top of page

"Smoleńsk" - rok 2050 (ocena 7/10)


10 kwietnia 2050 roku

Czterdziesta rocznica katastrofy polskiego samolotu pod Smoleńskiem. I moje dwudzieste urodziny. To, że urodziłem się dokładnie 20 lat po tej katastrofie spowodowało moje szczególne zainteresowanie tymi wydarzeniami.


Z perspektywy czasu postanowiłem jeszcze raz obejrzeć film Antoniego Krauzego nakręcony kilka lat po feralnej sobocie. Założyłem moje wirtualne kinookulary (klasyczne kina zamknęła Minister Kultury Magdalena Bugajska w 2042 roku z powodu szkodliwości na życie społeczne), i wróciłem do Polski Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego.

Obecnie w 2050 roku, w czasie trwającej już dziesiątej kadencji rządów Prawa i Sprawiedliwości, wszystkie zagadki dotyczące feralnego lotu zostały - dzięki nowoczesnej technice - wyjaśnione. Przebieg i przyczyny wypadku były dokładnie takie, jak przedstawiły dwie komisje (MAK i Komisja Millera) po katastrofie. Zresztą jeden z członków ówczesnej polskiej komisji, 83 letni dziś Maciej Lasek, jest Przewodniczącym opozycyjnej Partii Obrony Demokracji (POD) i kandydatem na premiera w zbliżających się, przyszłorocznych wyborach parlamentarnych.


Rządząca partia po przewrocie wewnętrznym i odsunięciu grupy działaczy, głównie z powodu ich uporu co do spiskowej teorii przebiegu katastrofy pod Smoleńskiem, pochopnie oddała stery rządów w ręce niedoświadczonego i narwanego 42-letniego (najlepszy wiek podobno) młokosa Benjamina Jerzmanowskiego - syna słynnego hejtera internetowego początku naszego tysiąclecia, który prowadzi swoje ugrupowanie do upadku wieszczonego tej partii przez opozycję już ponad 40 lat.


Ale wróćmy do filmu Krauzego. Jak wiemy podobnie jak cała sprawa katastrofy, tak ten film podzielił polskie społeczeństwo. Trudno to dziś zrozumieć, w końcu badanie przyczyn wypadku lotniczego powinno być oparte na naukach ścisłych, a nie na upodobaniach politycznych. No ale podobno kiedyś tak było, co film Krauzego pozwala nie tylko przypomnieć, ale głównie zrozumieć.


Fabuła

Krauze oparł fabułę na wydarzeniach po katastrofie. Akcja filmu odnosi się do dziennikarskiego śledztwa, i odsłania wszystkie patalogie do jakich doprowadzono w okresie kilku lat po 10 kwietnia 2010. Nie jest to pomysł oryginalny, podobny był chociażby w znakomitej książce "Oszołomy" Martyny Ochnik. Z dzisiejszej perspektywy takie spojrzenie na tamtejsze wydarzenia wydaje się optymalne.


Do dzisiaj zagadką pozostają motywy ówczesnych decydentów (Premier Jerzmanowski zawsze twierdzi, że ogłupiali grupę społeczną określaną wówczas jako lemingi). Przecież jeżeli byli pewni, że w Smoleńsku doszło "tylko" do wypadku, tragicznego ale jednak spowodowanego błędami załogi, to dlaczego tak uparcie ulegali oddając śledztwo stronie rosyjskiej, nie przeprowadzając własnych sekcji zwłok, nie dążąc chociażby do zbadania wraku, nie mówiąc już o jego odzyskaniu (jak wiadomo obecnie wrak Tupolewa znajduje się na terenie Muzeum Wojska Polskiego, i nawet wycieczki rosyjskich turystów mają ten punkt w programach zwiedzania Warszawy).


Po co tak zmyślać?

Zupełnie niezrozumiałe są również liczne fałszywe informacje odnoszące się do katastrofy: od dokładnej godziny rozpoczynając, poprzez przekłamania co do ilości lądowań i słynną, niezwykle istotną dla fabuły filmu, wymyśloną kłótnię na lotnisku przed odlotem, po kilkukrotne publikowanie stenogramów rozmów z kokpitu. Niezwykle dobitnie w tym filmie wybrzmiewają, jak sądzę autentyczne, komunikaty dziennikarskie tuż po katastrofie: najpierw cztery podejścia do lądowania, dzień później że już tylko dwa ...


