wprowadzał trochę chaosu, co wykorzystał rywal. Na razie jeszcze ma czas, ale w połączeniu ze słabym okresem przedsezonowym niektórzy mogą zacząć się niecierpliwić. A sam Turner może łapać co raz większą presję.

Dzisiaj Stotts dał mu całkiem solidne 26 minut, a Evan trafił jedne rzut z gry, jeden wolny i wymącił wszystkiego 3 punkty grając ponad pół meczu. Gwoli sprawiedliwości miał: 5 zbiórek i co może ważniejsze 5 asyst.

Końcówka

To była pierwsza wyrównana końcówka w sezonie i wypadła ona zdecydowanie na plus dla Blazers. Pytanie co prawda, czy to goście jej nie schrzanili, ale jednak należy zauważyć nowe pomysły. Jak chociażby wspomniane wcześniej oddanie odpowiedzialności na barki McColluma. Stotts nie wygłupił się również z wprowadzaniem siedzącego za cztery faule na ławie Masona i pod koszem udało się też skutecznie zatrzymać Jazz (w ostatnich 4 minutach, bo w całym meczu to nie bardzo). Miejmy nadzieję, że to tylko prognostyk wygrywania meczów z drużynami z topu.

Rzuty osobiste

Ciekawostką tego meczu jest 100% skuteczność rzutów z linii. Obie drużyny trafiły łącznie wszystkie 38 rzutów. Chyba rzadko spotykana sytuacja.

22 Oct 2016

Warriors - Blazers

Przedsezon nr 7. Przedsmak finału

Fajny mecz: najpierw +16 dla Blazers, potem -19, w IV kwarcie ekipa Meyersa dochodzi na -6

Curry z Durantem nas rozstrzelali

do zobaczenia w maju 2017

20 Oct 2016

Blazers - Jazz

Przedsezon nr 6. Bez transmisji

Odwołałem czwartkową delegację, poszedłem wcześniej spać, wstałem o siódmej rano .... a tutaj nie ma transmisji.

Skandal.

A wynik +4 dla Blazers

17 Oct 2016

Blazers - Nuggets

Przedsezon nr 5. Aminu nie starczył na Bartona

Początek był dobry, bo Aminu trafiał trójki.

Ale nie grał dziś nic Lillard - tylko 4 pkt.

I Barton poprowadził Denver do wygranej.

14 Oct 2016

Clippers - Blazers

Przedsezon nr 4. Andrzej Baron

No to zemścili się na nas za ubiegłoroczne Play-offy. To była ich jedyna okazja, bo w sezonie regularnym znowu dostaną.

zaczęło się dobrze 2:8. Ale potem były dwie serie 15:0, a na początku II kwarty nawet 16:0.

Co z tego, że Lillard gra już jak w sezonie, a w tym  meczu miał nawet wsparcie McColluma i Davisa.

Jak taki Plumlee spadł za faule w ... połowie drugiej kwarty, a Aminu wyleciał na początku III za techniczny. Pod koszem więc Griffiny robiły co chciały.

Był kiedyś taki koszykarz w Hutniku, który potrafił w dwie minuty zarobić 5 fauli i spaść z boiska. Łudząco był podobny do Plumlee. Nazywał się Andrzej Baron i zawsze grał w białej podkoszulce.

Przegrywając 18 punktami nadzieja na dobry wynik była nikła, ale okazało się że nasz III garnitur jest właśnie o te 18 punktów  lepszy od analogiczne Clippers.

I Blazers powinni ten mecz wygrać mając przy remisie piłkę na 22 sekundy do końca. Akcja była nawet dobrze rozrysowana, ale podanie Napiera nie złapał pod koszem Vonley. Czy to jego dziurawe ręce, czy za mocne podanie (za podanie odpowiada podający …) spowodowały że 4 sekundy mieli rywale, co wykorzystał niezawodny Jamal Crawford.

Jeszcze był cyrk z wkroczeniem Jordana na boisku przed końcem meczu, ale dostaliśmy tylko jeden techniczny i przegraliśmy pierwszy raz w tym sezonie. Niech się cieszą w Los Angeles

10 Oct 2016

Lakers - Blazers

Przedsezon nr 3. Teatr jednego aktora i chaos w końcówce

Damian Lillard chyba się naoglądał pamiętnych meczów z Lakers, bo szalał aż miło. Rzucił 30 punktów w dwie i pół kwarty. Jak tylko zszedł na chwilę Lakers zrobili run 15:1. Blazers bardzo słabo grali w obronie, szczególnie pod koszem.

Damiana wspierał jedynie Harkless i wynik kręcił się wokół remisu. Czwarta kwarta to już chaos rezerw i skończyło się dogrywką, w której wystarczyło 5 razy trafić żeby pokonać, z mozołem budowaną nową potęgę z Miasta Aniołów. Szybciej my zdobędziemy mistrzostwo, niż oni się pozbierają.

Jesteśmy 3:0 w przedsezonowym cyklu, czas teraz na drugą drużynę z LA. Czyli jak to było? Beat LA!!

08 Oct 2016

Blazers - Suns

Przedsezon nr 2. Vonley gasi słońce

Trochę słabszy mecz.

Lillard i McCollum nieskuteczni na dystansie dużo wchodzili pod kosz.

Słabo w obronie.

W IV kwarcie wydawało się, że to rywal wygra, ale końcówka to popis trójcy: Napier + Vonley + Pat

04 Oct 2016

Blazers - Jazz

Przedsezon nr 1. Jest MO(C) Harkless - No Problem

Zaczynamy nowy sezon. Początek października. Moda Center. Rywalem Utah Jazz.


Pierwszą piątka: Lillard, McCollum, Aminu, Plumlee, Harkless. Czyżby taki miał być docelowo skład.


Zaczyna się nieszczególnie od wielu nieskutecznych rzutów, po jedynym udanym wsadzie Harklessa. W efekcie solidnie grający rywal zdobywa 13 punktów z rzędu. Ale Blazersi szybko łapią rytm. Bardzo dobrze prezentuje się Evan Turner. Widać postępy w grze obronnej. Osobiste chyba poćwiczył Davis. Moment walki ma również Lillard: zbiórka, kontra i rzut za trzy przy asyście rywala. Jak PTB włączyło swój rytm to wyglądało bardzo dobrze.

 

Crabbe jak tylko się pojawił – od razu widać że jak najszybciej chce spłacić dług wdzięczności, wyrażony niebotycznym kontraktem. Całkiem pożyteczny okazuje się również Napier. W ogóle PTB ma wiele nowych rozwiązań ofensywnych. Może się okazać ze w drugim roku po erze LMA będziemy nie mniejsza niespodzianką jak w pierwszym.


Trzeba też przyznać, że Jazz gra całkiem przyzwoicie. W wyniku czego ten mecz wygląda jak w sezonie regularnym, a nawet play-off. Solidna obrona, uważne rozgrywanie akcji, mało strat.


W trzeciej kwarcie Blazers w końcu odpalają, kilka trójek i to nie Lillarda, a Harklessa, Crabbe’a i McColluma buduje kilkunastopunktową przewagę. Pojawia się nawet Pat.

Także czwarta kwarta dobrze się układa: Pat trafia trójkę, a po kontrze Aminu jest już +17pkt. Wchodzą już pełne rezerwy z Montero na czele, który po przedrzeźnianiu Lillarda może mieć kłopoty z miejscem nawet na ławce. Gra siada i Jazz dochodzi nawet na 4 punkty, ale wspomniany  Montero rehabilituje się i trójką dobija rywala.

Dużo dobrej gry, oby tak dalej.
 

20 Jul 2016

Lipcowe wiadomości

Transfery i Letnia Liga

Trochę się działo, ale że transfery mnie średnio interesują, bo i tak nie wiadomo co z nich wyniknie, to króciutko, bardziej z artykułami lepiej zorientowanych fachowców.
Najpierw dołączył do Blazers Evan Turner – czyli wzmocnienie wysokich.
Tani nie jest, młody nie jest, w Celtach jakoś go nie zauważyłem, nie wiem w czym mam być lepszy od Aminu, ale może wypali.


Potem odszedł Henderson, którego raczej nie żałujemy: w sezonie zasadniczym parę razy błysnął, ale zupełnie zawiódł w Play-Off. Równolegle pozyskaliśmy zmiennika dla Lillarda, niejakiego Napiera (dalacza). Chłopak zagrał w Summer League, i mimo że zaprezentował sie słabo (chaos, głupie faule i kontuzja) to widać w nim potencjał. Może wypalić w drugich kwartach, na pewno jest lepszy od poprzednich wynalazków.

 

Kolejny nowy gracz Ifeanyi Festus Ezeli Ndulue, u którego najbardziej martwią kontuzje kolan (skąd my to znamy). No i smutne że ma zastąpić Cliffa Alexandra, co może istotnie popsuć atmosferę na ławce i w restauracjach.

Hitem sezonu ogórkowego jednak było podpisanie kontraktu – i to w miarę taniego – z legendą Meyersem Leonardem oraz akcja z Krabikiem. Otóż Netsi dali mu absurdalne pieniądze i już się z nim żegnaliśmy. A tym czasem Blazers wyrównali ofertę. W efekcie Crabbe będzie w przyszłym sezonie zarabiał więcej niż na ten przykład Curry. Jak zrobi dalszy postęp to spoko, ale jak odwali … a bardziej wygląda na tą drugą opcję.


W efekcie zebraliśmy całkiem niezłą ekipę, brakuje może trochę środkowego, nadzieja że Plumlee odpali jakoś nadzwyczajnie jest wątła. Ale tak kluczowy problem to Damian Lillard, który musi wrócić do roli zawodnika wygrywającego mecze, a nie wyróżniającego się w tych już wygranych.


W całym zamieszaniu został jeszcze Mo Harkless, którego o dziwo nikt chyba nie chce, a w Blazers ciężko mu już znaleźć miejsce. Co z tego będzie, to nie wiem, bo nie kumam tych wszystkich zasad wolnych agentów.


A tym czasem mieliśmy trochę soli kibicowania, czyli mecze. Co prawda Letnia Liga, ale było śmiesznie. Specjalnie się nasza drużyn w Vegas nie popisała. Z nazwisk znanych pojawił się Vonleh i Pat Connaughton. A także wspomniany Napier. Ale były też wynalazki typu Bachynski, Fair, Jackson. Czy coś z tego będzie to wątpię. Graliśmy słabo – przegraliśmy 3 mecze na 5. Fajny był tylko ten z dwoma dogrywkami i złotym rzutem Pata z Utah Jazz. Ale za to było śmiesznie w relacjach
Phoenix

San Antonio

Utah1

Utah2

Boston


 

16 May 2016

5 na 7

Podsumowanie sezonu

12 May 2016

Warriors - Blazers

Półfinał nr 5. Urodziny Harklessa

Zaczęło się od szybkiego prowadzenia dzięi skutecznym trójkom Harklessa i Lillarda 10:20.

Warriors wyszli w sosie Curry, i szybko musieli się ogarnąć.

Ale pierwsza kwarta i tak zakończyła się 3 punktowym prowadzeniem Blazers, którzy wcale nie mieli ochoty poddawać się bez walki.

 

Druga kwarta również wygrana, a przewaga sięgała nawet 11 punktów. To czwarte z rzędu prowadzenie do przerwy w tej serii. 63:58. Imponujący dorobek punktowy jak na wyjazd w PlayOff do GSW.

 

Dopiero w połowie III kwarty Wojownicy odzyskują prowadzenie.

Ale tylko na chwilę, bo Blazers wcale nie zamierzają się poddawać i po trójce Crabbe'a znowu +3.

III kwartę kończy trójka Curry, ale to Thompson - 33 punkty -  jest autorem wygranej przez nich kwarty. 93:91.

 

Przegrywamy, ale nie poddajemy się. Czas na IV kwartę. Lillard czy Curry?

 

Na razie walczy drugi garnitur. Aminu nie trafia trójek. 102-98.

Już 7 punktów w plecy. Tylko Lillard Time może tutaj odmienić losy meczu. A Damian jakiś nieobecny - 23 punkty.

W zastępstwie jest McCollum TIME. 118:114 na 2 minuty przed koncem.

Już tylko 118:116. Brakuje zimnej głowy na linii osobistych. Brakuje Damiana - tylko 4 punkty w II połowie - Lillarda. 1:09 do końca. Tylko końca czego? Sezonu? Regulaminowego czasu gry? Sensacyjnego powrotu do Moda Center?

 

Lillard kolejne pudłu. Curry za 3. Tak się poznaje prawdziwych liderów. -5 na 24 sekundy.

Walczymy do końca. -4 na 10 sekund.

Spudłowana trójka podsumowuje drugą połowę Lillarda. Żegnamy sezon. Nalezy się owacja na stojąco.

 

RELACJA

10 May 2016

Blazers - Warriors

Półfinał nr 4. Nadwiślański świt

5:00. 21-5. Curry wchodzi z ławki

5:12. 24-16. Curry chwilowo pomógł

5:21. 35-29. Curry  pedałuje

5:33. 46-35. Curry wrócił

5:44. 48-45. Currry znowu pomógł

5:54. 51-47. Problem Greena - 4 faule

6:04. 67-57. Pożegnaliśmy już Livingstona

 

PRZERWA

 

6:33. 76-73. Nieskutecznie. Nerwowo

6:40. 78-79. Pierwsze prowadzenie gości

6:50. 85-86. Koniec złej III kwarty

7:00. 87-92. Lillard jeszcze nie rzucił punktu w II połowie

7:05. 96-95. McC dwie trójki, Aminu trzecia

7:15. 105-103. To jest wojna

7:22. 111-108. Plumlee. Minuta do końca

7:25. 111-111. Po trójce Barnesa

7:27. 111-111. Curry pudło. Dogrywka. GSW bez Boguta

7:34. 118-123. Curry - 12 pkt z rzędu

7:38. 120-128. Curry 15 punktów w dogrywce

7:42. 125-132. Koniec trzygodzinnego horroru w sosie Curry (17 punktów  w dogrywce)

 

RELACJA

07 May 2016

Blazers - Warriors

Półfinał nr 3. Rywal w sosie Curry

Wracamy do Moda Center. Mecz o 2:30 w nocy. Liczymy na niespodziankę. Curry nie zagra. Ciągle L-4.

Żeby nie usnąć Kanada-USA, czyli Raptors-Heat. Może po raz pierwszy mistrzem NBA zostanie zespół spoza USA.

 

Słaby początek, ale koncertowa druga kwarta: 36:18. Lillard gra swój mecz. Aminu energetyczny.

Do przerwy wygląda to bardzo, ale to bardzo dobrze.

4 w nocy, a na Powiślu - jak w niebie.

RELACJA LIVE

Relacja profesjonalna

Relacja z Portland

 

Co za mecz.

Co za zwycięstwo.

Co za Aminu.

Co za Lillard.

 

Już nie możemy się doczekać meczu nr 4.

03 May 2016

Warriors - Blazers

Półfinał nr 2. Konstytucja

W Polsce Święto. W  Oracle drugi bój z GSW.

 

Wstajemy o 4 w nocy, więc jeszcze widzimy  rzut przez całe boisko dające dogrywkę w Toronto.

 

I kwarta.

Rewelacyjny początek prowadzimy już 14 punktami.

Świetnie zaczęli McCollum i Aminu. Odpowiednio 9 i 10 pkt.

Plumlee 6 zbiórek.

21:34.

 

II kwarta.

Wychodzimy z Robertsem. Dalej jest dobrze. Trafia McCollum. Po trójce Hendersona prowadzenie +16 pkt.

Potem lekkie zagubienie. Przewaga przy żółtym aplauzie topnieje do 10 pkt. Słabo gra wciąż Lillard.

Spudłowane kolejne 9 rzutów i już tylko +3. Szkoda.

Odrodzenie. Aminu i Lillard za trzy. Przechwyt i osobiste Lillarda. 8 pkt w minutę.

Do przerwy 51:59. Tylko 8 pkt Lillarda.  W zbiórkach +1.

 

III kwarta

Bardzo słaby początek. Nieskuteczność, straty, brak zbiórek.

Problem z faulami: Harkless 4, Lillard 3, Thompson 3.

Ale ciągle prowadzenie +4. GSW jest dziś do ogrania jak nigdy. Tylko Lillard na razie 12 pkt musi się wspiąć na wyżyny.

Dobił do 17 pkt. Ale ważne trójki pudłują Henderson i Aminu. +7. Nie trafia - na razie - Thompson.

76:87 przed ostatnią fazą. Taka szansa może się już nie powtórzyć.

 

IV kwarta

Zaczyna się  źle. Kolejne 3 rzuty GSW. McCollum nie daje rady. +5pkt.

GSW zaczęło grać. Remis.

Koniec z naszym prowadzeniem. tylko 4 pkt przez 6 minut tej kwarty nie mogło się inaczej skończyć.

Katastroficzna czwarta kwarta. Lillard nie trafia. Plumlee blokowany jak dziecko. 8 pkt przez 10 minut. Już jest -7. Lillard ma zero w tej kwarcie.

Koszmar. Lepiej było tankować.

 

RELACJA

01 May 2016

Warriors - Blazers

Półfinał nr 1. Champions

1 maja 2016. Godz. 21.30. Canal Plus.

Spotykamy się w Champions dopingować Blazers.

Wszyscy na mecz.

 

Przyczyny porażki:

1) Fatalny początek, Szybkie minus 20.

2) Nieskuteczność Braci: McCollum 12 pkt, a Lillard dużo niecelnych mimo 30 pkt

3) Fatalna deska.

4) Plumlee 1 punkt.

5) Thompson trafiał

 

Pierwsze śliwki robaczywki. Mieliśmy tylko 36 godzin odpoczynku. Drugi mecz w nocy po święcie 3 maja.

30 Apr 2016

Blazers - Clippers

Mecz nr 6. Problem

No to mamy problem.

Nie to  że Clippers powalczyli i trochę nam nerwów przysporzyli.

Problem, w tym że już jutro wyjazd do GSW.

Mecz w Canal Plus.

Nie ma czasu za dużo na świętowanie, więc tym bardziej szkoda opisywać mecz, w którym Crawford próbował nam skraść wesele, a Rivers podsumował  rywalizację krwawą twarzą.

27 Apr 2016

Clippers - Blazers

Mecz nr 5. Nie ciesz się bratku z cudzego wypadku

Ten mecz będzie się toczył w cieniu problemów zdrowotnych graczy gospodarzy,

Dwóch podstawowych zawodników nie zagra do końca rywalizacji.

Czy brak Paula i Grffina oznacza koniec LAC? Wielu tak twierdzi, ale przestrzegał bym przed lekceważeniem rywala, bo często takie kłopoty cementują zespół i jakiś Redick może dokonać cudów.

Blazers muszą wyrzucić to z siebie i wykorzystać historyczną szansę.

BEAT LA

 

Pierwsza połowa to koszmarna gra. Wygląda jakbyśmy chcieli wyrównać szanse i wystawili do walki jedynie Harklessa - 17 punktów. Lillard trafia jedynie trzy osobiste, które notabene też rzucamy na poziomie DeAndre Jordana. LAC wygląda na zdruzgotane, ale przy takiej grze Blazers wygrywa pierwszą połowę 50:45.

 

Druga połowa również zaczyna się od nieskuteczności, ale po pierwszy celnym rzucie z gry  w tym meczu Lillarda goście wychodzą na prowadzenie 50:51.

LAC spudłowało 9 rzutów na początku 3 kwarty. Skuteczność Blazers na poziomie 30% wygląda przy tym rewelacyjnie. Od stanu 50:42 robimy run 13:0. Ten mecz zaczyna wyglądać jak sparing. Miał nosa Ojciec Założyciel że postanowił przespać transmisję live i nerwy na Powiślu.

 

McCollum dochodzi do wniosku, że to jednak przegięcie żeby Harkless prowadził na liście strzelców i wyprzedza go 18:17.

Plumlee ma złote serce - daje miejscowej widowni - chyba na koniec sezonu - trochę rozgrywki i pozwala Jordanowi wsadzać do kosza. Ale w kontrze kojąc zdeka wkurwione serca fanów Blazers zwiększa przewagę do 9 punktów.

Lillard na tym etapie meczu może pochwalić się dorobkiem 6 punktów.

Równolegle nasz kolejny rywal GSW gromi do przerwy Rakiety.

 

LAC odrobiło straty. Remis. 71:71. Owacja na stojąco w Stapless Center.

Lekki niepokój ciągle jest.

Czy ten Lillard robi sobie jaja, czy naprawdę chce  przetestować cierpliwość swoich wielbicieli?

 

Już wiemy że Lillard namiętnie czyta wodaiogien.com - wizyta Ojca Założyciela zrobiła swoje. Ciekawe tylko kto mu tłumaczy.

Wychodzi mega wkurwiony na IV kwartę, którą zwykle przesiadywał początkowo na ławce. Rzuca w dwie minuty więcej punktów niż przez poprzednie 36.

Blazers wychodzą na 8 punktowe prowadzenie, a miejscowi kibice  świecą sobie z rozpaczy światełkami.

 

Lillard siada na ławce a Crabbe wyprowadza gości już na 13 punktowe prowadzenie. Plumlee żartuje sobie z sędziami. Harkless gwiazdorzy na ławce.

W takiej atmosferze przewaga topnieje do 8 punktów.

 

Nowym hymnem LAC zostaje utwór Elektrycznych Gitar "To już jest koniec". Szkoda kasy na ich przyjazd do Portland. Tak z dupy grające PTB prowadzi już 16 punktami. Czekamy na ekipę Pata.

 

Dmuchamy na zimne i zostawiamy gwiazdy. Lillard rzuca trójkę od tablicy i rzuca do kamery: " kto na mnie napierdalał przed IV kwartą?" - 22 punkty to może nie rewelacja, ale solidny wynik.

Jeszcze pożegnalne osobiste Jordana i Los Angeles następny mecz NBA obejrzy w październiku.

Gang Pata musi jednak poczekać na swoje minuty do piątku, który z obrazu dzisiejszej rywalizacji wydaje się formalnością.

 

Jednak Gang dostaje 46.2 sekundy. Oczywiście nie hańbi się jakąkolwiek zdobyczą punktową. 98:108. Koniec. Mogli trochę nam oszczędzić nerwów, ale kto będzie ten mecz pamiętał, jak już w przyszłym tygodniu półfinał z GSW, które prowadzi z Rakietami  30 punktami.

26 Apr 2016

Blazers - Clippers

Mecz nr 4. 70 Sekund

W 70 sekundzie Aminu rzucił pierwszą swoją trójkę wieczoru i od tego momentu  Blazers prowadzili do końca meczu.

Kilka razy Clippers się zbliżyli, ale zawsze udało się odeprzeć atak.

 

Klasą  samą dla siebie był Aminu - 30 punktów.

Odnalazł się Crabbe - trafił 5 rzutów.

 

Kluczowe dla meczu, a może dla całej serii, wydarzenie dokonało się w 3 kwarcie. Chris Paul złamał rękę i najprawdopodobniej nie zagra już w tej rywalizacji.

Kłopoty miał z kolanem równeiż Griffin.

 

Cieniem siebie był natomiast Lillard - rzucił zaledwie 12 punktów. Bez pomocy swojego lidera Blazers rozprawili się z osłabionymi Clippers bez większych problemów, wyrównując stan rywalizacji.

 

Następny mecz ze środy na czwartek. W Los Angeles. "Beat LA" w Moda Center zabrzmiało dzisiaj jak najbardziej realnie.

 

Wiejska odczarowana. Podziękowania dla Ojca Założyciela i szczęśliwego kota, któremu groziło przefarbowanie na rudo.

24 Apr 2016

Blazers - Clippers

Mecz nr 3. Oczko Plumliego

Ubrana - niczym warszawska Żyleta - na biało, publiczność w Moda Center tworzy prawdziwe piekło, paraliżujące wszystkich oprócz Damiana Lillarda. Jego 12 punktów dają prowadzenie 17:14.

Wchodzi nasza biała broń - Kaman.

LAC rzucają 9 punktów i wychodzą na prowadzenie.

Odpowiada Kaman i szaleńczą  akcją w końcówce, zmotywowany po nagrodzie za największy postęp, McCollum. 22:19. Pierwsze w tej serii prowadzenie po jakiejkolwiek z kwart.

 

Przez moment Kaman jest pierwszą opcją w ataku. Chwilę później dwie bajeczne akcje 2+1 McColluma. To jest ten mecz, w czasie którego przeciwnicy projektu "PTB w PO" - o ile nie śpią - muszą chować się pod stołem ze wstydu.  32:26.

Obrona-Davis-obrona-McCollum = +10 punktów przewagi. Podpalamy pod piecami. Piekło w Moda Center. 36:26.

LAC się budzą. 38:34.

Chwila grozy. Lillard wchodzi pod kosz i łapie się za kolano. Utyka. Od razu maści dwie głupie straty.

Ale obrona i McCollum - już 17 punktów - poprawiają wynik.

Jeszcze skandaliczna decyzja sędziów nie przyznająca faulu McC w ostatnim ułamku sekundy i prowadzenie na przerwę 49:40.

Prowadzenie do przerwy = WYGRANA.

 

Fatalnie drugą połowę zaczyna Harkless, który nie trafia nawet osobistych. LAC też pudłują. Przewaga topnieje do 6 punktów.

To już nie jest mecz, to jest WOJNA. LAC się zbliżają, ale przydaje się Plumlee i wreszcie trafia Harkless. Przypominamy taktykę faul Jordan, ale ten trafia 50%. 65:60.

Plumlee ma już 18 zbiórek, głównie po nieskutecznych rzutach LAC. Wraca Kaman, ale psuje ostatnią akcję.  70:67.

 

Warszawa, Powiśle, 6:30, niedługo startuje maraton ...

 

Czwarta kwarta zaczyna się od nieskuteczności z obu stron.
LAC zbliżają się na zaledwie 1 punkt. 72:71.
Szykuje się pojedynek Lillard-CP3.
Wojnę toczą armie, ale rozstrzygają generałowie.

