„LEGEND” – sklonowany Tom Hardy
Film „The Legend” jest opartą na faktach opowieścią o gangsterskim światku Londynu lat 60-tych, w którym główne wpływy zdobyli bliźniacy – bracia bliźniacy Ronald i Reginald Kray. Bracia, od najmłodszych lat stanowiący zgrany duet i wspierający się w trudnych sytuacjach, nieco różnili się pod względem charakteru. Ron ekscentryczny okularnik z diagnozą choroby psychicznej, nie kryjący się ze swoim homoseksualizmem, co w tamtym okresie było prawdziwym ewenementem. Reggie tymczasem wpisuje się w obraz męskiego „macho”. Obu łączyła bezwzględność, brutalność i ambicja zdobycia wpływów w przestępczym świecie angielskiej stolicy. Bracia Kray byli już bohaterami filmowymi (obraz w reżyserii Peter’a Medak’a „Bracia Kray” z 1990 roku), więc sama ich historia jest znana. Kluczowe dla najnowszej produkcji jest to, jak została tym razem opowiedziana.
„Legend” opowiada historię braci z punktu widzenia ukochanej Reggie’go – Frances Shea i jest skonstruowany w oparciu o jej narrację. Niestety jest to zabieg nieudany. Problemy i rozterki miłosno-małżeńskie Frances średnio pasują do tematyki i klimatu filmu gangsterskiego, z brutalnymi scenami „kariery” braci Kray. Frances, przeciętnie grana przez Emily Browning, wydaje się tutaj kwiatkiem do kożucha, a jej motywacja wyrwania się z nudnej rodziny do wielkiego świata pieniędzy i splendoru, zupełnie miałka w kontekście wojny gangów, kontaktów braci ze światową śmietanką gangsterską, atmosfery klubów nocnych i piwnic tortur. Ponad dwu godzinny film dłuży się przez to, irytując ckliwymi wynurzeniami Frances oraz scenami "rozwoju jej romansu" od pierwszej randki w klubie Reggie’go, poprzez małżeństwo, kłótnie, aż do tragicznego w skutkach rozstania. Wszystko to wepchnięte w ekscytujący obraz walki braci o wpływy, wygląda jak serialowe romansidło włożone w arcydzieło typu „Ojciec Chrzestny”. Film jest nierówny – bo niektóre sceny „gangsterskie” – zarówno brutalne, jak i przedstawiające negocjacje „biznesowe” aplikują do najlepszych z tego gatunku. Opowieść Frances nawiązuje tymczasem do komedyjek romantycznych albo mniej udanych seriali.
Ale jest w tym filmie coś, która sprawia, że powinien on przejść do historii kina. Tym aspektem jest arcygenialna podwójna rola Toma Hard’ego. Eksperyment, aby dwóch braci o różnej fizjonomii i charakterze (a nawet preferencjach seksualnych) zagrał ten sam aktor wydawał się karkołomny. Jednak dzięki geniuszowi aktorskiemu Hard’ego i charakteryzacji, okazał się strzałem w dziesiątkę. Tom gra tak koncertowo, że byli na sali widzowie zupełnie tego nieświadomi, którzy dopiero w momencie napisów końcowych orientowali się, że ten sam aktor wcielił się w obie postaci (aż trudno w to uwierzyć… a jednak :)).
Osobne gratulacje należą się reżyserowi i montażystom, którzy wykonali swoją pracę tak doskonale, że podwójna rola Hard’ego nabiera głębi. Tym bardziej, że scen w których występują obaj bracia jest całkiem sporo, łącznie z najlepszą w całym filmie sceną ich brutalnej (jak przystało na gangsterów) bójki w pubie. Miłymi akcentami są dawno niewidziana ikona filmu gangsterskiego – Chazz Palminteri oraz Duffy, umilająca śpiewaniem sceny rozgrywające się w pubach.
Film „Legend” zawiera takie elementy (reżyseria, montaż, zdjęcia, rola Toma Hard’ego), które nie pozwalają szanującemu się kinomanowi zostać w domu, chociaż musi się on nastawić na nieco irytującą formę narracji. Mimo kilku zastrzeżeń myślę, że obraz Brian’a Helgeland’a powinien przypaść do gustu miłośnikom gatunku, jak ktoś nie widział to jeszcze można znaleźć w repertuarze.