„Nie!”: konny pył (ocena: 5/10)

Oryginalność: TAK! Przesada: NIE!

Bohater zajmujący się hodowlą koni na potrzeby wypożyczania do hollywoodzkich filmów, po tragicznym wypadku ojca, drąży temat zjawiska paranormalnego.

Jordan Peele swoimi dwoma filmami zaistniał w środowisku filmowym jako nowa fala w dziedzinie horrorów. Tajemniczość, niedopowiedzenia, a także istotny akcent murzyński. To uwiodło krytyków, a także widzów, bo zarówno „To my”, jak i „Uciekaj” byli filmami ciekawymi, oryginalnymi i angażującymi.

Najnowsze dzieło jest co najwyżej oryginalne. To co kuleje to kreacja bohaterów, zupełnie nieangażujących. Sama fabuła mocno zakręcona, też finalnie nie przekonuje. W zasadzie skręt jest w tym przypadku w kierunku gatunku SF, bo z horroru zostało bardzo niewiele – może powracająca zakrwawiona małpa. I reżyser czuje się w nim dużo gorzej od prób nowych form wyrazu w horrorach.

Znajdą się liczni fani tej produkcji, co widać już w recenzjach. Bo i jest tutaj materiał do szukania interpretacji: społecznych, biblijnych, religijnych, filmowych, amerykańskich. Tylko dla większości widzów zabraknie motywacji do takiego wysiłku po zmęczeniu taką produkcją.

To co trzeba oddać to fantastyczna realizacja dźwięku oraz ładne ujęcia w stylu westernowych klimatów. Dobrze wykorzystano również zabiegi montażowe, szczególnie w końcowej fazie. Gdyby jeszcze było wiadomo czemu to wszystko ma służyć … poza wywołaniem zachwytów krytyki (jak wiadomo z innej premiery tego samego miesiąca – mocno zmanierowanej).