"Moja walka. Mamed Khalidov" - 55.000 versus 4 osoby (ocena 4/10)
Jaki „sport”, taki film.
Jedynie frekwencja różna. Kilka dni wcześniej na Stadion Narodowy przybyło ponad 55.000 ludzi, żeby oglądać to dziwne okładanie się pięściami. Natomiast kilka dni później do położonego w pobliżu kina Praha przybyło jedynie czworo.
Wyraźnie bohater tego filmu ma powtarzalne zachowania, bo również w Warszawie wygrał, został wygwizdany i zapowiedział zakończenie kariery. Identyczna sytuacja, tyle że w Gdańsku rozpoczyna dokument Latkowskiego. Potem reżyser cofa się do przeszłości pięściarza (?), pokazując wcześniejsze walki, przygotowania do tej gdańskiej, a nawet wyprawę do Chorwacji na podrzędną galę.
Jak ktoś się chce dowiedzieć czegoś ciekawego, to więcej wyciągnie z Wikipedii. Niestety Latkowski zawiódł na całej linii tym filmie, nie mając żadnego pomysłu, nie wskrzeszając nawet odrobiny emocji. Ot gadające głowy, fragmenty treningów i kilka walk zerżniętych z telewizji, w tym rozkminianie zachowania Japończyka, który dostał w jaja.
Jestem przekonany, że Mamed zasłużył na lepszy film dokumentalny. Nawet o fenomenie KSW w Polsce jest niewiele.
Zwiastun: