top of page

Robin Hood: początek – nienaganny makijaż (ocena 3/10)


Jak doszło do tego, że w lesie pod Nottingham facet w kapturze ze swoją bandą prowadził proceder okradania bogatych i rozdawania łupów biednym? Na takie pytanie próbuje nieudolnie odpowiedzieć ten film.

Atrakcyjna kobieta w ładnej bluzce, z odważnym dekoltem i z nienagannym makijażem zostaje przyłapana na gorącym uczynku podczas próby podprowadzenia bogaczowi jednego z licznych koni z jego stajni. Pechowo zostaje zauważona przez samego bogacza - Robina, szczęśliwie jednak zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia (nic dziwnego – kto odstawiony niczym po wizycie u wizażystki idzie na włam), wspaniałomyślnie darując nie tylko rumaka, ale i swoje serce. Idylle kochanków przerywa zły (może zazdrosny) szeryf Nottingham, który wysyła Robina na wojnę, na której rzekomo traci życie. Gdy uznany za zmarłego jednak wraca sytuacja przedstawia się nieciekawie: jego ukochana Marion znajduje pocieszenie w ramionach innego mężczyzny, a zły szeryf łupi biednych i spiskuje na potęgę.

Odpowiedni materiał na bezbolesny, może nawet atrakcyjny film przygodowy. Niestety cała para poszła w gwizdek i oglądanie tej produkcji jest katorgą, nawet w nowoczesnym, pachnącym nowością kinie – o czym w postscriptum.


Głównym problemem jest brak umiejętności opowiadania historii obrazem, co jest podstawą sztuki filmowej. Początkowo opowieść snuta jest z offu, a gdy akcja nabiera tempa wydarzenia tłumaczone są poprzez dialogi. Dochodzi do kuriozalnych scen, gdy bohaterowie są w opałach, ale mają czas żeby wytłumaczyć widzowi co się właśnie wydarzyło typu: „Marion została porwana”.

Jeszcze gorzej jest z wytłumaczeniem kluczowych zwrotów akcji, a reakcje na powrót żywego Robina wręcz kuriozalne – na przykład jego ukochana na tę dość istotną i przełomową informację reaguje maślanymi oczami. O dialogach lepiej nie wspominać. Ich konstrukcja to poziom podrzędnego serialu telewizyjnego (a i tak scenarzyści wielu z nich mogliby się takim porównaniem obrazić).

Fiaskiem kończy się także rozruszanie komediowego potencjału – raz na jakiś czas, najczęściej w obliczu największego zagrożenia, pada jakiś suchar – ale tak czerstwy, że bardziej żenujący być chyba nie może.


Porażką jest dobór obsady. Taron Egerton nie pasuje do swojej roli, nawet fizycznie wygląda kiepsko. Jamie Foxx zupełnie kompromituje się w absurdalnej sekwencji rodem niczym z Rocky, gdy próbuje pełnić rolę trenera niedoćwiczonego Robina. To zresztą jeden z gorszych momentów, zupełnie niepotrzebny, absurdalny (po kilku latach na wojnie gość ma problemy z kondycją), a wręcz irytujących żenującym poziomem poczucia humoru. Najlepszy z grona akotrów byłby Ben Mendelsohn, gdyby nie przerysował swojej roli szeryfa tak bardzo, że nie został nawet cień autentyczności.

Na osobny akapit „zasługuje” Eve Hewson. To że gra maślanymi oczami to jeszcze mało piwo. Jej rolę położyli przede wszystkim charakteryzatorzy – dopieszczając wizualizację do najmniejszych szczegółów. Makijaż był chyba poprawiany pomiędzy każdym cięciem montażowym. W efekcie po kilkuminutowej ucieczce w kurzu i błocie dziewczyna wygląda jakby wyszła prosto z salonu kosmetycznego. Psuje to całą powagę sytuacji – wiadomo że ładna dziewczyna jest potrzebna w takiej produkcji, ale trzeba mieć jakiś umiar.

W ogóle pomylono tutaj kostiumy i scenografie – niektóre wydają się futurystyczne, niektóre współczesne, ale twardo upozorowane są na epokę, w której akcja się toczy. Pomieszanie z poplątaniem.


Jedyne czym ta produkcja się w jakiś sposób broni to sceny awanturnicze. Odkładając na bok logikę i motywację działań bohaterów można rozkoszować się bijatyką, ucieczkami, pojedynkami. Nawet widać tutaj naleciałości z filmów takich reżyserów jak Guy Ritchie – szybki montaż, błyskawiczne przeskoki – to przykrywa przy okazji brak logiki (nie przykrywa co prawda kłującego w oczy makijażu Hewson). Te dynamiczne sceny są nawet przyzwoicie zmontowane i skomponowane. Nie jest to co prawda produkcja rewolucyjnie efektowna (chociaż budżetowa stumilionowy budżet na to pozwalał), ale w konwencji telewizyjnego produkcyjniaka przygodowego mogłaby się sprawdzić. Jednak ani oczko wyżej.


