top of page

Witajcie w Marwen - Master of Puppets (ocena 6/10)


Może od Zemeckisa oczekujemy czegoś więcej, jednak obiektywnie ten film, co prawda dużo gorszy od najlepszych produkcji Roberta Zemeckisa, warty jest obejrzenia. Pod recenzją bonusowo zapraszamy do relacji z naszej wizyty w nowym, megaluksusowym kinie w Blue City.

II Wojna Światowa. Małe miasteczko w Belgii. Grupa atrakcyjnych kobiet dowodzona przez przystojnego lotnika. z fantazją i precyzją likwiduje niemieckich żołnierzy.

To tylko kukiełkowa inscenizacja Amerykanina, byłego grafika, który po przykrym wypadku stracił poczucie rzeczywistości. Poddawany leczeniu wpada w paranoje, a każda odznaka faszyzmu (tatuażu, władcze postawy) wywołuje w nim stany lękowe powodując przeskoki do alternatywnej rzeczywistości. Choroba uniemożliwia również ukaranie i skazanie sprawców napadu dokonanego na tle braku tolerancji. Mężczyzna bowiem odznaczał się już przed wypadkiem dziwnymi zachowaniami i skłonnościami do damskich ciuszków.

Sama fabuła jest tutaj traktowana po macoszemu. Ma jednak swoją logikę i w trakcie rozwoju wydarzeń ujawnia genezę i uzasadnienie specyficznego przypadku głównego bohatera. Nie jest co prawda wielce odkrywcza, nie prowadząc do zaskakujących rozwiązań, a nade wszystko trąci myszką. To taka historia dla kina sprzed lat: prosta, przewidywalna, pocieszna. Może dzisiaj w epoce produkcji marvelowskich wymagane jest dużo więcej, stąd dosyć chłodne przyjęcie. Jednak nie można też jej zupełnie deprecjonować, bo zawiera ciekawe spostrzeżenia, a choroba psychiczna sama w sobie stanowi ciekawą kanwę historii. Wiarygodności dodaje również jej autentyczne pochodzenie: w USA żyje bowiem Mark Hogancamp, który uciekł do świata zabawek, lalek i kukiełek. A fikcyjne wydarzenia w miasteczku Marwen powstały w jego głowie, więc rzeczywistość ekranowa jest jak najbardziej rzeczywista. I to ona jest atutem filmu, który pod względem realizacyjnym może się podobać. Szczególnie zachwycają przejścia pomiędzy częścią realną, a stanowiącą wyobrażenie bohatera. Rzeczywistość kukiełkowa jest dopracowana w każdym szczególe, a w bardzo ciekawy sposób powiązano rzeczywistość wojenną, ze współczesnymi wyobrażeniami o urodzie kobiet. Film jednak z łatwością omija wszelkie ryzyka niewiarygodności, chociażby podkreślając że szpilki wynaleziono już po wojnie.


Należy jednak podkreślić, że nie jest to produkcja dla młodszych widzów. Sceny są drastyczne, szczególnie sceny walki, rozstrzelania, czy też frywolne seksualnie i wręcz wyuzdane erotycznie. Współczesnej pasuje to do postrzegania atrakcyjnych kobiet, ale w czasach wojennych sytuacja była inna. Nie razi to jednak, a wprost przeciwnie – uatrakcyjnia baśniową, fantazyjną wizję okresu wojennego.


Warty podkreślenia jest również dystans reżysera do swojej wcześniejszej, duże lepszej oczywiście, twórczości. Nawiązania do takich filmów jak „Powrót do przyszłości” są bardzo czytelne. Dla fanów Zemeckisa film nabiera więc dodatkowych smaczków. Faktem jest, że ostatnio mu się słabej wiedzie, a „Forrest Gump” pozostanie raczej szczytem jego umiejętności (chociaż w tym filmie stan psychiczny bohatera do Forresta w sposób oczywisty nawiązuje), jednak słabszą formę rekompensuje konsekwencją w stylu i pewnym dystansem do realizacji filmów. Tak naprawdę „Witajcie w Marwen” porusza poważny problem, jednak robi to w wyważony sposób, z dużym dystansem do rzeczywistości. Może i dobrze. Nikt w końcu nie wie jak podchodzić do wielu urazów psychicznych, a ich leczenie to często lekarska improwizacja. Tymczasem wydaje się, że bohater lepiej radzi sobie własnymi sposobami, niż po zażyciu przepisanych lekarstw.