Pomnik

Szokiem dla mnie jest również zachowanie władz wobec ludzi zbierających się na Krakowskim Przedmieściu, co świetnie ukazał Krauze wykorzystując głównie archiwalia. Cóż komu przeszkadzały modlitwy, kwiaty i znicze. Cóż przeszkadzałby nawet pomnik, którego budowa była blokowana prawie 7 lat przez ówczesną Prezydent Warszawy, obecnie wciąż odsiadującą wyrok więzienia za aferę reprywatyzacyjną. Przecież dzisiejszy Prezydent Warszawy Michał Pawlik zupełnie nie ma nic przeciwko stojącemu pod Pałacem Prezydenckim pomnikowi Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Inna sprawa, że PMP (Prezydent Michał Pawlik dla niezorientowanych) głównie przebywa w nowej dzielnicy stolicy - Radomiu, gdzie stworzył w miejscu byłego portu lotniczego największy na świecie park rozrywki. Ale w przypadku 90-letniego starca trudno się dziwić, że szuka dodatkowych rozrywek po przejęciu jego ulubionego serwisu internetowego przez redakcję Charlie Hebdo ewakuowaną w trybie natychmiastowym po przejęciu przez skrajnych islamistów władzy we Francji.


Rodziny ofiar

Przez bardzo długi czas to nie jest film: ani o katastrofie, ani o jej przyczynach, ani nawet o manipulacjach mediów. To jest film o gehennie rodzin. W tym wątku "Smoleńsk" jest, nie śmiem użyć tego słowa bo nie spotkałem się w kinie z równie wnikliwym i wzruszającym podejściem, arcydziełem. To co ten film dał tym częstokroć gnębionym osobom, tego nikt Krauzemu nie odbierze.

Jednostronność

Brak obiektywizmu to poważny zarzut do filmu "Smoleńsk", który premierę miał z tego co pamiętam pod koniec 2016 roku (oj to jeszcze moi rodzice się nawet wtedy nie znali). Krauze dość dokładnie przedstawił wszelkie wątpliwości jakie powstały w wyniku błędów proceduralnych, politycznych i społecznych, ale nie oddał głosu drugiej stronie. Reżyser do dziś się tłumaczy, że film powstał w atmosferze, gdy dominowała oficjalna wersja katastrofy, a wszelkie wątpliwości były wyśmiewane (to niepojęte, że powstawały memy i żarty z takiej tragedii), wyszydzane, a ludzie próbujący dogłębnie zbadać przyczyny byli szkalowani i obrażani. Tak pewnie było, ale mimo wszystko od kina opowiadającego o historii wymagam obiektywizmu, i spojrzenia na zagadnienie z dwóch stron. Szkoda, że tego w "Smoleńsku" nie ma, bo z pewnością byłby to wówczas film dużo lepszy.

Film jest więc niestety zdecydowanie biało-czarny.

Szczególnie w ukazaniu osób:

  • Para Prezydencka - dobra, Premier (ówczesny) - zły - coś tam nawet chyba spiskował z Rosjanami

  • oficjalne media - manipulacja i pogoń za sensacją, dziennikarka prawicowa - stonowana, popijająca herbatkę w kawiarni

  • tłum na Krakowskim Przedmieściu - krystaliczny, protestujący pod Wawelem - chuligani i prostacy

  • Rosjanie - tuszujący prawdę, polska opozycja - dążąca do prawdy.


Niuanse

Film jest oparty na znajomości tych czasów, i tych konkretnych wydarzeń. Dla widza współczesnego (np. moich kolegów nie zainteresowanych tematyką smoleńską) wiele niuansów jest zwyczajnie niezrozumiałych, a reżyser nie ma czasu ich wyjaśnić. Krauze nie przewidział tego, że jego dzieło przetrwa próbę czasu, i będzie oglądane przez ludzi którzy o katastrofie smoleńskiej wiedzą tyle co o Bitwie pod Grunwaldem - czyli tylko podstawowe fakty.


Spiskowa teoria dziejów

Długie lata po katastrofie jakiekolwiek inne scenariusze wydarzeń tragicznego lotu były przez obóz ówcześnie rządzący wykorzystywane do zmasowanego ataku na opozycję, i określaniem ich mianem oszołomów. Dzisiejsi politolodzy twierdzą, że było to jednym z fundamentów utrzymania się przy władzy, określanej obecnie jako mafijno-przestępcza, organizacji pod cynicznym szyldem Platformy Obywatelskiej. Tymczasem jak wiadomo spiskowe teorie są nierozłącznym elementem każdej większej tragedii, i spełniają raczej pozytywną rolę, bo w każdej z nich może istnieć ziarenko prawdy. Najlepiej wiedzą to Amerykanie, którzy całkiem niedawno odkryli sensacyjne dokumenty o współpracy administracji Prezydenta USA z zamachowcami 11 września 2001 roku. Zapewne pogrąży to szanse i ambicje kandydatki Republikanów Melani Trump, następczyni najlepszego prezydenta w historii tego kraju, jej męża - Donalda.

