"Wszystko zostanie w rodzinie" - beka na maksa
Z niewielką nadzieją wybraliśmy się na ten film w sobotni późny wieczór. Zniechęcał tytuł, martwił fakt przekładania premiery, film podobno jest drugą cześcią nie wprowadzanego do kina poprzednika. Na sali też jakieś towarzystwo nie napawającego optymizmem. Byliśmy przygotowani na żenadę.
Początkowo jest faktycznie kiepsko. Fabuła wyprawy na wakacje grupy młodych przyjaciół nie razi, ale pierwsze żarty (połknięcie pierścionka zaręczynowego) już tak.
Wydaje się że będzie ciężko, aż na ekranie pojawiają się dwie nowe dziewczyny (lato jest, więc dość skąpo odziane).
Główni bohaterowie postawiają z tymi paniami wyruszyć na mały wypad, zabierając jeszcze starszą panią poruszajacą sie na elektronicznym wózku.
Nagle jakby nieruchawy scenariusz trafił w inne ręce. I to w ręce megajajcarza. Od scen w jaskinii, po spotkanie ludożerców zaczyna się beka na całego. Szczerze - pokładaliśmy się ze śmiechu.
Prawdziwą kopalnią humoru staje się starsza pani, która szybko traci swój elektryczny wózek.
Babcia zamiata wszystkich po kolei, i gdzie sie nie pojawi to daje czadu. Ale to mega czadu.
Naprawdę polecamy ten film, bo zabawa jest masakryczna. Pomysły są tak odjechane, że pytanie co pali scenarzysta jest jak najbardziej na miejscu.
"Wszystko zostanie w rodzinie" ma jeszcze jedną zaletę. Jak kończą się komiczne pomysły, to film po prostu się kończy. Nie ma próby na siłę ciągnięcia tych wątków. Ot jakiś ślubik na koniec i finito.