Glass – superbohaterstwo a’la Shyamalan (ocena 6/10)
Najbardziej nieprzewidywalny reżyser w swoim, czyli zbierającym różnorakie oceny, stylu kończy trylogię filmów, które na takową w ogóle się nie zapowiadały.
David Dunn (Bruce Willis), człowiek który jako jedyny przetrwał katastrofę kolejową 19 lat temu („Niezniszczalny” z 2000 roku) tropi porywacza młodych kobiet, którym okazuje się Kevin Wendell Crumb (James McAvoy) po dwadzieściokrot schizofreniczny („Split” z 2016 roku). Podczas próby ujęcia, niczym na kibolskich ustawkach, we wszystkim wmiesza się policja i bohaterowie wylądują w szpitalu psychiatrycznym, gdzie specjalizująca się w leczeniu rzekomych superbohaterów doktor Ellie Staple (Sarah Paulson) ochoczo podejmie się leczenie. Problem pojawi się gdy do akcji wkroczy wyraźnie wygaszony inny pacjent: Elijah Price (Samuel L. Jackson) – sprawca wspomnianej katastrofy kolejowej.
M. Night Shyamalan sprawia wrażenie człowieka, który nakręcił swoje dzieło życia („Szósty zmysł”) na zbyt wczesnym etapie (w zasadzie na początku) swojej kariery. Panicznie próbuje doszlusować do ideału, przez co popełnia wiele szkolnych reżysersko błędów. Nie inaczej jest w tegorocznej produkcji, którą ogląda się z zainteresowaniem, znając kontekst historii może nawet z ekscytacją, ale posiada wiele mankamentów, które jednak rażą i po wyjściu z kina to one wychodzą na czoło.
Pozornie podstawą sukcesu ma być dopracowanie scenariusza. I tutaj szybko można odkryć proste błędy. Już z samą kompozycją jest sporo problemów. Nie udało się rozłożyć równomiernie akcentów na trójkę bohaterów. Jeden z nich na długo znika, a to on ma mieć istotne znaczenie w opowiadanej historii. Słabiutko jest również w rozdysponowanie czasu bohaterów drugiego planu, którzy pojawiają się jakby na siłę. Fajnym pomysłem jest, że za każdym z bohaterów stoi ktoś mu bliski, ale nie ma to zbyt wielkiego przełożenia. Jeszcze więcej można mieć zastrzeżeń do drobnych spraw, jak chociażby zabezpieczenie w szpitalu psychiatrycznym: z jednej strony jest perfekcyjnie i reagujące na każdy atak wściekłości pacjenta, z drugiej jak przyjdzie co do czego to pacjenci poruszają się równie swobodnie co morderca z gdańskiego finału imprezy WOŚP.
Sam motyw główny – czyli leczenie z choroby „superbohaterstwa” sprowadza się do kilku rozmów z panią doktor i tyle. Potem bohaterowie to głównie kontaktują się ze sobą, swobodnie niczym pensjonariusze sanatorium w Ciechocinku. Wolta i przełom też specjalnie nie zaskakują, bo każdy widz który obejrzał więcej niż jeden film podobnego gatunku wie, że jak ktoś siedzi nieruchomo na wózku to pewnie albo udaje, albo się ożywi – to już był w „Locie nad kukułczym gniazdem”.
Nawet jeżeli ktoś przetrwa ten wątek psychiatryczny to nie dostanie finałowej nagrody. Finałowe zwroty akcji to naciąganie na siłę rozwiązujące rzekome dylematy trylogii. Wygląda trochę jak zakończenie trzeciego "Matrixa": patos i oczekiwania, ale tak naprawdę to nic z tego zaskakujące nie wynika.
Pomimo wielu starań i prób wyjaśniania widzowi historycznego kontekstu fabuły, trudno jest wkręcić się w tej film nie znając, albo słabo pamiętając filmy do których nawiązuje. Nie wystarczy więc poświęcić dwie godziny z hakiem na wizytę w kinie, bo jak się chce w pełni odebrać „Glass” to jeszcze trzeba odnaleźć na platformach, mniej lub bardziej legalnych, dwa poprzednie filmy.
Mógłby „Glass” być pamfletem na filmy superbohaterskie tak zalewające ekrany kin w ostatnich latach. Mógłby gdyby sam nie robił wolty, aby takim filmem również się stać, a pewne stonowanie wynika bardziej z ograniczeń budżetowych niżli wizji reżysera. No tak się da: zjeść i mieć ciastko. To właśnie przez to kulminacyjna scena na parkingu przez psychiatrykiem wygląda wręcz żałośnie.
Pomimo tych kiepskich wrażeń po przemyśleniu, nie jest tak że samo oglądanie „Glass” jest jakąś męką. Wprost przeciwnie. Co jak co, ale klimat Shyamalan stworzyć potrafi. I utrzymać też potrafi. Jest wiele ciekawych pomysłów montażowych i operatorskich, retrospekcje są udanie włączone, a poziom zainteresowania historią utrzymuje się do rozczarowującego finału na wysokim poziomie.
Tajemnica sukcesu tkwi także w kreacji McAvoya, który już próbował ratować „Splita”. Tutaj ponownie przechodzi sam siebie.
Idealnie w jego rolę wpisuje się wycofany, ale jak przyjdzie co do czego to dominujący – Samuel L. Jackson. Willis nie dostał wiele do grania, równie dobrze mógłby tutaj wystąpić statysta – może to także wynikać z ograniczeń budżetowych. Nie wykorzystano zupełnie bardzo ciekawych kreacji drugoplanowych – Paulson jest tutaj tyle co kot napłakał. Na plus jeszcze czirliderki w kusych spódniczkach.
Dystrybutor się postarał wprowadzając film do IMAX i wersji 4D (to dobrze bo jest pretekst żeby obejrzeć dwukrotnie). Brakuje jedynie jakiegoś maratonu z trzema filmami – jeden po drugim.
Plusy:
klimat
James McAvoy
realizacja: montaż, ujęcia, dźwięk, muzyka
Minusy:
błędy scenariuszowe
konieczność znajomości poprzednich filmów
niewykorzystane postacie drugoplanowe
stracona szansa na superbohaterski pastisz
Zwiastun:
Produkcja: USA
Rok: 2018
Polska premiera: 18 stycznia 2019
Gatunek: sensacyjny
reżyseria i scenariusz: M. Night Shyamalan
obsada: James McAvoy, Samuel L. Jackson, Bruce Willis, Sarah Paulson, Anya Taylor-Joy, Spencer Treat Clark, Charlayne Woodard