"U pana Marsa bez zmian" - goryl z Antwerpii (ocena 7/10)
Pomysłowy komediodramat, z rozlicznymi wątkami i ekscentrycznymi bohaterami. Polska premiera dopiero na Sylwestra. Film można było obejrzeć w ramach cyklu "Wędrujące Festiwale". Cotygodniowo prezentowany jest wybrany film przedpremierowo. W Warszawie seanse są w kinie Kultura w niedzielę rano (13.15) i w poniedziałki wieczorem (19.00).
Fabuła
Philippe Mars (znakomicie stonowany przez cały film François Damiens - "Zupełnie nowy testament", "Rozumiemy się bez słów", a nawet "Taxi 4"), może oprócz swojego nazwiska, jest zupełnie normalnym obywatelem. Mieszka po rozwodzie sam, okazjonalnie odwiedza swoją dwójkę dzieci, ma stabilną pracę biurową, bez dziwnych fobii czy zainteresowań. Jego pech polegać będzie na tym, że zaledwie w ciągu kilku dni otoczy się grupą ludzi mocno "zakręconych".
Jego była żona dziennikarka wyjeżdża relacjonować szczyt Unii Europejskiej. Przy okazji obiecując synowi, że zawsze w swojej korespondencji słowo "ogórek". Dwójkę dzieci zostawia na "przechowanie" u swojego byłego męża. To trochę narusza błogi spokój i uporządkowane życie Marsa. Szczególnie, że dzieciaki są dość ekscentryczne. Syn ma fioła na punkcie wegetarianizmu, szukając argumentów za nieludzkim zabijaniem zwierząt. Córka dla odmianę ze swoim chłopakiem siedzą i uczą się do egzaminów.
Jakby tego było mało w pracy naprzeciwko Marsa pracuje z początku dziwny, ale co raz szybciej niebezpieczny Jérôme (Vincent Macaigne). W życiu Marsa pojawi się jeszcze Chloé (Veerle Baetens), która boi się dotyku, oraz malutki piesek (nie chcecie wiedzieć jak skończy ...). Będą też żaby.
Ocena
Bardzo dobrze się ogląda ten film. To taka trochę śmieszna, a trochę smutna tragikomedia. Postacie są bardzo przekonujące, każda ma jakiś swój charakter. Można ich lubić, albo nie, ale trudno nie przejmować się ich losem. Potęguje to bardzo dobra gra aktorska, wśród których wyróżnia się co raz bardziej zdegustowany wydarzeniami Damiens oraz niezwykle dynamiczny i zaborczy Macaigne.
Film zawiera także elementy nierealne, otóż w najważniejszych momentach życia Marsa pojawiają się jego zmarli rodzice. To także dobrze buduje klimat tego filmu.
Cały scenariusz więc zasługuje na pochwałę. A scenariusz to już połowa sukcesu dla takich produkcji.
Druga połowa też jest przyzwoita: historia przebiega sprawnie, aktorzy są idealnie wpasowani i zaangażowany w grane postacie, montaż i muzyka też nie psują filmu.
Goryl
Mars w otoczeniu tak ekscentrycznych osobników co raz bardziej ma wątpliwości, czy to z nim jest wszystko w początku. To czy jest się normalnym zależy przecież od tego co się uznaje za normę. Chloé uświadamia mu historią o gorylu z zoo, że to może jego sposób na życie jest zakłamaniem. Goryl bowiem uznał, że łatwo zapomni o niewoli, jak przestanie reagować na istnienie klatki: nie będzie podchodził do krat, ograniczy ruchliwość. Efektem było jednak rosnące wrażenie zmniejszania się klatki, w wyniku czego goryl zaczął praktycznie siedzieć nieruchomo.
Filmweb: "w pierwszej części filmu Mollowi udawało się tak sprawnie mnożyć wątki i opowiadać tak zaskakujące anegdoty, że później ich nagły brak razi"