Marry Poppins powraca – Emily Blunt na Czereśniowej (ocena 6/10)
Kultowa londyńska niana powraca w wersji musicalowej w reżyserii wybitnego fachowca gatunku.
Michael Banks, wciąż młody i atrakcyjny, ale już niestety wdowiec, wychowuje trójkę młodych dzieciaków. A czasy są trudne. Wielki kryzys. Do domu na Czereśniowej 17 puka komornik. Bankierzy są bezlitości wyznaczając krótki okres na spłatę zadłużenia. Brak spłaty spowoduje, że rodzina Banks podzieli los mieszkańców prywatyzowanych kamienic z okresu prezydentury Hanny Gronkiewicz Waltz. Michael przypomina sobie o wpływach swojego ojca, byłego właściciela bezlitosnego banku. Problemem pozostaje odnalezienie dowodu własności, nie tak oczywistej pomimo tak bankowego nazwiska rodziny. Zajęty przeszukiwaniem dokumentów zaniedbuje opiekę nad dziećmi. Najmłodsza latorośl z latawcem ojca z dzieciństwa oddali się od gromady, niespodziewanie ściągając z nieba dystyngowaną Mary Poppins – nianię z dzieciństwa Michaela. Pozornie opryskliwa już będzie potrafiła uatrakcyjnić zabawę dzieciakom nawet poprzez nielubianą kąpiel, a i problemy dorosłych pomoże rozwiązać.
Od kultowej produkcji Disneya nagrodzonej Oscarami minęło ponad 50 lat. Musicalowy reżyser Rob Marshall, dawkujący swoim fanom filmy zarówno czasowo, ilościowo, jak i jakościowo – po świetnym „Chicago” i mocniejszym „Nine” – przyszły kiepskie „Tajemnice lasu”, zdecydował się więc na zmierzenie z filmową legendą. Zrobił to z wyczuciem. Pierwszym trafionym pomysłem było przeniesienie fabuły do dorosłości wychowywanych dzieci. Niania powraca idealnie taka sama, zarówno pod względem wyglądu, jak i charakteru, jednak o te kilkadziesiąt lat później – gdy wychowane przez nią dzieci mają już dorosłe problemy. To sprawia wrażenie pomostu z filmem z 1964 roku uwiarygadniając nową wersję. Marshall dba także o inne szczegóły kostiumowo-scenograficzne, dzięki czemu ukazany świat odwzorowuje czasy akcji (lata 30-te ubiegłego wieku) pozostając jednak atrakcyjną wizją dla widza współczesnego.
Zbudował więc sobie Marshall podstawę do wykorzystania pełnej inwencji w zakresie tworzenia musicali. Pod tym względem „nowa Poppins” jest zachwycająca. Każdy moment jest okazją do pokazu choreograficzno-taneczno-muzycznego, przyprawionego maestrią kolorów, dynamiką akcji, zgrabnym montażem i skocznymi rytmami. Jest to zwyczajnie czarujące, przez co film ogląda się z dużą przyjemnością. Nie ma zwyczajowego podziału: trochę fabuły, piosenka i znowu fabuła. Marshall każdą nadarzającą się okazję wykorzystuje do tworzenia kompozycji musicalowej.
Dzięki temu nie przeszkadza miałkość fabuły, z licznymi niedociągnięciami scenariuszowi (główny wątek sprowadza się do szperania w dokumentach) oraz irytującą wręcz przewidywalnością, bez jakiegokolwiek zaskoczenia, o zwrocie akcji nie wspominając. Inna sprawa, że która z tak wielu popularnych fabuł filmów Disneya jest jakoś bardziej złożona? Można sobie więc nawet darować śledzenia postępu fabuły, tak kiepskiej, napawając się maestrią realizacyjną.
Nawet gdyby balansować zalety i wady tej produkcji to i tak przebijającym atutem jest znakomita rola Emily Blunt. Jest ona wprost wymarzoną Marry Poppins, może nawet lepszą od oryginalnej oscarowej Julie Andrews. W zasadzie jej pojawienie się na ekranie, bo jednak trochę mija wprowadzenia i poznania nowych okoliczności rodziny Banks, porusza cały film z kopyta.
Aktorsko całkiem dobrze jest również na drugim planie, może poza epizodyczną Meryl Streep, która chyba tylko dla nazwiska na plakacie pojawia się w niepotrzebnej roli. Dobrze radzi sobie Ben Whishaw, którego zaletą jest że nie próbuje zdominować filmu. Fajnie zagrały dzieciaki. Broni się także, mimo przerysowania swojej roli, Colin Firth – a jak wiadomo „czarne charaktery” jakże często zawodzą. Ze względu na aktorów zalecana jest wizyta na seansie z napisami, co na szczęście tym razem polski dystrybutor zapewnia.
Mało który film ostatnimi czasy oglądało się z taką przyjemnością, no może poza znakomitym nowym Kubusiem Puchatkiem, który pod różnymi względami ma wiele wspólnego z produkcją Marshalla. Dobrym pomysłem dystrybucyjnym jest także wprowadzenie do polskich kin w okresie Świąt Bożego Narodzenia, bo mimo tak licznych kłopotów Banksów, film wprowadza rodzinny klimat, korelujący z nastrojem po gorączce przedświątecznego zamieszania.
Nawet produkcja Marshalla nie zbliży się, a pewnie tak będzie, do sukcesu oryginalnej wersji filmowej i książkowej popularności londyńskiej niani w krajach anglojęzycznych, to i tak jest propozycją godną polecenia. Także dla polskiego widza, mimo braku rodzimego kultu dla tej historii (u nas chyba Kubuś Puchatek się bardziej przyjął).
Zwiastun:
Tytuł oryginalny: Mary Poppins Returns
Produkcja: USA
Rok: 2018
Data polskiej premiery: 19 grudnia 2018
Dystrybucja: Disney
Gatunek: musical
reżyseria: Rob Marshall
scenariusz: David Magee na podstawie książek Pameli L. Travers
zdjęcia: Dion Beebe
muzyka: Marc Shaiman
montaż: Whyatt Smith
scenografia: John Myhre, Gordon Sim
obsada: Emily Blunt, Ben Whishaw, Pixie Davies, Joel Dawson, Nathanael Saleh, Colin Firth, Meryl Streep, Emily Mortimer, Angela Lansbury, Julie Walters, Lin-Manuel Miranda