Oleanna – dwuosobowy majstersztyk w Teatrze Studio
Scena w formie klasy lekcyjnej: biurko profesora, kilka ławek. Nauczyciel w zamszowej marynarce i dżinsach prowadzi prywatną rozmowę przez telefon. Studentka w krótkiej kraciastej spódniczce, w kozaczkach, przestępuję z jednej zgrabnej na drugą zgrabną nogę. Nie ma wątpliwości, że nie chodzi obojgu jedynie o wpis do indeksu.
Akcja rozgrywa się dynamicznie, sztuka podzielona jest na trzy mini akty (w trakcie krótkich przerw nasi bohaterowie przebierają się w szklanych pomieszczeniach), które wywracają do góry nogami punkt wyjścia. Nie bez przypadku tytuł sztuki to Oleanna, bo jak się szybko okazuje to studentka przejmuje inicjatywę i z ofiary staje się łowcą.
Powodzenie takiej sztuki zależy od dwóch czynników: tekstu i gry aktorskiej. Tekst Davida Mameta oparty na sytuacjach zapewne dość powszechnych, acz nagannych. Dla niektórych scenariusz można zadedykować ku przestrodze. Wielu znajdzie tam bardzo ciekawe spostrzeżenia i sytuację.
Prawdziwy atutem przedstawienia w Teatrze Studio są aktorzy. Krzysztof Stelmaszyk (jednocześnie reżyserujący Oleannę) koncertowo gra uznanego wykładowcę, autora książek, tuż przed awansem, który wykorzystuje swoją pozycję zawodową do poza edukacyjnych aluzji w stosunku do młodych, uroczych studentek. Prawdziwym hitem jest jednak rola Natalii Rybickiej, która wręcz porywa swoją interpretacją początkowo cichej i posłusznej studentki, a później przemianą w kobietę niszczącą karierę i życie nauczyciela.
Napięcie rośnie lawinowo aż do może trochę zbyt ekspresyjnego zakończenia.
Teatr Studio na swojej małej scenie określanej jako Malarnia (trzeba trochę powspinać się schodami) specjalizuje się w takich kameralnych przedstawieniach dopieszczając aktorstwo. Trochę szkoda że frekwencja na widowni jest słaba, bo to wbrew pozorom Wielki teatr.