top of page

Plan B – Kotlet zmielony (ocena 5/10)


Pięć, pozornie - jak to w filmie tego typu, nie związanych ze sobą wątków:

  1. Edyta Olszówka (wreszcie powrót na duży ekran) ma romans w pracy na uczelni ze swoim profesorem Krzysztofem Stelmaszykiem, oczywiście żonatym

  2. Marcin Dorociński wychodzi z więzienia i wraca do mieszkania, w którym powinna na niego czekać dziewczyna

  3. Córki Kingi Preis wyjeżdża do USA, a mąż Adam Cywka ma dla niej szokujące wyznanie podczas obiadu po odwiezieniu córeczki na lotnisko

  4. Małgorzata Gorol spędza czas na imprezowaniu i wyuzdanym seksie, ale w końcu w przypadku jednej zdobyczy pojawia się uczucie

  5. Roma Gąsiorowska wytwarza figurki aniołów, odtrąca adoratorów, chodzi na terapie i martwi się o samotnego ojca

Akcja toczy się w Warszawie w przeciągu kilku zimowych, przedwalentynkowych dni. W tle katastrofa pociągów, w której zginęło 25 osób, a dalszych 45 jest rannych.


Z bólem niestety trzeba prosto z mostu napisać, że reżyserka Kinga Dębska (genialne: „Moje córki krowy”) z kompozycją mozaikową zupełnie sobie nie poradziła. Poszczególne wątki są rwane, źle skomponowane, różne gatunkowe, a przede wszystkim nielogiczne z wieloma błędami i nieścisłościami. Brakuje również powiazania i spójności. Dębska miała na tacy podane rozwiązania na klamry: katastrofa komunikacyjna, czy też utrata miłości przed Świętem Zakochanym. Ale nie wiedzieć czemu z nich nie skorzystała, skracając film i urywając większość tematów bez zakończenia. Główne wątki pozostawiają wiele do życzenia z uwagi na ich nieracjonalność, ludzie się tak nie zachowują i mają trochę inne problemy – nie ma co tego omawiać i spoilerować po każdy odczuje dysonans w tych historiach. Do tego dochodzą sceny wręcz kuriozalne: rozmowa na pogrzebie, wyznanie w restauracji, demolka mieszkania, sznur do wieszania, dziecko na lodzie. Jak reżyserka, która tak znakomicie uchwyciła rzeczywistość w swoim poprzednim filmie może robić takie błędy? I tylko po części usprawiedliwia ją słaby scenariusz Karoliny Szablewskiej (styl „Listów do M.”), bo nawet z tych historii można było ulepić lepszy film.


Dębska kompletnie gubi się w kompozycji scen, co jest kluczowe dla filmu mozaikowego. Poszczególne sekwencje są zbyt długie, widz przyzwyczaja się do bohatera, po czym traci go z oczu na kilkadziesiąt minut. Nie bardzo też wiadomo, która historia jest przodująca, a mocna gra aktorska wygląda jakby niektórzy sobie ten film wyrywali dla siebie. Błędem było również zróżnicowanie gatunkowe: rozpoczyna się od kina imprezowego (nawet erotycznie dzięki mocnym scenom seksu), później na plan pierwszy wysuwa się wątek ukrywanego romansu, żeby po chwili zastąpić komediowym Dorocińskim, a następnie psychologicznym martwiącej się o ojca córki. Oczywiście można odnaleźć w filmie ulubiony wątek dla siebie, ale trzeba się uzbroić w cierpliwość gdy na długi okres znika z fabuły. Mogłoby to wszystko uratować zakończenie, które spajałoby historie i bohaterów, jak to często w filmach mozaikowych. Ale tak naprawdę to łączą się losy tylko bohaterów z dwóch wątków. A sprowadzania wszystkiego do mianownika o nazwie będącej tytułem filmu, czyli że w każdej sytuacji można przygotować alternatywny plan na życie jest jednak zbyt płytkie.


W tym kisielu muszą sobie radzić aktorzy i najlepiej wypada Dorociński, który się nie wyrywa i gra w sposób bardzo zdystansowany, z naturalnym dla swojej osoby komediowym postrzeganiem, szczególnie w kontekście poprzedniego filmu Dębskiej. Ten wątek wysuwa się na pierwszy plan, chociaż tak naprawdę jest tylko pozornie komediowy (Dorociński robi swoje), ożywiającą cały film kreacją zwierzęcą – suczka Kotlet miażdży aktorsko i nie sposób pokochać sekwencji, w których występuje. Dodatkowo wątek Dorocińskiego (wypadałoby napisać Kotleta) ma chyba jako jedyny sensowną puentę. Olszówka, Preis grają bardzo mocno. Chyba zbyt mocno, chociaż aktorsko trzeba ten wysiłek pochwalić. Gorol to głównie erotyka – początkowe sceny wypadają mocno i ciekawie. Gąsiorowska jest słabiutka, i w małym stopniu usprawiedliwia ją najsłabsza w całym filmie postać bohaterki.


Przykro krytykować Dębską nie tylko z uwagi na jej poprzedni film, ale także dlatego że i w tym widać było potencjał. Reżyserka ma zdolność do tworzenia klimatu na styku dramatycznego (ale takiego na maksa: śmierć, zdrada, utrata środków do życia) i komediowego. Może lepiej to się sprawdza gdy jest jeden główny wątek, a tutaj wyzwanie kina mozaikowego zwyczajnie ją przerosło. Tylko czy z tych pięciu historii udałoby się utkać sensowny film, przy takich błędach początkowych? Wątpliwe, ale możliwe.


Film jest ładnie sfotografowany: udane zdjęcia nocnej Warszawy (mogliby tylko odrobinę mniej Koszyki reklamować), znakomita scena seksu, wiele niezłych operatorskich ujęć wewnętrznych. W dużej mierze klimat całej produkcji ratuje muzyka, szczególnie zakończenie - może zbyt sentymentalne ale hit Młynarskiego pozwala wychodzić z kina w dobrym nastroju. A że pięć historii właśnie wypada z głowy (może za wyjątkiem Kotleta i Dorocińskiego) to już inna inszość. „Jeszcze nie umieramy” i mamy nadzieję na dużo lepsze filmy Kingi Dębskiej.


Zwiastun:

Polska premiera: 2 lutego 2018

Produkcja: Polska

Rok: 2018

Gatunek: dramat, komedia, mozaikowy


Reżyser: Kinga Dębska

Scenariusz: Karolina Szablewska

Obsada: Kotlet, Kinga Preis, Marcin Dorociński, Edyta Olszówka, Roma Gąsiorowska, Piotr Polak, Agnieszka Żulewska, Małgorzata Gorol, Krzysztof Stelmaszyk, Adam Cywka

Ostatnie posty
Search By Tags
Follow Us
  • Twitter Social Icon
bottom of page