Więc bardzo dobrze, że w filmie Krauzego takie sugestie są ukazane (do momentu gdy są jedynie sugestiami, a nie jednoznaczną rekonstrukcją przebiegu lotu). Jak wiemy skłoniło to do dalszych badań nad katastrofą, dzięki czemu dziś - w 2050 roku - mamy już stuprocentową pewność jak to wyglądało. Nie wystarczy bowiem zbadać wypadek, w przypadku takiej tragedii trzeba to zrobić tak dogłębnie żeby przekonać większość społeczeństwa, a tego wówczas nie wykonano. Dlatego trochę obawiam się ewentualnej zmiany władzy w Polsce i ewentualnego premierostwa Macieja Laska, który jak wiadomo był zaangażowany i w prace przy raporcie, ale też ośmieszał jakiekolwiek inne teorie bez żadnej empatii, chociażby dla rodzin ofiar. Będę miał więc w przyszłym roku duży dylemat na kogo zagłosować w moich pierwszych, czynnych wyborach.


Przesłanki

Ale Krauze dokonuje rzeczy jeszcze bardziej istotnej. Przedstawia bowiem racjonalne przesłanki, które doprowadziły do tak ogromnego rozpowszechnienia teorii zamachu. Niezależnie od naszej współczesnej wiedzy, dzięki temu filmowi, można z całą pewnością przyznać, że teorie spiskowe (wówczas przez wielu wyszydzane) oparte były na zdrowych przesłankach.

Przede wszystkim motyw. Krauze bardzo szczegółowo przedstawia konflikt gruziński i wsparcie polskiego prezydenta dla kraju rozpaczliwie broniącego się przed agresją Rosjan. Dzisiaj z udostępnionych informacji wiemy jak wówczas polski prezydent "podpadł" Rosji.

Kolejnym elementem jest wskazanie racjonalnych wątpliwości co do oficjalnej wersji. Szczególnie trafnie Krauze ukazuje to w kwestii złamania skrzydła przez brzozę, podpierając się historycznymi przykładami (Las Kabacki, World Trade Center).

Tych przesłanek jest w filmie wiele: skala rozpadu samolotu, niewyjaśniona (wówczas) trajektoria lotu, a może przede wszystkim dziwne "wypadki" (samobójstwa?) świadków, którzy mogli wiedzieć więcej.

I bardzo ważne: są to przesłanki jak najbardziej rozsądne. Ośmieszano ludzi wyciąganiem ciągle tych samych wątków sztucznej mgły, dobijania zmarłych, trzech ofiar które przeżyły, eksperymentów z parówkami, tak silnie żeby ogół społeczeństwa zamknął się na sprawy całkiem poważne, i wymagające wyjaśnienia. Krauze podjął próbę przedstawienia w swoim filmie tylko tych zdroworozsądkowych .... chociaż w drugiej połowie filmu, moim zdaniem, minimalnie przeszarżował.

Ten film zawsze skłania mnie do refleksji, po której stronie ja bym był w 2016 roku. Wydaje mi się że po neutralnej, bo zarówno zaniedbania w wyjaśnianiu katastrofy były oczywiste, jak i dowody na zamach jednak nieoczywiste. Ale boję się, że bardziej od faktów ważniejsze było wówczas, po której stronie sporu politycznego było się ustawionym. Dziś to niepojęte, że taka kwestia mogła przebiegać wzdłuż podziału politycznego (czy też światopoglądowe - widać to w zdjęciach archiwalnych, że istotne znaczenie miał stosunek do Kościoła Katolickiego).