Pozytywnie należy także ocenić rolę Steve Carella, znanego z różnych bardziej niewdzięcznych propozycji. Tutaj jednak potrafił wyważyć swoją rolę, dobrze wypada jako postać z zachowaniem emocjonalno-psychiczną. Klasą w sobie są panie występujące na ekranie, nawet jeżeli te z przeszłości to przede wszystkim postacie kukiełkowe. Leslie Mann i Diane Kruger jednak mają w sobie to coś, chociaż tutaj występują epizodycznie.


To prawda, że film ten nie przejdzie do historii kina, jednak warto docenić wysiłek realizacyjny, szczególnie że ogląda się go z dużą dozą przyjemnością, a w pewnym momencie nawet zainteresowania. Szkoda więc, że odniósł klapę finansową: wysokie nakłady, niska frekwencja zniechęconych recenzjami i słabszą ostatnio formą Zemeckisa widzów.


Plusy:

  • realizacja scen kukiełkowych

  • nie głupia historia poparta rzeczywistą postacią

  • dobre aktorstwo

  • nawiązania do poprzednich filmów Zemeckisa

  • scenografia, kostiumy

  • atrakcyjne kobiety

  • świetny plakat nawiązujący do najlepszego dzieła reżysera


Minusy:

  • zbyt prosta historia

  • niewykorzystany motyw współczesny

  • przewidywalne i mało odkrywcze

  • brutalne i krwawe sceny

  • forma trąci myszką

  • powtarzalność kolejnych motywów

  • lubieżna erotyka nie pozwalająca na propozycję dla nastolatków

  • porażka finansowa (duże nakłady, kiepski odbiór widowni)


Zwiastun:

Tytuł oryginalny: Welcome to Marwen

Polska premiera: 1 marca 2019

Produkcja: USA

Rok: 2018

Gatunek: fantasy


  • reżyseria: Robert Zemeckis

  • scenariusz: Caroline Thompson, Robert Zemeckis

  • zdjęcia: C. Kim Miles

  • muzyka: Alan Silvestri

  • montaż: Jeremiah O’Driscoll

  • scenografia: Stefan Dechant

  • obsada: Steve Carell, Leslie Mann, Diane Kruger, Merritt Wever, Janelle Monáe, Eiza González, Gwendoline Christie, Leslie Zemeckis


Helios w Blue City

Film wszedł na polskie ekrany w stosunkowo wybiórczej dystrybucji. Stał się więc okazją by przetestować nowe, luksusowe kino w warszawskim Blue City. Czy ten eksperyment przy dużym nasyceniu sal kinowych w warszawskich centrach handlowych wypali - trudno powiedzieć. Nie sposób jednak odmówić zapału, pomysłowości i zaangażowania finansowego pierwszego kina sieci Helios w Warszawie.

Pierwszy problem z jakim trzeba uporać - to parking. Z tym w Blue City zawsze było kiepsko. Nawet w niedzielę niehandlową nie było łatwo zaparkować.

Lokalizacja średnia, Blue City nie jest na topie warszawskich centrów handlowych, chociaż nowa Ikea może trochę poprawić frekwencję.

Ceny w kinie stosunkowo wysokie, ale chyba konkurencyjne. Atrakcją są tańsze wtorki. Do sal Dream dodatkowo opłata 7 zł. Warto, bo wszystkie fotele luksusowe – można je rozłożyć prawie do pozycji leżącej (i to jest lepsza opcja, bo na siedzącą już są nie najlepiej sprofilowane). Bardzo dużo miejsca, znakomity dźwięk, wyraźny obraz. Wszystko pachnie nowością, obsługa również miła. Znakomity pomysł z nadaniem dla ośmiu sal nazw nieistniejących już warszawskich kina (Palladium, Relax, Skarpa, Moskwa, Femina, Bajka, Capitol, Moskwa). Bardzo dobry również pomysł z wyświetlaniem informacji o czasie rozpoczęcia seansu, szkoda jednak że nie dotyczy ona początku filmu, a jedynie rozpoczęcia bloku reklamowego.

Nie obyło się bez mankamentów – w momencie rozpoczęcia filmu rozbłysły światła i dopiero interwencja spowodowała, że po kilku minutach powoli wygasały. Za to po zakończeniu w trakcie napisów się nie zapaliły, przez co widzowie, którzy nie zostają do końca muszą przepychać się w ciemności.

Frekwencja nie powala – i to jest na początek największy problem. Ledwie po kilka osób na każdym seansie. Może w handlowe dni jest lepiej, ale czy tak wysokie nakłady się zwrócą – raczej wątpliwe.

Na razie jest pięknie, wygodnie i pachnie nowością. Jednak żeby przebić się przez konkurencję: Cinema City z kartami Unlimited i Multikino z lepszymi lokalizacjami – muszą się bardzo postarać.

 
Ostatnie posty
Search By Tags
Follow Us
  • Twitter Social Icon
bottom of page