Wilcze echa – francuskie gry wojenne (ocena: 4/10)
Parafrazując cytat z początku filmu: „ludzie dzielą się na żywych, martwych i tych na morzu”, złośliwie można zauważyć, że: filmy dzielą się na dobre, słabe i francuskie … Ten jest francuski …
Podczas misji statku podwodnego u wybrzeży Syrii pojawiają się tajemnicze odgłosy. Zadaniem pokładowego dźwiękowca określanego mianem „Skarpety” (François Civil) jest ich identyfikacja – to kluczowe czy to morskie zwierzę, czy wrogi okręt. Po powrocie do bazy żołnierz ma wątpliwości, czy podjął właściwą decyzję, ale jest podejrzanie odsuwany od śledztwa, nawet poprzez podrzucanie środków odurzających. To tylko wzmaga jego podejrzenia. Tymczasem sytuacja międzynarodowa po eskalacji napięcia pomiędzy Rosją a Finlandią zbliża się do poziomu grożącego ogólnoświatowym konfliktem.
Na początku lat 80-tych nakręcono świetny film „Gry wojenne” w sposób atrakcyjny i przystępny eksploatujący temat ryzyka konfliktu międzynarodowego. Od tego czasu motyw ten był wielokrotnie ćwiczony. Tak też jest tym razem, ale można odnieść wrażenie, że twórcy tego filmu jakby nie czerpali doświadczeń z poprzedników.
Przede wszystkim razi warstwa scenariuszowa. Generalnie to od pierwszej scenie trudno się zorientować, w tej stosunkowo banalnej historii. To nie pozwala specjalnie sympatyzować, a ni z głównym bohaterem, ani z całym światem, któremu grozi, rzekomo przynajmniej, zagłada. Civil próbuje co prawda coś wycisnąć ze swojej postaci, ale ma tak słabo rozpisane działania i dialogi, że z góry jest skazany na niepowodzenie. Jedynym ożywczym tonem jest romans, a to ze względu na śliczniutką Paulę Beer (nawet nazwisko ma atrakcyjne dla mężczyzn) – jakaż szkoda że pojawia się ona na ekranie na ledwie kilkanaście minut. Bo później radiotelegrafista mimo odsunięcia przez przełożonych jednak wraca do misji ratowania świata. Tylko, że ze wszystkich jego działań największe emocje budzi odgadywanie hasła do komputerowej bazy danych.
Francuska produkcja nie porywa także realizacyjnie. Efekty specjalne wygląda jak rodem sprzed 30 lat, albo jakby brakowało budżetu. Jedyne co zasługuje na pochwałę to realizacja dźwięku, jak na film o dźwiękowcu przystało. Zaangażowano iście celebrycką obsadę aktorską, jednak nikt specjalnie (poza wspomnianą urodziwą Beer) się nie wyróżnia. Wzorowanie się na kinie amerykańskim raczej Francuzom na dobre nie wyszło.
Ciekawostką jest udział Polski jako kraju nad którym dochodzi do próby przejęcia wystrzelonej w kierunku krajów zachodnich rakiety. Czy to taki dobry pomysł doprowadzić do eksplozji nad terytorium naszego kraju to już inna sprawa.
Plusy:
Paula Beer
realizacja dźwięku
obsada
temat ryzyka konfliktu ogólnoświatowego
przejmowanie pocisku nad Polską
Minusy:
chaos scenariuszowy
poziom realizacyjny
sposób budowania napięcia
dialogi
dużo fachowego słownictwa
patetyczna muzyka
Zwiastun:
tytuł oryginalny: Le chant du loup
polska premiera: 5 kwietnia 2019
dystrybucja: Kino Świat
produkcja: Francja
rok: 2018
gatunek: wojenny
reżyseria i scenariusz: Abel Lanzac
zdjęcia: Pierre Cottereau
muzyka: Tomandandy
obsada: François Civil, Omar Sy, Reda Kateb, Mathieu Kassovitz, Paula Beer