"Underworld. Wojny krwi" - gra w kolory (ocena 3/10)
Miałem nosa długo ociągając się z wizytą w kinie na tym filmie.
Ale wersja 3D już powoli schodziła z afisza więc w końcu się przemogłem. Efekt przerósł pesymistyczne oczekiwania.
Fabuła
Jak na film tego typu to wręcz irytujące jest gadanie i objaśnianie. Na początku bohaterka opowiada łopatologicznie widzowi "o co kaman", co i tak niewiele daje bo historia jest mało ciekawa. No wiadomo, że od lat wampiry i Lykanie się ze sobą naparzają, jakaś tam krew może położyć temu kresy, tylko co z tego? Postacie są tak słabo przedstawione, że trudno nawet polubić tych stojących po właściwej stronie. Nawet bym powiedział, że najlepsze wrażenie robi kobieta mocno wydekoltowana (ale raczej stojąca po złej stronie mocy - zbliżają się nowe Gwiezdne Wojny więc czas przyzwyczajać się do odpowiedniej terminologii) oraz przywódca Lykanów.
Gra w kolory
Film jest szaro-czarny więc jedyną zabawą jaką sobie znalazłem na tym męczącym seansie było wyszukiwanie kolorów innych niż biel, czerń i szarość:
niebieski udało się dość szybko zidentyfikować jako końcówkę pocisków
z czerwonym było gorzej, uratowały pomalowane usta "wydekoltowanej", a w końcówce krew tryskająca z ofiar
żółty pojawiał się w odcieniach fryzur, a może także jako światło (słoneczne wiadomo - zakazane, zresztą fajny system ostrzegania przed świtem mieli)
brązowy - instrumenty na balu
ale już zielonego nie dało się uświadczyć, bo nawet drzewa były w czarnej tonacji
Efekty specjalne
Jak już nie mieli dobrego pomysłu to przynajmniej na efekty można było liczyć. Tymczasem jak się zaczynają bić to widz tęskni za tą irytującą gadaninę: bo jest chaotycznie, nieefektownie i bezsensowne. Efektów 3D nie ma, więc zmarnowane 2 zeta. Zdjęcia ciemne, muzyka słaba, aktorzy niewidoczni. Jedynie scena śnieżna jako taka.
W efekcie to film wyłącznie dla wytrawnych fanów serii. Co gorsza będzie jeszcze kolejna. Już by dali spokój tej całej Kate Beckinsale.
Zwiastun: