„To” – Pennywise (ocena 5/10)
Adaptacja Kinga (przypominam – rodowity mieszkaniec Portland), powtórka wersji z 1990 roku. Bardzo dobre recenzje, i to zgodnie: zarówno recenzentów, jak i widzów. Oczywiście dużo porównań do starszej wersji, ale bez wyraźnego propagowanie jednej z nich. A nam … nie podszedł. Z początku myślałem, że tylko mi, ale Gosia po seansie rzuciła „słabe”.
Żeby być sprawiedliwym: film jest perfekcyjnie zrealizowany, szczególnie zdjęcia dopieszczone w każdym szczególe. Ale pod względem „horrorowatości” zupełnie niczym się nie wyróżnia: oklepane sposoby straszenia oparte na dźwięku, muzyce i elemencie zaskoczenia.
Film zresztą przez większość czasu bardziej wygląda na dramat o tematyce trudnego dorastania nastolatków. Konflikt pomiędzy gangiem syna policjanta, a grupą nieudaczników (grubas, jąkała, molestowana dziewczyna, czarnoskóry) mógłby być głównym tematem filmu i może wówczas całość była bardziej spójna. A tak to wygląda, jakby twórcy w połowie się zreflektowali i wyciągnęli schowanego klauna. No bo to w końcu horror …
Część scen jest przerysowana np. wojna na kamienie – przypominającą bardziej dawny sektor gości na stadionie Widzewa Łódź. Inne sceny, dla odmiany popadają w komedię. Nie wiem czy specjalnie, czy nieświadomie.
W każdym razie jak zaczyna się krwawszy fragment to zaczyna być, zamiast ciekawiej, nudniej. Nie ukrywam, że pod koniec to już bardziej niż walka z Pennywisem, zajmowała mnie rywalizacja z własnym snem.
Błędem zapewne była również wizyta w IMAX, bo niewiele on wnosi, może poza zbyt wyeksponowanym dźwiękiem. Jest jeszcze wersja 4DX, dla tych którzy chcą się szarpnąć na ponad 50 zł.
Mam wrażenie, że po okresie zachwytów (no jak ktoś porównuje do Mrocznej Wieży – to w sumie się nie dziwię) ta wersja zostanie szybko zapomniana – a „obowiązująca” pozostanie ta z 1990 roku.
Zwiastun: