"Wspaniała siódemka" - western naszych czasów (ocena 7/10)
Western - gatunek zapomniany.
Mało kto już pamięta niedzielne popołudnia, gdy całe rodziny zasiadały przed telewizorem i chłonęły kolejny film tego gatunku.
Reżimowa telewizja nawet chętnie sprowadzała klasyki gatunku, chyba żeby pokazać jaki to zły i brutalny jest ten zachód - oczywiście w kontrze do mlekiem i miodem płynącej socjalistycznej ojczyzny.
Western
Przyszły jednak gorsze czasy dla westernu. Jeżeli czasami ktoś podejmie się odświeżenia tematu to musi wykazać się czymś wyjątkowym. Tak było z Clintem Eastwoodem w 1992 roku, którego "Bez przebaczenia" odświeżyło gatunek w sposób ironiczny i humorystyczny. Rok temu w klimat westernowy wszedł sam Tarantino, jego "Nienawistna Ósemka" w sposób brutalny ukazała klimaty na Dzikim Zachodzie.
Pierwowzór
Amerykański western z 1960 roku to jeden z kultowych przedstawicieli gatunku. Pomysł został zaczerpnięty z japońskiego filmu z 1954 roku. Film doczekał się trzech kontynuacji w okresie zafascynowania gatunkiem: 66, 69 i 72 rok. I jeszcze serialu w latach 90-tych. Oczywiście wielu aluzji i nawiązań w innych filmach, także współczesnych. Pewnie jeszcze kilka prac magisterskich i doktorskich stworzono na jego motywie.
Antoine Fuqua
Za nową wersję zabrał się reżyser "Dnia próby", "Olimpu w ogniu" i "Bez litości". Filmy te były dość zróżnicowanie udane, zbierały różnorakie opinie. Ten pierwszy był sukcesem, ale już kolejne wskazywały raczej na spadek formy reżyserskiej. Od razu trzeba zdradzić: "Siedmiu wspaniałych" to pod względem reżyserskim majstersztyk. Z pewnością najlepszy film Fuqua.
Trójpodział
Fabuła w zasadzie niczym nie zaskakuje, jest wierna kopią pierwowzorów. Zwraca jednak uwagę drobiazgowość z jaką buduje podstawy swojego filmu reżyser.
Siódemka
W pierwszej części - po zawiązaniu akcji (brutalne przejęcie miasta przez siły zła ze spaleniem miejscowego kościoła) następuje faza rekrutacji. To ten etap, w którym widzowie mają poznać, nauczyć się rozróżniać i najlepiej polubić tytułową siódemkę. Zajmuje to trochę czasu i udaje się różnorodnie, ale co najmniej czwórka postaci jest naprawdę ujmująca (moje ulubione to Azjata rzucający nożami, i wielkolud postury niedźwiedziej).
Społeczność
Drugi etap to zwrócenie uwagi na ważkość zadania z punktu widzenia mieszkańców, czyli tych których siódemka ma uratować. Pomysłem na etap filmu jest przede wszystkim humor. Śmiejąc się z nieudolności wojskowej zwykłych zjadaczy chleba zaczynamy czuć z nimi więź, i chcemy aby w och miasteczku zapanował porządek i radość.
Strzelanina
Finałowa sekwencja to najprawdopodobniej największa strzelanina w historii kina (nawet Szeregowiec Ryan może się schować ze swoją pierwszą sceną desantu). Przez kilkanaście minut mamy totalną nawalankę: wybuchy, strzały, brawurowe akcje, solówki. Dzieje się wiele, ale reżyser potrafi wyłuskać nakreślonych wcześniej bohaterów. Dzięki dobrze poprowadzonej akcji widz może z czystym sumieniem kibicować jednej stronie i z przykrością obserwować straty ludzkie. Finał jest wiadomy: zwycięstwo dobra (w końcu to klasyczny western) okupiony ofiarą, akurat tych których polubiliśmy najbardziej.
Realizacja
Film jest zbudowany na klasycznych formach filmowych: zdjęcia, montaż, realizacja dźwięku, muzyka. Kunszt reżyserski w całej okazałości wykazał Fuqua, bo wszystko gra tutaj idealnie. Moim ulubionym elementem tego filmu jest montaż dźwięku. Każdy dźwięk słychać w filmie bardzo wyraźnie (polecana jest wizyta w IMAX). Co ważne nie ucieka się do nowoczesnych metod (komputerowych). Scena ataku na miasto jest wręcz staroświecka, dzięki temu tak poruszająca.
Aktorstwo
Elementem dopinającym całość jest trafna obsada aktorska i charyzmatyczne postacie - także drugoplanowe. Radę dają, i Denzel Washington, i Manuel Garcia-Rulfo, i Ethan Hawke, ale także jedyna kobieta Haley Bennett.
Podsumowanie
Pewnie nie przejdzie ten film do klasyki kina. Ale ogląda się bardzo dobrze i z czystym sumieniem można go polecić. Upadek gatunku westernu jednak jest ostateczny. To już nie te czasy. Specjalnie mi żal nie jest, bo jako jedyny mocno sceptycznie podchodziłem do niedzielnych projekcji w latach 80-tych.