Dora i Miasto Złota – Multikino Młociny (ocena 5/10)
Próba przerobienia popularnej kreskówki na film młodzieżowy wpadła w sidła niedookreślenia docelowej grupy odbiorców.
Dora (Isabela Moner) wychowała się w dżungli, stąd przyjazd do miejskiego liceum jest poważniejszym wyzwaniem niż unikanie krokodyli. Dziewczyna staje się pośmiewiskiem i nawet przyjaciel z dzieciństwa – Diego (Eugenio Derbez), próbuje jej unikać. W dodatku dziewczyna jest oczytana i zarozumiała, a wiedzą przebija nawet szkolną kujonkę. Tymczasem rodzice Dory w tajemnicy wyjechali w poszukiwaniu tajemniczego miasta skrywającego złote skarby.
Twórcy szybko porzucają szkolne klimaty ukazane w konwencji kina młodzieżowego, wykorzystując jej tylko do zarysowania postaci na potrzeby dalszej części fabuły. Trzonem filmu jest kino przygodowe, niestety sztampowe z ogranymi już wielokrotnie pomysłami. Interakcje pomiędzy bohaterami są również mało wykorzystywane, film opiera się na szybkim rozwiązywaniu kolejnych przeszkód, aby tylko pędzić ku przewidywalnemu finałowi. Nie przekonuje także zbyt prosta i ograna wizja czarnego charakteru. Film ogląda się trochę jak zbitkę kolejnych sceny, coraz mniej angażujących, nie mogących zaskoczyć widza zaznajomionego z tożsamymi motywami.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby potraktować film jako propozycję dla najmłodszych widzów. Wówczas przeróbka kreskówki na film fabularny, utrzymana w kolorowych barwach i przygodowym nastroju byłaby uzasadniona. Niestety twórcy nie radzą sobie z dostosowaniem na potrzeby młodszego widza już dorastających bohaterów. Główna bohaterka bardziej pasuje na atrakcyjną nastolatkę, co zresztą podkreśla obcisłymi strojami. Film nie jest wolny od oczywistych aluzji bardziej dla młodzieżowego widza, z pocałunkami włącznie, ale także ze scenami co najmniej okrutnymi. Nie powstrzymano się również od żartów fekalnych, a tak naprawdę proces wydalania, czy puszczania gazów niewiele wnosi na fabuły.
Jest kilka przebłysków, które powodują że można obejrzeć „Dorę …” bez bólu. Jak chociażby komiczna małpka (świetna scena z lewarkiem), czy chwilowe przejście na kino animacyjne – chociaż ono niestety dla odmiany kojarzy się z wizją narkotykową. Rodzice mogą więc zabierając młodsze pociechy spotkać po seansie z „niewygodnymi” pytaniami. Odgrywająca z zaangażowaniem główną rolę Isabela Moner jest z pewnością atutem, ale tylko gdy potraktuje się film jako propozycję dla nastolatków, a nie małych dzieci.
Że to film dla młodszych świadczy wersja jedynie z polskim dubbingiem, która dodatkowo przeszkadza podczas seansu. Na szczęście projekcja „Dory …” zostanie przez nas zapamiętana na dłużej. A to ze względu na wizytację nowego warszawskiego kina – o którym szerzej poniżej recenzji.
Plusy:
kolorowe
żywa fabuła
komiczna małpka
animowana scena zwidów
fotele w Multikino Młociny
Minusy:
niedookreślona grupa docelowa
szablonowa fabuła rodem z filmów przygodowych
niepotrzebne żarty fekalne
słaby dubbing
Zwiastun:
tytuł oryginalny: Dora and the Lost City of Gold
polska premiera: 23 sierpnia 2019
produkcja: USA
rok: 2018
gatunek: familijny
reżyseria: James Bobin
scenariusz: Nicholas Stoller, Matthew Robinson
muzyka: John Debney, Germaine Franco
obsada: Isabela Moner, Eugenio Derbez, Michael Peña, Eva Longoria, Danny Trejo
Multikino Młociny
Nowa, kolejna warszawska galeria handlowa zlokalizowana na końcowej stacji pierwszej linii metra. Czyli z jednej strony dobra komunikacyjnie lokalizacja, z drugiej jednak zbyt daleko od centrum. Multikino lubi takie miejsca, stąd kolejne kino w Warszawie.
Dojazd do galerii jest wygodny, mimo że trochę daleko. Jak się jednak okazuje Wisłostradą bez świateł można się dostać szybciej niż do przeładowanych Złotych Tarasów. Docierając na miejsce oczom ukazuje się olbrzymi kompleks, z ładnie zagospodarowanym zielenią i ławeczkami wejściem głównym, oraz subtelnym wjazdem na parking podziemny. Wjazd bezproblemowy, nie pobiera się biletu, podobno trzy godziny gratis. Parking trzypoziomowy, miejsca jednak bardzo dużo – większe obawy budzi późniejsze znalezienie samochodu.
Sama galeria robi monumentalne wrażenie: przestrzenna, nowoczesna, pachnąca nowością. Sklepy z najwyższej półki, ale w podziemiu jest też Biedra. Ludzi niewiele, i to nasuwa wątpliwości, czy za kilka lat te galerie nie zaczną masowo bankrutować.
Kino na samej górze, wiec trzeba się trochę namęczyć żeby dotrzeć. Tutaj także przestrzennie i przyjemnie. Dużo stoliczków, ładne umiejscowienie plakatów. Kasy, jak to w Multikinie, połączone z barem. Obsługa bardzo miła, może dlatego że ze względu na mało widzów mają sporo czasu dla siebie.
Foyer kina przytulne, chociaż bez ekstrawagancji. Wyróżnikiem mają być nowoczesne fotele. I faktycznie sala robi wrażenie: bardzo dużo miejsce, odstępy pomiędzy rzędami, czarne fotele z dużą podstawką na jedzenie i napój. No i najważniejszy motyw: możliwość ustawienia fotela w pozycji niemalże leżącej. Wygodnie i komfortowo, chociaż łatwo usnąć na słabszym filmie.
Ogólnie z warszawskich Multikin to obecnie najlepsza opcja, mimo trochę uciążliwego dojazdu (w godzinach szczytu pewnie nie ma sensu). Martwi natomiast słaba frekwencja, co stawia pod znakiem zapytania zasadność tej inwestycji dla sieci Multikino. Ale może się poprawi.