"Moja walka. Mamed Khalidov" - 55.000 versus 4 osoby (ocena 4/10)
- Andrzej
- 31 maj 2017
- 1 minut(y) czytania

Jaki „sport”, taki film.
Jedynie frekwencja różna. Kilka dni wcześniej na Stadion Narodowy przybyło ponad 55.000 ludzi, żeby oglądać to dziwne okładanie się pięściami. Natomiast kilka dni później do położonego w pobliżu kina Praha przybyło jedynie czworo.
Wyraźnie bohater tego filmu ma powtarzalne zachowania, bo również w Warszawie wygrał, został wygwizdany i zapowiedział zakończenie kariery. Identyczna sytuacja, tyle że w Gdańsku rozpoczyna dokument Latkowskiego. Potem reżyser cofa się do przeszłości pięściarza (?), pokazując wcześniejsze walki, przygotowania do tej gdańskiej, a nawet wyprawę do Chorwacji na podrzędną galę.
Jak ktoś się chce dowiedzieć czegoś ciekawego, to więcej wyciągnie z Wikipedii. Niestety Latkowski zawiódł na całej linii tym filmie, nie mając żadnego pomysłu, nie wskrzeszając nawet odrobiny emocji. Ot gadające głowy, fragmenty treningów i kilka walk zerżniętych z telewizji, w tym rozkminianie zachowania Japończyka, który dostał w jaja.
Jestem przekonany, że Mamed zasłużył na lepszy film dokumentalny. Nawet o fenomenie KSW w Polsce jest niewiele.
Zwiastun:
コメント