"Noc w Ville-Marie" - Monica Bellucci (ocena 5/10)
Film kanadyjskiego reżysera Guya Édoina ma raczej francuski klimat. Toczy się na kilku płaszczyznach i opowiada historię różnych osób.
Film zaczyna się od przejmującej sceny: młody chłopak (Aliocha Schneider) dostaje do potrzymania niemowlę, po czym kobieta rzuca się pod ciężarówkę. Młodzieniec zostaje z osieroconym dzieckiem na ręku. Przypomina mu to jego dzieciństwo, bez ojca. Matka (ozdoba filmu Monica Belucci) – znana i piękna aktorka filmowa – właśnie przyjeżdża się z nim spotkać, przy okazji zdjęć do filmu/serialu. Stosunki są nie najlepsze, głównie przez pretensje chłopca o półsieroce dzieciństwo.
Równolegle prowadzony jest wątek rodem z serialu „Na dobre i na złe” – szpitalny. Operatorzy karetki mają swoje problemy, ale kluczową postacią jest lekarka ze szpitala (Pascale Bussières), która również ma problemy rodzinne (śmierć syna). Jak można się domyśleć wątku w końcu się połączą. Ale trzeba na to poczekać do końcówki.
Niestety nie udało się Édoinowi udanie poprowadzić tego filmu. W efekcie to zlepek lepszych lub gorszy scen. Z pewnością w pamięci zapadnie retrospektywa związana z aborcją. Sama fabuła jest zbyt mało prawdopodobna, wiadomo że świat jest mały, ale już bez przesady. No i jeszcze konkluzja, że duże miasta są już tak rozremontowane, że zagraża to nawet ratowaniu życia.
Recenzje są umiarkowane. I chyba słusznie. Bo nie jest to jakiś zły film, ale można było dużo więcej wycisną. Piękna Belucci to jednak nie wszystko, żeby zachęcać do wizyty w kinie.
Wpolityce jak to prawicowy portal zwraca uwagę na: „intensywnie przejmujący wątek antyaborcyjny”
A Wyborczej: „zalatuje operą mydlaną”
Kobiece spojrzenie: „Każdy przeżywa swój dramat”