"Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać" - nie pytaj o Polskę
„Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać” (druga część tytułu zupełnie zbędna i mocno niepasująca do treści) to fabuła oparta na prawdziwej postaci Mieczysława Dziemieszkiewicza. Dla tego żołnierza wojna nie skończyła się w maju 1945 roku. Wiadomość o zamordowaniu przez Sowietów brata utrwaliła w nim przekonanie, że również z nowym okupantem należy podjąć walkę zbrojną. Przybrawszy pseudonim „Roj” stanął na czele kilkunastoosobowego oddziału, który - szczególnie w 1948 roku - przeprowadził szereg udanych akcji przeciwko UB i Rosjanom. Walka Roja trwała aż do kwietnia 1951 roku, gdy zdradzony przez swoją ukochaną (UB gnębiła również najbliższa rodzinę: matkę i brata) został zastrzelony podczas obławy.
Nie przypadkiem to właśnie historia Roja została wytypowana na fabułę pierwszego filmu o tzw. Żołnierzach Wyklętych, chociaż określenie Niezłomni lepiej do nich pasuje, i chyba takie powinno zostać przyjęte. Dziemieszkiewicz był bardzo inteligentnym i świadomym swoich działań przywódcą. Potrafił również unormować stosunki z okoliczną ludnością, co było jednym z poważniejszych wyzwań dla Niezłomnych. Ludzie zwyczajnie mieli dość wojny i nawet walka w słusznej sprawie, przeciwko niosącym pogardę dla religii, wolności i własności prywatnej komunistom, nie była działaniem popularnym wśród ludności cywilnej.
Jest to pierwszy film o Żołnierzach Wyklętych, co w dużej mierze dominuje recenzje i oceny tego obrazu. Jak wiadomo temat jest wciąż kontrowersyjny i nie brakuje głosów dyskredytujących postawę walczących wówczas osób. Z drugiej strony wiedza o tym temacie jest mocno wybiórcza, dla wielu zapewne sam fakt że tak ostre akcje zbrojne przeciwko władzy komunistycznej były dokonywane jest zaskoczeniem. A już to, że ostatni żołnierz wyklęty („Laluś”) zginął dopiero w 1963 roku, czyli 18 lat po wojnie jest na pewno faktem zupełnie nieznanym. Dlatego też na Historię Roja należy patrzeć z punktu widzenia edukacyjnego.
Sam film też nie miał łatwego życia. Jego realizacja trwała od 2009 roku i została przerwana w wyniku decyzji nowych władz TVP w 2011 roku. Prawie siedmioletni okres powstawania, zapewne zmiany koncepcji i uwarunkowania finansowe nie mogły nie odbić się negatywnie na samym produkcie finalnym. Krytykować ten film jest niezręcznie, bo faktycznie wyszydzani przez lata ludzie, którzy jak dziś już wiadomo (co prawda nie wszystkim) stali po tej właściwej stronie barykady i to im historia przyznała rację, zasłużyli w końcu na odrobinę prawdy w kraju, o który tak zaciekle walczyli. Aczkolwiek sytuacja zmieniła się ostatnio na tyle trwale, że można podejrzewać, że filmy o podobnej tematyce będą powstawać jak grzyby po deszczu.
„Historię Roja” można podzielić na trzy fazy.
1). Na pierwszy ogień idzie walka zbrojna i dynamiczne sceny różnych akcji przeciwko nowej władzy. Niestety ten element wypadł bardzo blado. Sceny są chaotyczne, bohaterzy są nierozpoznawalni, fabuła jest mało zrozumiała, tak naprawdę to nie bardzo wiadomo o co chodzi i co dzieje się na ekranie.
2). Na szczęście przychodzi bardziej solidna druga faza. Przede wszystkim uwypuklają się główni bohaterzy: pozytywny komendant Roj (Krzysztof Zalewski) oraz komunistyczny aparatczyk, jednocześnie zbrodniarz wojenny Wyszomirski (zdecydowanie najlepsza kreacja aktorska w tym filmie Piotra Nowaka). Ten pojedynek dwóch osobowości powinien być kanwą całego filmu.
Ta faza ma również swój wymiar edukacyjno-historyczny. Poznajemy w kilku scenach motywacje żołnierzy, ich rozterki, a także skalę terroru reżimu wobec ich samych oraz ich rodzin. Reżyser nie unika również scen, które w sposób dwuznaczny ukazują niektóre postawy, chociażby publiczne wykonywanie wyroków śmierci, albo okradanie banku.
Spada w znacznym stopniu udział scen bitewnych, kosztem interakcji żołnierzy z ludźmi i ukazywania rzeczywistości tworzonej przez komunistów. Kilka scen w tym okresie jest na bardzo wysokim poziomie, co skłania mnie do tezy, że lepiej zmontowany byłby to film o znacznie wyższej wartości artystycznej.
3). Ostatnia faza to już praktycznie samotna walka Roja, a raczej próba zminimalizowania strat (rodzina na UB, miłość do dziewczyny). Momentami film popada w styl urojeniowy (szczególnie po scenie zakopania żywcem w grobie – zapewne do tej sceny odnosi się rozszerzony tytuł filmu).
Jest coraz bardziej brutalnie – zmasakrowane zwłoki syna w rękach matki robią wrażenie. Ale czy akurat taka końcówka jest potrzebna? To bardziej kino w stylu Lynch’a, a tutaj chodziło o to żeby zrobić sprawne zakończenie z bohaterską śmiercią, z białoczerwoną flagą w tle.
Dobrze za to, że reżyser nie próbuje postawić pomnika Rojowi. To zwykły chłopak, który na akcje idzie z papierosem w gębie, pije wódki, podrywa dziewczyny, uprawia seks. Nie wszystkie sceny zapewne przypadną do gustu zwolennikom czarno-białego postrzegania historii.
Co prawda druga strona pokazana jest jeszcze gorzej, ci to dopiero chleją i imprezują. Ale sceny pokazujące jak obie strony konfliktu idą w tany są ciekawym zabiegiem realizacyjnych (pod warunkiem że nie przypadkowym, bo montaż bardzo kuleje w tym filmie).
Ogromny szacunek należy się Jerzemu Zalewskiemu i całej ekipie oraz wszystkim którzy przyczynili się do powstania tego filmu. Ich wysiłek z pewnością nie poszedł na marne. Zresztą nie mogli wiedzieć, że sytuacja w Polsce zmieni się tak, że obchody 1 marca będą jednym z poważniej obchodzonych uroczystości. Może na tle kolejnych obrazów, "Historia Roja" nie będzie arcydziełem i zginie w zalewie produkcji o tej tematyce.
I nic to, że film ma tyle wad (chaos, montaż, długość …). Lata oczerniania bohaterów minęły i ten film jest pierwsza filmową jaskółką dobrej zmiany.
Nawet jeżeli ma się w trakcie seansu wątpliwości, czy nie można było zrobić lepiej to wybór na zakończenie piosenki Grzegorza Ciechowskiego „Nie pytaj o Polskę” chwyta za gardło.