„Noc w zoo”: wyzwanie wilczycy (ocena: 5/10 za kometę)
- Andrzej
- 54 minuty temu
- 2 minut(y) czytania
Wataha wilków trenuje na wypadek zagrożenia. Problem w tym, że znajdują się w zoo, gdzie o takowe trudno. Chyba że przelot komety spowoduje komplikacje.
Animacja wychodzi od nadużywanego motywu zwierząt w ogrodzie zoologicznym i wpływu przelatującej komety. Grupa bohaterów stoi przed wyzwaniem opanowania chaosu i uratowania ogrodu zoologicznego. Klasyczna baza pod propozycję dla młodego widza. Jednak film popełnia wiele błędów.
Pierwszym z nich jest to, że film jest zdecydowanie zbyt mroczny. Wręcz może przerażać młodszych widzów, a nie idzie za tym nic oryginalnego. Estetyka i dramaturgia w wielu scenach bliższe są pełnoprawnemu horrorowi niż lekkiej animacji. Neonowe mutanty, na które zamieniają się zwierzęta, są przede wszystkim odpychające: ich żelkowata, rozlewająca się forma, sposób poruszania i agresywne ataki budują atmosferę zagrożenia, a nie beztroskiej zabawy. Twórcy obficie korzystają z chwytów typowych dla kina grozy – nagłe wejścia, gwałtowne dźwięki, intensywne, mroczne podkłady muzyczne – co dla młodszych widzów może okazać się zwyczajnie przytłaczające. W dodatku cały czas bohaterowie biją się między sobą, nawet gdy powinni współdziałać.
Równie problematyczna okazuje się warstwa fabularna. Scenariusz przypomina ciąg luźno powiązanych epizodów, w których bohaterowie biegają od jednego kryzysu do kolejnego, bez wyraźnej struktury i bez konsekwentnie prowadzonego rozwoju postaci. Wątki pojawiają się i znikają, a motyw współpracy w obliczu zagrożenia sprowadzony zostaje do kilku schematycznych dialogów i przewidywalnego finału. Zamiast opowieści z emocjonalnym rdzeniem otrzymujemy serię głośnych, wizualnie nachalnych sekwencji, które szybko nużą swoją powtarzalnością.
Nieprzekonująco wypada także humor. Liczne sceny opierają się na krzyku, przerysowanych reakcjach i żartach z pogranicza słownego śmietnika: wyzwiska w rodzaju „głupi” czy teksty o „śmierdzących girach” trudno uznać za dowcipne, a jednocześnie są idealnym „materiałem do powtarzania” przez najmłodszych widzów. Zamiast inteligentnych, dwupoziomowych gagów, które potrafią docenić i dzieci, i dorośli, dostajemy prostą, hałaśliwą farsę. To szczególnie rozczarowujące w czasach, gdy standardy narracyjne w kinie animowanym zostały wywindowane bardzo wysoko.
Warstwa audiowizualna jest intensywna do granic przesady. Krzykliwe barwy, ciągłe migotanie, szybki montaż i wysokie natężenie dźwięku. Zamiast poczucia przygody dominują zmęczenie i dyskomfort. Widz, który oczekuje od rodzinnej animacji wytchnienia i bezpiecznego „dreszczyku emocji”, może zostać zaskoczony skalą makabryczności niektórych scen: atakujące jak zombie zwierzęta, sugestywne przemiany, zagrożenie o charakterze quasi-apokaliptycznym.
Deklarowany morał – znaczenie współpracy, solidarności, wzajemnego wsparcia – rzeczywiście pojawia się w dialogach, lecz pozostaje powierzchowny. Zostaje przytłoczony przez dominującą estetykę grozy i przez chaos scenariuszowy. Film sprawia wrażenie utworu pozbawionego jasno określonego odbiorcy: dla najmłodszych jest zbyt brutalny i nasycony strachem, dla starszych – zbyt infantylny i fabularnie ubogi, dla dorosłych – zwyczajnie nieciekawy.
„Noc w zoo” pozostawia po sobie wrażenie chybionego projektu: animacji, która próbuje łączyć horror z kinem familijnym, a w rezultacie nie spełnia obietnic żadnego z tych gatunków. Dla widzów szukających wartościowej propozycji na rodzinny seans jest to tytuł, który budzi poważne zastrzeżenia zarówno pod względem dostosowania do wieku najmłodszych, jak i jakości samej opowieści.
Twórcy:
reżyseria: Ricardo Curtis, Rodrigo Perez-Castro
scenariusz: Steven Hoban, James Kee
tytuł oryginalny: Night of the Zoopocalypse
produkcja: Kanada, Belgia, Francja
gatunek: animacja zwierzęca
rok: 2024
polska premiera kinowa: 7 listopada 2025
dystrybucja: M2 Films













Komentarze