"Zanim się pojawiłeś" – urocza Emilia Clark (ocena 6/10)

• Nie oczekiwałem wciągającego filmu, ale chyba się jednak pomyliłem.

• Nie czytałem bestselerowej powieści (Jojo Moyes), na której jest oparty film – nie wiem czy zmieniłby moje postrzeganie.

Trochę bym porównał ten melodramatyczny obraz do dwóch ambitnych filmów niedawno obecnych na polskich ekranach: Opiekun i Pycha. Z jednej strony temat opieki nad chorym i próby dotarcia do jego psychiki, z drugiej temat eutanazji szwajcarskiej.

Oczywiście tutaj wszystko jest przewidywalne: tracąca pracę w cukierni, na maksa zakręcona i roztrzepana dziewczyna decyduje się na opiekę nad młodym, ale niepełnosprawnym po pechowym wypadku z udziałem motocyklisty. Wiadomo że coś z tego będzie. Aczkolwiek, czy spowoduje to zmianę planów chłopaka co do wyprawy na zabieg szwajcarski – to jest pewna zagadka końcówki.

To co ten film z pewnością ratuje i nadaje mu uroku to świetna dwójka aktorów. Sam Caflin gra naprawdę przekonująco i nie wstydzę się przyznać że jego los nie był mi obojętny przez cały film. To zresztą taki seans w czasie którego zadajemy sobie pytanie „co ja bym zrobił na jego miejscu” – a wcale nie tak trudno się na nim znaleźć – do wypadku doszło zupełnie przypadkowo i bez winy poszkodowanego (no chyba że założymy iż nie można wychodzić z kawa podczas deszczu). Prawdziwym rarytasem jest jednak Emilii Clark, która gra wprost koncertowo swoją rolę. Trudno jej nie pokochać w tym filmie. Oj głupi ten Caflin, że dalej Szwajcaria mu w głowie.

I jeszcze jeden szczegół dopełniający pozytywny odbiór filmu: kostiumy. Niektóre stroje Emilii są przepiękne, a niektóre komiczne. Gratulacje za dopracowanie tego szczegółu.

Film jest jeszcze jedną zaletę - naprawdę oryginalne recenzje w sieci,

ta jest moją ukochaną:

tutaj gratulujemy debiutu (ale warto, bo jest sporo o książce):

teraz trochę może dojrzalej, ale o książce (też urocza prezencja):

i na koniec bardziej o filmie: