„King’s Man: Pierwsza misja” – I Wojna Światowa (ocena 6/10)

Adaptacja komiksowa, która równie dobrze może być lekcją historii.

Młody chłopak jest świadkiem śmierci swojej matki. Dwanaście lat później próbuje zapobiec zamordowaniu arcyksięcia co może zapoczątkować wielką wojnę.

Długo oczekiwany, z powodu pandemii, trzeci film stanowiący adaptację popularnego komiksu. Rozpoczyna się bardziej jak geneza wybuchu I Wojny Światowej. Za dużo jest gadania, interakcji, za mało charakteryzacji bohaterów. Pojawiają się nawiązania do rycerzy okrągłego stołu, zamachu na Arcyksięcia, okopowych walk wojennych, a nawet postaci Rasputina (która zresztą ożywia film). Momentami to film dramatyczny, o okrucieństwach wojny, nawet z krytyką brytyjskiego imperializmu, a pacyfizm głównego bohatera nie współgra z efektownymi scenami pojedynków. Dopiero w drugiej części produkcja odnajduje swą charakterystyczną luźniejszą formę w scenie ze spadochronem i kozami. Wcześniej rozrusza ją głównie humorystyczny, chociaż drastyczny epizod z Rasputinem.

Nie można niczego zarzucić formie realizacyjnej. Film jest dobrze zmontowany przez co ma swoje tempo, efekty specjalne ani przez moment nie stwarzają wrażenia sztuczności, a choreografia pojedynków jest wręcz taneczna. Jednocześnie zadbano o wizję epoki poprzez szczegółowe odwzorowaniem kostiumami i scenografią. Rarytasem jest także obsada, może głównie drugoplanowa. Wydaje się jednak, że zniecierpliwieni, film przeleżał przez dwa lata pandemię, fani oczekiwali czegoś więcej, stąd zapewne stonowany odbiór i słaba frekwencja (nawet w IMAX) w kinach.

Plusy:

+ dobre tempo

+ historyczne aluzje, alternatywna wersja wydarzeń

+ sceny akcji (spadochron!), choreografia pojedynków

+ kostiumy

+ Rasputin (charakteryzacja, rosyjskie teksty)

+ obsada

Minusy:

- dużo gadania

- rozwlekłe

- słaba charakterystyka bohaterów

- pożądana znajomość poprzednich części