"Bang Gang" - recenzja tylko dla dorosłych
„Bang Gang” oparty jest na prawdziwej historii, która wydarzyła się w latach 90-tych. Stwierdzono w miasteczku wśród nastolatków liczne przypadki chorób wenerycznych. Młode osoby przyznawały się do kilkudziesięciu partnerów seksualnych.
Grupa nastolatków na jednej z zakrapianych imprez wymyśla zabawę w seks grupowy.
Kto nigdy nie grał w butelkę niech pierwszy rzuci kamieniem …
Film zaczyna się od sceny orgii, ale szybko wracamy do źródeł pomysłu. Poznajemy bohaterów i okoliczności (wyjazd matki jednego z nastolatków, rozczarowanie miłosne głównej bohaterki o męskim imieniu George). Niestety ta część filmu jest słabiutka i fatalnie zrealizowana przez debiutującą reżyserkę Evę Husson. Widać braki warsztatowe, brak umiejętności przedstawienia bohaterów, fatalny montaż, zupełny brak klimatu.
Zapewne reżyserka myślała że kontrowersyjny temat i kilka scen „rozbieranych” wystarcza żeby zachęcić widza do wizyty w kinie. Może jest rozczarowana, że pod kinami nie ma pikiet protestujących przeciwko ukazaniu w sposób naturalistyczny seksu uprawianego przez nastolatków. Zresztą te sceny tez nakręcone są fatalnie i albo przypominają pornosa, albo filmiki kręcone ukrytą kamerą dostępne na youtube. Całość porażki zamykają niespecjalnie atrakcyjne ciała młodych ludzi, niestety Francuzi urodą nie grzeszą.
Film próbuje ratować końcówka, gdy na jaw wychodzą zabawy młodzieży, a przede wszystkim choroby będące ich konsekwencją. Nareszcie zaczyna się tworzyć jakiś klimat i sens, ale jest już za późno aby odzyskać przychylność widza. Co ciekawe końcówka jest bardzo plastyczna i dobrze nakręcona. Można odnieść wrażenie że „Bang Gang” zaczyna się jak pornos, toczy jak nudne kino ambitne o niczym, a kończy jak Mad Max.
Reżyserka dużo się rozwodzi w swoich wypowiedziach, jak to świetnie że kobieta ze swoją wrażliwością ukazuje w taki, a nie inny sposób na ekranie postacie żeńskie. Szczerze mówiąc naprawdę nie wiem, co tak nadzwyczajnego jest w ukazaniu kobiecości w tym filmie. To że współcześnie bardzo często dziewczyna jest inicjatorką działań, nawet tak szokujących, nie jest chyba aż tak odkrywcza jak to pani Husson się wydaje.
Husson chciał w swoim debiucie nakręcić film kontrowersyjny, ale ukazujący problemy młodzieży, pustkę okresu dorastania i możliwe konsekwencje nie przemyślanych działań. Niestety wyszło jej dzieło zwyczajnie nudne i miałkie. Na polskich ekranach kin na zaledwie kilku seansach dziennie (w Warszawie) wytrzymał wszystkiego jeden tydzień. Na więcej zdecydowanie nie zasłużył.