"Odlotowa przygoda" - kobieta prezydentem USA
„Odlotowa wyprawa” to propozycja typowa pod ferie zimowe. Ale akurat z ostatnich filmów dla młodszego pokolenia to chyba, pomimo licznych wad i absurdów scenariuszowych, najbardziej godna polecenia wizyty w kinie.
Animacja opiera się na historii pierwszej wyprawy człowieka i lądowania na księżycu w 1969 roku. Wszyscy pamiętamy sławetne: mały krok człowieka, wielki krok ludzkości. Ale od tamtego czasu pojawiają się teorie spiskowe, że do wyprawy w ogóle nie doszło, ze była to tylko inscenizacja telewizyjna.
I właśnie na tych teoriach zbudowana jest animacja „Odlotowa przygoda”. Wielopokoleniowa rodzina: dziadek obrażony przebywający w domu starców, ojciec pracujący w NASA i nastolatek – główny bohater – zafascynowany surfingiem.
Pojawia się też zły charakter oskarżający NASA o mistyfikację, a mający na celu pozyskanie tajemniczych złóż zlokalizowanych na Księżycu.
Fakt, że fabuła jest momentami absurdalna i niedorzeczna, pomysły czerpane chyba z … kosmosu, ale jakoś to nie przeszkadza. Film się ogląda przyjemnie, jest kolorowy, bez udziwnień. Może trochę brakuje efektów specjalnych, a szczególnie efektów 3D (ta wersja i tak już nie jest wyświetlana). Ale może dla młodszych widzów to taka wersja „akuratnia”. Bardzo słaby jest też czarny charakter, jego wątek jest zupełnie absurdalny, ale na szczęście na długo znika z ekranu.
To co najciekawsze w tej animacje to drugoplanowe akcenty. Świetna jest rola przyjaciela naszego bohatera, i jego zwierzaka jaszczura – mocno zmęczonego swoim opiekunem, dzięki temu będzie pierwszym jaszczurem w kosmosie (Rosjanie kiedyś wystrzelili psa).
Fantastyczna jest epizodyczna rola widza telewizyjnego, który z entuzjazmem przyjmuje wszystkie treści płynące z ekranu, bez żenady zmieniając zdanie z „wiedziałem że to było oszustwo” na „zawsze wierzyłem NASA”.
No i jest amerykański prezydent – kobieta. Czyżby jakaś wizja tegorocznych wyborów?