Gramy z Davisem na środku. Przez moment przynosi to efekty.
Ale dwie głupie straty i po raz pierwszy od początku meczu tracimy prowadzenie. 77:78. Na 6:28 przed końcem.
Lillard pudło. Harkless zbiórka. Lillard trafia. Griffin w kosmos. Plumlee wchodzi pod kosz. I już dużo przyjemniej 81:78. Minęła minuta i sekunda, do końca 5:27.
7 kolejnych punktów LAC - 81:85. PIEKŁO
7 kolejnych punktów PTB - 88:85. NIEBO
1:33 do końca - po nie trafionej trójce Lillarda piłka dla gości.
Jordan z Harklessem walczyli o piłkę nawet poza boiskiem. Pomogły 4 pudła z osobistych Jordana.
Czas na kluczowe 93 sekundy.

McCollum przechwyt. Kontra i faul. Osobiste. Wszyscy z bliska oglądają nogi pani w czerwonej sukience. Analiza sędziów. Kluczowy moment meczu. Niestety - zwykły faul. Sędziowie nam raczej w tej serii nie pomogą.
Wkurwiony McCollum pudłuje jeden rzut. Refleksem popisuje się Plumlee - piłka trafia do Jordana i szybki faul. Jordan pudło i trafia.
Kluczowa akcja: McCollum nie trafia, ale Harkless dobija - zmazując wszystkie swoje przewinienia wieczoru.
Akcja LAC i cud: Redick "trafia" za trzy, ale piłka wypada z kosza. Plumlee zbiera i trafia jeden osobisty.
Kolejną trójkę pudłuje Paul. Lillard trafia oba i jest po meczu. 94:86.
Jeszcze Harkless blokuje Paula. Lillard trafia osobiste, a Crawford ustala wynik na 96:88.

Wojna zakończona. LAC rozstrzelani.
Plumlee ustanawia rekord zbiórek - 21. Lillard 32. McCollum największy postęp 27.

NEVER DOUBT RIP CITY.

W nocy z poniedziałku na wtorek mecz numer 4.

 

21 Apr 2016

Clippers - Blazers

Mecz nr 2. Fatalne początki

Porażka porównywalna.

Gra słabsza.

Walka jednak trwała dłużej, bo do początku  IV kwarty.

 

RELACJA

17 Apr 2016

Clippers - Blazers

Mecz nr 1. Faule Kamana

Źle zaczęła się seria dla Blazers.

Wyrównana walka trwała do połowy drugiej kwarty.

Nie  było pomysłu na Clippersów, którzy szybko powiększali przewagę.

 

Trochę rozrywki dostarczył jedynie Kaman i jego faul na Jordanie.

15 Apr 2016

Owacja na stojąco

Podsumowanie sezonu zasadniczego

grzechem byłoby przerywać owację na stojąco i pisać jakieś podsumowania tego historycznego (nie śmiem użyć tego słowa, bo jak ktoś spyta o ulubiony sezon ten zawsze się będzie nasuwał) wydarzenia, jakim było odrodzenie PTB

więc wkleję to co napisałem 5 miesięcy temu - pasuje jak ulał:

 

" Wystartował nowy sezon – jakoś szybko minęła letnia przerwa, a jak wiadomo działo się co nie miara. Czyli na zakończenie sezonu mieliśmy drużynę z czołówki, która w końcówce sezonu rozczarowała, potem nie mieliśmy w ogóle drużyny, a teraz mamy drużynę w opinii wielu z dołu tabeli, która może zaskoczyć szybciej niż się najwięksi fani spodziewają.

 

Ale nie ma się co grzać – są tacy co nam prognozują 17 zwycięstw w całym sezonie, ale są też tacy co nas widzą w PO (znaczy się w Play Off – bo z inną PO to jakoś krucho ostatnio), a nawet tacy (pozdro dla Lucero) którzy fantazjują że nie będzie gorzej niż rok temu. Skład mamy moim zdaniem mocno jajcarny i chyba tak trzeba podejść do tego sezonu. Już mecze preseason był nadspodziewanie atrakcyjne, więc jednego można się spodziewać – nudno nie będzie. Poszczególnych graczy nie ma co analizować, bo nie za bardzo wiadomo czego się po nich w regularnej grze spodziewać. Pewnie będzie wiele zmian w pierwszej piątce (żegnaj stabilizacjo), pewnie niektórzy rozczarują, a wypali jakiś meteoryt.

 

Ale się zobaczy League pass opłacony – Go Blazers! "

12 Apr 2016

Blazers - Nuggets

Mecz nr 82. Czas na LAC

Walka o piątą lokatę trwa.

 

Niedziela:

Kibicujemy LAC, bo grają z Dallas. Wygrywają. Wystarczy nam wygrać z Bartonem.

GSW wygrywa z SAS na wyjeździe niszcząc ich serię i zachowując szanse na rekord. Dla nas dobrze bo grają jeszcze z Memphis.

 

Poniedziałek:

Utah przegrywa z Dallas. Co oznacza że musimy wygrać z Denver. Co nam nie w smak, bo chcieliśmy zobaczyć Kamana, Alexandra, Pata i Monterro.

Ale Utah sobie jeszcze bardziej spieprzyło, bo wygrało Houston i ich wyprzedziło.

 

Wtorek:

MG z kretesem poległo z LAC. I chyba skończą na 7 miejscu. Nam ciągle wystarczy wygrać z Denver. Bo o ile GSW ma motywację żeby wygrać z MG, to tacy Spurs mogą olać mecz z DM.

 

Środa:

Dallas przegrało.

Houston wygrało i w nagrodę zagra z GSW. Jak wygra - to z Blazers w półfinale.

Utah na finiszu odpadło.

MG przegrywa w GSW.

 

My na luzie, ale pierwszą piątką męczymy Denver. Na chwilę pojawilii się Roberts i Pat, który nawet trafił ważną trójkę.

Do przerwy remis, ale przed IV kwartą już prowadzimy. MG już - 21. Pozamiatane.

Roberts zaczyna IV kwartę sześcioma punktami i możemy już grać rezerwami.

Monterro i spółka trwonią przewagę. Już tylko +10.

Gdyby nie Roberts - to by jeszcze przegrali.

Feta w Moda Center. Lillard rozradowany. Henderson ziewa.

 

Kończymy ten bajeczny sezon nieprawdopodobnym bilansem 44-38 i wspaniałą piątą lokatą. Niech się LAC nas boi.

09 Apr 2016

Blazers - Timberwolves

Mecz nr 81. Piąta (?) lokata

Jesteśmy na piątym miejscu.

Ale trzeba wygrać z Wilkami, tyle że oni ostatnio posunęli nawet GSW. Więc wcale nie musi być tak łatwo.

 

No i faktycznie jest diabelnie trudno.

Jeszcze w pierwszej kwarcie było OK. Ale potem znowu pokpili sprawę w zestawie z McCollumem. I Wilki się rozegrały.

 

Pod koniec meczu osiągnęły aż 7 punktów przewagi.

Jest problem.

Za chwilę nawet 8.

Ale Plumlee odwdzięcza się za zakup koszulki: staroświecki hak, przechwyt, zbiórka. I -2 na minutę przed końcem.

 

To co się wydarzyło w trakcie ostatnich 60 sekund przerasta wszelkie wyobrażenie.

Wiggins trafia tylko jeden osobisty. -3.

Plumlee nie wyprowadza autu w 5 sekund.

Wiggins - faul w ataku.

Lillard wchodzi pod kosz. -1.

McCollum traci 5 sekund na faul.

LaVine trafia osobiste. - 3.

Lillard trafia za trzy z faulem. + 1. I jak się wydawało że całą niedzielę będziemy się brandzlować tą AKCJĄ ....

Towns odpowiada takim ROZWIĄZANIEM. - 1.

Blazers nie mają czasu.

Lillard pudłuje rzut przez całe boisko.

 

38 porażka. Tyle samo mają i Memphis i Dallas. Dallas ma trudne mecze, ale może wszystko wygrać. A ma lepszy bilans od nas. Trochę nam ta Minnesota popsuła szyki.

07 Apr 2016

Blazers - Thunder

Mecz nr 80. Awans

OKC przyjechało bez Duranta i Westbrooka. Czyli poddali się bez walki. Trudno im się dziwić, że wolą grać z Memphis, niż z nami.

Gramy sobie z nimi, jak z Nobilesem Włocławek. Na luzie i spokojnie ku sensacyjnemu awansowi do Play-Off. Trochę bez sensu było dzisiaj wstawać o 4 w nocy.

 

Po pierwszej kwarcie 33-26. Testujemy Robertsa. Zapewne szybko przyjdzie czas nawet na Pata.

 

Równolegle Dallas próbuje wysiudać z PO Houston.

 

5 rano: PTB +16, Dallas +7. A mogłem smacznie spać.

 

Do przerwy 72:59. A Houston jeszcze walczy.

 

5:30 - w Moda Center +19. punktów, nie stopni. A w Dallas Houston wychodzi na prowadzenie.

 

W Moda Center najciekawsza plansza dziewczyny "I'm with stupid" siedzącej obok gościa w koszulce OKC.

A w Dallas remis na 3 minuty przed końcem.

 

Lekka dekoncentracja i tylko +10.

A w Dallas zacięta końcówka.

 

Dallas wygrało! Houston może już powoli szykować się na ryby. Chyba największa klęska tego sezonu, oprócz wspieranych przez polskich byłych prezydentów Chicago.

W Moda Center toczymy się do szczęśliwego końca.

Nobiles nawet trochę walczy, a Durant i Westbrook udają że im kibicują.

Kilka minut dzieli nas od awansu i fety.

 

Koniec. Awans. Dziękujemy!

06 Apr 2016

Kings - Blazers

Mecz nr 79. Dowód McColluma

Bardzo ciężki mecz w Sacramento. Dopiero w końcówce wygrany.

McCollum po fali krytyki odpowiedział świetną i rozsądną grą.

Wsparł drużynę również Harkless.

Ale i tak kluczowe było wejście Kamana w I kwarcie, który nic nie robiąc przyczynił się do odrobienia 9 punktów.

 

Cousins chciał chyba coś udowodnić, ale w IV kwarcie się na nasze szczęście pogubił. Jak i rezerwowy Sacramento, który przerwał akcję Blazers siedząc na ławce.

Sacramento walczyło do końca, stąd wynik na styku.

 

Memphis o dziwo wygrało z Chicago i walka o 5 lokatę trwa.

A jutro ciężki mecz z OKC.

03 Apr 2016

Warriors - Blazers

Mecz nr 78. Plumlee

Koszulka najlepszego środkowego na właściwym miejscu

 

Pierwsza kwarta - to rewelacyjna gra Blazers. GSW jest szczęśliwe, że przegrywa tylko 6 punktami. Odrodził się wreszcie Lillard. Plumlee wykorzystuje nieobecność Boguta i koszulka z Powiśla może być dumna z jej posiadacza.

 

W drugiej kwarcie niestety McCollum nie daje rady prowadzić zespołu. Wszystko opiera się trudnych akcjach Hendersona. Ale dopiero tysięczny rzut za trzy Curry daje GSW prowadzenie.

Na 4:35 przed końcem pierwszej połowy - skandal. Plumlee nie dostaje zamówionej pizzy z miejscowej restauracji. Zamieszanie trwa dobrych kilka minut. Głodny Plumlee jest cieniem zawodnika z początku meczu. Lillard wespół z Harklessem jeszcze walczą, ale bez wsparcia kolegów przewaga GSW rośnie. Do przerwy zdeterminowani gospodarze prowadzą 7 punktami.

To zły znak dla Blazers, ale pamiętając pierwszą kwartę - wcale nie stoją na straconej pozycji.

 

Straty, straty, straty - o to początek drugiej połowy.

Przewaga GSW przekracza 10 punktów.

Ale Blazers robią akcje za 6 punktów - trójka wreszcie przebudzonego McColluma, przechwyt głodnego pizzy Plumlee i trójka Lillarda. Curry z pianą na ustach trafia dwie trójki. Lillard odpowiada wejściami pod kosz. Ciągle GSW prowadzi wyraźnie. Ale mecz wisi na włosku. Lillard megazdeterminowany.

 

Ten mecz nie ma sensu. Powinno się zostawić na parkiecie dwójkę Curry-Lillard - niech sobie rzucają. W końcu wkurwił się Plumlee - "ja tutaj też jestem". Co ciekawe jak przestał trafiać Kurczak, to i Lillard gorszy.

Henderson jak zwykle przydatny.

Przewaga Curczy się do 5 punktów. Taka sama jak w pojedynku C-L.

 

Seria nieudanych akcji McColluma, i niby przyzwyczajona do zwycięstw publika w GS szaleje ze szczęścia. Bo prowadzą z Blazers +12 przed ostatnią kwartą. Jak wygrają z nami półfinał to chyba sobie zrobią Święto Miasta.

 

Jeszcze trochę nam brakuje do GSW. Może trochę lepszego McColluma. Może bardziej skoncentrowanego Davosa. Może pobudki Crabbe'a.

Stotts bardzo chce tutaj powalczyć. Wystawia od początku czwartej kwarty Lillarda. Ale przewaga GSW rośnie do 14-16 punktów. Mają ciśnienie na ten rekord.

 

Na chwilę zbliżamy się na 10 punktów, ale znowu nieprzemyślany rzut Lillarda, który ma na GSW takie ciśnienie jak oni na ten rekord Bulls.

 

Lillard w końcu mądrze wymusza osobiste. McCollum w kontrze za trzy. I na 6 minut tylko 9 punktów.

Kurwa, kto wie ...

 

Jednak nie. Thomson 2+1, Kurczak trójka, Thom trójka i po meczu. Szkoda. Ale ... jeszcze się spotkamy

02 Apr 2016

Blazers - Heat

Mecz nr 77. Będzie gorąco

Kolejna porażka Memphis sprawia, że mecz z Heat będzie nie tylko z nazwy gorący.

Szansa na 5 lokatę jest ogromna. Ale z Miami trzeba tym razem wygrać. Co w cale nie jest nierealne.

Martwi trochę ostatnia forma Lillarda, ale ciągle mamy nadzieję że odpali na decydujące mecze.

 

Osłabione (Wade, Bosh) Miami nie stanowi jednak poważniejszej przeszkody.

Tylko I kwarta wyrównana.

Potem już odjazd dzięki zbilansowanej grze w ataku i powiedzmy sobie - słabej postawie rywala.

Przed ostatnią fazą gry +20.

Dużo lepiej punktuje Lillard  i świetnie dogrywa kolegom.

 

Skuteczny McCollum, wszędobylski Plumlee i Henderson uzupełniają dzieło zniszczenia Miami:

McCollum 24 pkt

Lillard 18 pkt

Henderson 17 pkt

Plumlee 17 pkt

Harkless 14 pkt.

Nie ma słabych punktów.

Kaman przypomina swoją formę w ostatnie 4 minuty. I dostaje największe owacje za swoje 2 punkty.

Plumlee jest w tak dobrym nastroju, że nawet chce się wymieniać koszulkami z rywalem po meczu.

 

Blazers mają już 41 zwycięstw - tyle samo co piąte Memphis.

A jeszcze niedawno marzyliśmy o ósmej lokacie.

 

Jutro pojedynek z GSW, które przegrało wczoraj z Bostonem i może nie zagra Bogut.

Czemu nie powalczyć?

31 Mar 2016

Blazers - Celtics

Mecz nr 76. Prima Aminus

Wczorajsza porażka Memphis z Denver (dzięki Barton) sprawia że pogoń za piątą lokatą staje się całkiem realna. Warunek: musimy wygrywać z takimi Bostonami.

Dla rozluźnienia przed nocno-porannym meczem relacja z potyczki ... Milwaukee - Phoenix :)

 

Problem w tym, że Boston to też rewelacja sezonu i postawiło poprzeczkę bardzo wysoko. Do przerwy wykorzystują każdy przestój w grze Blazers. W pewnym momencie prowadzili nawet 11 punktami.

Na nic się zdaje zbilansowany atak PTB. 4punktowy deficyt do przerwy to zły omen.

Atak Blazers może jest jednak zbilansowany do przesady, bo nikt nie ma 10 punktów na koncie. A Lillard ma wszystkiego 6. Ale na niego liczymy w końcówce.

 

Rakiety przegrały w Chicago po fatalnej ostatniej kwarcie. Pierwszy raz cieszy wygrana Bulls.

 

Każdą kwartę zaczynamy źle. Po kilku minutach trzeciej przewaga Celtów rośnie do 12 punktów ku uciesze licznych ich fanów w Moda Center.

A Lillard ma wciąż 6 punktów na koncie.

 

Gra tylko jeden zawodnik. Aminu 20 pkt. Lillard nie trafił nawet osobistego 7pkt. Harkless spudłował już 10 razy spod kosza.

Utrzymuje się przewaga gości, ale też trochę zaczynają chrzanić.

 

Minuta dobrej gry: Lillard - 3, Henderson wsad, Crabbe - 3, Davis dobitka. REMIS.

 

Aminu oszalał. Pomaga Henderson. Nareszcie dobry początek kwarty. Fani Celtów jakby zniknęli.

 

Prawdziwy Prima Aprilis. Dzisiaj PTB to nie Lillard zdziwiony siedzący na ławce. Dziś Blazers to Aminu, Henderson, Crabbe i Davis. Było już +13 punktów, ale Celtowie nie odpuszczają. Kryją na całym boisku. Mamy problem wyprowadzić piłkę z połowy.

 

Boston zmniejszyło do 2pkt. Co za mecz.

Davis spadł za faule.

Świeży Plumlee trafił osobistego. Thomas spudłował trójkę na remis.

Nerwy.

 

Boston stosuje nawet taktykę faul-Hydraulik.

 

Aminu rujnuje swoją reputację i robi Harklessa. Boston trafia trójkę i wychodzi na prowadzenie na minutę przed końcem.

 

McCollum trafia, przechwyt, kontra, Aminu wsad. +3. W 20 sekund z piekła do nieba.

Lillard wymusił faul i trafił osobiste. +5pkt na 29.3 przed koncem. Ale 1 kwietnia niczego nie można być pewnym.

 

Zła akcja gości (w końcu). Lillard osobiste. Uffff 116:109 na 15.9.

 

KONIEC. Gonimy Niedźwiadki.

28 Mar 2016

Blazers - Kings

Mecz nr 75. Doping z Sacramento

Niestety Ojciec Założyciel pojechał do San Francisco na wesołe miasteczko, i zamiast załapać się drugi raz na Moda Center, mecz Blazers z Kings będzie oglądał w knajpie w ... Sacramento. Będzie się działo.

 

Dużo łatwiej z tym Sacramento niż z niewygodną Philadelphią.

To był mecz, w którym najwięcej punktów rzucił Crabbe (21). A Lillard tylko 13.

A zagrali wszyscy oprócz Kamana, który leczy kaca po odwiedzinach Ojca Założyciela.

Czekamy na relację z tego meczu z punktu widzenia knajpy w Sacramento.

 

Dallas i Utah wygrało, ale już nas to niespecjalnie obchodzi. Bardziej patrzymy w kierunku Memphis.

 

26 Mar 2016

Blazers - 76ers

Mecz nr 74. 8.600 km na mecz

W drodze na mecz

 

Znowu był problem z niczego, ale na szczęście nasz Ojciec Założyciel miał genialne pomysły taktyczne:

TUTAJ

 

relacja z dnia meczowego TUTAJ

24 Mar 2016

Clippers - Blazers

Mecz nr 73. Koszmarna końcówka

Zamiast świętować zmiażdżenie Dallas i szykować się na sobotni przyjazd fana z Polski, jeszcze musimy stoczyć bój z tymi ciaptakami z Los Angeles. Dziś w nocy.

 

I to była prawdziwie koszmarna noc, a szczegónie poranek.

Taktyka MO w piątce + wejście smoka EDa z ławki dało tylko połowiczny efekt. Popsuło się duo Lillard-McCollum - łącznie tylko 9 punktów do przerwy.

 

Ale w IV kwarcie udało się osiągnąć przewagę i należało ten mecz wygrać.

Ale ostatnie 24 sekund nie nadaje się do publikacji.

 

Czekamy na wielki mecz z 76ers.

Utah przegrało.

23 Mar 2016

Blazers - Mavericks

Mecz nr 72. poMOgło lEDwo co

To był mecz zaskakujących zmian taktycznych.

W pierwszej piątce zamiast Vonley'a wyszedł MO i rzucił 10 punktów w 8 minut.

Pałęczke gnojenia Dallas przejął pod koniec I kwarty ED Davis, który zagrał 8 minut życia: 6/7, do tego trafione 4 osobiste (głównie w akcjach 2+1) i jeszcze zbiórki oraz solidna obrona.

Niewidoczny był za to McCollum, a nieskuteczny Lillard (ale wsławił się za to tym o to blokiem). Z drugiej strony królował Wesley.

Obie drużyny chyba wiedziały, że kluczowym elementem jest wygranie przez Blazers I połowy. Na szczęście przebudził się Lillard i udało się utrzymać prowadzenie wypracowane przez MO i ED.

 

Druga połowa była więc już spokojniejsza, chociaż nie na parkiecie, gdzie iskrzyło jak w Hucie Sendzimira: aż 5 technicznych rzadko się zdarza, w tym 4 ze strony gości.

Dallas walczyło do końca, ale musiało polec w obliczu zdeterminowanych i żądnych zemsty Blazers.

 

Do sporej niespodzianki doszło w Houston, gdzie Utah odrobiło 18 punktów i zepchnęło Rakiety do strefy pozaplayoff.

Już nie tylko kwietniowe emocje są na wyciągnięcie ręki, co szósta pozycja i walka (nie bez szans) z OKC.

A nie wiedzą w Portland, że już w sobotę sciągają tam kibolskie posiłki z Nowej Huty.

19 Mar 2016

Mavericks - Blazers

Mecz nr 71. Melisa

Meczyk w niedzielę o 21.  Bajka dla polskich fanów PTB!

 

Zaczęliśmy  na pełnej kurwie. Plumlee szalał, Aminu faulował, Henderson rzucał, Matthews szybko poleciał do szatni.

Po 6 minutach obie drużyny mają już od chuja fauli.

17:19 po 7 minutach gry.

Okres chaosu z obu stron. 23:29.

Wsad Davisa, trójka Lillarda, 10 punktów z rzędu. I po pierwszej kwarcie prowadzimy 11 punktami. 25:36.

 

Fatalny początek drugiej kwarty i przewaga roztrwoniona. 39:39.

Nie jest dobrze, bo Dallas poprawiło skuteczność i jeszcze jakiś uchodźca masakruje nas na desce. 47:44.

Nie dajemy sobie rady z obroną Dallas, a jeszcze Matthews nas punktuje. 52:48.

Przegrywamy pierwszą połowę, czyli przegramy cały mecz. Czas zaparzyć melisę.

 

Zaczął dobrze McCollum, ale potem Nowitzki, Matthews i ten Arab ukąsili. 60:52. Melisa nie pomaga.

Dallas gra na skuteczności 85% za trzy. Melisa nie może pomóc. Nawet pół litra by nie pomogło.

90:82 po trzech kwartach. Słabo to wygląda.

 

Dobry początek. Już tylko 92:90. Odżywają nadzieje.

Teraz my ich trójkami napierdalamy. Wychodzimy na prowadzenie. Ale tylko na chwilę. 100:99. Chuj z tą melisą.

Plumlee wsad. Crabbe za trzy, zaliczone za dwa. Deron Williams za trzy. 111:108 na półtorej minuty przed końcem. Jak żyć?

Koszmarny rzut Aminu za trzy. -3 punkty w ostatniej minucie meczu. Kurwa, potrzebujemy jakiegoś piedolonego cudu!

Odzyskany punkt Crabbe'a i wejście Lillarda. REMIS na 27 sekund. Ja pierdolę. Podobno będzie dogrywka.

No i jest bo Lillard przy remisie odpierdala rzut z połowy, zamiast wchodzić pod kosz.

 

Koszmar. 3 minuty bez punktu. 121:113. Znowu potrzebujemy pierdolonego cudu.

Którego chyba nie będzie. Stotts chodzi z miną "wiem że spierdoliłem".

 

Przykra porażka, może dlatego że Canal Plus transmitowało. z San Antonio też była transmisja.

18 Mar 2016

Pelicans - Blazers

Mecz nr 70. Niepotrzebne nerwy

Na początku była koncentracja i świetna skuteczność.

Później odrabianie strat przez Fraziera i Babbita.

Następnie zbudowanie przewagi +20 pkt dzięki McColllumowi, Davisowi i Hendersonowi.

 

Potem przewaga utrzymywała się na powyżej +10,

aż w IV kwarcie doszło do próby morderstwa Lillarda przez Perkinsa. Plumlee stanął w obronie, Perkinson wyleciał, ale drużyna się rozkojarzyła i straciła przewagę.

 

NOP wyszło nawet na prowadzenie i serca podeszły nam do gardła.

Ale McCollum trafił trójkę, Frazier skopał dobitkę, Lillard wymusił 4 osobiste i jakoś się wygrało.

 

Houston wygrało, Dallas przegrało.

 

Jutro wieczorem o absurdalnie korzystnej dla polskich fanów porze (9 wieczór) pojedynek ekstremalnie ważny. Pod siedzibą wodaiogien już wczoraj wszystkie miejsca parkingowe były zajętę, ale zapraszam :)

 

 

17 Mar 2016

Spurs - Blazers

Mecz nr 69. Zdrada kontra Lojalność

Zielona hala Spurs oczekiwała podtrzymania serii zwycięstw. Jeszcze nikt w tym sezonie nie wygrał w San Antonio.

Tymczasem pierwsza połowa była bardzo wyrównana. Wydarzeniem było postawienie na Kaman, podczas nieobecności Leonarda. I Kaman radził sobie nad wyraz dobrze. Może nawet udałoby się wygrać połówkę, gdyby nie krzywdzące decyzję sędziów z odgwizdanym faulem w ostatniej sekundzie na czele.

 

Mleko rozlało się w III kwarcie (może dlatego że w przerwie wstała Woda). Blazers chyba zostali w szatni, co błyskawicznie wykorzystali gospodarze, a szczególnie nie znany nam zawodnik o głupim imieniu LaMarcus.. Przewaga Spurs szybko osiągnęła 19 punktów. Dość powiedzieć, że najlepszym graczem Portland w tym okresie był Kaman.

14 asyst i 14 na 26 skuteczności Spurs w III kwarcie - to było zabójcze dla teamu ze stanu Oregon.

