top of page

"High-Rise" - wieżowiec


W filmie „High-Rise” zastosowano, często w kinie sprawdzający się motyw, rozpoczynania akcji od końca. Pusty wieżowiec, zniszczone wnętrze. Ostał się jeden człowiek. Właśnie konsumuje posiłek. Psa.

Cofamy się do początku (ale zaledwie trzy miesiące), żeby zobaczyć jak do tego doszło. Nowoczesne osiedle. Bogaty lekarz. Kupuje nowe, luksusowe mieszkanie mające mu zapewnić wygody, komfort i spokój. Z tym spokojem to nic bardziej mylnego. W bloku dochodzi do coraz bardziej zadziwiających zdarzeń: a to samobójstwo, a to orgia. Zresztą z pierwszej sceny wiemy, że nie zakończy się to dobrze.


„High-Rise” to adaptacja książki „Wieżowiec” (J.G. Ballarda). I tak naprawdę nie czytając jej trudno określić, czy to książka była taka sobie, czy nie nadawała się do adaptacji, czy też twórcy tego dzieła po prostu skopali sprawę. Bo film niestety jest słaby. Bardzo słaby. Tak naprawdę to trudno dociec, o co w nim chodzi, o ile w ogóle ktoś ma ochotę wgryzać się w fabułę. Momentami jest fajna muzyka. No i scena orgii może co poniektórych obudzić.

Film spoczywa na barkach jednego aktora – Toma Hiddlestona, który ma w swoim dorobku całkiem niezłe role (tylko Kochankowie Przeżyją) – były nawet plotki że zagra Bonda (pasuje w sumie wizualnie). High-Rise raczej mu sławy nie przysporzy. Gra tutaj również Jeremy Irons, ale też nie przyciąga jakoś specjalnie uwagi. Jest też masa innych dobry aktorów, których potencjał się marnuje. Ale na zdjęciach wyglądają dobrze.


Film jest obecny na ekranach już od kilku tygodni i nawet dzielnie się trzyma w repertuarze, ale to raczej strata czasu. Motyw rozpoczęcia zakończeniem też niewiele pomógł. Ale uczciwie trzeba przyznać, że film może się podobać, pod warunkiem że ktoś złapał klimat. Zdanie Kinomaniaka zawsze szanujemy.



Ostatnie posty
Search By Tags
Follow Us
  • Twitter Social Icon
bottom of page