„Świat dla Juliusza”: bogate nieszczęśliwe dziecko (ocena: 5/10 — za Peru)
- Andrzej
- 13 minut temu
- 2 minut(y) czytania
Mały Juliusz dorasta w świecie, o jakim większość jego rówieśników może tylko marzyć: mieszka w czymś na kształt pałacu, otoczony jest służbą, luksusem i przekonaniem, że to do niego należy przyszłość. Na papierze to bajka – w praktyce raczej złota klatka, w której śmierć zagląda zdecydowanie zbyt często.
Film opiera się na prostym, ale kontraście: dobrobyt kontra śmierć. Wokół Juliusza krążą kolejne tragedie rodzinne. Beztroskie dzieciństwo, zamiast ciepłego wspomnienia, zamienia się w pasmo traum, na które chłopiec nie ma żadnego wpływu. Twórcy ciekawie zestawiają obrazy przepychu – wielkie sale, eleganckie stroje, służba w tle – z doświadczeniem dziecka, które coraz wyraźniej rozumie, że pieniądze nie chronią ani przed samotnością, ani przed żałobą.
Najmocniej działa perspektywa dziecka. Świat dorosłych jest dla niego nieprzejrzysty, pełen szeptów za drzwiami, niedokończonych zdań i nagłych zmian nastroju. To, co dla widza wygląda jak klasyczny melodramat rodzinny, dla bohatera jest serią niezrozumiałych ciosów. W kilku scenach film dobrze łapie ten dysonans: dziecko bawi się, jakby nic się nie stało, podczas gdy dorośli pogrążeni są w żałobie; gdzie indziej odwrotnie – Juliusz zamiera, czując napięcie, którego nikt mu nie tłumaczy.
Problem w tym, że potencjał tej historii zostaje w dużej mierze roztrwoniony. Scenariusz nie odkrywa niczego nowego w znanym motywie „bogate, ale nieszczęśliwe dziecko”. Postaci dorosłych często są zarysowane schematycznie: albo zimni, albo neurotyczni, rzadko prawdziwie wielowymiarowi. Ubogie aktorstwo dodatkowo to podkreśla – zbyt wiele scen wypada teatralnie, jakby bohaterowie recytowali kwestie zamiast je przeżywać.
Szkodzi też konstrukcja opowieści. Narracja jest przeskokowa, czasowo poszatkowana, jakby ktoś układał film z rozsypanych fragmentów bez pomysłu na wyraźną oś rozwoju. Zamiast celowej mozaiki dostajemy raczej wrażenie lekkiego chaosu. Widz nie zawsze ma poczucie, gdzie dokładnie jest w historii: ile czasu minęło, co już się dokonało, a co jest dopiero zapowiadane. Przy tak emocjonalnym temacie brak klarownej struktury uderza szczególnie boleśnie – trudniej się przywiązać do bohatera, skoro film co chwilę przeskakuje w inne rejestry.
„Świat dla Juliusza” powstawał w czasie pandemii i widać, że nie miał szansy przebić się szerzej. To widać i w realizacji, i w dystrybucji: projekt wygląda trochę jak skromne kino festiwalowe, które liczy na cierpliwego widza, ale nie potrafi dać mu w zamian czegoś naprawdę mocnego. Zostaje interesujący kontekst – Peru, klasa wyższa, spojrzenie na kraj z perspektywy uprzywilejowanego dziecka – oraz kilka poruszających scen, które bronią się mimo wszystkich niedostatków. Do obejrzenia w kinie jedynie dzięki inicjatywie warszawskiej ambasady peruwiańskiej.
„Świat dla Juliusza” to film bardziej ciekawy jako peruwiański głos w temacie dzieciństwa i klasowych nierówności niż jako pełnoprawne, poruszające kino.
Twórcy:
reżyseria, scenariusz: Rossana Díaz Costa
zdjęcia: Gabriel Di Martino
montaż: Eric Williams
scenografia: Susana Torres
obsada: Nacho Fresneda, Antonieta Pari, Javier Sardà, Mayella Lloclla, Fiorella de Ferrari, Gonzalo Torres, Fernando Bacilio, Pamela Saco
tytuł oryginalny: Un mundo para Julius
produkcja: Hiszpania, Argentyna, Peru
gatunek: dramat dziecięco-społeczny
rok: 2021













Komentarze