Przed IV kwartą przewaga gospodarzy była wyraźna 95:78.

 

Na początku ostatniej fazy gry Blazers jeszcze podjęli walkę, poprawili obronę, powalczyli na desce. Ale szybko zgasił ich Mills trójką.

Zaczął w końcu trafiać Lillard. Sprytnie Blazers wymuszali faule i ciągle walczyli w obronie. Przewaga stopniała do 14 punktów. I gdyby nie kat Mills, zielone ludki miałyby jeszcze bardziej zaniepokojone miny.

Po przechwycie i kontrze, trochę swoje winy odkupił Plumlee i przewaga na 4 minuty przed końcem stopniała do 13 punktów.

Po czasie SAS trafili, ale w odpowiedzi trójką zabłysnął Henderson i ponownie przewaga stopniała - 12 punktów na 3:27 przed końcem (chyba że będzie dogrywka ...).

Trójka Leonarda, trójka Lillarda, pudło LMA, i czapa na Hydrauliku - dogrywki nie będzie. SAS wpuścili rezerwy. Udało się uniknąć kompromitacji i przegrać tylko 8 punktami w jaskini lwa.

 

Dziś w nocy wyjazd do Orleanu, a potem kluczowy dwumecz z Dallas. Szósta lokata jest kluczowa do obrony, bo oglądanie meczów w tej rozwrzeszczanej hali w San Antonio mi nie pasi. A jeszcze Niedźwiadki się posypały, więc kto wie, czy nawet miejsce nr 5 nie jest realne.

 

A Aldrige to zdrajca!

15 Mar 2016

Thunder - Blazers

Mecz nr 68. Piorunująca odpowiedź

Upokorzyliśmy OKC w Moda Center to przyszedł dzień zemsty.

Tylko początek był dobry.

Wejście rezerwowych zupełnie rozregulowało Blazers.

Trafione 2 rzuty z 20 to obraz zastoju. Na 10% nie da się wygrać nawet z Zastalem Zielona Góra.

 

W trzeciej kwarcie przewaga przekroczyła 30 punktów i było po meczu.

Co prawa w Oklahomie zjebała się siatka w koszu, więc jak najbardziej należy nam się walkower. Dobrze że przynajmniej maszty oświetleniowe się nie przewracały jak na meczech z Cracovią.

 

W tym słabym meczu dobrze prezentował się McCollum, a przed zastojem również Aminu. Lillard obudził się dopiero jak było pozamiatane.

 

Nic to - jakby to powiedział Wołodyjowski, walczymy dalej, w końcu na tej wyboistej drodze tego tygodnia, po dwudniowej przerwie, podróż szlakiem LaMarcusa Alldridge'a.

12 Mar 2016

Blazers - Magic

Mecz nr 67. Łatwo i przyjemnie - z gracją Kamana

Nie było większych problemów z pokonaniem Magic. A jeszcze kilka miesięcy temu wyraźnie przegraliśmy z nimi na wyjeździe.

 

Tylko początek meczu był niemrawy 2:11.

Potem szybko Blazers odrobili straty i zbudowali solidną przewagę.

Już do przerwy było pozamiatane.

 

Lillard w I połowie skupił się na asystach (aż 9).

W drugiej zaczął punktować, a w międzyczasie podskoczył do wyższego o głowę Smitha.

Potem jeszcze Ed Davis wyleciał z boiska.

Leonard się pokłócił o zbiórkę z Hydraulikiem. Nie mogą grać razem chyba.

A Lillard rzucał się na parkiet jak szczupak.

Henderson bezbłędnie trafiał niwecząc nadzieję Magic.

Trójka Lillarda zakończyła humorystyczną trzecią kwartę. 90:65.

 

Moda Center wybłagała Kamana, który przez 8 minut biegając z wielką gracją poprowadził Blazers do pogromu Orlando. Leonard z ławki z podziwem patrzył na sposób zdobywania przez niego punktów.

Jeszcze Vonley zgłosił swój akces do konkursu wsadów. A goście musieli bronić się przed 40punktową porażką.

Nawet z Golden State Warriors wygrana nie przyszła Blazersom tak łatwo.

 

Teraz bardzo trudna seria 4 meczów wyjazdowych. Ale i tak PO jest praktycznie już pewny.

11 Mar 2016

Warriors - Blazers

Mecz nr 66. Panini Modena

28 lat temu siatkarze krakowskiego Hutnika (ówcześni Mistrzowie Polski) zmierzyli się w 1/8 Ligi Mistrzów z jedną z najlepszych drużyn świata, włoską Panini Modena. To był taki siatkarski Golden State Warriors.

W hali Hutnika doszło do sensacji i zarazem kompromitacji utytułowanego rywala. Hutnicy rozgromili Panini 3:0 tracąc w tych trzech setach zaledwie 24 punkty (grało się wówczas do 15 punktów w secie).

W rewanżu więc Włosi stanęli przed nie lada zadaniem odrobienia tak pokaźnej straty i pozostania w rozgrywkach, które chcieli wygrać (ostatecznie przegrali dopiero w finale z CSKA Moskwa naszpikowanym reprezentantami upadajacego Związku Radzieckiego).

Przy wydatnej pomocy sędziów jakoś im się to udało. Hutnik uciułał zaledwie 11 oczek i odpadł kosztem Włochów z rozgrywek.

 

Dzisiaj w nocy GSW wyglądało tak jak w rewanżu Panini, za wszelką cenę chcąc odrobić 32 punktową stratę z Moda Center. A Blazers grali koszmarnie: nieskuteczność, brak obrony (81 punktów straconych w pierwszej połowie), straty i jeszcze Lillard będący cieniem samego siebie.

 

Od kompromitacji uratował jedynie pomysł na wpuszczenie głębokich rezerw w IV kwarcie, które o dziwo trochę odrobiły stratę.

Dziś w nocy mecz z Orlando. Miejmy nadzieję że Lillard wróci do normalnej dyspozycji. W końcu wygrana z Magic liczy się tak samo jak z GSW.

A rywale wyjątkowo wygrali: Houston i Utah, a także Memphis. Trzeba więc jeszcze uciułać trochę zwycięstw, bo jednak oglądanie w I rundzie PO pojedynku z GSW jakoś nie napawa optymizmem.

08 Mar 2016

Blazers - Wizards

Mecz nr 65. Czas na wygraną

Dzień Kobiet? Przyjeżdża polska panienka ze stolicy ...

 

Zaczęło się dobrze. Trafiał Lillard. Pod koszem radził sobie Plumlee, a nawet Davis.

Problemem były tylko ofensywne faule McColluma.

Atrakcją był bokserski pojedynek Hendersona z Andersonem zakończony wykluczeniem tego drugiego.

 

I nagle pojawiły się problemy na przełomie połów. Z +10 zrobiło się -13. I to w przeciągu zaledwie 7 minut.

 

Jak szybko się spieprzyło tak szybko się poprawiło. I pod koniec trzeciej kwarty ponownie był remis. Motywował Lillard, ale bardzo dobrze Blazers grali również pod koszem, pomimo polskiego wieżowca.

 

W międzyczasie kolejny mecz przegrało Utah, już chyba ostatecznie zapewniając nam emocje w kwietniowej pierwszej rundzie Play Off.

 

Trzeci faul ofensywny w meczu zaliczył McCollum.

Przed czwartą kwartą - w tym dziwnym meczu - Blazers osiągnęli 4 punktowe prowadzenie. Chociaż Henderson był bliski trójki w ostatniej sekundzie. Liczba ofensywnych fauli w tym meczu to materiał na analizę dla statystyków.

 

Problem w tym że wstała Woda, więc może być różnie.

 

Czwarta kwarta zaczęła się od, jakżeby inaczej, faulu ofensywnego.

Mecz jest chaotyczny. Nie ma Harklessa, a wszyscy specjalizują się w pudłach spod kosza.

Co prawda jest wciąż +4, ale powinno być już +10.

Na parkiecie Blazerdancers. 8:40 do końca. W Polsce 6 rano.

 

Lillard dwoi się i troi. Ale idzie to jak krew z nosa. Na 5:31 jest tylko +2. Będą nerwy.

Wszedł Gortat: strata i ofence. Ale zaraz 4 punkty z rzędu. My nie trafiamy.

Jest tylko +1 i piłka dla gości. Jeszcze Woda przyszła z kawą. Słabo.

 

To nie na nerwy normalnego człowieka.

+1 na 26.4 sekundy, ale trzecia szansa gości na punkty.

Wall za trzy. -2. Kurwa. 15.8 do końca.

 

Kryją Lillarda. McCollum trafia. Remis 5.8 do końca. Zawał blisko.

 

Henderson blokuje pod koszem Gortata. Wall nie trafia za trzy. Mało? Dogrywka.

 

111:109. Minuta do końca. Nikt nie trafia. Davis świetnie na desce. Przestawia Gortata.

W końcu fuksem bo fuksem trafia Lillard. 113:109. Oddech. 23.5 do końca.

Wall nie trafia za trzy. Davis zbiera i faul. Ale piłka na szczęście z boku. 9.1 i +4 i piłka dla nas. Faulowany Leonarda. Dajesz Meyers zwycięstwo.

+5.

Pudło. 114:109. Ale tylko 8.2. Wygramy.

Pudło. Faul. Lillard na 2.4 przed końcem na linii rzutów wolnych.

Gortat przygnębiony usiadł na ławce.

116:109. Koniec. 7 rano. O kurwa, ja pierdolę, nigdy więcej koszykówki ...

 

aha, Blazers awansowali na 6 miejsce.

z piątku na sobotę wyjazd do Golden State Warriors, które jeszcze nie przegrało dwa razy z tym samym zespołem i mają serię 45 zwycięstw u siebie. Ktoś ogląda? Równie dobrze moglibyśmy grać ze Zniczem Pruszków.

06 Mar 2016

Pistons - Blazers

Mecz nr 64. Londyn w ogniu

W oczekiwaniu na mecz w Detroit poszliśmy na Londyn w ogniu. Prezydent USA miał mocno przerąbane. Ale za to premier Włoch znowu sobie zabrał na wycieczkę 30-letnią "przyjaciółkę".

 

Teraz oglądamy kleskę GSW w LA.

 

Kiepski początek. Nieskuteczność. Straty. 18:10.

Ale za to Memphis przegrywa z Suns.

22:13. Dalej gramy słabo, a Leonard wręcz tragicznie. Nawet Lillard ma straty. Punktuje jedynie Aminu.

Po pierwszej kwarcie 30:16. Może za bardzo cieszymy się z porażek rywali? Lillard ma 2 punkty. McC 0.

 

Dalej jest źle 38:21. Mamy gorszą skuteczność za 2, niż za 3.

 

Trochę lepiej. McCollum zdobył już 9 punktów. 43:32.

9 punktów z rzędu Lillarda i już tylko 49:45.

Znowu gorzej 58:49.

Rzuciliśmy w 2 kwarcie aż 35 punkty. Ake i tak przegrywamy 59:51. Nie jest dobrze, bo jak przegrywamy do przerwy, to przegrywamy cały mecz.

 

W przerwie oglądamy Denver-Dallas. Go Barton!

Zacięty mecz. Mavs byli bliscy wygranej, ale Denver cudem doprowadziło do dogrywki.

A Houston przegrywa wysoko w Toronto.

 

Fatalny początek drugiej połowy. Trzy minuty bez kosza. A potem tylko przez moment było lepiej.

Do szału doprowadza nas Leonard. 76:63.

W Denver ciągle remis. A Houston przegrywa do przerwy 61:51.

 

Ciągle jest kiepsko. 84:73. Ale za to Dallas poległo po dramatycznym meczu.

Idzie to jak krew z nosa. Jeszcze faul ofensywny Leonarda. Przed ostatnią kwartą 85:75.

 

Każdą kwartę zaczynamy fatalnie. Czwartą też. W Detroit nawet Blake trafia.

Lillard musi szybko wracać. 95:84. Słabo to na razie wygląda.

 

104:89. Hydraulik pod koszem nie wymienił jeszcze żadnej uszczelki. 6 minut do końca. Chyba wszyscy dziś przegrają.

116:95 na 3 minuty przed końcem. Po meczu. Nie leży nam w tym sezonie to Pistons.

Trzecia porażka z rzędu.

05 Mar 2016

Raptors - Blazers

Mecz nr 63. Irytująca Kanada

Bardzo brzydki mecz w Toronto. Gra oparta na wymuszaniu fauli.

Utrzymywała się od początku II kwarty wyraźna przewaga Raptors.

Ale po trójce Lillarda na 6 minut przed końcem przewaga wynosi tylko 4 punkty.

 

Lillard gra praktycznie sam. Plumlee marnuje jego wysiłki. Pod koszem Blazers nie istnieją. Deficyt 5 punktów na 3 minuty przed końcem.

Henderson trafia, ale w odpowiedzi trójka Pattersona. Niestety -6 na 1:30. Raczej przegramy.

 

I znowu nikt nie broni pod koszem. -6 na 27 sekund przed końcem. Może trzeba było zamiast Plumlee grać Davisem?

 

Lillard za trzy, w odpowiedzi tylko jeden osobisty. -4 na 19:3.

Już tylko -2. Ale zostało 8 sekund.

Niestety DeRozan trafia wszystkie osobiste. Łącznie 23 w meczu.

Lillard ma 47 punktów. To nie wystarczy.

Jeszcze jedna trójka Lillarda. -1 na 2 sekundy.

117:115. Leonard ma rzut rozpaczy przez całe boisko. Trochę zabrakło jednego czasu. Szkoda.

03 Mar 2016

Celtics - Blazers

Mecz nr 62. Twierdza Boston

Celtowie wygrali 11 spotkań z rzędu we własnej hali, więc czwarty mecz wyjazdowy Blazers jawił się jako spore wyzwanie.

 

Początek bardzo dobry, zbilansowany atak i w połowie 1 kwarty kilkunastowopunktowe prowadzenie. Potem jednak gospodarze odrabiają straty. I mecz kręci się koło remisu. Na 2 minuty przed końcem I połowy jest 52:52. Z dziesiątki meczowej Blazers do tej pory nie punktował jedynie Harkless.

Końcówka jednak dla Celtów i prowadzenie do przerwy 61:55. Mecz godny rywalizacji rewelacji sezonu.

 

Druga połowa zaczyna się fatalnie dla gości. Celtom wychodzi wszystko i robi się +18. Terry wściekły. Czyżby zmęczenie dawało znać o sobie? Nawet Lillard nie może się wstrzelić.

Jest coraz gorzej. Już +26 pkt. Zawodzi wszystko: skuteczność, zbiórki, straty. Zanosi się na klęskę w Bostonie.

Blazers rzucają zaledwie 12 punktów w III kwarcie.

 

Trochę przykro się to ogląda. Odwykliśmy od przegrywania.

Na parkecie głębokie rezerwy. Odpuszczamy ten mecz już w połowie IV kwarty. Może ta chwila odpoczynku zaprocentuje w następnych dwóch wyjazdach.

 

Kończymy ten smutny mecz przypomnieniem, że mamy na koncie 33 zwycięstwa i bezpieczne miejsce w PO.

01 Mar 2016

Knicks - Blazers

Mecz nr 61. Pewna wygrana na Manhattanie

Trzeba sprawdzić jak tam czuje się nasz ziomek - Robin Lopez .... U siebie przegraliśmy z NYK, ale dziś w nocy jesteśmy zdecydowanym faworytem.

 

Poszalał Lillard, za trzy trafiał Leonard, dobrze zagrał McCollum. I wystarczyło żeby przez cały mecz spokojnie prowadzić w MSG.

Dziś w nocy dużo trudniejsze zadanie z Boston Celtics.

29 Feb 2016

Pacers - Blazers

Mecz nr 60. Lillard, Henderson, Leonard

Gramy znakomicie w ataku i fatalnie w obronie.

Pierwsza kwarta to koncert Lillarda.

Druga Hendersona.

Trzecia to pełny chaos. Jest 73:81. Pacers zdecydowanie dominują pod koszem.

Mecz jest coraz słabszy. Trójka Leonarda wyprowadza Blazers na 10 punktowe prowadzenie przed ostatnią kwartą.

 

Leonard na ustach całego Powiśla. 8 punktów na początek 4 kwarty i jest 79:95. Regularnie rzucamy najlepszej defensywie ligi ponad 100 punktów. Ale spokojnie, losy meczu jeszcze nie są rozstrzygnięte, bo gramy zwyczajnie słabo w obronie i fatalnie zbieramy.

Już +18 dla Blazers w połowie 4 kwarty. Drugie zwycięstwo nad Pacers w sezonie na wyciągnięcie ręki.

Crabbe trójka, Henderson trójka i już jest +21. Pozamiatane?

A jednak nie. Dziecinne błędy i przewaga spada do +13 na 3 minuty przed końcem i piłka dla Pacers, które już grają rezerwami.

102:111. Koniec. Najgorzej nam szło z rezerwami Indiany. Ostatnia fazę gry przegraliśmy 12 punktami, nie trafiając do kosza przez 5 minut. Może i lepiej, bo ile można tych punktów narzucać takiej defensywie.

Nie ma się co znęcać, ale Plumlee rzucił dzisiaj 1 punkt.

 

32 wygrana w sezonie, 2 wyjazdowa w przeciągu 24 godzin. Mamy drużynę (chociaż akurat tych dwóch ostatnich zwycięstw długo wspominać nie będziemy).

 

Najwięksi twardziele zaczynają oglądać Oscary, ale Blazerskie Powiśle i Wiejska idą spać.

28 Feb 2016

Bulls - Blazers

Mecz nr 59. Osłabione Byki

Zaczynamy zabawę na Wschodzie. Od odwiecznego wroga Chicago.

 

Pierwsza kwarta słabiutka, ale remisowa. Większość punktów po wejściach pod kosz Lillarda.

Druga zaczyna się lepiej, od aktywnej gry rezerwowych (Crabbe, Davis i Henderson). Budujemy 7 punktową przewagę.

Chicago jest w tym okresie cieńkie jak dupa węża. Ale Blazers też nie grają nic wielkiego. 30:39.

Wraca Lillard i od razu rośnie przewaga do 13 pkt. 34:47.

Po bardzo słabej pierwszej połowie Blazers prowadzą 10 punktami: 41:51. Wygląda że do zwycięstwa starczy przyzwoita gra w drugiej.

 

Hydraulik ma nową zabawę - przechwyty. Vonley wchodzi pod kosz jak w masło. Ale Chicago lekko poprawiło skuteczność z dystansu.

O ile z Houston nasza ulubiona przewaga to 17pkt, to z Bykami wynosi ona 10 oczek.

Chaotyczny okres i przewaga topnieje do 3 pkt. Lillard wraca do taktyki wchodzenia pod kosz i jest +5. Mecz jest naprawdę słaby i nużący. Może się rozkręci w czwartej kwarcie. Byki yo chyba jedyna drużyna, która jest słabsza od Blazers pod koszem. 73:79.

 

Lillard odpoczywa. Ale rezerwy dają radę. Szaleje Henderson, trójkę rzuca Leonard. Wciąż bezpieczne, patrząc na rywala +9. Oni nawet kontry 5 na 1 nie wykończyli. Wrócił Lillard, wróciło +10. Tylko jakiś kataklizm może nam odebrać zwycięstwo, w tym słabiutkim meczu na poziomie polskiej ligi.

 

Trochę nerwów w końcówce było, głównie z uwagi na słabą grę Lillarda. Ale do zwycięstwa wystarczył blok Davisa i osobiste Hydraulika. Ale słabe to Chicago. 95:103. Mamy 31 zwycięstwo.

 

Utah przegrało, Houston przegrało. Za kilka godzin kolejny mecz na Wschodzie. PlayOffy są na wyciągnięcie ręki.

25 Feb 2016

Blazers - Rockets

Mecz nr 58. Bolesna porażka

Takie mecze bolą najbardziej. Zgodnie z tradycją już w połowie drugiej kwarty było 17 punktów przewagi, a na początku trzeciej aż 21.

I w tym momencie losy meczu się odmieniły. Nieskuteczność, straty, nerwy, a z drugiej strony brodata maszyna.

 

W czwartej kwarcie goście obejmują prowadzenie i nie oddają go do końca. Lillard przez dwie i pół kwarty nie rzuca kosza i jest w cieniu Hardena.

 

Świat się może nie zawalił, trochę zapomnieliśmy smak porażki, a wszystko można nadrobić w zbliżającej się serii 6 meczów wyjazdowych. Ale i tak do jutra żałoba i w Oregonie, i na Powiślu i na Wiejskiej.

24 Feb 2016

Blazers - Nets

Mecz nr 57. Męczący Brooklyn

Znowu nie było łatwo z tym, niby tak słabym, Brooklynem. Męcząca drużyna.

 

Dobrze że Damian i McC rzucili po 34 punkty i w końcówce byli skuteczni. Ten Lopez to chyba mści się za brata.

 

Mamy 30 zwycięstw – Dallas już na celowniku. A za chwilę po raz kolejny te komiczne rakietki. RELACJA

21 Feb 2016

Blazers - Jazz

Mecz nr 56. Dreszczowiec po euforii

Jak tu grać z jakimiś Jazz po rozgromieniu GSW?

 

Tylko początek meczu wyglądał, tak jak wyobrażali sobie w euforii po GSW, fani Blazers. Szybkie prowadzenie 8:0 i 11:4, przy twardej obronie, wskazywało na wieczór bez problemów.

Ale w tym momencie przyszedł czas na pokazanie słabszej twarzy Blazers. Seria nieskutecznych rzutów, głupich strat (nawet Lillard o sobie tutaj przypomniał) i zupełna bezradność w obronie pod koszem przyniosła piętnastopunktową serię gości. Jasne się stało, że nie tak łatwo będzie z tymi Jazzmanami.

 

Drugą kwartę ratują początkowo dwaj rezerwowi: najpierw kolejne 8 punktów Davisa, potem 5 Harklessa. Przewaga gości, konsekwentnie grających na konfrontację podkoszową, rośnie nawet do 13 punktów (23:36). Dopiero końcówka budzi Blazers. A konkretnie McColluma, który na 7 sekund przed końcem połowy zmniejsza stratę do 5 punktów. Do przerwy 47:52 i lekka konsternacja w Moda Center.

 

Zdobycze punktowe kształtują się następująco: McCollum 15, Lillard 9, Davis 8, Vonley 5, Harkless 5, ale np. Plumlee, Henderson i Crabbe 0 punktów. Czekamy na wsparcie i na Lillard Time. Ale łatwo nie będzie.

 

Druga połowa zaczyna się od 8 kolejnych punktów gości. I dopiero przedwczesny LILARD TIME pozwala zachować wiarę w ustalony porządek świata: cztery trójki w 90 sekund!!!! Przewaga topnieje do 2 punktów. Moda Center i Powiśle obudzone.

Po czasie: przechwyt Plumlee i trójka McC. Wracamy chwilowo na prowadzenie.

Utah nie odpuszcza, ale Lillard szaleje (już 24 punkty), budzi się Plumlee, trójkę rzuca nawet Crabbe.

Końcówka kwarty to obustronna taktyka faulowania. Ale Davis trafia 3 z 4.

Po trzech kwartach: 80:82. Różowo jeszcze nie jest. Optymizm wraca powoli, ale to tak powoli ... O skali dekonsentracji niech świadczy ilość 12 chybionych rzutów osobistych po 36 minutach gry. Do życia ma zbudzić Blazers Enter Sandman Metallici.

 

Walka trwa. Sytuacja jest na tyle poważna, że Lillard wraca na parkiet już w trzeciej minucie czwartej kwarty.

To już nie walka, a prawdziwa wojna o Play Off 2016. Remis na 5 minut przed końcem. Na bohatera Blazers powoli wyrasta Harkless. Ale chyba kluczowe pytanie, to czy Lillarda stać na drugi LILARD TIME tego samego wieczoru.

 

Sędziowie podgrzali nastroje. Atmosfera zrobiła się jak na meczu Grórnik Zabrze - Ruch Chorzów. Na dwie minuty przed końcem po akcji Hydraulika wkurwieni Blazers budują 4 punktową przewagę. Ale to jeszcze nie koniec.

twie trójki gości (przedzielone pudłem Lillarda), dwie dwójki Blazers, dwójka gości i znowu remis na 30 sekund przed końcem. Czas. Piłka dla Blazers. Co za mecz. Co za nerwy. Pachnie dogrywką.

Lillard trafia. 20 sekund. Przewaga +2. Piłka dla Jazz. Pudło. Bohaterski Plumlee. Osobiste McCollum. +4. 13 sekund.

+2, ale tylko 5 sekund i piłka Blazers. Osobiste. Spokój McColluma. ZWYCIĘSTWO!!!!

20 Feb 2016

Blazers - Warriors

Mecz nr 55. Mecz dekady

O tym meczu nie ma co pisać, ten mecz trzeba nagrać i trzymać na twardym dysku dla potomności. Relacja TUTAJ

10 Feb 2016

Blazers - Rockets

Mecz nr 54. W siódmym niebie

Po horrorze w Memphis liczymy na przyjazd śmiesznej koszykówki. Obyśmy się nie zdziwili ... Dziś w nocy. 4.30. Zapraszam na Powiśle.

 

Zgodnie z prognozą Rakiety przywiozły do MC tylko dwóch koszykarzy. Inna sprawa, że Howard trafia pierwsze 8 rzutów, a Harden skutecznie wymusza faule. Pierwsze punkty spoza tej dwójki goście rzucają równo z syreną na zakończenie pierwszej kwarty.

 

Druga kwarta to wkurwianie Damiana Lillarda: przez chamskiego Beverley, sędziowskie decyzje i lecącą w tle reklamę weekendu gwiazd. Igranie z Blazers kończy się serią 15:1 i objęciem 11 punktowego prowadzenia w meczu Drużyny z Deblem.

 

W przerwie dobra wiadomość z innego parkietu: nareszcie przegrali Utah. Czyli za godzinę możemy wylądować na 7 miejscu. Wystarczy wygrać z deblem z Houston, który do przerwy rzucił 33 z 46 punktów gości. W Blazers króluje Lillard z 15 punktami, ale sama ławka rzuciła więcej niż Rest of team Houston (17:13).

