"Dama w vanie" - brytyjskie poczucie humoru
„Dama w vanie” to brytyjska komedia, ale z wyraźnie specyficznym humorem i klimatem rodem z wysp. Nie wszystkim może to odpowiadać, a tak naprawdę to nawet nie powinno.
Główny wątek filmu dotyczy staruszki przemieszczającej się w zdezelowanym vanie. Starsza kobieta, nadmiernie religijna, ekscentryczna, i z różnymi fobiami (chociaż niektóre nawet logiczne np. niechęć do hałasu i głośnej muzyki). W jej roli - przez wielu chwalona - ale w mojej ocenie irytująca i rozmieniająca swoją karierę na drobne Maggie Smith.
Może i byłoby to źródłem śmiechu, gdyby nie fakt że twórcy proponują widzowi śmianie się z rzeczy, które śmieszne nie są, czyli przede wszystkim ze smrodu, braku higieny i bałaganiarstwa. Chyba najbardziej komiczna ma być scena z odświeżaczem powietrza przy konfesjonale. Ode mnie zero szacunku dla pomysłodawców takich scenek. Jeżeli kogoś śmieszy, że starsze osoby mają mocno specyficzny zapach to polecam odczekać 40 lat i wtedy się razem pośmiejemy.
Niestety sama Smith też niewiele dodaje do siebie, zresztą wygląda jakby grała raczej w dramacie niż w komedii. Także porażka na całej linii. Jak ktoś chce mieć prawdziwą bekę ze staruszki to polecam raczej film „Wszystko zostanie w rodzinie”.
Historia starszej pani ma także nieznośnie absurdalne zakończenie, będące kolejnym dowodem że scenarzyści do orłów swojego fachu nie należą (a wcześniejsze projekty wskazywały że należą, chociażby „Szaleństwa Króla Jerzego”).
Ale że wątek staruszki obarczony jest brakiem pomysłów, to twórcy dokładają do filmu jeszcze jeden motyw. Otóż staruszka zmęczona swoją życiową wędrówką parkuje van obok domu pisarza. W tej roli zupełnie zagubiony Allan Bennett.
Ale i zadanie mu postawione zupełnie absurdalne. Otóż człowiek, u progu którego zaparkowała staruszka, ma problem ze swoją osobowością i cierpi na pewien przypadek schizofrenii. W efekcie w większości scen widzimy jego dialog z samym sobą widząc dwie identyczne postacie, z których jedna jest pisarzem, a druga mieszkańcem. Zupełnie to nie wypala w tym filmie, szczególnie że rozważania te są miałkie i niewiele wnoszą ciekawego. Może twórcy chcieli się jedynie pochwalić że potrafią tego samego aktora umieścić podwójnie w jednej scenie, ale to powodem do dumy może mogło być ze 20 lat temu. Żeby tej schizofrenii było mało to jeszcze dochodzi watek starej schorowanej matki umieszczonej w domu opieki. Czyli z jednej strony gościu przejmuje się jakąś obcą staruszką siedząca mu na karku 15 lat, z drugiej własną matkę trzyma z dala od siebie. No trochę to słabe. Może w Anglii tak mają?
Scenariusz więc słaby, chociaż podobno oparty na prawdziwej historii. Aktorzy niczym nie przekonują. Nie ma w tym filmie ani jednej przyzwoitej sceny, ani jeden aktor nie pozwala na zapamiętanie tego filmu na dłużej niż 15 minut.
Jak ktoś nie lubi tego specyficznego brytyjskiego humoru, to wyjdzie z kina zdruzgotany. Na wszelki wypadek lepiej sobie darować.