„Metronom”: Rumunia lat 70-tych (ocena 6/10 - za Bukareszt)

Mroczny okres rumuńskiego komunizmu w zderzeniu z entuzjazmem młodzieży.

Grupa młodzieży bukaresztańskiej decydują się wysłać list do autora audycji radiowej propagującej zachodnią muzykę, pomimo ostrego zakazu panującego komunistycznego dyktatora.

Gdy człowiek jest młody z definicji polityka go nie interesuje. Ważniejsze są pierwsze miłostki, dobra zabawa i słuchanie muzyki. W rzeczywistości komunistycznej takie podejście nie miało racji bytu. Wcześniej czy później kończyło się zderzenie w organami władzy. Samo życie dopisało jeszcze większą tragedie – dziennikarz do którego został skierowany list został zamordowany w Monachium w połowie lat 70-tych.

Film opowiada historię młodych ludzi mających marzenia, ambicję i zapał życiowy. Można się z nimi identyfikować, szczególnie gdy jeszcze dzisiaj wielu widzów odnajduje własne doświadczenia z okresu komuny w Polsce. Dla młodszych widzów taka produkcja może być już jedynie historyczna i cokolwiek trudna do uwierzenia. Jednak percepcja z punktu widzenia młodego człowieka jest atutem produkcji.

Skrupulatnie oddano klimat epoki. Odbywa się to trochę kosztem atrakcyjność, bo kadry i scenografia są surowe. Może także dlatego iż debiutujący tym filmem reżyser wcześniej specjalizował się w produkcjach dokumentalnych. Zdecydowanym urozmaiceniem jest muzyka, która wówczas rodziła się za oceanem. Ta przetrwała do dzisiaj i same nazwiska amerykańskich prekursorów rocka robią wrażenie.

Na Warszawskim Festiwalu filmowym film przeszedł prawie niezauważony. Czyżby dzisiaj epoka komuny już nie była tak ciekawa, a współczesność stawia nowe wyzwania przed kinem? Raczej nie, bo zagrożenie autorytatywnymi rządami i cenzura wciąż się pojawia.