Nożyce Golicyna

Kolejnym elementem pozytywnym w tym filmie to ukazanie manipulacji mediów. Pogoń za sensacją, kłamstwa, przekłamywania, obrażanie pamięci zmarłych, wyszydzanie, spłaszczanie wymiaru tragedii, usilne czyhanie na rodziny ofiar. Słynne nożyce manipulacji przywołane w filmie przez ojca głównej bohaterki (w Chicago) idealnie symbolizują to, co się w Polsce wydarzyło po 2010 roku. Rozłożono tak wielki dywan propagandy, że część społeczeństwa miała zwyczajnie dość awantury o Smoleńsk. Dyskredytowano tych, którzy domagali się chociażby standardowego zbadania wraku wyciągając im marginalnie pojawiające się teorie o sztucznej mgle, czy jakiś wybuchających parówkach. W efekcie w oparach przekłamań tkwiono w błędach, które popełniono w polityce informacyjnej i medialnej. Naprawdę przykro z perspektywy tylu lat czyta się o różnych "wrzutkach" typu: cztery podejścia do lądowania, kłótnia przed wylotem na Okęciu, pijany generał Błasik i jego obecność w kokpicie (jak dziś wiemy był trzeźwy i regulaminowy), a także zmanipulowana wersja wypadków z lotu do Gruzji ... Czy naprawdę ci ludzie: politycy, dziennikarze, artyści nie wiedzieli że te wszystkie ich działania zostaną ocenione przez historię? Widać żądza władzy, kariery i pieniędzy była silniejsza.

Realizacja

Realizacja filmu napotykała na wiele trudności, szczególnie finansowych i środowiskowych (niektórzy aktorzy odmówili udziału w tej produkcji). "Smoleńsk" nie dostał dofinansowania Instytutu Filmowego, który podał absurdalną argumentację. Jak czasami oglądam filmy z tamtego czasu, które takie dofinansowanie dostały, to aż mi się nóż w kieszeni otwiera. Końcowa faza produkcji przypadła już na okres zmiany władzy. W efekcie premierę wielokrotnie przekładano, poprawiano efekty specjalne (niektórzy twierdzą że zmieniano scenariusz, bo nie podobał się prominentnym politykom Dobrej Zmiany).

Trzeba przyznać, że te wszystkie trudności nie przeszkodziły zrobić Krauzemu bardzo dobrego technicznie filmu - poprawnie nakręconego, ze świetnym montażem, dobrymi zdjęciami i nieprzesadzonymi efektami specjalnymi (na początku wieku filmowcy podniecili się możliwościami wykorzystania w filmach technik komputerowych, i często przesadzali z nagromadzeniem efektów specjalnych). Całość uzupełnia wspaniała, nastrojowa muzyka Michała Lorenca.

Najlepszym pomysłem Krauzego było jednak szerokie wykorzystanie i wplecenie w fabułę materiałów dokumentalnych. To nadaje filmowi autentyczności, i dziś "Smoleńsk" można uznać za dokument tamtych czasów. Tak jak napisałem wyżej - jednostronny, ale jednak dokument z punktu widzenia pewnej części ówczesnego społeczeństwa. Nikt nie bronił Andrzejowi Wajdzie albo Agnieszce Holland nakręcić filmu z punktu widzenia Komisji Millera.


Aktorzy

Główna krytyka po premierze spadła na grającą główną rolę Beatę Fido, która zajmuje dominujący czas na ekranie. Porównywano ją do genialnych ról "dziennikarskich" Krystyny Jandy, na tle których faktycznie wyglądała niezwykle blado. Tymczasem to zupełnie inna perspektywa, i Fido właśnie dokładnie tak powinna zagrać, jak zagrała. To nie był film, który taka myszka dziennikarska miała zdominować (w przeciwieństwie do Jandy u Wajdy). To nic, że akcja wydarzeń toczy się wokół niej. Ona jest tylko pretekstem do tego żeby ukazać mechanizmy po katastrofie smoleńskiej.

Błędem natomiast było zwiększenie jej udziału w drugiej połowie filmu. Krauze to chyba rozumiał i próbował się ratować w tej fazie rekonstrukcjami historycznymi, ale nie do końca sobie z tym poradził.

Uratował jednak aktorkę jeszcze jednym, partnerem który jej towarzyszy - zarówno w życiu, jak i w pracy jako operator. Dla mnie rola mało znanego polskiego aktora Macieja Półtoraka jest genialna. To on stanowi katalizator i taki zdrowy rozsądek trochę rozbieganej dziennikarki. Dla eksperymentu często wybieram sceny, gdy są oboje na ekranie, porównując je do tych z samą Fido - wygląda to o wiele lepiej.

Bardzo pozytywnie odbieram także charyzmatyczną rolę Redbada Klijstra w roli dyrektora mainstreamowej stacji telewizyjnej. Co prawda trudno sobie wyobrazić, że kiedyś media mogły tak wyglądać: pogoń za sensacją, kłamstwa, przeinaczanie, oszukiwanie czytelników, ale wszystko wskazuje na to, że tak było. Klijstra zagrał charyzmatycznie, dobrze korespondując ze stonowaną, i momentami przestraszoną Fido.