Zaczynamy trzecią kwartę.

 

Trochę sennie zaczyna się druga połowa. Przewaga Blazers rośnie do 17 punktów - to taka tradycja tegosezonowych meczów z Rakietami. Powoli zaczynamy czekać na Godota - Kamana.

Okazuje się że Howard nie tylko z osobistymi ma problem, a nawet nie potrafi nałożyć soczewki do oka. Inna sprawa, że mogli mu zorganizować jakieś lusterko.

 

Portland ciągle kombinuje żeby przewaga wynosiła 17 punktów. I taka jest niespełna trzy minuty do końca trzeciej kwarty. Blazers rzucili już 86 oczek. Po stronie gości Harden i Howard po 24. Reszta 21.

Na koniec trzeciej kwarty przewaga maleje (po głupiej stracie Davisa) do 11 punktów. Lekka niepewność jest. Możemy nie zobaczyć Kamana.

 

Robi się groźnie. Bardzo groźnie. Nic nie wychodzi. Przewaga topnieje do 5 punktów (a było 21). Wraca Lillard. Houston niestety zaczyna grać zespołowo. Mam złe przeczucie.

 

Głęboki oddech. Seria 10:2 i robi się 103:90 po trójce Lillarda. Kluczem w tej fazie meczu są zbiórki ofensywne.

 

Luzik. Szybko wracamy do +17 (a było nawet +20). Nawet Woda wstała, więc już tego meczu nie przegramy.

Harkless ma 19 punktów. Tylko Kamana brak.

 

No i chuj bombki strzelił. Nie udało się wygrać 17 punktami. Musimy się pogodzić z jedynie 13 punktowym zwycięstwem.

Na pocieszenie przez tydzień jesteśmy na SIÓDMYM MIEJSCU W KONFERENCJI ZACHODNIEJ.

 

08 Feb 2016

Grizzlies - Blazers

Mecz nr 53. Ułamek sekundy

Dwa wyjazdowe mecze Blazers stanowiły przypomnienie ostatnich bojów Play Off. Po wyjeździe do Houston, przyszedł czas na powtórkę ubiegłorocznych bojów w Memphis.

Dla fanów czerwono-czarnych oznaczało to konieczność przestawienia się po niewiele ponad 20 godzinach z koszykówki „śmiesznej” (jak jakiś fan Rakiet to czyta to przepraszamy, ale taka jest prawda), na koszykówkę brzydką (przepraszamy za nieścisłość: BARDZO brzydką).

 

Żeby trochę urozmaicić dwuwyjazdową serię mała zmiana w pierwszej piątce. Nietrafiającego spod kosza Harklessa zastępuje Leonard. I od razu zostaje największą atrakcją pierwszej kwarty. Jego subtelnie zapaśniczy (i to raczej według zasad zapasów w stylu wolnym, a nie klasycznym) pojedynek z Gasolem kończy się wykluczeniem obu panów z meczu. Dobra robota Meyers.

 

Niedźwiadki wyglądają na zespół, który gra o życie, albo przynajmniej o mistrzostwo NBA. A Blazers zdają się mówić: „my nic nie musimy, ale jak nas wkurwicie to pożałujecie”. Prorocze.

 

Meczyk toczy się wokół remisu, a zbudowanie przewagi 5 punktów wydaje się wyczynem na miarę zdobycia korony Himalajów. Pudłuje McCollum, trafia do pewnego momentu Lillard, nie ma żadnego wsparcia ze strony Aminu i Plumlee. Rezerwowi może trochę nerwowo, ale Henderson, Crabbe i Harkless powolutku nękają Niedźwiadki.

 

Może trochę inaczej wyglądałaby końcówka, gdyby Lillard nie spudłował trzech kolejnych trójek w połowie czwartej kwarty.

Pięciopunktowy deficyt w połowie 4 kwarty niweluje w minutę sam Henderson. A w końcówce podobna przewaga gospodarzy topnieje po rzutach Davisa, McColluma i Lillarda. 99:100 na jedną (teoretycznie) akcję przed końcem. Niestety Conley trafia na 101:100.

Następna akcja to koszmar Blazers: źle rozegrana piłka, pudło Lillarda, i dwa pudła po zbiórkach Davisa spod kosza, kontra na pusty kosz Allena – i mądry faul Hendersona. Allen nie dorzuca do kosza i trafia dopiero drugi osobisty rzut.

Blazers mają 8 sekund na wyrównanie.

 

Przypomina się poprzedni wyjazdowy mecz z Grizzlies, gdy gospodarze wygrali go rzutem Randolpha na 0,6 sekundy przed końcem.

 

Tym razem mecz trwał do ostatniej dziesiątej sekundy: Lillard oczywiście ambitnie wybiera trudniejsze rozwiązanie i porywa się na trójkę, których nie trafia w czwartej kwarcie. Zbiera McCollum na sekundę przed końcem i nie trafia dobitki. Piłka krąży na poręczy i po - wydaje się - paluszku Hendersona trafia do kosza na 1/10 sekundy przed końcem. Jeszcze analiza i szczęśliwa dogrywka, a ostatnie punkty jednak zostają zaliczone na poczet Crabbe’a (w sumie to prawie były samobójcze).

 

Dogrywka to syndrom wygranego meczu, czyli drużyna która już witała się z gąską jest tak załamana że nic nie trafia. W Blazers palmę chwały przejmuje McCollum trafiając trzy rzuty z rzędu i mając kontrę na 8 punktowe prowadzenie – jednak blok Greena przywraca nadzieję gospodarzom. Po drugiej stronie kosza trwa bój Randolpha z Davisem, który powoli zaczyna znajdować sposoby na silniejszego fizycznie rywala.

 

Grizzlies zaczynają trafiać i zmniejszają przewagę do 2 punktów.

Kolejnej trójki nie trafia Lillard, ale Barnes popełnia stratę i piłka po naszej stronie.

 

Na 15 sekund przed końcem po raz drugi w dogrywce McCollum zostaje zablokowany przez Greena i zawisa ryzyko kolejnej dogrywki (tej już by chyba Blazers nie wygrali). Na szczęście Allen i Green i nie trafiają, a faulowany Davis jeszcze nie musi rzucać osobistych. Po wznowieniu sfaulowany Lillard tafia dwa osobiste (co nie zawsze mu się zdarzało) i jest po zabawie. Jeszcze dwa osobiste na zakończenie trafia Davis (więc nie było się co denerwować) kończąc ten najbardziej emocjonujący mecz sezonu.

 

Nic to że Grupa z Powiśla spóźniła się do pracy. Najważniejsza wygrana.

 

Mało kto przypuszczał jeszcze miesiąc temu, że jesteśmy w stanie pokonać w dwumeczu wyjazdowym Houston i Memphis. Środowy mecz z Rakietami wydaje się jak bułka z masłem, ale zmęczenie i dekoncentracja przed weekendem gwiazd może sprawić że to będzie inny mecz niż sobotni.

Ośemka jest na wyciągnięcie ręki, a i wizja uniknięcia GSW w PO też się pojawia.

07 Feb 2016

Rockets - Blazers

Mecz nr 52. Ostatki

Nie ma zabawy w sylwestra (Utah), nie ma w ostatki.

Gramy z Houston. Szybkie prowadzenie, na początku drugiej połowy jest już +25. Jest zajebiście.

 

Nie gramy dobrego meczu, ale Rockets jest tak słabe, że aż żal patrzeć. Tylko te wymuszane faule brodacza trochę ich ratują.

 

Harkless nie trafił już 8 razy spod kosza, a i tak przewaga Blazers w połowie trzeciej kwarty wzrosła do 29 punktów, czekamy na wejście Kamana.

 

Harden trafił dwie trójki i jest tylko plus 26.

Blazers grają koszmarnie. Przed czwartą kwartą prowadzą w Houston tylko 21 punktami.

 

To chyba najsłabszy mecz NBA jaki w życiu oglądaliśmy. Harden ma już 34 punkty na 58 drużyny. Henderson wygląda jak człowiek z inne planety, jako jedyny przypomina koszykarza.

 

W Houston w przerwach zabawa - cieszą się że mają tak chujową drużynę.

Równanie Rakiet:

Houston minus Harden minus Howard = 11 punktów (na poczatku IV kwarty)

 

Z ciekawostek: Frazier ma 100% skuteczności. Jaja.

Która jest tam godzina w tym Houston? chyba jednak NBA nie powinna grac o takich porach (już w Waszyngtonie był dziwny mecz).

Nie możemy się doczekać Kamana. Bo już dawno poszlibyśmy spać.

 

Przewaga topnieje do 14 punktów. Hydraulik krwawi.

Przewaga topnieje do 11 punktów. Chwila nerwówki, ale dobitka Harklessa łagodzi nerwy.

 

Ten mecz to jakiś koszmar.

Lepiej było chlać w ostatki.

 

Uff koniec. Mecz słaby ale wygrany. Dobranoc

 

RELACJA z tego co się działo na Powiślu w tą niepowtarzalną noc.

05 Feb 2016

Blazers - Raptors

Mecz nr 51. Sędziowska mafia

To był bój dwóch drużyn na fali: wyrównany i zacięty. Wszystko się mogło zdarzyć. Poziom był naprawdę wysoki - taki mecz jak półfinał konferencji. Niestety niedostosowali się sędziowie. Terry Stots był blisko zawału, a Lillard miał najwyzsze ciśnienie od momentu lektury wybrańców na weekend gwiazd w .... Toronto.

Jeszcze był szansik w ostatniej minucie, ale McCollum nie wytrzymał napięcia w kontrze i spudłował łatwy rzut.

Wrócił Mo Harkless i to od razu do pierwszje piątki. Spudłował spod kosza już na samym początku.

Vonley jak gwiazda pierwszej wielkości dumnie siedział na trybunie - beze mnie przegrają zapewne wykrakał ...

 

Spadamy poza PO - Utah ma ostatnio łatwy terminarz. Czeka nas teraz powtórka z wojny 2015: czyli bój z Rockets.

 

RELACJA

03 Feb 2016

Blazers - Bucks

Mecz nr 50. Henderson Time

Był początek grudnia ubiegłego roku. Niespełna dwa miesiące temu. Blazers w ramach wyjazdowej serii zawitali do Milwaukee. Mecz od początku nie układał się po myśli Portland. W pierwszej połowie goście razili nieskutecznością rzucając zaledwie 33 punkty. Poprawa, szczególnie w zakresie rzutów trzypunktowych, doprowadziła do wyrównanej końcówki. Jeszcze na 20 sekund przed końcem Blazers mając 4 punkty przewagi i piłkę wydawali się pewniakiem do wygranej. Szereg złych rozwiązań taktycznych, błędnych decyzji doprowadziły jednak do porażki. Ostatnia akcja, gdy piłka zamiast do Lillarda trafiła do Leonarda – z łatwością zablokowanego przez przeciwnika – przepełniła czarę goryczy. Blazers wyglądali jak chaotyczna grupa niezorganizowanych młokosów, z mało rozsądnym trenerem.

 

Wydawało się że dużo wody upłynie Willamette River zanim kibice z Portland będą mogli mieć nadzieję na lepsze czasy.

Tymczasem dwa miesiące później, w centrum Warszawy, w punkcie zakładów bukmacherskich pojawił się pierwszy śmiałek, który zaryzykował ciężko zarobione pieniądze stawiając na zdobycie przez Blazers mistrzostwa NBA 2016 (patrz obrazek powyżej). Mocno optymistyczna postawa, ale niech ten kto przewidywał że z pierwszych 50 spotkań Blazers wygrają 24 (byłby równy bilans gdyby nie „frajerska” porażka wyjazdowa z Bucks), kto przewidywał że przydarzy się w tym sezonie seria 5 wygranych z rzędu, niech pierwszy rzuci kamieniem.

 

Mecz z Kozłami miał być spacerkiem, ale oczywiście nie był.

 

Początek to przede wszystkim energetyczny Aminu i jego szybkie 10 pkt ustawiło prowadzenie w tym meczu.

Pewne załamanie przyszło w III kwarcie, gdy ratować nas musiał Ed Davis. W dodatku problem z faulami i kontuzja Vonleya.

 

Czwarta kwarta to show Hendersona, który sam wygrywa mecz.

Świetna skuteczność McColluma i piata wygrana z rzędu, oraz 9 w ostatnich 11 meczach staje się faktem.

 

Pisałem, że mamy dobry terminarz i w styczniu nadgonimy. Luty już będzie dużo trudniejszy. Jutro ciężki bój z Toronto.

01 Feb 2016

Blazers - Timberwolves

Mecz nr 49. Minnesota po raz trzeci

Mecze z Timberwolves nastręczają sporo trudności, ale jakoś zawsze kończy się szczęśliwie. Tym razem, co prawda nie trzeba było odrabiać 17 punktów przewagi rywala (jak w dwóch meczach wyjazdowych), ale do końca zwycięstwo było niepewne.

 

W pierwszej kwarcie duży problem mieliśmy ze skutecznością. Na szczęście Blazers harowali w obronie i wynik kręcił się koło remisu. Dopiero w 14 minucie meczu McCollum wyprowadził gospodarzy na pierwsze prowadzenie. Ale wciąż ofensywa się nie kleiła, nie wpadały „trójki”, przewaga się co prawda utrzymywała, ale istniało zagrożenie że Wilki zagrają lepszą połówkę.

 

I faktycznie w trzeciej kwarcie zrobiło się niebezpiecznie. Z +9 zrobiło się -4, w dodatku Lillard złapał 4 przewinienie. Sytuację musiał ratować McCollum i Ed Davis rzucając (o dziwo) osobiste. Na parkiet wrócił Lillard i przewaga ponownie wzrosła do - wydawałoby się bezpiecznych - 10 pkt. Ale ostatnie dwie minuty były nerwowe i trzeba było trzymać kciuki przy osobistych McColluma.

 

Tym razem siła ofensywy zbilansowała się poprzez 21 punktów Lillarda i McColluma, których wspierała dwójka rezerwowych Leonard 13 pkt i Henderson 11 pkt. Na szczególna pochwałę zasługuje Davis, który trafił 6 z 7 osobistych. To na pewno rekord jego kariery.

 

W ramach cyklu ktokolwiek widział ktokolwiek wie, pytanie „gdzie jest Harkless?”.

 

Oddalamy się od Utah, zbliżamy się do Houston (macie problem, bo zaraz dwa mecze bezpośrednie), jutro Bucks.

30 Jan 2016

Blazers - Hornets

Mecz nr 48. Nicolas Batum

Przyjechał sobie Batum, rzucił trzy (!!!) punkty i zobaczył dobrą, poukładaną drużynę. Taką, jakiej sam nie potrafił stworzyć. Musiał się kajać po meczu.

 

RELACJA

27 Jan 2016

Blazers - Kings

Mecz nr 47. Awans wywalczony pod koszem

Dobra, wiadomo, goście mieli noc wcześniej dwie dogrywki i mogli być zmęczeni. Ale dostali jak Chris Paul od Robina Lopeza.

Jesteśmy w ósemce. Może tylko na jedną noc, ale jest moc!

Mecz mimo zmęczenia Kings postawili wysoko poprzeczkę, ale nasi wysocy zmietli tego kuzyna z parkietu.

 

RELACJA

 

Dawać w piątek Hornets …. Batum kontuzjowany? No trudno, nie będzie na kogo gwizdać

24 Jan 2016

Blazers - Bryant

Mecz nr 46. Kobe

Jakoś nam nie będzie brakowało w NBA tego zawodnika. Należy mu oddać że w ostatnich latach rozmontował całe te Lakers, a w Portland wygrał wszystkiego 6 razy. Ale i tak bylibyśmy w gronie buczących. Akcje gdy Plumlee mu jak dziecko zabierał piłkę niech będą podsumowaniem całej tej przereklamowanej kariery.

Ciekawe czy za kilkanaście lat podobnie fetowany będzie Lillard? A może McCollum?

Mecz bez historii, przy takiej obronie gości bliźniacy mogli rozstrzelać Lakersów. Oby się nigdy nie podnieśli po tym KobeTime.

21 Jan 2016

Blazers - Hawks

Mecz nr 45. Blisko, coraz bliżej

Nie udało się wskoczyć do wymarzonej Ósemki (a była szansa bo Utah znowu przegrało). Mecz bardzo ciekawy i emocjonujący, było nawet prowadzenie +5pkt w IV kwarcie. Ale brakło w tym meczu punktów Lillarda, który w dodatku szybko łapał faule.

Nie składamy broni, bo teraz kolejne 6 meczów u siebie. A do PO brakuje tylko jednego zwycięstwa. I to zwycięstwa nad Kings co się wydaje dziecinnie proste.

Go Blazers. Come Back Damian.

 

więcej

18 Jan 2016

Wizards - Blazers

Mecz nr 44. Poniedziałek, godz. 20, a imię jego 44

Czekamy jeszcze na Ojca Założyciela i jedziemy z relacją live.

Gortat! Co? Plumlee!!!!

 

Zaczęło się świetnie: 30:44.

Pogorszyło się 54:59.

Było już 17 punktów przewagi, ale skończyło się 57:59.

W drugiej kwarcie tracimy aż 40 punktów.

 

Dobry początek drugiej połowy. Znowu plus 10. Szczególnie pomaga Wall. Spudłował już 10 rzutów.

Cuda na kiju. Już +18. Washington rzucił przez 6 minut jednego kosza.

 

Po trzech kwartach Blazers mają 64% za trzy i 18 pkt przewagi.

Problem w tym że Wizard rzucają w parzystych kwartach 40 punktów.

Plumlee ma 8 pkt, 10 zbiórek i 7 asyst.

Ale nie wiem czy jeszcze zagra, bo już jest 80:103.

 

Utah przegrywa 5 pkt z Batumem.

 

A Małgosia polewa ...

 

86:106. Wchodzi Lillard. A Utah już remis.

 

3 minuty do końca +15. Mecz już wygląda komicznie. Utah wciąż remis.

 

Wygrywamy 10 pkt, wynik nie oddaje naszej przewagi.

 

Oglądamy dogrywkę Utah. Batum robił wszystko żeby ten mecz nie skończył się przed północą. Ale w końcu Jazz poległo. Jesteśmy o krok od ósemki.

 

Z najbliższych 14 meczów aż 12 Blazers grają w Moda Center. Ciężki okres dla "tankerów".

16 Jan 2016

76ers - Blazers

Mecz nr 43. Nicki Minaj

super miała lusterko, potem coś jadła, a potem się przebrała w dres

ekstra się to oglądało

15 Jan 2016

Nets - Blazers

Mecz nr 42. Niełatwo

Wcale nie był to spacerek.

 

Początkowo przewagę podkoszową wykorzystywał Lopez (nie ten nasz), który masakrował pod koszem. Potem, dzięki trójkom i przewadze wśród zmienników, udało się wypracować i utrzymywać kilkupunktową przewagę.

 

Ale w trzeciej kwarcie Johnson rzucił nam szybkie trzy trójki i zrobił się remis. Na prowadzenie Netsów wyprowadził nie kto inny jak Thomas Robinson, który nawet nauczył się skutecznych akcji 2+1.

 

Czwartą kwartę zaczął nieudanymi decyzjami McCollum i przewaga gospodarzy (dzięki zbiórkom ofensywnym TomRob’a) wzrosła do 6 punktów. Rozwścieczyło to nie mogącego usiedzieć na ławce Lillarda. Wszedł i zrobił szybkie 19:2, a powinno być więcej gdyby przy jednym rzucie nie nadepnął na linię, trafił trzeciego osobistego, a Crabbe nie spudłował w kontrze spod kosza (ktoś musiał bo Harkless sobie zapomniał o tym „obowiązku”).

 

Do końca meczu Blazers grali już uważnie i dowieźli niełatwe zwycięstwo.

 

Jutro wizyta u słynnych 76ers. Jak oni nas nie nauczą tankować, to już chyba trzeba będzie się pogodzić z tym Play Offem ….

13 Jan 2016

Blazers - Jazz

Mecz nr 41. Bój o draft

Po bajecznym meczu z OKC czas zejść na ziemię i wrócić do walki o jak najgorszy bilans w celu pozyskania optymalnego miejsca do wyboru w drafcie. Okazja do tego jest jak najlepsza. Do Moda Center przyjeżdża bowiem ostatnia nadzieja białych - po tym jak od początku sezonu rozsypały się Pelikany, a w jego trakcie Słońca – Jazzmani z Utah.

 

Z meczu z Oklahomą pozostaje jedynie fuksiarska „trójka” Lillarda i blok Hydraulika. Reszta jest już standardowa: z pierwszych dziesięciu rzutów Blazers trafiają tylko wspomniany fuks Damiana. Niestety goście też nie składają broni, w efekcie po I kwarcie tylko (biorąc pod uwagę skuteczność, a w zasadzie jej brak) jednopunktowa przewaga gości.

 

W drugiej kwarcie jest jeszcze gorzej (lepiej). Jak tu przegrać mecz, jak przy pozorowanej obronie rywal rzuca do przerwy 37 punktów. W dodatku w szeregach gospodarzy pojawia się Henderson, który ma wyjebane na budowę przyszłościowej drużyny (bo i tak wcześniej odejdzie) i rzuca trzy trójki. W efekcie do przerwy Blazers prowadzą 6 punktami i perspektywa draftu mocno wątpliwa staje się (tak by to zdanie sformułował Yoda).

 

Po przerwie zirytowany faktem, że Henderson ma od niego więcej punktów, Lillard rzuca szybkie dwie „trójki” i przewaga sięga 12 punktów. Blazers „ratują się” stratami, ale na niewiele się to zdaje, bo Hydraulik odkrył umiejętność blokowania rywala, a Lillard trafia po raz kolejny i w połowie kwarty jest niebezpieczne dla draftu 60:50. W Moda Center grobowa cisza. Jeszcze czegoś naćpał się Aminu i dostał ADHD. Leonard jak na złość dziś trafia zza linii i na kolejny czas schodzimy już z 14 punktowym prowadzeniem: 68:54. Powiedzieć że jest słabo, to nic nie powiedzieć. A w przerwie dla rozrywki Kaman ze słuchawkami na uszach.

 

Po trzech kwartach przewaga Blazers sięga 15 punktów (jeszcze Crabbe ładuje „trójkę”). I jak Jazzman, rzucający jak do tej pory 20 punktów na kwartę, się nie ogarną, ciężko będzie uniknąć zwycięstwa.

 

Henderson ma zakaz wychodzenia na parkiet. Co z tego, jak trafiają Crabbe i McCollum. +17pkt na 9 minut przed końcem. Tak przygnębionej Moda Center jeszcze nie widziano. Po kontrze nadpopudliwego Crabbe'a jest już 20 punktów przewagi. Lillard grzeje ławę. Henderson się rekompensuje i pudłuje. Ale ciągle jest +17pkt na 6 minut przed końcem.

 

95:78 na 3.13 przed końcem. Nie da się tego przegrać. Upokarzamy Utah wpuszczając w końcówce Kamana, który rzuca im 99 punkt.

10 Jan 2016

Blazers - Thunder

Mecz nr 40. Oklahoma!!! Co? HYDRAULIK!!!

Z kim jak z kim, ale z nimi to nie ma ulgowej taryfy.

 

Wiedział to Aminu od początku meczu.

Wiedział to walczący Davis.

Wiedział to komiczny Leonard.

Wiedział to odhaczając pudło z wsadem w I połowie Harkless.

Wiedział to biorący ciężar gry na swoje barki McCollum.

Wiedział to trójkowy Lillard Time.

I wiedział to Plumlee na 30 sekund przed końcem.

 

Oklahoma jest zb........ - stara k.... pierd......

08 Jan 2016

Blazers - Warriors

Mecz nr 39. Sparaliżowani

Jak sparaliżowana przystąpiła do prestiżowej potyczki z Mistrzami NBA młoda drużyna Blazers. Goście nadzieję na równą walkę rozwiali w zasadzie już w 1 kwarcie szybko osiągając 19 pkt przewagi, przy fatalnej grze gospodarzy. Sprawy w swoje ręce wziął w końcu Lillard, który pudłował nawet osobiste, ale i tak był bliski w tym meczu ustanowienia rekordu życiowego.

 

Skalę zdenerwowania Blazers najlepiej obrazuje Harkless, który nawet zapomniał zdjąć bluzy przed wejściem na parkiet. Z wyczynów podkoszowych Plumlee można by nakręcić film kabaretowy, gdyby nie to że jeszcze śmieszniejsze pomysły miał Davis.

 

W 2 kwarcie na chwilę po serii udanych trójek przewaga Mistrzów stopniała do 8 punktów, ale momentalnie poprawili ofensywę i odjechali na „swoje” 20 punktów. Trochę im w tym pomagali sędziowie, ale widać taki przywilej Mistrzów.

 

Na pięć minut przed końcem meczu Lillard zbliżał się do rekordu kariery – pomimo 15 nietrafionych rzutów – i chyba nikt nie chciał żeby z takiego meczu miał rekord, więc na parkiecie pojawiły się głębokie rezerwy.

Trochę w cieniu Lillarda należy wspomnieć o 18 pkt Crabbe’a, którego obecność na parkiecie pozytywnie wpływała na drużynę, bo chyba jako jedyny nie miał drżenia nóg przed utytułowanym rywalem.

40 pkt Lillarda przy 27 rzutach, 128 punktów straconych na własnym parkiecie – do rekordów niewiele brakowało.

 

W niedzielę Oklahoma. Liczymy na bardziej wyrównany przebieg rywalizacji. W kwestii spadku w tabeli i tak nic nie da się zrobić bo cała kiepścizna Zachodu solidarnie przegrywa.

 

 

06 Jan 2016

Blazers - Clippers

Mecz nr 38. Bez McCollum'a

Naprawdę superowy, chociaż przegrany mecz z Clippersami. Goście mocno zmobilizowani (mają coś do nas?), Blazers bez McColluma, z odrodzeniem wysokich, i w reszcie bez idiotycznej taktyki faulowania Jordana.

 

Goście z miejsca obejmują wysokie prowadzenie. Grają niezwykle skutecznie i ostro w obronie. Blazers nim zorientowali się że trzeba grać na wysokich, a nie na wciąż nieodnalezionego Lillarda przegrywali 23 punktami.

 

Ale w III kwarcie dwa razy Blazers pokazali pazur dochodząc na 12/13 pkt, a w IV nawet udało się zmniejszyć przewagę do 6 punktów. Niestety Clippers odpowiedzieli skutecznie, wykorzystując syndrom nietrafiania spod kosza (Harkless zapoczątkował, a potem dołączyli się wszyscy łącznie z Lillardem). Harkless jeszcze zarażał nie trafianiem osobistych i pudło zarażonego Lillarda (to jego nie pierwsze pudło z osobistego w TOM). Ale i tak mecz trzymał w napięciu do ostatniej minuty, co przy naprawdę dobrej postawie tak solidnej drużyny jak LAC (ponad 50% skuteczność), jest dla budowanych dopiero Blazers sukcesem. Widać było przede wszystkim żądze wygrywania.

 

Po serii krytyki świetny mecz rozegrał Plumlee 19 pkt przy rewelacyjnej skuteczności 7/9 do tego 9 zbiórek (ostatnio najczęściej miewał zero). Davis z ławki rzucił 12 pkt trafiając 5 na 8 i zbierając 12 piłek. Co z tego że Lillard rzucił najwięcej 20 pkt (to i tak słabo jak na niego) jak spudłował aż 18 rzutów w tym 5 za trzy. I jeszcze ten osobisty 45 sekund przed końcem. Teza „sprzedać Lillarda” wcale nie musi być tak kuriozalna.

 

Po tej porażce spadliśmy jedno oczko w dół, bo Królowie nas wyprzedzili. Przegrali Utah, więc wciąż 8 miejsce nie jest tak odległe.

 

W piątek Blazers goszczą niejakich Golden State Warriors. Nie kojarzę w ogóle tego rywala, więc liczę na bezproblemowe zwycięstwo.

04 Jan 2016

Blazers - Grizzlies

Mecz nr 37. Wyzwalacz błędów

Nie zwalniamy tempa. Dziś w nocy przyjeżdżają do Moda Center niedźwiadki. Może wystawimy Leonardo DiCaprio z filmu Zjawa?

 

Jednak postawiliśmy na Lillarda. I trudno ocenić, czy to on rozregulował maszynkę Blazers, czy decydującym czynnikiem był tutaj przyjazd drużyny „Wyzwalacza błędów”.

 

Grizzlies to taki zespół który gra od początku tak beznadziejnie, że głupio się do tego poziomu nie dopasować. I jak już rywal też się nakręci do pudłowania z każdej pozycji, absurdalnych strat, fauli technicznych, chybionych osobistych, to przychodzi moment że zaczynają trafiać Randolph, Gasol i Conley i nim się rywal zorientuje - jest po meczu.

 

Wczoraj wydarzyło się to w trzeciej kwarcie, gdzie przy poziomie urągającym nie tylko NBA, ale i europejskiemu basketowi, od stanu 42:42 Niedźwiadki odjechały na dwadzieścia punktów 54:74.

Blazers jeszcze podjęli walkę i doszli po trójce Leonarda na 8 pkt (76:84), ale na więcej już nie było stać: Lillard pudłował trójki, McCollum nie trafiał nawet spod kosza.

A jeszcze do beznadziei wyzwolonej przez Memphis dostosowali się sędziowie, którzy nawet nie uszanowali posiłku kibica Blazers.

 

W środę przyjeżdżają Clippersi, więc chyba wracamy do normalnej koszykówki.

03 Jan 2016

Nuggets - Blazers

Mecz nr 36. Sprzedać Lillarda

Lepiej nam idzie bez Damiana, to może go sprzedać i zaoszczędzić trochę kasy?

31 Dec 2015

Jazz - Blazers

Mecz nr 35. Sylwestrowa zabawa

Trzy godziny po powitaniu 2016 roku odkładamy tańce, wódkę, podryw, jedzenie i petardy. Zasiadamy do oglądania meczu o 8 miejsce w Konferencji Zachodniej.

 

Dobra było jak było.  Chuj z porażkami, hej Blazers jesteśmy z Wami

30 Dec 2015

Blazers - Nuggets

Mecz nr 34. Złe wieści dla "tankerów"

Według stanu na dziś (30 grudnia 2015), Blazers są na 9 miejscu w Konferencji z identyczną liczbą zwycięstw co ósme Utah, ale z czterema porażkami więcej. Aż 20 z rozegranych do tej pory 33 meczów graliśmy na wyjeździe, co biorąc pod uwagę dodatni bilans u siebie (7-6) wskazuje na potencjał poprawy tegoż.

 

Patrząc na terminarz też można wpadać optymizm (tudzież pesymizm w odniesieniu do „tankerów”): najbliższe trzy mecze z bezpośrednimi rywalami – dwa z Nuggets oraz sylwestrowo-noworoczne (o 3 po północy – nie ma picia na umór w tym roku) z Utah.

Potem odrabianie nierównowagi i pięć meczów u siebie – fakt że z trudnymi rywalami (wreszcie GSW, Oklahoma, Clippers, Memphis i Jazz), ale pewnie coś się ugra.

Potem trzy wyjazdy na wschód ale nie bez szans: Nets, 76ers (ideał „tankerów”) i Gortat.

A potem aż 7 spotkań u siebie, i to już z mocno przeciętnymi drużynami.

 

Czarno widzę to tankowanie.

 

Akurat Nuggets to dobry przykład na bezsens tankowania. Dwa sezony bez Play Off i dalej grają maksymalny piach. Dobrze że przynajmniej kupili od nas Bartona, to trochę im tych punktów narzuca.

 

Dzisiejszy mecz w Moda Center bez wielkiej historii. Praktycznie cały czas grając na luzie Blazers utrzymywali prowadzenie. Co prawda w końcówce wyglądało że goście trochę nam napsują nerwów, ale to tylko tak się wydawało. W zasadzie można ten mecz streścić do absurdalnie fartownego kozłowania Aminu z podaniem do Harklessa.

 

Trzecie zwycięstwo z rzędu, bez Lillarda, już tylko mecz straty do Utah. Tankerzy – módlcie się o sylwestrowonoworoczną porażkę z Jazz.

27 Dec 2015

Kings - Blazers

Mecz nr 33. Ligowa szarzyzna

Po wiktorii nad Kawalerzystami, nie dane było nam się zbyt długo nacieszyć, bo trzeba wrócić do ligowej szarzyzny, czyli pojechać do niemiłosiernie męczących koszykówkę Kings.

Po raz czwarty z rzędu bez Lillarda, w dodatku wypadł również Ed Davis, który akurat na taką kuzynowską potyczkę by się przydał.

Dominacja gospodarzy pod koszem jest wyraźna, ale Blazers trzymają dystans dzięki dobrej skuteczności z dystansu. Chwilę grozy przeżywamy w drugiej kwarcie, gdy parkiet opuszcza Crabbe’a ale na szczęście okazało się, że tylko na chwilę chciał odpocząć od tej pozbawionej atmosfery hali w Sacramento.

 

Wbrew zmęczeniu (po świętowaniu jubileuszowego zwycięstwa Terry Stotts’a) wygrywamy ten wyjazd dzięki temu, że:

  • McCollum z takimi ogórkami jest prawdziwym Królem

  • Mikroskopijny Frazier wygrał rzut sporny i ma 5 zbiórek

  • Harkless trafia nawet spod kosza

  • Plumlee łapie 5 fauli już na początku 3 kwarty, dzięki czemu na parkiecie pojawia się radzący sobie w obronie Leonard

  • Aminu sam zrezygnował z gry

  • Gay nic nie trafiał

  • Cousins nic nie trafiał w IV kwarcie

Po tym meczu mamy już 13 wygranych, czyli więcej niż 8 w tabeli Utah, z którym gramy 3 godziny po rozpoczęciu 2016 roku. Nastrój u „tankerów” pewnie nienajlepszy …

26 Dec 2015

Blazers - Cavaliers

Mecz nr 32. Łomot

Wracamy do Moda Center po fatalnej serii wyjazdowej. I na dzień dobry LeBron James.

 

Po raz pierwszy od trzech lat, kibice w Moda Center ogladają Blazers bez Lillarda. I muszą przecierać oczy ze zdumienia.

 

Do przerwy dzieją się rzeczy z innej planety (dokładniej z Melmac). Liderzy konferencji wschodniej dostają mocny łomot.

Do przerwy 63:34 - czyli 29 pkt przewagi. Bynajmniej nie dla faworyta. I tak ten niski wymiar kary goście zawdzięczają wydatnej pomocy sędziów (brak ewidentnego faulu ofensywnego Jamesa na malutkim Frazierze) i litości Crabbe'a, który nie trafia w ostatniej sekundzie trójki, ustanawiając i tak w pierwszej połowie swój rekord rzutowy w postaci 22 pkt zdobyczy.

Blazers są pierwszą drużyną NBA, która nie miała żadnej straty w pierwszej połowie - nasze "stratotwórcze" Blazers taki wyczyn osiągnęli - cud na Szczepana.

 

Aż strach przed drugą połową.

 

Jak goście myśleli, że to koniec lania, to od razu dostali w mordę na początku połowy. Przewaga szybko przekroczyła 30 punktów. 77:36.

James ostatnio tak się czuł, jak lekarz rzucił mu kosza w filmie Wykolejona. Lillard w gustownym, bordowym garniturze i czarnej koszuli ma z niego niezłą polewkę.

 

Frustracja gości. Iskrzy na parkiecie, Kawaleria chce uszkodzić Leonarda, techniczne sypią się jak z rękawa.

 

90:69 przed trzecią kwartą. Wygląda na to, że ktoś wziął na poważnie mój opis meczu z Cleveland.

 

LBJ dostał wygodną podkładkę pod tyłek i czwartą kwartę przesiaduje na ławce.

Parkiet opuszcza Davis, zbyt czuły, żeby oglądać publiczne egzekucje.

Blazers utrzymują 30 pkt przewagi.

 

Szukamy na ławce kogoś słabego, ale nawet Kaman i Montero masakrują rywala.

Lillard ma największą polewkę w życiu. 103:73 na półtorej minuty przed końcem. Masakra piłą mechaniczną.

 

105:76 i chuj bombki strzelił z tym tankowaniem.

 

23 Dec 2015

Pelicans - Blazers

Mecz nr 31. Wigilia

Wigilia.

W noc przed wigilią, Blazers grają bardzo ważny mecz w Oklahomie. Stawką zwycięstwo w dywizji i pewne miejsce w najlepszej czwórce po zakończeniu sezonu.

Od początku rewelacyjny mecz z obu stron. Dynamiczne akcje, solidna obrona, efektowne popisy indywidualne. Oklahoma zdeterminowana obejmuje prowadzenie, ale efektowna i efektywna końcówka gości doprowadza do dogrywki. W doliczonym czasie gry Blazers grają znakomicie i wygrywają niezwykle ważny mecz. Punkty i asysty Lillarda, zbiórki Aldridge, fantastyczna gra całego zespołu. Jesteśmy dumni z naszych ulubieńców.

Do wigilijnego stołu, przy którym sami kibice Blazers (żaden Lakers ani Bulls się nie uchowa), wszyscy zasiadają uśmiechnięci i szczęśliwi.

 

Wigilia.

W noc przed wigilią, Blazers grają bardzo ważny mecz w Nowym Orleanie. Stawką przedostatnie miejsce w konferencji i możliwość wyboru gracza po zakończeniu sezonu.

Od początku rewelacyjny mecz z obu stron. Seria nietrafionych rzutów za trzy punkty, pozorowana obrona, wyrzucanie piłek w aut. Pelikany zdeterminowane robią co mogą, ale od drugiej kwarty Blazers grają koncertowo – 13 punktów w tej kwarcie dobija gospodarzy. Nie ma nerwówki, do końca goście pewnie zmierzają do wyznaczonego celu. Skuteczność 35%, 14 strat – rewelacja. Na wszelki wypadek nadambitnego Lillarda zostawiamy na ławce. Fantastyczny mecz, wspaniała gra całego zespołu. Jesteśmy dumni z naszych ulubieńców.

Do wigilijnego stołu, przy którym sami kibice Blazers (żaden Lakers ani Bulls się nie uchowa), wszyscy zasiadają uśmiechnięci i szczęśliwi.

 

21 Dec 2015

Hawks - Blazers

Mecz nr 30. Bez Lillarda

Po raz pierwszy w swojej trzyletniej karierze Damian Lillard był zmuszony opuścić mecz Blazers. Do towarzystwa usiadł mu McCollum i naśmiewali się wspólnie z 48 minutowego występu Fraziera.

 

Nikt więc nie liczył na wyrównaną walkę z Hawks, ale skuteczny z czwartej kwarcie Crabbe pozwolił na uniknięcie kompromitacji. Warto odnotować 50 sekundowy debiut Monterro z 4 punktami na 100% skuteczności.

 

Po tym meczu gorszy bilans na Zachodzie od Blazers mają już tylko Pelicans i Lakers, więc rozumiem że jest dobrze ….

20 Dec 2015

Heat - Blazers

Mecz nr 29. Zamiast dobranocki

Zaczynamy o 19 polskiego czasu. Bajka. Pod redakcją wodaiogien.com  miejsc parkingowych nie ma już od 17.

 

Wczesna pora chyba sprzyja skuteczności, bo do przerwy rzucamy 62 pkt. Świetnie gra Aminu.

Heat za to masakruje nas trójkami.

Ale +10 jest. Pachnie sensacją ...

 

W przerwie ekscytujący wyścig niemowląt.

 

W drugiej połowie Miami poprawia obronę i szybko niweluje przewagę. Wejście niezwykle skutecznego Lillarda jeszcze daje nadzieję nadzieję fanom Blazers. Przed czwartą kwartą +4.

 

Ostatnią kwartę zaczynamy z Davisem na Bosh'a i rywale wszystkie akcje grają przez niego, który rzuca wszystko. Resztki nadziei odbiera nam Green rzucając dwie szaleńcze trójki.

 

Rzucamy w Miami ponad 100 punktów, ale ku uciesze "tankerów" przegrywamy kolejny mecz. Szkoda

18 Dec 2015

Magic - Blazers

Mecz nr 28. Wschodnie katusze

Nowa, przebudowana, ambitna i nieobliczalna drużyna TrailBlazers kompletnie traci cały swój urok jak przychodzi wyjechać na mecz na wschodnim wybrzeżu.

Na początku był przegrany już w pierwszej kwarcie mecz z Hornets. Potem frajerska porażka w końcówce z Bucks.

Tym razem przyszła pora na nocne męki (dla polskich kibiców) w Orlando.

 

Już chyba wszyscy wiedzą, że piętą Achillesową Blazers jest gra pod koszem i maksymalnie to wykorzystują. Magic mimo że nie mają jakiś wybitnych zawodników do takiej taktyki rozgromili naszych „hydraulików” (52-18).

Kolejny problem to rozkojarzenie w rozgrywaniu piłki. Już nawet nie ilość strat, ale ich „jakość” (w polskiej szkole zwolnienie z WF można dostać za takie podania) poraża. Był taki moment w meczu w drugiej kwarcie, gdy Blazers osiągnęli 6 pkt przewagi i wykonali dwie kompromitujące straty w 13 sekund.

Do tego należy dodać dywersję Leonarda i przepis na porażkę z przeciętnym Orlando gotowy. Wynik wygląda jako tako tylko dlatego że mecz Blazers zakończyli czterema trójkami, a przy pewnej dozie szczęścia i umiejętności mogli nawet doprowadzić do wyrównanej końcówki.

 

Jeden McCollum nie wystarczy.

 

Zwolennicy wygrywania mają koszmarne noce, ale fani tankowania też nie mogą być spokojni, bo Blazers wciąż mają tyle zwycięstw co 8 drużyna Zachodu. A jeszcze rok temu wszyscy śmiali się ze wschodniej konferencji.

 

Jutro mecz w Miami – ta perspektywa powinna poprawić humor „tankerom”.

16 Dec 2015

Thunder - Blazers

Mecz nr 27. Na skuteczności 20%

Dzisiaj w nocy pojedynek ze świetnie ostatnio grającą Oklahomą. W przypadku sensacyjnego zwycięstwa - o zgrozo dla fanów budowania drużyny przez draft - lądujemy w pierwszej ósemce. Go Blazers!

 

Dobrze w mecz wszedł McCollum rzucając na dzień dobry 12 punktów. Niestety okazało się, że to koniec jego dobrej gry. „Grzmoty” rozpracowały słabe strony Blazers masakrując ich pod koszem: wąsaty Adams robił co chciał osiągając pierwsze w sezonie podwójne zdobycze (z czego większość punktów na początku meczu).

W drugiej kwarcie zaczyna się koszmar ze skutecznością Blazers: trafiają zaledwie 3 rzuty na 15 (20%). Kompletnie zawodzą rezerwowi: Crabbe się zepsuł, Davis szybko łapie trzy faule (a jako jedyny był w stanie podjąć walkę pod koszem), forma Hendersona sprzed dwóch dni rozpłynęła się jak kamfora, Harkless zapoczątkował serię pudeł spod kosza, a Leonarda lepiej pominąć milczeniem – nawet po gwizdku nie trafił trójki. Kwartę ratuje Lillard w ostatniej minucie rzucając trzy trójki – taktyka tankowania zupełnie nie jest pod tego rozdrażnionego przegrywaniem ambitnego zawodnika.

 

Jak ktoś miał nadzieję na nawiązanie walki ze zdeterminowaną Oklahomą to skuteczność na początku trzeciej kwarty szybko ją rozwiała. Pięć celnych rzutów na 25 prób – czyli skuteczność na magicznym poziomie 20%. Jak się trafia co piąty rzut to nie da się wygrać meczu z taką drużyną jak Grzmoty. Od kompromitacji ratują dwie trójki w końcówce – wreszcie Crabbe i McCollum z przypomnieniem początku meczu.

 

W czwartej kwarcie rzucamy ręcznik wystawiając Fraziera, a pod koniec meczu resztę głębokich rezerw (tylko Kaman się nie ruszył) – Lillard przesiaduje na ławce, żeby nie psuł nastroju serią trójek. Dzięki temu gospodarze trochę odpuszczają obronę i kończymy mecz z 16 punktowym deficytem (jakbyśmy podjęli walkę w IV kwarcie też pewnie by się tak skończyło) i ze skutecznością 35% (Oklahoma miała 48%).

 

Ku uciesz fanklubu tankowania unikamy awansu do ósemki, ale wciąż mamy tyle samo zwycięstw co ósme Denver. Jak mamy walczyć o jakiś draft zamiast o wyprzedzenie takich ogórków jak Nuggets to ja dziękuje za takie emocje.

 

Następne dwa mecze na wschodnim wybrzeżu o bardzo przystępnych dla polskich kibiców porach (w niedzielę zamiast dobranocki).

14 Dec 2015

Blazers - Pelicans

Mecz nr 26. Henderson

Dzisiaj w nocy mecz u siebie z Pelicanami, ale po ostatnich dyskusjach już się pogubiłem, czy lepiej jak wygramy, czy lepiej jak przegramy ...

 

Pierwsza połowa tego meczu faktycznie wyglądała tak jakby obie drużyny wolały przegrać. Zaczęło się od serii niecelnych rzutów, potem obie drużyny jedynie pozorowały grę w obronie, żeby w końcu wyspecjalizować się w dziecinnych stratach (Davis był mocno zdziwiony że piłkę podają mu rywale).

Goście trochę szybciej się ogarnęli i objęli 9 punktowe prowadzenie, ale końcówka połowy należała do Blazers.

Idealny do tankowania jest Leonard, który trójki nie trafił od kilku miesięcy. Gorzej zagrał też Crabbe rzucając pierwsze punkty dopiero w 4 kwarcie, ale przynajmniej skupił się na asystach zamiast jak Leonard uparcie pudłować.

 

Trochę szybszej gry w trzeciej kwarcie i od razy Blazers osiągają 10pkt przewagę. Początek IV kwarty to przede wszystkim show Hendersona, najlepszy mecz tego gracza w naszym teamie. Przewaga 13 punktów wydawała się bezpieczna, ale nadzieję zwolennikom tankowania dała szybka 8 punktowa seria gości, a w końcówce dwie kontrowersyjne decyzje sędziów (brak faulu taktycznego po brutalnym potraktowaniu McColluma oraz kontrowersyjny ofens Hydraulika – chyba najbardziej znienawidzonego przez sędziów koszykarza NBA).

Na nic to się zdało, Blazers tym razem nie skopali końcówki i dowieźli zwycięstwo nad Pelikanami.

12 Dec 2015

Blazers - Knicks

Mecz nr 25. Robin Lopez

To że do większości klubów w NBA mamy negatywny stosunek nie oznacza ze nie ma takich do których czujemy sympatię. Na pierwszym miejscu w tej kategorii są zdecydowanie nowojorscy Knicksi. Jakby nie daj Boże nie było na świecie Blazers to zapewne mecze nowojorczyków byłyby tematem tego portalu. Patrząc na ubiegłoroczne wyczyny nie byłoby to łatwe i przyjemne.

Dodatkowo właśnie do NYK poszedł nasz środkowy Pogromca Maskotek Robin Lopez, którego w sobotnią noc ponownie ujrzymy w Moda Center.

 

W tym roku pokonanie NYK nie jest już tak oczywiste, bo drużyna się wzmocniła (chociażby naszymi zawodnikami), wiary nabrał Carmelo Anthony.

Wydawało się że Blazers mają mecz pod kontrolą: prowadzili całą pierwszą połowę, po zadyszce w trzeciej kwarcie ponownie wyszli na 10 punktowe prowadzenie: skuteczny McCollum, efektowny Lillard i walczący Vonley powinny wystarczyć na NYK.

Tyle że nowojorczycy rewelacyjnie zaczęli czwartą kwartę, w 4 minuty rzucając nam więcej punktów niż Słońca dzień wcześniej przez całą kwartę. Goście nabrali wiatru w skrzydła i ofensywnej zbiórce i dobitce Robina Oddaj Mi Moje Sto Dolarów Lopeza wyszli na 2 minuty przed końcem na wyraźne prowadzenie 100:106.

Blazers jeszcze mogli ten mecz uratować, ale spod kosza pudłował i Lillard i McCollum, ewidentnego ofensywnego faulu CA nie gwizdnęli sędziowie, a taktycznie nawalił po raz kolejny trener. Raz że zarządził taktykę wchodzenia pod kosz, jak konieczne było już rzucanie trójek. Dwa że nie zostawił sobie czasów i na taktykę faulowania rywala nie było argumentów.

O dziwo mimo tych wszystkich nieszczęśliwych okoliczności mógł się przydarzyć cud. Przy stanie 106:110 na 2,2 sekundy przed końcem Lillard jest faulowany przy niestety nie trafionym rzucie za trzy. Rzuca dwa wolne, trzeci celowo fauluje i zbiera piłkę za linią rzutów za trzy. Zdoła jeszcze odda w ostatniej chwili rzut, który trafia w obręcz.

 

Przykra porażka. Gratulujemy gościom, a szczególnie naszym byłym graczom, którzy bardzo solidnie zagrali w IV kwarcie.

 

11 Dec 2015

Suns - Blazers

Mecz nr 24. Trzecia kosa

Używając terminologii kibolskiej mamy w NBA szereg nieprzyjaciół.

Wróg numer jeden to zdecydowanie Chicago Bulls.

Wróg numer dwa to Lakersi.

Wróg numer trzy - nie wiedząc czemu (chyba nasz kumpel w latach 90-tych im kibicował czym nas zirytował że nie wybrał  jedynie słusznej drużyny) - to Słońca z Phoenix. Co prawda mocno w ostatnich latach aspirowała do tego miejsca na podium Oklahoma (nawet powstała zgrabna przyśpiewka: Oklahoma jest zboczona, stara k... pierd ...) ale dwie porażki z początku sezonu znowu przypomniały o Słońcach.

 

Dziś w nocy kolejny pojedynej na ubitej ziemi, czyli parkiecie Talking Stick Resort Arena. Liczymy na naszych pupili.

 

Pierwsza połowa to festiwal strzelecki. Słońca trafiają 9 trójek. Blazers opierają grę na świetnym Crabbe. O obronie nikt nie myśli. 61:57

 

Dopiero w trzeciej kwarcie Blazers zaczęli coś bronić, ale pozwoliło to tylko wyrównać wynik na 76:76.

Znowu zadecyduje czwarta kwarta. A Lillard śpi. Co prawda Davis zbiera jego cegły, ale sam nie trafia spod kosza. Słońca odzyskują czteropunktowe prowadzenie 82:78. Ale i tak wszystko rozstrzygnie się w ostatniej odsłonie.

 

Wszędobylski Crabbe doprowadza do remisu. Słońca mają jakiegoś białasa Teletubisia, który nam ciągle rzuca trójki. Leonardowi ktoś mógłby powiedzieć że nie trafił zza linii od kilku miesięcy. Świetną zbiórkę notuje Davis. Utrzymuje się minimalne prowadzenie gospodarzy. Lillard grzeje ławę. 85:84.

 

McCollum wyprowadza gości na prowadzenie. Trójkę trafia Aminu i jest 89:92. 6 minut do końca. Lillard przesiedział ten czas na ławce. Czy wróci wypoczęty i da w końcu zwycięstwo nad Słońcami? Czy znowu Bledsoe nas pogrąży?

 

Nerwowy sobotni poranek.

 

Niezawodny Crabbe, dobra obrona, trójka McColluma i robi się naprawdę miło 89:97. Idę do lodówki po szampana.

 

Słońca grają fatalnie (chuja nas to martwi). Nawet Hydraulik trafia spod kosza. Lillard trójka i dwójka i jest 13 pkt przewagi. Nadzieję gospodarzom daje trójką Bledsoe. 94:104 na 2.19 przed końcem. Spokojnie,  nie takie mecze przegrywali Blazers.

 

Dwie straty gospodarzy. Plumlee trafia spod kosza. Słońca nawet nie walczą, nie faulują, doczołgujemy się do końca 96:106.

Jakie to Phoenix słabiutkie, czwarta kwarta z ich strony to żenada (14 pkt). Powinni powtórzyć te dwa pierwsze mecze z nimi.

Crabbe rzucił tyle samo punktów co Lillard. McCollum trafił 10 na 15 i to jego solidna gra dała nam zwycięstwo nad tymi ciamciakami.

