"Cuda z nieba" - spotkanie z Bogiem
„Cuda z nieba” to adaptacja bardzo popularnej książki Christy Wilson Beam „Cuda z nieba. Nadzwyczajna historia Annabel Beam”.
Cristy, matkę trójki córek spotyka wielkie nieszczęścia. Jedna z dziewczynek ma problemy z trawieniem. Okazuje się, że cierpi na bardzo poważna chorobę związaną z niewydolnością jelit. Szanse na wyzdrowienie są iluzoryczne. Zdeterminowana matka dociera do największej lekarskiej sławy w tym segmencie. Ale także on jest praktycznie bezsilny. Mała Anna bardzo cierpi, nie może się normalnie odżywiać, brzuch ma cały czas wzdęty. Słabo to wygląda.
Ale przychodzi dzień, który zmienia wszystko.
Nie czytałem książki, ale podejrzewam że mamy do czynienia z historią bardzo zbliżoną do tej z „Bóg istnieje. Naprawdę”, gdzie książka była niezwykle wzruszająca i zmuszająca do refleksji nad religią w zabieganym życiu doczesnym. Film powstały na jej podstawie był znacznie gorszy, chociaż przeniósł na ekran podstawowe tezy i motywy.
Mam wrażenie że z „Cudami …” jest podobnie. Książka opowiada faktycznie niesamowitą historię. Ale film ma swoje braki i dopiero końcówka wbija w fotel.
Jest to na pewno dobry film dla osób szukających potwierdzenia i utwierdzenia w wierze. Dobrze dobrano premierę w okresie wielkanocnym.
W normalnej ocenie filmowej zapewne można wiele zarzucić tej produkcji. Pierwsza, dłuższa część jest zrealizowana trochę jak marnej jakości film przeznaczony do jednorazowego „puszczenia” w telewizji. Aktorzy są nie przekonujący, dialogi sztampowe, a historia jest uzupełniania bezsensownymi wątkami (wycieczka po Boston, żarty doktora, kłótnie zdesperowanych rodziców, dziwne decyzje itp.).
Końcowa faza za to jest zbyt ckliwa i patetyczna, i chyba tylko tak sentymentalną osobę jak mnie doprowadziła do wzruszenia. A sam kluczowy moment też przeciętnie nakręcony. Ale dla wielu te wady filmowe zupełnie nie przeszkodzą w odbiorze.
Najważniejsza jest bowiem w tym wszystkim sama historia i świadectwo Annabel. Warto o tym poczytać, bo sprawa jest naprawdę nadzwyczajna.
A film też można obejrzeć. Może w telewizji, bo tam bardziej pasuje ze względu na swoją formę.