Aktorem, który natomiast najbardziej dopracował swoją postać jest Lech Łotocki jako Prezydent. Znakomicie wczuł się w tą rolę naśladując styl bycia, zachowanie, mowę, a nawet chód Lecha Kaczyńskiego. Krauze to dobrze wyczuł i dał dużo czasu na ekranie, szczególnie w retrospektywnym wątku gruzińskim.

Najbardziej wzruszająco wypada Aldona Struzik, jako żona Generała Błasika. W zasadzie to ona dopina perfekcyjność pierwszej połowy filmu. Ma to niestety skutki uboczne. Po pierwsze zawsze mam obawy już po godzinie filmu, czy paczka chusteczek wystarczy, po drugie jak Generałowa znika z fabuły - narracja zdecydowanie "siada".

Jest w tym filmie jeszcze wiele postaci epizodycznych, które też dużo wniosły np. Halina Łobanorska w roli matki redaktorki, która jednym spojrzeniem oddaje całą głębie granej przez siebie bohaterki.

Ciekawe postacie stworzyli też dziennikarze zagraniczni, odtwarzani przez również zagranicznych aktorów.


Wzruszenie

Są w zasadzie dwa filmy, na których wzruszam się ilekroć je oglądam. Pierwszy to Znachor ze sceną w której Piotr Fronczewski wygłasza w sądzie zdanie" Proszę Państwa, to jest Profesor Robert Wilczur". A drugim właśnie jest "Smoleńsk", szczególnie pierwsze 70 minut filmu. Nijaka w moim ocenie jest natomiast tak krytykowana w trakcie powstawania filmu Krauzego scena finałowa w lesie katyńskim. W zasadzie mogłoby jej w ogóle nie być (no może poza sekundową obecnością na ekranie Katarzyny Łaniewskiej jako Anny Walentynowicz).

Wiem, że w podzielonej Polsce roku 2016 tylko jedną grupę społeczną ten film wzruszał. To dziwne, bo w końcu jednak doszło do ogromnej tragedii, w której zginęli ludzie z różnych obozów politycznych. Faktem jest, że Krauze ukazując ówczesne nastroje zrobił film przesadnie patetyczny. Ale to chyba zrozumiałe, że taki powinien mieć nastrój film o dramacie, który wstrząsnął całym społeczeństwem. Jak ktoś stawia zarzut patetyczności to powinien obejrzeć coś z kina amerykańskiego ówczesnych lat.


Zakończenie

Jak to mówi mój dziadek: "dobrze żarło i zdechło".

Już od połowy film traci tempo, gubi narrację i znika klimat. Ale najgorzej jest niestety pod sam koniec, gdy reżyser zbyt dobitnie rekonstruuje, i to dwukrotnie (w prelekcji i w retrospekcji) ostatnie sekundy lotu.


Nawet biorąc pod uwagę ówczesną wiedzę niewiele go usprawiedliwia. Sam zresztą tym naraził się na krytykę i propagowanie nieprawdziwych wydarzeń. Zakończeniem sprowadził ten film jedynie dla widzów podzielających jego wizję wypadków. A szkoda, bo już w 2016 roku mógł to być film dla wszystkich (nie licząc oczywiście tych, którzy kłamali we własnym interesie).


Ocena

"Smoleńsk" to niezwykle ważny film, który przetrwał próbę czasu i ma niezaprzeczalne zasługi w zakopaniu rowu pomiędzy dwoma Polskami. Zawdzięcza to ukazaniu trzech elementów:

  • tragedii rodzin ofiar, spotęgowanej wydarzeniami po katastrofie

  • manipulacji i bezwględności ówczesnych mediów

  • przesłanek i motywów teorii spiskowych.

Tak wiem, że to duże lepiej jak pierwsza połowa filmu jest słaba, a druga się rozkręca. W "Smoleńsku" jest odwrotnie, ale to nie powód żeby nie zauważać wszystkich walorów dzieła Krauzego.


Autor: Andrzej Ogień Drugi



Powyższy tekst został przedstawiony gościnnie na moim blogu z recenzjami filmowymi. Nie ponoszę jakiejkolwiek odpowiedzialności za oceny, tezy, fakty, czy też insynuacje w nim przekazane. Wszelkie pretensje i komentarze należy kierować do człowieka, który przyjdzie na świat za 14 lat. Jak dożyję, to postaram się mu przekazać zaraz jak tylko nauczy się czytać.

and

Ostatnie posty
Search By Tags
Follow Us
  • Twitter Social Icon
bottom of page