 

Ciemno za oknem, 5:40 na zegarku, a na Powiślu strzela korek od szampana.

 

Lopez - czekamy na Ciebie.

08 Dec 2015

Cavaliers - Blazers

Mecz nr 23. Jawa czy sen

Murowany faworyt tegorocznych rozgrywek NBA przyjechał do jednej z najsłabszych drużyn, będącej w głębokiej przebudowie, oskarżanej nawet o większą dbałość w pozyskaniu nowego zawodnika z draftu niż wygrywanie meczów.

 

Trener gości – bezapelacyjnie najlepszy taktyk w historii koszykówki – mając na uwadze nie kończącą się do kilku dni imprezę świętującą mistrzostwo drużyny piłkarskiej z jego miasta, zdecydował wystawić eksperymentalną pierwszą piątkę, w której znaleźli się podający piłki na meczach mistrzowskiej drużyny piłkarzy Damianek, sprzedawca z miejscowego McDonalda, hydraulik na co dzień wymieniający uszczelki w Moda Center, sympatyczny facet sprawdzający bilety w miejscowej kolejce - Vonley oraz zasłużony saper – weteran wojenny Aminu. Nawet taka piątka zdominowała niedoświadczony i, powiedzmy sobie szczerze, nie mający pojęcia o koszykówce zespół gospodarzy.

 

Pojawienie się na parkiecie największych obecnie gwiazd światowej koszykówki - takie nazwiska jak Crabbe, Leonard, Harkless zna każde dziecko na świecie - kompletnie zniszczyło sportową rywalizację. Nawet na chwilę na parkiecie pojawiła się największa współczesnie gwiazda światowej piłki koszykowej Ed Davis, który pod koszem robił co chciał. W zasadzie z gospodarzy nie było co zbierać. Dość powiedzieć, że w II kwarcie każdy rzut Faworyta trafiał do kosza.

 

To nie była dobra promocja koszykówki i ligi, która z założenia miała dawać wszystkim równe szanse.

 

W przerwie Prezydent największego światowego mocarstwa z nad Wisły, oczekując w środku nocy na zaprzysiężenie sędziów trybunału, wykonał telefon do czarnoskórego władcy kraju z miasta,  w którym toczyła się ta nierówna potyczka.

Decyzje były natychmiastowe. Naprędce napisany nowy regulamin nakazywał drużynie faworyta wykonanie jednego podania na minutę w ręce słabszego przeciwnika.

 

Dzięki tym rozwiązaniom w III kwarcie Kawalerzyści wyszli na prowadzenie. Cóż to się działo w Cleveland: komentatorzy piali z zachwytu, publika szalała, w całym mieście strzelały korki od szampana.

 

W czwartej kwarcie dla odmiany Faworyt miał nie trafiać do kosza. Geniusz trenerski w tym celu wystawił nawet do składu chłopaka który złożył śluby w miejscowym klasztorze, że nie trafi w karierze żadnego rzutu z gry.

 

Gospodarze mieli swoje piękne chwile: brylował facet, który godzinami przesiaduje na siłce i jest znany z ustawek w podmiejskich lasach, skutecznie walczył gość dla którego w Cleveland musieli zmienić przysięgę małżeńską (bo jak ślubować miłość Miłości).

 

Publika szalała przy każdej udanej akcji, a facio na ławce we fryzurze ze Star Treka wznosił modły. Nie szybko będzie dane po raz kolejny przeżywać takie chwile w tym pięknym mieście.

 

Miejmy nadzieję że ten wieczór będzie pierwszym krokiem do wyrównywania szans i zwiększenia rywalizacji w lidze NBA. Przykład dała chociażby polska liga piłkarska, gdzie liderem jest zespół mający stadion o wyglądzie supermarketu, a na miejscu pucharowym wiecznie broniące się przed spadkiem ogórki.

07 Dec 2015

Bucks - Blazers

Mecz nr 22. Portland Mistrz

Zanim emocje koszykarskie wspaniała wiadomość z boisk piłkarskich:

 

Zawodnicy Portland Timbers zdobyli MLS Cup. W finale ligi pokonali oni Columbus Crew 2-1. Wszystkie bramki padły w pierwszej części gry, a pierwsza z nich - już w 30. sekundzie widowiska - po fatalnym błędzie golkipera Columbus, Steve'a Clarka.

Dla założonego w 2009 roku klubu to pierwszy taki sukces w jego historii - w 2013 roku drużynie udało się dotrzeć jedynie do finału konferencji. Trenerem pierwszego zespołu jest Caleb Porter. Barwy klubu reprezentują m.in. Nigeryjczyk Fanendo Adi (najlepszy strzelec w tym sezonie - 16 goli), reprezentant Ghany Adam Kwarasey czy angielski defensor Liam Ridgewell.

 

Koszykarze Blazers wyglądali jakby ostro świętowali sukces piłkarzy. W pierwszej kwarcie rzucili 16 pkt, w drugiej 17 pkt – wszystko przeciwko jednej z najgorszych defensyw w lidze. W ofensywie Kozły też nie są orłami więc kilka dobrych minut gry w trzeciej kwarcie pozwoliło Blazers na objęcie prowadzenia 60:62. Ale i tak 62 punktów przez trzy kwarty w Milwaukee to mocny obciach.

 

W połowie czwartej kwarty gospodarze obejmują prowadzenie 75:69 dając nadzieję na sprawienie swoim kibicom chwili radości przed trzema niemożliwymi do wygrania meczami (Clippers, Raptors, Warriors). Nadchodzą jednak dwie najlepsze minuty w meczu Blazers: trójka Aminu, trójka Lillarda, chwila chwały Davisa: wejście pod kosz - blok - zbiórka, trafione dwójki McCollum i Aminu. 12 pkt z rzędu i jest - wydaje się bezpieczne - 75:81.

 

Blazers postanawiają jednak dać nadzieję Kozłom: pudła z rzutów wolnych Aminu i McColluma, nietrafione trójki Lillarda i McColluma – znowu na styku 80:82. Sprawy w swoje ręce bierze słabiutki do tej pory McCollum wymuszając osobiste i trafiając cztery punkty z rzędu. Na 20 sekund osobiste trafia Lillard (trochę obawiałem się syndromu osobistego na 20 sekund przed końcem z meczu z Bulls) i wciąż - wydaje się niezagrożone - prowadzenie 84:88.

 

To już nawet nie jest TOM, to jest TOD’s – Te Ostatnie Dwadzieścia Sekund. Szaleńczą trójkę rzuca Mayo i na 16,5 sekund przed końcem jest tylko 1 pkt przewagi. Ale wciąż wydaje się spokojnie. Blazers biorą czas i wyprowadzają piłkę z boku. Co ważne rywale już nie mają czasu więc chyba jedyny problem to trafić osobiste.

Niestety błąd Blazers popełniają już przy wprowadzeniu piłki: podanie do stojącego najbliżej McColluma, którego obtacza dwóch rywali i zamiast faulu rzut sporny. Zamiast zrobić normalną akcję wykorzystując całe boisko: zasłona, wyjście na pozycję i długie podanie do wolnego zawodnika. Zanim gospodarze by sfaulowali minęło by trochę czasu, co mocno ograniczyłoby ewentualną końcową akcję.

McCollum przegrywa walkę o piłkę, gospodarze nie mając czasu potrafią bez podpowiedzi trenera przeprowadzić mądrą, szybką i skuteczną akcję. Widać ćwiczą takie rzeczy na treningach.

Na 5,9 sekund przed końcem Kozły obejmują jednopunktowe prowadzenie. Ale jest jeszcze 6 sekund, Blazers mają czas. Można coś rozrysować. Tylko trzeba mieć na ławce trenera z prawdziwego zdarzenia.

Rozwiązanie jakie wybierają Blazers jest tak absurdalne, że normalnemu człowiekowi nie przyszłoby do głowy. Piłka trafia do Leonarda, który na 2 sekundy przed końcem zostaje zablokowany przy próbie rzutu. Ja tam nie grałem nigdy w NBA, ale intuicyjnie wykorzystałbym 2 sekundy na zwód i wejście pod kosz. Sędziowie z litości dają nam jeszcze 0,6 sekundy przez które przegrywamy ten mecz nie jednym a dwoma punktami.

 

Zepsuty ładnie zapowiadający się dzień.

 

Po taki meczu mam coraz większe wątpliwości, czy na ławce trenerskiej siedzi odpowiedni człowiek. Ilość błędów taktycznych popełnianych przez ten młody, dopiero uczący się zespół, jest zatrważająca. Żeby się nie okazało, że z takim trenerem nawet mając dużo lepszy skład, szansa na pójście w slady piłkarzy jest zerowa.

 

Nie ma czasu na rozmyślania: dziś w nocy (o rozsądnej dla polskich kibiców porze 1 w nocy) mecz wyjazdowy z liderem konferencji wschodniej. Nie idą Blazersom na razie te wschodnie wyjazdy. Może podejmą walkę z silnym rywalem. Wszyscy pamiętamy dreszczowce w Cleveland.

05 Dec 2015

Timberwolves - Blazers

Mecz nr 21. Mikołajkowy mecz o awans

Bardzo ważny mecz wyjazdowy w Minnesocie z drużyną o podobnym bilansie po dwóch miesiącach sezonu.

 

Mecz zaczyna bardzo dobrze aktywny Aminu rzucając pierwsze 8 punktów Blazers. Obie drużyny grają na bardzo wysokiej skuteczności (6/8 Minnesota, 6/10 Portland). Na pierwszy czas schodzą przy wyniku 17:15. Świetnie na ofensywnej desce gra Ed Davis. Dużo gorzej idzie mu jednak w defensywie. U gospodarzy wszystko trafia Wiggins.

Lillard pierwsze dwa punkty rzuca dopiero w 9  minucie po cyrkowym rzucie. Na dwie minuty przed końcem kwarty przewaga gospodarzy sięga 7 punktów 28:21.

Lillard chyba trenował ostatnio z Harklessem bo nie trafia łatwych rzutów spod kosza.

Harkless dla odmiany nie trafia trzech osobistych.

Aż 5 strat Blazers przy tylko jednej gospodarzy.

32:22 po pierwszej odsłonie.

 

Na początku drugiej kwarty skuteczność tracą gospodarze - jednak ich rezerwowi są dużo słabsi od pierwszej piątki.

Po 5 kolejnych punktach sennego do tej pory Leonarda przewaga Timberwolves topnieje do 6 punktów 35:29.

Wilki chyba pamiętając pierwszy mecz tych drużyn w sezonie znowu biorą się w garść i odjeżdżają (po fatalnej grze Hydraulika) na 14 punktów 45:31. Robi się nieciekawie: na ten moment Lillard ma 2 punkty, a McCollum 3.

Jak grę ciagną Crabbe z Hendersonem to nie może być dobrze 53:39 i po czasie jeszcze osobiste gospodarzy, którzy znowu celebrują jakiegoś wojskowego generała.

Do przerwy 10 strat Blazers. Lillard 4 punkty. Ed Davis 8 przy skuteczności 4/5.

59:46. Czekamy na pobudkę Lillarda.

 

W przerwie cyrkowe popisy w Minnesocie. Jakoś nigdy mi się poważnie ta ekipa nie kojarzyła.

 

Festiwal nieskuteczności i dopiero trójka Aminu przywraca wiarę w koszykówkę 63:51.

W przerwie pocałunki.

Budzi się McCollum. Spod kosza nie trafia Lilarda. Osobiste rzucają Aminu, Plumlee i Lillard. Komiczna walka pod koszem zakończona wsadem Plumlee. W końcu trafia spod kosza Lillard. Na prowadzenie może wyprowadzić Blazers Aminu ale teraz on nie trafia spod kosza. 75:75.

W przerwie zabawa "pokaż mi swoje  usta".

Po przerwie ponowne pudło - już chyba czwarte - Lillarda spod kosza.

Jeszcze trochę "dywersji" Leonarda i na zakończenie trzeciej odsłony wynik na styku 82:80.

Nęka nas Towns 20 pkt i 10/14 skuteczności - podkoszowi Blazers nie mają na niego recepty.

Jak zagramy IV kwartę? Czy obudzi się Lillard (10 pkt i fatalna skuteczność 3/15).

 

W przerwie nareszcie coś fajnego: miejscowe dziewuchy.

 

Minnesota - podobnie jak miesiąc temu - z minuty na minutę gra słabiej.

Lillard niestety po gwizdku trafia z połowy boiska.

Blazers testują znajomość sędziów przepisu o krokach.

Wilki testują zegar odmierzający 24 sekundy.

Asysta Leonarda do Crabbe. 84:88.

 

W przerwie wsady do kosza.

 

Davis przy owacji publiki nie trafia osobistych.

Leonard trafia trójkę.

Leonard nie trafia trójki, ale zbiera Henderson.

Pod kosz wbija się Davis 89:95 na pięc i pół minuty przed końcem meczu. Ławę grzeje Lillard.

 

W przerwie maskotka.

 

Wraca Lillard. Przewaga topnieje. Leonard musi rzucać z połowy i prawie trafia.

W końcu trójkę w swoim stylu trafia Damian 94:100. Trzy i pół minuty do końca.

 

W przerwie fiesta, jakby Wilki były +20.

 

Lillard zaraża gospodarzy, którzy nie trafiają spod kosza. Ale brakuje zbiórek na desce.

Taktyka fauluj Davis, który trafia tylko 1 osobisty.

98:103 na 2 minuty przed końcem. Blazers prowadzą 5 punktami w końcówce. Jest chujowo.

 

Davis w końcu trafia osobiste, ale skuteczność odzyskują Wilki i po trójce zabójczego Townsa jest już tylko 103:105 na 73 sekundy przed końcem. Damian ratuj!

 

Fatalna akcja Blazers. Towns się lituje w końcu - nie trafia trójki. Z problemami zbiera Davis. Czas. 37 sekund grozy.

 

Długa mądra akcja Blazers. Lillard wchodzi pod kosz. Jeeeeest!!!! Szał radości na Smulikowskiego. 103:107. 18.8 sekundy. Jeszcze może być róźnie.

 

Dobra obrona. Lillard trafia dwa wolne. Gospodarze biorą czas na 7.7 przed końcem ale jest już pozamiatane. 103:109.

 

Tankujące Portland po raz drugi wygrywają z młodymi Wilkami z Minnesoty. Na ich parkiecie.

Witaj strefo Play Off. Zbliżamy się. Jesteśmy już na 9 miejscu.

W poniedziałek Koziołki na wyjeździe.

 

Piękne Mikołajki

03 Dec 2015

Blazers - Pacers

Mecz nr 20. Odmiana

Nareszcie jakaś odmiana. Po serii meczów z drużynami z Konferencji Zachodniej, ze szczególnym uwzględnieniem Los Angeles do Moda Center przyjeżdża wicelider ze Wschodu Indiana Pacers.

 

Pobudka o 4 w nocy polskiego czasu.

 

Goście rozpoczynają niezwykle skutecznie. Pierwsze punkty rzucają już w 3 sekundzie, a po niecałych dwóch minutach jest 0:10. Na pierwszy czas w połowie kwarty gospodarze schodzą przy stanie 14:23. Na szczęście przypominają sobie o obronie i przez kolejne 6 minut tracą nie 23, a tylko 8 punktów.

 

Dobrze rozpoczynają mecz rezerwowi: skuteczni są Leonard, Crabbe, Henderson i Harkless.

Czterokrotnie w drugiej kwarcie Blazers doprowadzają do remisu, ale podobnie jak w meczu z Dallas mają problem z objęciem prowadzenia.

Swoje tradycyjne pudło pod koszem zalicza Harkless już na początku II kwarty.

Humorystyczną zbiórkę zaliczają Aminu z Hydraulikiem.

Do serii comeczowych nieszczęść dochodzi absurdalna decyzja sędziego o faulu w defensywie Lillarda. W końcówce Lillard jeszcze zalicza bezsensowną stratę w swoim stylu.

Niweluje to dobrą grę rezerwowych i coraz lepszą obronę. Do przerwy goście prowadzą 3 punktami przy stosunkowo jak na mecze z Pacers wysokim wyniku.

 

Początek drugiej połowy to szybkie 6 punktów i pierwsze prowadzenie Blazers w meczu. Szybko je co prawda trwonią, ale w przeciwieństwie do poprzedniego meczu świetnie zaczyna grać pierwsza piątka:

Lillard penetruje i trafia

Plumlee szaleje

Aminu walczy i w końcu się wstrzeluje w rzut

Vonley walczy jak lew.

Dobrą zmianę dają też rezerwowi Leonard i Davis.

Po trzech kwartach Indiana traci 97 punktów, czyli tyle ile zazwyczaj wystarczało żeby ich pokonać w całym meczu.

Ale 7 punktowe prowadzenie przed ostatnią kwartą to ostatnio zły omen dla Blazers.

 

I faktycznie IV kwarta zaczyna się nerwowo i nieszczęśliwie. Indina zbliża się na 2 punkty 97:95. Ale szybkie dwie trójki, dobra obrona i rzut Leonarda i robi się 105:95. Ile my dziś punktów rzucimy Pacers? To chyba jakiś rekord będzie.

 

Goście odpowiadają trójką i na przerwę schodzimy z wynikiem 105:98. To nawet na minutę przed końcem  nie byłaby bezpieczna przewaga. A zostało jeszcze osiem.

Minuta bez punktu i trener przerywa pogawędkę Lillarda z Kamanem na ławce. Wchodzi Damian rzuca fajną trójkę.

Niestety kolejnej nie trafia. Pechowo nie wpada trójka Leonarda i znowu Pacers dochodzą. 108:103 i goście już mają osobiste - ale to wynik agrresywnej obrony Blazers.

 

Przydaje się Crabbe - jego 8 punktów w tak ważnym momencie jest bezcenne.

Spod kosza rzuca Hydraulik i przed dodatkowym osobistym jest 9 pkt przewagi.

Taka przewaga na 3 minuty przed końcem? No cóż - przegramy ten mecz.

Dwie minuty do końca - magiczny dystans 7 punktów - na bank przegramy.

 

Plumlee: wsad, zbiórka i asysta. Trójka Lillarda w ostatniej sekundzie akcji, 123:111. Nie przegramy?

Trójka jednak nie zaliczona (chyba słusznie) 120:111.

Pudło Pacers.

Trójka Aminu.

Pudło Pacers.

123:111.

 

Dziękujemy!

 

Świetny mecz - drugi z rzędu - rezerwowych: 45 punktów

Crabbe - bohater IV kwarty - może to powinna być nasza druga opcja na końcówki

Leonard na skuteczności 50%.

Davis 13 zbiórek i ważne dobitki.

Starterzy świetnie zagrali przede wszystkim w 3 kwarcie. Trochę obudził się Aminu, Plumlee momentami grałjak profesor.

 

U gości (których darzę jakąś sympatią) słabo zagrał George - tylko 11 punktów. Nie nasz problem.

 

"Tankujące" Portland wygrywa z wiceliderem Wschodu i ma tyle samo zwycięstw co siódma drużyna w Konferencji. A gdyby nie te frajerskie porażki ....

 

W Warszawie jeszcze ciemno. Dzisiaj czterdzieste urodziny Dworca Centralnego.

01 Dec 2015

Blazers - Mavericks

Mecz nr 19. TOM

Przed meczem owacją na stojąco kibice w Moda Center dziękują Wesowi Matthews za wspaniałe chwile i emocje jakie dostarczył. Jak widać warto być w porządku od początku do końca. Wtedy szacunek zapewniony. A jak nie to buczymy.

Ważna dla fanów Blazers jest obecność w pierwszej piątce Damiana Lillarda ze zmasakrowanym żołądkiem. Aby rozwiać obawy fanów Lillard rzuca szybko 5 punktów.

 

Od początku ten mecz jest brzydki i nieprzyjemny dla oka. Zdecydowanie lepiej zaczynają goście, dzięki dobrej skuteczności szybko obejmując prowadzenie 5:20.

 

Sytuację zdecydowanie odmienia pojawienie się rezerwowych. Ławka Blazers wygrała z Dallas 73:16 – stawiam że jest to rekord Blazers, a może i NBA.

Pechowo wychodzą sytuacje, gdy Blazers mają szansę wyjść na prowadzenie, wtedy zawsze coś nie wychodzi i dopiero trójka w ostatniej sekundzie Hendersona daje pierwsze w dniu prowadzenie.

 

Świetnie zaczyna się druga połowa: kolejne trzy udane trójki dają solidne prowadzenie 63:52. Powrót na parkiet podstawowych zawodników to znowu utrata prowadzenia i ostatnią odsłonę Blazers rozpoczynają z jednopunktowym deficytem. Na uwagę zasługuje akcja McColluma za trzy, ale zdecydowanie najlepiej prezentują się rezerwowi.

 

Ostatnia kwarta przebiega zdecydowanie pod dyktando Blazers, głównie z uwagi na słabą grę gości – gdzieś Ty poszedł Wes zastanawiają się kibice w Moda Center. Na pięć minut przed końcem spotkania Blazers obejmują prowadzenie 89:79. I wtedy sprawy w swoje ręce bierze Wes – szybkie dwie trójki w pół minuty dają gościom nadzieje na wyrównaną końcówkę.

 

Przewaga 5-7 wciąż się jednak utrzymuje. Goście uznają że naszym Jordanem jest Ed Davis, ale nie stosują taktyki faulowania tak nagminnie jak trener Blazers. Cały czas wydaje się że wygrana Blazers jest niezagrożona. I wtedy przychodzi Ta Ostatnia Minuta (TOM). Pięć punktów przewagi nic nie dają: psują akcje McCollum i Lillard (to nie był dzień pierwszej piątki), Nowitzki rzuca 5 punktów i na 6 sekund przed końcem robi się remis.

Ale 6 sekund to kupa czasu (może nie jedna Wenta, ale zawsze). Niestety po raz kolejny ostatnia akcja jest rozpisana w sposób tragiczny i kończy się rzutem Lillarda za 4 punkty. Nie znam się na koszykówce, ale ja bym przy remisie rozpisał akcję na wejście pod kosz – nawet jak nie trafi to większa szansa na faul.

 

O dogrywce nie ma co pisać – przypominała ona tą z Houston – Blazers byli myślami przy TOM.

 

Po tym meczu nie wiadomo czy martwić się formą starterów: Aminu i Vonley zero punktów, Plumlee 3 pkt, czy świetnym wynikiem rezerwowych (Leonard, Henderson, Crabbe).

30 Nov 2015

Clippers - Blazers

Mecz nr 18. Blazers w TVN24

Był to obfity w wydarzenia Andrzejkowy wieczór w Staples Center, niestety niespecjalnie pomyślnych dla naszej ukochanej drużyny.

 

Pierwsza połowa miała specyficzny przebieg.

Początkowo popis nieskuteczności i błędów cechował gości, którzy wydawało się że przystąpili do meczu bez wiary w kolejne zwycięstwo nad drużyną z Miasta Aniołów. Szybkie prowadzenie Clippersów 19:4 to wynik przede wszystkim złych decyzji rzutowych (Vonley początkowo był pierwszą opcją w ataku) i braku koncentracji.

 

Przewaga gospodarzy utrzymuje się do początku drugiej kwarty, w którym to momencie jakby przeciwnik zaraził się od nas złą grą. Kolejne 11 niecelnych rzutów z gry i w miarę solidna gra rezerwowych Blazers odmienia wynik do stanu 37:42. Pięciopunktowe prowadzenia na wyjeździe wlewa hektolitry optymizmu w serca fanów Blazers, pomimo że gra opiera się na rezerwowym Harklessie, lider Lillard siedzi z grymasem bólu na ławce, a McCollum jest wyjątkowo nieskuteczny.

 

Niestety zamiast utrzymać skuteczną grę i wykorzystać zdenerwowanie gospodarzy, trener Blazers zarządza taktykę faulowania Jordana, która to pomimo swojej skuteczności wybija z uderzenia także drużynę gości. W efekcie tylko ostatni rzut McColluma pozwala utrzymać do przerwy remis 49:49.

 

Ciosem w serce Blazers jest niedyspozycja Lillarda, który na 2 minuty przed końcem połowy schodzi z boiska, by się już na nim nie pojawić do końca meczu.

Jak powiedział po meczu od początku czuł się słabo, miał jakieś problemu żołądkowe.

Czyżby Alexander (wczoraj o dziwo rzucił punkty) miał rację że z jedzeniem w Portland nie jest dobrze?

Ciekawe czy dzisiaj dojdzie do pierwszej absencji Lillarda w NBA?

 

W przerwie meczu w szatni gospodarzy pojawia się burmistrz Los Angeles grożąc, że w przypadku czwartej porażki jego miasta z Portland zlikwiduje oba miejscowe kluby, a Staples Arena przerobi na Tesco.

 

W trzeciej kwarcie siły trochę wyrównuje kontuzja lidera gospodarzy CP3. Jednakże zmiennicy Clippers dużo lepiej radzą sobie w końcówce tej odsłony wypracowując 10 punktowe prowadzenie 74:64.

 

Czwarta kwarta to w zasadzie konkurs rzutów wolnych Jordana (który pobił rekord Clippers w ilości wykonywanych wolnych – 32 rzuty, z tego nawet 12 celnych). Może i ta taktyka by dawała jakieś skutki, gdyby współgrała z siłą ofensywną Blazers, a tymczasem goście wszystkiego rzucili 23 punkty w IV kwarcie.

Ale dzięki nieskuteczności Jordana mieliśmy okazję obejrzeć fragmenty meczu Blazers w polskiej telewizji - w wieczornym programie TVN24.

 

Niestety pod nieobecność Lillarda swojego dnia nie miał McCollum (4 celne rzuty na 15), słabiutko grał Aminu (7 pkt 7 zbiórek), nic nie wniósł wracający po kontuzji Leonard (1 na 6).

Trudno liczyć na zwycięstwo z solidnym rywalem opierając grę na rzutach Harklessa, walce Hendersona, asystach Fraziera i zbiórkach Davisa. Pierwsza piątka Blazers rzuciła w tym meczu 38 punktów i nawet niedyspozycja Damiana nie jest tutaj specjalnym usprawiedliwieniem.

 

Dziś w nocy kolejny mecz u siebie z Dallas Mavericks. Matthews’a to chyba nie wybuczymy?

28 Nov 2015

Blazers - Lakers

Mecz nr 17. Jedziemy z ogórkami

Po trzydniowej przerwie można było mieć obawy o koncentrację naszych milusińskich, ale jednak hasło Los Angeles Lakers jest wystarczająco motywujące.

Praktycznie mecz rozstrzygnęła pierwsza kwarta gdy Blazers szybko osiągnęli 15 punktową przewagę. Lakersi kilka razy dochodzili w okolicę 6 punktów, ale gospodarze kontrolowali przebieg meczu i ani przez moment ich zwycięstwo nie było zagrożone.

 

Świetny mecz rozegrał McCollum który trafił 12 na 20 rzutów, w tym 4 na 7 zza linii, a przede wszystkim znakomicie rozpoczął mecz budując przewagę która wystarczyła do końca meczu.

Słabiej spisali się wysocy (Aminu tylko 5 punktów), ale nie przeszkodziło to zdominować gości.

Dobrze zagrali rezerwowi, w tym szczególnie Henderson.

Na boisku pojawił się oczekiwany Leonard, ale nic wielkiego nie pokazał.

Swoje pudło spod kosza Harkless zaliczył w trzeciej kwarcie, ale przebił go Crabbe wsadem w obręcz.

 

U gości najwięcej punktów zdobył Kobe i to jest ich największa wada, trzymanie tego zawodnika na siłę sprowadziło ich na dno NBA. Mam wrażenie że z nami byłoby tak samo jakbyśmy trzymali się Aldridge.

 

Ponieważ mecz nie dostarczył wielkich emocji można było porozglądać się po Moda Center. Moją uwagę zwróciła dziewucha w czapce w pierwszym rzędzie, czyżby jakieś problemy z ogrzewanie w hali? Na darmo wypatrywałem fachowca od przeszkadzania w rzutach wolnych. Mocno frywolne mamy tancerki, szkoda że nie mam dzieci bo pierwsze obiecane 500 zł przeznaczyłbym na zakup kalendarza Blazers Dancers.

 

Wracając do poważnych spraw: wygraliśmy 7 mecz, jesteśmy na 10 miejscu w Konferencji i na pewno nie będzie w niej najsłabsi (jak niektórzy przewidywali), bo Lakersi zdystansowali w tym zakresie konkurencję.

 

Dzień przerwy i w Andrzejki bardzo ciężki rewanż w Los Angeles z drugim, lepszym zespołem z tego miasta.

24 Nov 2015

Blazers - Bulls

Mecz nr 16. Przyjazd cinkciarzy

dziś w środku nocy (o 4 nad polskim ranem) prestiżowy bój z dobrze grającymi dzięki sponsoringowi polskiej firmy Bykami z Chicago. Wszyscy na mecz!

 

O ile Lakersów nienawidzimy za wiosnę 2000 roku, o tyle nienawiść do Byków ma jeszcze starsze korzenie, sięgające przede wszystkim porywających finałów z 1992 roku. W decydującym meczu w Chicago prowadziliśmy przed ostatnią kwartą 15 punktami, aby w ostatniej rzucić zaledwie 14 punktów i przegrać ją 19 punktami. Takich meczów się nie zapomina. I nic, nawet zmiana nazwy z Bulls na Cinkciarz.pl, nie zmieni nastawienia do drużyny z Chicago.

 

W tym roku biorąc pod uwagę etap budowy drużyny i składy można było obawiać się szczególnie rywalizacji z Bykami, ale okazało się że pojedynek w Moda Center był porywający i brakowało naprawdę niewiele - czytaj skuteczności Lillarda.

 

Zaczęło się źle. Pierwszego kosza Blazers rzucają dopiero po 4 minutach gry. Chicago obejmuje szybkie 10 punktowe prowadzenie, które będzie utrzymywane przez większość meczu. Pierwsza kwarta to też szybkie faule Vonley’a, co mocno ułatwiło gościom walkę pod koszami. Blazers rzucają w całej kwarcie 22 punktów z tego 8 z osobistych, ale widać że bez walki Byki zwycięstwa z Moda Center nie wywiozą.

 

Druga kwarta też rozpoczyna się niespecjalnie – 2 minuty bez kosza. Przewaga gości utrzymuje się w okolicach 10 punktach. Dopiero pod koniec zbliżamy się na 6 pkt i mamy szansę w końcówce nawet zmniejszyć rozmiary do przerwy, ale pudła Aminu irytują zespół na tyle że lekceważą rzut w ostatnie sekundzie Butler zza połowa – i ta trójka wyprowadza gości na prowadzenie 39:48.

 

Trzecia kwarta zaczyna się od sensacyjne wydarzenia w historii koszykówki. Mniej więcej o w pół do szóstej rano polskiego czasu Noah Vonley oddaje pierwszy trafiony rzut za trzy punkty. Za chwilę poprawia dynamicznym wsadem i robi się tylko 46:48. Niestety w tym momencie zaczynają przeszkadzać sędziowie gwiżdżący dwa absurdalne faule Lillardowi. Goście rzucają w tych okolicznościach 7 punktów z rzędu i wracają do 10 punktowe prowadzenia (w pewnym momencie przewaga sięga nawet 13 pkt).

 

Na czwartą kwartę Blazers wychodzą z 8pkt deficytem – przynajmniej nie ma ryzyka że znowu będzie mocne rozczarowanie. Początek znowu niespecjalnie – robi się 65:78, dlatego trener rzuca Lillarda już na 10 minut przed końcem. Od tego momentu przez 5 minut goście nic nie rzucają – Blazers mozolnie odrabiają straty.

Na 4minuty przed końcem wybucha awantura na parkiecie pomiędzy Plumlee (szacun za walkę) i Butlerem, na której wychodzimy jak Zabłocki na mydle, bo my mamy jeden osobisty, a Byki dwa.

Dwukrotnie doprowadzamy w końcówce do remisu (po 80 i po 82), ale rzuty na objęcie prowadzenia pudłują Crabbe i Lillard.

Nieskuteczność Lillarda próbuje zniwelować walczący na deskach Ed Davis oraz Plumlee, którego dynamiczna akcja w przedostatniej minucie rozgrzewa do białości Moda Center. Gościom drżą ręce i mamy akcję na remis. Niestety faulowany Lillard nie trafia, a co najgorsze pudłuje na 20 sekund przed końcem drugi osobisty. W tym monecie już trzeba grać na faule, a Butler jak na złość trafia wszystko.

Na 11 sekund przed końcem przegrywając trzema punktami trener rozpisuje akcję na rzut zza łuku dla McColluma. Niestety świetnie broniące Byki rozczytują to i McC ma zbyt trudną pozycję (inna sprawa czy nie jest przypadkiem faulowany). Rozwiązanie do rozkminienia – wiadomo że Lillardowi nic nie siedziało, ale ja i tak bym na niego ta akcję rozpisał.

Przegrywamy po meczu trzymającym w napięciu do ostatniej sekundy z naprawdę silną drużyną 5 punktami. W tym roku nie powiedziałbym że Wschód jest wyraźnie gorszy od Zachodu – chyba mocno się wyrównało.

 

Lillard spudłował w tym meczu 18 rzutów (na 22), w tym wszystkie za trzy punkty (nie wiem czy zdarzyło się kiedykolwiek żeby Damian nie trafił żadnej trójki). Rzucił jak na niego zaledwie 19 punktów, z tego 11 z osobistych, ale nawet tutaj miał wpadkę pudłując bardzo ważny rzut w samej końcówce. Nie wyglądało że ma jakieś problemy z paznokciem, więc może po prostu słabszy dzień, albo jakby to powiedział Laguna w Piłkarskim Pokerze „trema go zjadła”.

 

Co raz silniejszym punktem drużyny staje się Plumlee: 11 punktów i 17 zbiórek, oraz walka w ważnych momentach wskazuje że jednak może to być center który przysporzy nam radości.

McCollum miał 18 punktów, ale raczej zapamiętamy go z ostatniej akcji, w mojej ocenie źle rozpisanej. Inna sprawa czy przy rzucie za 3 punkty nie był faulowany.

Brakowało w ofensywie Aminu, który harował w defensywie., ale jego 5 pkt i 6 zbiórek było najsłabszym osiągnięciem spośród pierwszej piątki.

 

Należy także zauważyć, że gramy coraz węższym składem: na parkiecie ani na chwilę nie pojawili się Alexander, Frazier i Kaman. Nie wiem czy ten ostatni przy kłopotach z faulami Vonley trochę by nie pomógł w pojedynkach pod koszem z Gasolem.

 

Małą sensacyjką meczu z Chicago było brak spektakularnego pudła Harklessa spod kosza, chyba że tym razem w emocjach przegapiłem.

 

Nie ma co rozpaczać po tej porażce, bo przeciwnik jednak postawił wysokie wymagania. Wręcz bym pochwalił Blazers za walkę do końca.

Teraz aż trzy dni przerwy i kolejny pojedynek w sobotnią noc z Lakersami u siebie – a więc idealna okazja do podreperowania bilansu. Nieśmiało należy zauważyć że ósma drużyna w konferencji (Jazz) ma tyle samo zwycięstw co Blazers.

 

 

22 Nov 2015

Lakers - Blazers

Mecz nr 15. Odwieczny wróg

Trzeba pamiętać finał konferencji wiosną 2000 roku, aby wiedzieć czym jest dla Blazers mecz z Lakersami. I kwestia budowy drużyny, wygrywania, tankowania nie ma tutaj żadnego znaczenia.

 

Młody zespół z Portland został o tym uświadomiony, bo zaczął pojedynek w LA bardzo skoncentrowany obejmując szybkie prowadzenie 0:8. Po drugiej stronie rękawice podjął ten który jeszcze pamięta wydarzenia sprzed 15 lat. Kobe rzuca nam 10 z pierwszych 12 punktów Lakersów. Wynik kręci się koło remisu.

W tym meczu naszym atutem byli rezerwowi: rzucają Crabbe, Davis i Harkless (który przy okazji już w pierwszej ćwiartce „odhacza” pudło spod kosza) i prowadzimy 23:32.

 

Drugą część rozpoczynamy od serii nieskutecznych rzutów – aż 7 na 9 chybia celu. Gospodarze doprowadzają do remisu. Później powrót starterów i na przerwę schodzimy z prowadzeniem 52:56.

 

Problemem w III kwarcie są dla odmiany straty – przez pierwsze minuty notujemy aż 4 (w całym meczu 10). Gospodarze jednak tego nie wykorzystują, bo grają bardzo nieskutecznie. Pod koniec III kwarty powraca koncentracja i wychodzimy na 10 punktowe prowadzenie 74:84.

 

W normalnych okolicznościach 10 punktów przewagi przed ostatnią ćwiartką, z tak słabą drużyną jak Lakers, byłoby gwarantem wygranej. Ale w obecnym sezonie nawet prowadzenie 30 punktami z Philadelphią nie daje żadnej pewności.

 

I faktycznie ostatnią odsłonę Blazers zaczynają słabiutko. Pudłują McCollum, Harkless i Henderson. Na szczęście Lakersi sa faktycznie w tym sezonie cieńcy jak dupa węża i minimalna przewaga się utrzymuje.

Dzięki temu spokojnie pół kwarty może na ławce przesiedzieć - odpoczywając na końcówkę Lillard. Może trochę nawet zbyt długo, bo po wejściu pudłuje kolejne rzuty i po 5 punktów z rzędu masywnego Bassa robi się 90:93 na 4 minuty przed końcem.

 

To wszystko na co było stać Lakers. Kolejne punkty rzuca Plumlee (zirytowany wsadem Bassa), Crabbe i dwukrotnie Lillard. Kropkę nad i stawia Plumlee trafiając cztery osobiste z dedykacją dla tych którzy popierają decyzję o czasie na 40 sekund przed końcem meczu z Houston.

 

93:107 w Los Angeles – dziękujemy bardzo

 

Wygrywamy ten mecz dzięki:

  • skuteczności blisko 50%

  • ławce (wygrywamy 31:23)

  • kontratakom

 

"Swoje" rzucili Lillard (30) i McCollum (19). Kolejny dobry mecz rozegrał Plumlee 17 pkt (w tym 5 na 6 z osobistych) i 10 zbiórek. Swojego nie rzucił dziadek Kobe (18 pkt), już bardziej męczył nas Clarkson (8 na 14 z gry, w tym 3 na 5 za trzy).

 

Powracamy do przyzwoitego bilansu – mamy 6-9 czyli nie tak daleko do prognozowanego przez „ekspertów” progu 17 zwycięstw.

 

W poniedziałek odpoczynek, we wtorek do Moda Center przyjeżdża silne (8-4 w tym sezonie) i równie znienawidzone Chicago „cinkciarz” Bulls. Ciekawe czy Komorowski i Wałęsa zawitają do Portland?

20 Nov 2015

Blazers - Clippers

Mecz nr 14. Dzień podkoszowych

Po serii frajerskich porażek atmosfera w Moda Center jest jakbyśmy dostali w drafcie kolejnego Grega Odena.

 

Do atmosfery dostrajają się gwiazdy: nie trafiają Lillard, Aminu, a nawet Crabbe. Przyzwoicie za to gra Plumlee a drużynę ciągnie McCollum.

Goście natomiast mają problem z kontuzjami - już w 1 minucie znokautowany zostaje Redick, w połowie kwarty schodzi Griffin.

Dobra gra McColluma wyciąga nas ze stanu 13:20 na remis na koniec kwarty 23:23.

 

W drugiej kwarcie męczy nas trójkami Crawford. W Blazers pod tablicami pracuje Ed Davis zdobywajac 6 punktów po ofensywnych zbiórkach. Dynamicznym wsadem popisuje się Plumlee i wychodzimy na jednopunktowe prowadzenie 37:36.

Sędziowie nie gwiżdżą dwóch ewidentnych fauli na Plumlee, ale budzi się Aminu. Pudłuje nietsety wciąż Lillard 42:44.

Blazers tak zależy na wygraniu czegoś (chociażby połówki z Clippers), że już na tym etapie stosują taktykę faulowania Jordana. Po chaotycznej końcówce i kolejnych pudłach Lillarda 48:47.

 

W III kwarcie senna atmosfera usypia gości i robi się szybkie 58:51 - nawet Vonley popisuje się ładną akcją, osobiste trafia Plumlee (cuda panie sie dzieją). Atmosfera robi się taka że Lillard prawie całuje się z Paulem.

Wchodzi Crawford i rzuca nam 6 punktów, robi się tylko 67:65. Moze lepiej nie prowadzić przed czwartą kwartą? Nie rozumieją tego Crabbe i Aminu, których trójki wyprowadzają Blazers na 2 punktowe prowadzenie przez CZWARTĄ kwartą. Strach się bać.

 

IV kwartę pod nieobecność Harklessa pudłem spod kosza rozpoczyna Henderson. Na parkiecie totalny chaos, wyróźnia się jedynie zbierający Ed Davis.

Pudłuje McCollum, Lillard ma dopiero 11 punktów, ale Blazers prowadzą 85:83 na 5 minut przed końcem.

Budzi się Lillard, dwie szalone trójki i jest 93:87. Jak przegramy to znowu frajersko.

Ale bajka trwa dalej: przechwyt i akcja 2+1 Plumlee, przechyt i trafiony osobisty Plumlee, zbiórka i trójka Lillarda (z pozycji za 4 punkty) - 100:87 na 2 minuty do końca.

Jeszcze ważna ofensywna zbiórka Plumlee, osobisty Davisa i sensacyjne zwycięstwo nad Clippers staje się faktem!

 

Ed Davis 17 pkt, 15 zb

Plumlee 18 pkt 10 zb

Lillard w ostatniej kwarcie 16 pkt.

 

Dziękujemy

 

 

 

18 Nov 2015

Rockets - Blazers

Mecz nr 13. Tankowanie?

Tym razem mecz w Houston to rywalizacja dwóch słabeuszy. Aż trudno sobie wyobrazić że jeszcze półtora roku te drużyny toczyły porywającą walkę w Play Off. A Rakiety w przeciwieństwie do Blazers grają praktycznie tym samym składem.

 

 

Pierwsza połowa to parodia koszykówki. Dość powiedzieć że do przerwy mając 11 strat, skuteczność na poziomie poniżej 40% i najlepszych strzelców w osobach Crabbe i Hendersona prowadzimy z Houston 11 punktami.

 

W trzeciej kwarcie przewaga Blazers dzięki pojawieniu się w grze Lillarda sięga nawet 18 punktów i przed ostatnią odsłoną mamy 15 punktów.

 

Budzą się koszmary. Czwarta kwarta to oczywiście totalny przestój i Rakiety szybko zbliżają się na 2 punkty. Trochę budzi się Lillard i znowu osiągamy przewagę. Ale przychodzi ostatnia minuta.

 

Mając dokładnie 7 punktów przewagi na 60 sekund przed końcem odstawiamy taktyczne harakiri. Najpierw bezsensowny faul po 4 sekundach akcji Hardena. Potem fatalna strata Damiana „podam do rywala” Lillarda pod koszem (cudem niewykorzystana). W końcu idiotyczna decyzja o czasie gdy rywale już faulują Plumlee. Na przerwie rozpisanie akcji na rzut za 3 punkty Crabbe – prowadząc 3 punktami na 10 sekund przed końcem rozpisujemy akcję na rzut za 3 punkty – szczyt absurdu. Idiotyzm taktyczny wieńczy bezsensowny faul na Hardenie i jego brak w przedostatniej akcji meczu – bez bronienia rzutu za 3 punkty. Ostatnia akcja to magiczne z Houston 0,9 sekundy – tym razem rozegrane na rzut za 4 punkty Lillarda.

 

Dogrywka to już dog(o)rywanie. Rzucamy w niej wszystkiego 4 punkty.

 

Harden nam rzuca w tym meczu 45 punkty. W tym 19 z osobistych.

 

 

Jedyną kwestią do rozkminienia po ostatnich frajerskich porażkach jest spiskowa (jak dla mnie) teoria dziejów – że robimy to specjalnie żeby ze słabym bilansem mieć pierwszeństwo w drafcie – słynne „tankowanie”. Jeżeli taki jest pomysł na budowę drużyny to najgorsze co nas może spotkać. Patrzeć na frajerskie porażki tylko po to żeby liczyć na lepszą drużynę za ileś tam lat (a patrząc na Phidalephię to niekoniecznie lepszą) to dla mnie absurd.

16 Nov 2015

Spurs - Blazers

Mecz nr 12. Piszcząca baba

Pierwsza połowa to gra błędów z obu stron. Zaczyna się od 6:0 dla Spurs, potem Blazers rzucają 10 pkt pod rząd, aby dla odmiany stracić kolejne 10 pkt. W efekcie I kwarta kończy się żenującym wynikiem 17:13.

W drugiej kwarcie niestety kontynuacja fatalnej gry w ofensywie. Nawet niezawodny ostatnio Crabbe pudłuje jak najęty. Podsumowaniem gry wysokich jest zderzenie przy zbiórce Plumlee i Alexandra.

Na szczęście w drużynie Ostróg grają tak słabi koszykarze jak Aldridge, Duncan i Parker, dzięki czemu do przerwy nie ma tragedii, bo z takimi Hornets to byśmy przegrywali już 40 punktami. Ale rzucić 28 punktów do przerwy to jednak jest wyczyn.

 

Na początku trzeciej kwarty pokaz dywersji daje wracający triumfalnie do pierwszej piątki Kaman. Na szczęście w połowie kwarty sygnał do ataku daje Aminu i wespół z odradzającym się Lillardem i nawet trafiającym jedną trójkę Crabbe podejmują walkę zmniejszając w pewnym momencie prowadzenie gospodarzy do 2 punktów.

 

Czwartą kwartę zaczynamy od tradycyjnego pudła spod kosza Harklessa. Ale cały czas jesteśmy na wyciągnięcie ręki do Spurs, dzięki przyzwoitej obronie i walce na deskach. Mocno daje się gospodarzom we znaki Aminu, zaczyna trafiać McCollum i mecz jest prawie do końca na styku. Niestety Spurs mają genialnego trenera, który wie że jak komuś nie idzie (LMA, Duncan, Parker) to trzeba postawić na rezerwowych. Naszym katem jest Ginobili rzucając od stanu 83:90 kolejno 7 punktów. Blazers przez ostatnie 3 minuty nie rzucają ani jednego punktu. Co jest z Lillardem? Czyżbyśmy tankowali?

 

LaMarcus Aldridge rzucił w tym meczu 6 (słownie: sześć) punktów, a grał najwięcej z całego składu gospodarzy (33 minuty).

Naszą piętą achillesową była ławka, która rzuciła zaledwie 11 punktów.

 

Najgorsze w oglądaniu zwycięstw Spurs jest piszczenie jakieś baby, która po każdej udanej akcji gospodarzy w końcówce piszczy jak zarzynana. Mogłaby się przesiąść dalej od mikrofonów.

15 Nov 2015

Hornets-Blazers

Mecz nr 11. Batum na żywo

Dzisiaj mecz o bardzo sprzyjającej porze - godzina 11. Redakcja portalu wodaiogien zaprasza na pierwszą w histori relację live z meczu Portland.

 

Vonley sensacyjnie w pierwszej piątce.

Aminu już dwa faule.

Batum nam rzuca trzy trójki.

Alexander po raz pierwszy na boisku.

Harkless ma już swoje pudło spod kosza.

Lillard raczej zdrowy.

Przegrywamy kwartę 35:27.

 

Aminu trzeci faul.

Hornets na skuteczności 65%.

Nie trafiamy rzutu przez 6 minut.

Tylko Crabbe i Lillard trzymają poziom.

Batum rzuca nam 20 punktów, a Jefferson wszystkie 9 rzutów.

Tracimy do przerwy 71 punktów.

Dramat

 

W III kwarcie trochę psuje się celownik gospodarzy, ale i tak przegrywamy 23 punktami.

 

W IV kwarcie nawet dochodzimy ich na 6 punktów (98:92), ale mecz życia gra Batum i ostatecznie pomosimy 7 porażkę w sezonie.

13 Nov 2015

Grizzlies-Blazers

Mecz nr 10. 6/10 sekundy do raju

Do meczu w Memphis przystępujemy ze zmienioną pierwszą piątką z uwagi na kontuzję Meyers’a. Dość niespodziewanie ląduje w niej weteran Kaman – raczej był obstawiany Ed Davis.

 

Pierwsza połowa dowodzi że obie drużyny są w kryzysie – my po serii pechowych porażek, gospodarze od początku sezony nie zachwycają. Wczoraj mają problemy nawet z rzutami spod kosza. W efekcie do przerwy wielokrotnie zmienia się prowadzenie, a żaden zespół nie potrafi narzucić swojego stylu gry.

 

Początek trzeciej kwarty to fatalny okres dla Blazers: głupie straty, nieprzemyślane rzuty i szybko robi się 14 pkt w plecy. Słabo gra niestety z niesprawnym kciukiem Lillard, dobrze że ciężar gry na siebie biorą McCollum i Aminu. Świetnie też pomaga Crabbe, który w kluczowym momencie III kwarty zmniejsza przewagę Niedźwiadków.

 

Czwarta kwarta to wydaje się że kontrola meczu przez rywala. Ale powolutku, powolutku odrabiamy straty. Do tego dochodzi co raz lepsza obrona i świetny Aminu, który na 15 sekund przed końcem wyprowadza Portland na prowadzenie 99:100.

 

Niestety ostatnia akcja to koszmar – trzy ofensywne zbiórki i celny rzut na 6/10 sekundy przed końcem meczu – leżymy na deskach.

 

11 Nov 2015

Blazers - Spurs

Mecz nr 9. Wybuczenie

Przed tym meczem wszelkie rozważania na temat taktyki, ustawienia, pierwszej piątki itp. zeszły na plan dalszy. Najważniejsza rozkminka dotyczyła sposobu powitania LaMarcusa. Po wielu argumentach, ankietach i burzliwych dyskusja zapadła decyzja” „wybuczenie”.

 

Mecz zaczyna się od nierównej gry z obu stron. Początkowo przeważają Spurs, ale w połowie kwarty najlepszy okres w meczu mają Blazers i wychodzą na prowadzenie 18:10 – szaleje McCollum, walczy Leonard. Goście nie trafiają, LMA snuje się po boisku. Potem jednak doświadczeni Spurs biorą sprawy w swoje ręce i szybko odzyskują prowadzenie. Zdecydowanie przegrywamy pojedynek rezerwowych: co odbija się w rosnącej przewadze rywala do przerwy.

 

Swoją „minutę chwały” ma w tym meczu Plumlee, który najpierw blokuje LMA, a potem efektownym wsadem kończy kontrę. W II kwarcie na boisku po raz pierwszy w sezonie pojawia się Henderson, początkowo zagubiony, ale na przełomie III i IV kwarty okazuje się przydatny.

 

Ale i tak ławkę przegrywamy 31:36. W dodatku cała ławka Spurs jest na plusie (Butler +16, Mils +14, Gonobili +14), a u nas cała na minusie (Crabbe -25, Harkless -19, Davis -17) – przy takiej sytuacji nie da się wygrać meczu (chyba że jest się Detroit Pistons).

 

W III kwarcie pojawia się iskierka nadziei. Wykorzystujemy różnice wieku i zamiast stabilnej zaczynamy grać energiczną koszykówkę: w kontrataku jesteśmy w pewnym momencie 13:0 i zbliżamy się do gości. Spurs odpowiadają przede wszystkim ofensywnymi zbiórkami irytującego Ginobili.

Wygrana III kwarta 6 punktami daje nam jeszcze wiarę, szczególnie że na początku IV kwarty po przechwycie Davisa jest tylko 79:81. Niestety Spurs to doświadczony zespół, zbilansowany i mający kilka razy lepszego trenera. Całą IV kwartą trzymają nas na 8-10 pkt przewagi i nawet serial punktowy najpierw Hendersona, a potem McColluma nie pomaga.

 

Przegrywamy ten mecz wyraźnie, ale przyznajmy że na dziś to zbyt wysokie progi. Trzeba skupić się na wygrywaniu meczów ze średniakami, a zemstę na LMA (mocno przeciętnym, ale solidnym w tym meczu – czyli dokładnie takim jakim go „oddaliśmy”) odłożyć na później.