Plusy:

  • kino Cinema 3D – patrz „Postscriptum”

  • montaż scen awanturniczych

  • dekolt Eve Hewson


Wady:

  • brak umiejętności opowiadania obrazem

  • dialogi

  • aktorstwo

  • żenujące poczucie humory

  • nienaganny makijaż


Zwiastun:

Tytuł oryginalny: Robin Hood

Polska premiera: 29 listopada 2018

Dystrybutor: Monolith Film

Produkcja: USA

Rok: 2018

Gatunek: przygodowy


  • reżyseria: Otto Bathurst

  • scenariusz: David James Kelly

  • zdjęcia: George Steel

  • muzyka: Joseph Trapanese

  • obsada: Taron Egerton, Jamie Foxx, Ben Mendelsohn, Eve Hewson, Jamie Dornan, F. Murray Abraham


Postscriptum:

„Robin Hood” jest kolejną polską ofiarą dystrybucyjnej wojny Monolith Film (który jedyne co zrobił dobrego to rozszerzył oryginalny tytuł ułatwiając widzowi nastawienie do tej produkcji) z siecią Cinema City. Uznaliśmy, że to odpowiednia okazja aby przetestować nowe kino w Reducie, nazwą Cinema 3D wprost kojarzone ze wspomnianą, konfliktową siecią. Nie mieliśmy wątpliwości (Gosia trochę miała), że nasze karty Unlimited zostaną uwzględnione, przygotowaliśmy się więc na największy wydatek kinowy od czasu ich wprowadzenia.

Dojazd bezproblemowy: jadąc z centrum widać z daleko neon nowego kina, należy przejechać i za przystankiem autobusowym skręcić w prawo, od razu zjeżdżając na parking. Tutaj pierwszy plus – w weekendy jest on za darmo, a w tygodniu dwie godziny gratis – co prawda na wizytę w kinie lepsze byłyby trzy godziny, ale zawsze coś. W niedzielę wieczorem były pustki (mimo handlowej sklepy w Reducie już były zamknięte), pełno miejsca do zaparkowania – tylko wyjazd skomplikowany (jak to w Reducie).

Do kina docieramy też bez problemów – po wjechaniu na piętro z daleka widać świecące neony. Kupno biletów przy barze – podobnie jak w Multikinie, w ogóle jest to kino stylizowane na tę sieć – nie wiadomo czy tak naprawdę nie mają powiązań. Cena oczywiście odpowiednio wysoka 30 zł, ale to chyba i tak odrobinę taniej niż u konkurencji. Warto wybrać się w środę, gdy jest o połowę taniej – ale jak wiadomo, nie każdy może. Obsługa miła, ale bez przesady. Bilety obskurne – wydruk z kasy, ale to może i lepiej – nie żal wyrzucić.

To co się rzuca w oczy to wręcz krystaliczna czystość i zapach nowości. Nie ma mowy o rozsypanym popcornie, ale nawet pozostawionym papierku. Wystrój nowoczesny: wchodzi się oświetlonym korytarzem po bokach których rozłożone są sale. Jak to Gosia zauważyła „jak w Star Treku”. Łazienki również czyściutkie i wypasione. Trochę mało miejsca do siedzenia przed salami, ale można spokojnie wchodzić do środka bo jest bardzo wygodnie. Fotele bardzo wygodne. Dużo miejsca i to zarówno na nogi, jak i z boku. Są także miejsca VIPowskie (środkowe rzędy) gdzie nawet koszykarz NBA mógłby rozłożyć nogi. Na uwagę zasługuje również wolne miejsce przed pierwszymi rzędami, gdzie można rozstawić nawet kilkanaście wózków inwalidzkich. Byliśmy chyba w jednej z większych sal, ale mniejsze zapewne są równie komfortowe.

Ekran zajmuje całą ścianę więc dobrze się komponuje. Jedyny mankament to świecące tuż pod ekranem zielone napisy z wyjściem ewakuacyjnym – to bardzo przeszkadzało, może ze względu na mało zajmującą fabułę Robin Hooda.

Bezapelacyjnym atutem jest natomiast dźwięk. Może to nie IMAX ale wyraźnie jest przestrzennie – tutaj nawet sam film pomagał, bo się dużo działo dźwiękowo.

Największym problemem jest niestety frekwencja – totalne pustki. Na naszym seansie były cztery osoby (z nami), a na korytarzu nie spotkaliśmy nikogo. Jak na razie więc trudno oczekiwać zwrotu z inwestycji, słabo jest również z reklamą. Rozwiązaniem mogłyby być jakieś karty na wzór Unlimited. My byśmy pewnie bardzo chętnie skorzystali ze względu na niezwykle korzystną ze względu na sąsiedztwo Blue City lokalizację. A także na fakt, że akurat lubimy pustki.

Ogólnie warto było przetestować – pewnie wybierzemy się jeszcze w jakąś środę na kolejną produkcję Monolithu, bo na kres sporu z CC raczej nie ma co liczyć.

Ostatnie posty
Search By Tags
Follow Us
  • Twitter Social Icon
bottom of page