 

Martwi seria 3 porażek, szczególnie w kontekście dalszego trudnego terminarza, ale nie ma co marudzić – We Are RipCity.

10 Nov 2015

Nuggets - Blazers

Mecz nr 8. Noc po masakrze

Nie ma czasu na rozpamiętywanie traumatycznej (41:11) czwartej kwarty z Detroit. Trzeba jechać do Denver podtrzymać passę z poprzednich sezonów zwycięstw nad tamtejszymi Nuggets.

 

Idealny rywal na zapomnienie bo już w pierwszej kwarcie nie grając nic nadzwyczajnego Blazers zdobywają 33 punkty. Problemy zaczynają się na początku drugiej, gdy gospodarze łapią drugi oddech i zdobywają hurtowo punkty, co niestety będzie dla nas zmorą tego meczu.

W odróżnieniu od meczu z poprzedniego nocy zawodzi ławka rezerwowych: Crabbe nie jest już tak skuteczny, Harkless niewidoczny (poza tradycyjnym pudłem z pod kosza), Davis rozpamiętuje wykluczenie z poprzedniej nocy, a Vonley niepotrzebnie bierze ciężar gry na swoje barki.

Co gorsze zawodzą także liderzy: McCollum jest nieskuteczny, a Aminu jakiś przybity. Leonard i Plumlee grają na swoim poziomie czyli w kratkę. To wszystko przeszkadza żeby odskoczyć  mocno przeciętnej drużynie Nuggets. Jeszcze po wejściu Lillarda i jego kolejnych 8 punktów utrzymujemy minimalne prowadzenie do przerwy, ale biorąc pod uwagę zmęczenie nie wróży to dobrze na druga połowę.

 

Trzecia kwarta to mocno chaotyczna koszykówka, ale okres nieskuteczności wykorzystuje Denver i odskakuje na 7 punktów (79:72). Sytuację trochę ratuje Lillard 6 punktami w ostatnich 30 sekundach, ale sam fakt że to jego jedyne punkty w tej kwarcie wskazuje na zmęczenie.

 

Na początku czwartej kwarty trochę przebudził się McCollum, dzięki czemu trzymamy się blisko remisu. Dobijają nas jednak starzy znajomi: Barton i Hickson rzucają łącznie w ostatniej ćwiartce połowę punktów dla Nuggets. W dodatku całkiem niespodziewanie Hickson trafia (fartownie, bo fartownie) osobiste co nam mocno utrudnia taktykę na końcówkę.

Pod koniec trochę złych rozwiązań, ale nie wiadomo czy bardziej zwalić to pomysły taktyczne trenera, czy na zwykłe zmęczenie podróżą do Denver z garbem Tłoków na pleców. Jakby to był normalny mecz to można by mieć obawy czy nie będziemy mieli cały sezon problemu z wyrównanymi końcówkami, ale myślę że lepiej nastawieni psychicznie Lillard, McCollum i Aminu jeszcze nie raz wyszarpią zwycięstwo.

 

Patrząc na statystyki to przegraliśmy ten mecz przede wszystkim skutecznością: Blazers 40%, Nuggets 52%. Ale mam wrażenie że skuteczność gospodarzy to bardziej wynik naszej słabej obrony, szczególnie ze strony graczy wysokich (coś się Aminu „popsuł”). Przegraliśmy też ławkę 20:41.

 

Warto odnotować że na ławce był wczoraj Alexander, ale jeszcze nie miał okazji debiutu. W sumie może trochę szkoda, bo nie był obciążony poprzednim meczem, tak jak reszta drużyny.

 

Zapewne gdyby mecz w Denver był 3 dni wcześniej Blazers na fali wznoszącej pojechaliby z nimi 30 punktami, bo co powiedzieć o drużynie której grę ciągną w czwartej kwarcie Hickson  i Barton. Ale że przydarzyło się, to co się przydarzyło w RipCity w niedzielę to trzeba inaczej spoglądać na tą porażkę.

 

Mamy bilans 4:4, pewnie każdy fan Blazers przed sezonem brałby go w ciemno. A okoliczności sprawiły że jest mocny niedosyt.

 

Ale o wszystkich przykrych momentach ostatnich dwóch nocy możemy zapomnieć już w czwartek nad ranem. Do Portland przyjeżdża nie kto inny jak LaMarcus Aldridge. Będzie buczenie?

08 Nov 2015

Blazers - Pistons

Mecz nr 7. Tłoki jak Rocky

Po weekendowym odpoczynku od poczynań naszych pupili i napawaniem się dumą z drugiego bilansu na Zachodzie (mieliśmy mieć w końcu najgorszy, a nie najlepszy za Warriors) przystępujemy pełni nadziei do meczu z Tłokami. Jak na razie tylko Słońca nam zaszkodziły: Pelikany, Wilki, Jazzmani i Niedźwiadki nie dały rady, to może się uda powalczyć z jak na razie będącymi na fali wznoszącej Pistonsami.

 

Mecz zaczyna się od historycznego dla koszykówki światowej wydarzenia. Plumlee kończy akcję 2+1 trafionym rzutem wolnym. Goście są tak załamani że mają problemy żeby trafić w obręcz. U nas jednak jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki skuteczność z poprzedniego meczu traci Meyers The Legend Leonard. Kilka trójek Lillarda  i walka Aminu pozwala nam jednak objąć prowadzenie 25:21.

 

Potem koncert gry dają rezerwowi: rewelacyjnie skuteczny Crabbe, waleczny Davis, nieprzewidywalny Harkless (który sobie oczywiście nie mógł darować pudła spod kosza w IV kwarcie), a nawet Vonley.

 

W trzeciej kwarcie osiągamy nawet 18 punktów przewagi i pomimo wciąż dobrej postawie gości (jeszcze wówczas lekceważonej) mamy wszelkie atuty: skuteczność, waleczność, zbilansowany atak, własną halę. Jeszcze pod koniec III kwarty dochodzą świetne akcje McColluma - jest rewelacyjnie.

 

Pamiętacie te najbardziej przegięciowe filmy w serii Rocky, gdy bohater jest masakrowany przez ileś rund z rzędu, odporność na ciosy przechodzi granicę ludzkiego organizmu, a w końcówce staje na nogi i masakruje rywala? To właśnie wczoraj zrobili z nami Pistonsi.

 

Punkt zwrotny tego meczu to niezauważony faul na Ed Davis i wykluczenie tegoż z meczu. Nagle Blazers rozsypalii się jak domek z kart. Z +18 w III kwarcie robi się -19 pod koniec meczu. To chyba jeden z najbardziej absurdalnych meczów  koszykówki - takiego przeobrażenia dawno nie widziałem.

 

Nic nie trafiamy, mamy multum strat, a rywalowi jak w amoku wychodzi wszystko. Dośc powiedzieć że od stanu 98:96 - 16 punktów z rzędu rzuca nam Jackson (zawodnik w sumie przeciętny jak na NBA). Blazers w tym czasie są w takim szoku że nawet nie zagrażają punktowo rywalowi.

 

Trzeba przyznać że Detroit zagrało rewelacyjnie - nie ugięli się przegrywając wysoko, a jak poczuli krew wykorzystali to jak ... Rocky. Szacun dla nich, a my mamy okazję do odrodzenia już dziś w nocy.

 

Aż jestem ciekawy jak po takiej masakrze zagramy ze słabszym rywalem  na wyjeździe.

01 Jan 2020

Blazers - Grizzlies

Mecz nr 6. Niedźwiedzia zemsta

Jak wygramy dziś z Grizzlies to nikt, ale to nikt nie będzie narzekał na rozpad ubiegłorocznej drużyny i brak LMA, Batuma, Lopeza i nawet Matthews.

 

Zaczynamy energicznie: co prawda nieskutecznie (oczywiście na dzień dobry 2 pudła z osobistych Plumlee), ale z pełną walką na tablicach, dzięki czemu trzymamy się na początku w okolicach remisu.

Po czasie - aktywniejsza podkoszowa gra Niedźwiadków i wynik trzymają tylko dystansowe rzuty rezerwowych (Vonley i Crabbe). Na kolejną przerwę schodzimy z 1 punktowym prowadzeniem 18:17. Nieskutecznie do tego momentu gra Lillard, ale może to paradoksalnie dobry prognostyk przed dalszą częścią meczu.

Samo pojawienie się na parkiecie kata Portland – Udriha paraliżuje i do końca kwarty nie rzucamy nic tracąc 6 punktów i przegrywamy ćwiartkę 18:23.

 

Druga kwarta pomimo braku Lillarda zaczyna się dobrze dzięki zbilansowanemu atakowi: punktują Crabbe, Leonard, McCollum i Harkless – wychodzimy na prowadzenie 30:28.

Po powrocie Lillarda mecz jest w dalszym ciągu wyrównany, ale w końcówce zdobywamy 8 punktów pod rząd (dwie trójki i kontra) i do przerwy prowadzimy 50:46 (na szczęście niezaliczony rzut Greena z ostatniej sekundy).

 

Do przerwy 100% skutecznością popisał się odmieniony Leonard i on rozpoczyna świetnie 2 połowę dorzucając kolejne 5 punktów (trafia 3 osobiste). Z drugiej strony rozkręca się Allen, a pod koszem nęka nas Randolph, przez co mecz jest niezwykle wyrównany a prowadzenie zmienia się wielokrotnie.

Wreszcie nadchodzi końcówka trzeciej kwarty to prawdziwy popis Blazers: nareszcie skuteczny Lillard masakruje gości trójkami, ofensywnie kąsa Aminu, cała drużyna gra świetnie w obronie i ofiarnie na desce. Nie ma strat, głupich podań, nie ma słabych punktów. Niedźwiadki dobija jeszcze akcją z końcową syreną Ed Davis i robi się pokaźna zaliczka 19 punktowa przed ostatnią odsłoną: 90:71 wydaje się że rozstrzyga sprawę.

 

Czwartą kwartę zaczynamy pięknym wsadem Harklessa, trójką Lillarda i kolejną udaną akcją Harklessa. trzymamy wynik na ponad plus 20 i nie dajemy żadnej nadziei rywalowi. Nawet na kilka minut przed końcem trener wpuszcza jeszcze Lillarda żeby nie było żadnych wątpliwości. Dopiero w końcówce "popis" daje Kaman, ale i tak gromimy drużynę, z która nie mieliśmy nic do powiedzenia rok temu.

Czy aby na pewno mamy gorszych Blazers niż rok temu?

 

04 Nov 2015

Jazz - Blazers

Mecz nr 5. Sennie w Utah

Kiedyś w latach 90-tych bardzo lubiłem Utah Jazz, a szczególnie Stocktona. Ale od kilku lat mocno mnie irytują, chyba szczególnie celebrowaniem trafianych trójek.

 

Drużyna Jazzmanów jest nam dosyć dobrze znana z uwagi na dwie potyczki przed sezonem, więc z niemałą nadzieją na drugie wyjazdowe zwycięstwo przystępujemy do oglądania pojedynku.

 

Pierwsza piątka – mimo postulatów polskich fanów na forach – bez zmian. Oczywiście Plumlee już na dzień dobry daje czadu nawet nie wyskakując do walki o pierwszą piłkę. Utah zaczyna na wysokiej skuteczności, ale my odpowiadamy celnymi rzutami Lillarda i po akcji niezawodnego Aminu wychodzimy na prowadzenie 11:12. Podłamuje to trochę gospodarzy dzięki czeku szybko odskakujemy na 11:19. Niestety w tym momencie przychodzi seria naszych błędów – głupich strat i niecelnych rzutów, dzięki czemu Jazzmani wracają do gry zamykając pierwszą kwartę jednopunktowym prowadzeniem Blazers 26:27.

 

Początek drugiej kwarty to odpoczynek Lillarda, ciężar gry bierze na siebie McCollum szybko zdobywając 6 punkty. Utrzymujemy przewagę prowadząc nawet w pewnym momencie 30:36. Na deskach walczy Davis, mocne faule zalicza Vonley.

 

Drugą kwartę zaczynami bez Lillarda, ale McCollum trzyma wynik. Nie ma się co cieszyć z kontuzji, ale skręcenie kostki The Legend jakoś nam nie zaskodziło. Do przerwy po znakomitej ostatniej akcji McC prowadzimy wyraźnie.

 

W trzeciej kwarcie jest w Utah tak sennie że szacun dla naszych graczy że nie posnęli. Trochę ciśnienie podnoszą sędziowie gwiżdżąc Lillardowi trzy wątpliwe faule, a nie gwiżdżąc przewinienia jak rywal kolanem kopie go w głowę. Jazzmani faulują nas na potęgę, a my śrubujemy rekord niewykorzystanych wolnych (nie tylko Plumlee). Do pieca daje jeszcze Harkless, któremu znudziło się pudłowanie z pod kosza, to postanowił spudłować z nad kosza.

 

Czwartą kwartę zaczynamy Lillardem, który trzyma wynik. Trzyma poziom też Harkless (który już swoje pudło dnia miał w 3 kwarcie). A jak nas dochodzą na 5 punktów to bryluje szybką odpowiedzą McCollum. Kontrolujemy przebieg tej kwarty, jakbyśmy mieli doświadczoną drużynę i Jazzmani dają sobie w końcu siana przegrywając w efekcie aż 17 punktami.

 

Z negatywów: fatalnie rzucamy osobiste, znowu przegrywamy ławkę i mamy dwa razy więcej strat (w tym wiele głupich typu "nic się nie dzieje to podam do rywala"). Ale jak tu narzekać jak się wygrywa drugi mecz z rzędu na wyjeździe.

 

Mamy super bilans 3:2 (taki jak San Antonio), wygraliśmy już 2 mecze na wyjeździe i jesteśmy w ósemce. Jutro wielka zemsta na Niedźwiadkach. To będzie pierwszy poważny egzamin tych młokosów.

 

 

02 Nov 2015

Minnesota - Blazers

Mecz nr 4. Zaduszki w Minnesocie

Przed meczem nostalgiczna uroczystość pożegnania zmarłego niedawno trenera Wilków „Phila” Saundersa. A potem huczna (trochę zbyt huczna jak na okoliczności) prezentacja zespołu gospodarzy.

 

Mecz zaczynamy źle: nieskutecznie, bez wiary, a gospodarze szybko rzucają 4 kosze i po 2 minutach jest 8:1 w plecy – bierzemy czas. Mecz się trochę wyrównuje, ale Wilki grające na bardzo wysokiej skuteczności w końcu odjeżdżają na 17 punktów (34:17) i wydaje się że jest po zabawie. Na szczęście to koniec dobrej gry Minnesoty i do końca kwarty odrabiamy kilka punktów, ale i tak przegrywamy wyraźnie (34:21).

 

W drugiej kwarcie sygnał do walki daje Aminu, który rzuca, zbiera, biega i fauluje (czasami głupio) – dzięki czemu przywraca wszystkim wiarę, a przede wszystkim mocno deprymuje Wilki. Teraz my gramy na wysokiej skuteczności i spokojnie odrabiamy stratę. A byłoby jeszcze lepiej gdyby nie sędziowanie: niektóre decyzje w ważnych momentach (np. jak ich dochodzimy na 6 punktów) wołają o pomstę do nieba. W efekcie do przerwy jest remis i zaczynamy drugą połowę od zera.

 

W trzeciej kwarcie moglibyśmy rozstrzygnąć losy rywalizacji definitywnie, gdyby nie fakt że przez jej większość gramy w czwórkę przeciwko szóstce rywali. Dopiero jak dywersant Leonard siada na ławce, Lillard bierze sprawy w swoje ręce i zarabia na skromną zaliczkę przed ostatnią kwartą (80:83).

 

Czwartą ćwiartkę zaczynamy bez naszej lidera i próbujemy utrzymać kilka punktów przewagi, co się udaje w dużej mierze dzięki przyzwoitej grze na desce Davisa, ale co trzeba sobie powiedzieć głównie dzięki nieskuteczności Wilków. W połowie kwarty wchodzi Lillard i odjeżdżamy na 10 punktów (89:99 po trójce na 5:40 przed końcem) – wydaje się pozamiatane. Ale Minnesota jeszcze wykazuje błysk walki i dzięki - po raz kolejny - wydatnej pomocy sędziów dochodzi nas na 2 punkty. Zaczynają się nerwy i nie trafiamy trzech trójek: Aminu z czystej pozycji, Lillard przy pozycji „za 4 punkty” i Crabbe ADHD. Losy meczu komplikuje w dodatku kolejny dywersant Plumlee , który w w trakcie 90 ostatnich sekund potrafi zaliczyć: 1) absurdalną stratę, 2) nieudolna zbiórkę, 3) przegrany sporny z niższym zawodnikiem i 4) spudłowany kluczowy osobisty. Na szczęście w ostatniej minucie sędziom już nie wypada drukować i trzy sporne sytuacje na naszą korzyść pozwalają dowieść wyjazdowe zwycięstwo zakończone kontrą Crabbe (ADHD) podsumowującą ten niesamowicie długi pojedynek.

 

Fajnie że wygraliśmy ważny mecz na wyjeździe, super zagrali Lillard, Aminu i Davis, ale tak naprawdę to zwycięstwo zawdzięczamy słabej przez ponad trzy kwarty Minnesocie.

 

A my problemów mamy co niemiara, że wymienię tylko 6 najważniejszych:

 

Problem nr 1 – Słaba Ławka. Miało być inaczej, wiadomo że pierwszą piątkę dopiero budujemy, ale skład miał być wyrównany, a wsparcie rezerwowych istotne. Tymczasem dochodzi do sytuacji, że nasza ławka na 106 punkty drużyny rzuca 24 – przy Minnesocie 60. Dramat, prawda?

 

Problem nr 2 – Rzuty Wolne. Rywale mają na nas sposób wymuszając rzuty wolne. Już Słońca to zastosowały. Wczoraj Minnesota miała prawie dwa razy więcej okazji rzucać nam „jedynki” (39:20). Nie wiem czy to wynika z problemu nr 3, czy jednak z jakiś braków technicznych może taktycznych. Nie wiem „nie znam się”, ale wiem że ten problem nam niestety „załatwi” mecze z lepszymi rywalami na amen.

 

Problem nr 3 – Sędziowanie. Pomijam ostatnią minutę – bo decyzje oczywiste i trudno było przy podglądzie wideo drukować, ale to co wyprawiają z nami sędziowie to jakaś paranoja (w ogóle sędziowanie w NBA to największa żenada tej ligi). W ważnych momentach gwiżdżą nam jakieś dziwne faule, błędy, a rywalom pozwalają na wszystko. Lillarda to już momentami tak masakrują, że aż się dziwię że nie zaliczył jeszcze żadnego technicznego. Zaliczenie tej wczorajszej dobitki w drugiej kwarcie to była jakaś aberracja. Czyżby jak w „Piłkarskim pokerze” zapadł na nas wyrok?

 

Problem nr 4 – Meyers „The Legend” Leonard. Żeby nie było – jestem wielkim fanem tego zawodnika, ale to co wyprawia na początku sezonu to dramat. Wiem że jest jakiś problem z kontuzją, ale chyba też z głową bo jak się nie czuję na siłach to nie rzucam głupio w ważnym momencie. Dywersant.

 

Problem nr 5 – Harkless. Może i facet jest pożyteczny, ale te jego pudła spod kosza w 4 kwartach są tak irytujące, że deprymują całą drużynę.

 

Problem nr 6 – Plumlee. Też go lubiłem, ale wczoraj ostatnie półtorej minuty to wyczyn na miarę ewentualnej porażki.

 

Dziś w nocy Utah – z takim rozkładem w ubiegłorocznym składzie byłoby 5:0, ale na dziś 3:2 byłoby „superowe”.

01 Nov 2015

Blazers - Phoenix Suns

Mecz nr 3. Psikus zamiast cukierka.

Jako fan polskiej ekstraklasy piłkarskiej miałem cichą nadzieję że z dwumeczem ze Słońcami będzie tak jak załatwianiem meczów zaprzyjaźnionych klubów w Polsce – my wygramy u siebie, wy wygracie u siebie i każdy będzie zadowolony. Ale rzeczywistość okazała się brutalna.

 

Zaczęło się co prawda dużo lepiej niż noc wcześniej. Skuteczny Lillard i pomoc Aminu dobrze wróżyło. Problem w tym że tym razem Słońca grały też dużo lepiej nie popełniając już głupich strat. Znowu nękali nas Bledsoe i Chandler, a przede wszystkim już irytujący swoimi trójkami Knight.

 

Jeszcze rezerwowi trzymali wynik, dzięki tym razem skutecznemu Crabbe, ale końcówka pierwszej połowy uwidoczniła przewagę gości. Od stanu 43:42 dla nas robi się szybko 54:43 w plecy i tylko trójka w ostatniej sekundzie Aminu trochę poprawia nastrój.

 

Do połowy trzeciej kwarty po trójce Harklessa (wówczas wydawało się że wreszcie dał wsparcie) wychodzimy na 4punktowe prowadzenie i wydaje się że mamy ich na widelcu. Niestety wybuczany w Moda Center Bledsoe bierze się do roboty, a swoimi trójkami marzenia o utrzymaniu przewagi niweczy Knight.

 

Jeszcze na 6 minut przed końcem utrzymuje się wynik bliski remisu, ale im bliżej końca tym gorzej. Słońca rzucają 8 punktów z rzędu i jest po meczu. Jeszcze irytujące pudło z Harklessa pod koszem (jednak nie pomógł) i festiwal osobistych w końcówce.

 

Przegrywamy dwa mecze ze Słońcami, co boli bo to mało lubiany przez nas rywal. W dodatku przegrywamy w słabym stylu, w dodatku to rywal w naszym zasięgu – coś szybko popsuła się nowa blazerowska maszynka.

 

30 Oct 2015

Phoenix Suns - Blazers

Mecz nr 2. Słoneczne sprowadzenie na ziemię.

Już w drugim meczu Blazers pokazali swoje gorsze oblicze. Z entuzjazmu i skuteczności z meczu z Pelikanami nic nie zostało, i od początku nie zanosiło się na nawiązanie walki ze Słońcami. Był to przede wszystkim mecz błędów – i to błędów momentami dziecinnych.

 

Gospodarze celowali w absurdalne błędy kroków, Blazersi w gubieniu piłki i faulach ofensywnych.

 

Pierwsza kwarta jeszcze w miarę wyrównana do stanu 20:19, ale to bardziej dzięki słabej grze gospodarzy, którzy pchali piłkę do Chandlera, co było raczej przewidywalne. Ale pod koniec wykorzystali swój obwód i Bledsoe z Morrisem wyprowadzili ich na 4punktowe prowadzenie.

 

Druga kwarta to przede wszystkim problem z faulami. Raz po raz gospodarze wymuszali osobiste i stawali na linii rzutów wolnych – 13 pkt w samej drugiej kwarcie tracimy z osobistych. W Portland zawodzili zmiennicy, podczas gdy u gospodarzy wystrzelili Knight i wysoki Len. W efekcie na przerwę schodzimy z deficytem 6 punktów, ale i z widocznym brakiem wiary w końcowy rezultat.

 

W trzeciej kwarcie gospodarze powiększają przewagę wykorzystując kolejne osobiste (9 pkt) i równomiernie rozkładając swoje atuty: Bledsoe, Warren, Knight, Chandler, Len. Jesteśmy w zasadzie bezradni, Lillard gra w kratkę, McCollum jest cieniem zawodnika z przed kilku dni, pod koszem nie radzi sobie ani Plumlee ani Davis. W zasadzie po trzeciej kwarcie już jest pozamiatane, bo w tym roku nie mamy potencjału na odrabianie 14 punktów na parkiecie rywala.

 

W czwartej kwarcie gospodarze spokojnie kontrolują przebieg meczu, który ostatecznie w bardzo słabym stylu przegrywamy 18 punktami. Martwi ten mecz, bo Słońca nie wyglądają na drużynę poza naszym zasięgiem. Zagrali sprytnie (wymuszanie osobistych), ale byli na pewno do napoczęcia. Niestety tym razem nikt od nas na zaskoczył i raczej wyglądało że byli myślami przy rewanżu w Moda Center. Bardzo martwi zupełny brak wsparcia ze strony Meyers „The Legend”, któremu zupełnie nie siedzi rzut i jest pewnie przez to jakiś apatyczny. To był taki as w naszej talii, który miał zaskoczyć w ważnych momentach, a na razie jest największym rozczarowaniem. Na pochwałę w tym meczu zasługuje praktycznie tylko Aminu. Lillard jak to Lillard miał jedną szaloną trójkę – ale ogólnie nie porwał drużyny, jedyne co go usprawiedliwia to wątpliwe decyzje sędziowskie.

28 May 2023

Blazers - Pelicans

Mecz nr 1. u siebie z Pelikanami. Narodziny Mc Gwiazdy?

Mecze preseason nie do końca traktowano poważnie więc zaniepokojenie przed rozpoczęciem sezonu było powszechne. Tymczasem okazało się że nasza nowa drużyna także w pojedynkach sezonu regularnego powinna zachować zauważalne pozytywne cechy: dynamikę, świeżość, inwencje, ambicję, wolę walki i radosny chaos.

 

Musimy odzwyczaić się od ubiegłorocznych przespanych początków meczu i żmudnych pogoni, bo teraz zanosi się że będzie odwrotnie. Nowi Blazers wychodzą z taką energią, jakby chcieli rozszarpać rywala już po 12 minutach.

 

Pelikany o tym nie wiedziały i obudziły się po pierwszej kwarcie z 43 straconymi punktami. Końcówka w wykonaniu Mc Colluma i rezerwowych to była koszykówka na niebiańskim poziomie.

W drugiej kwarcie Pelikany zaczęły trafiać trójki i mecz się wyrównał, ale i tak Portland utrzymywało wyraźną przewagę. Bardzo mi się w tym okresie podobał Ed Davis.

 

Dopiero gdzieś na przełomie trzeciej i czwartej kwarty wyraźnie uszło powietrze i zawisł koszmar przedsezonowej porażki z Clippers. Ale okazało się że mamy prawdziwego lidera, który w takim momencie potrafi wziąć ciężar gry na siebie i dobić rywala. I tym człowiek nie jest Lillard, ale o dziwo McCollum. Niektóre jego akcje to była po prostu bajka – koszykówka z innej planety.

Please reload

bottom of page