Siedem lat jednej nocy – koreańska Atlantyda (ocena 5/10)
Propozycja dla zwolenników mrocznego, klimatycznego kina koreańskiego. W kinie trudno było odnaleźć, a w domowych pieleszach ciężko przetrwać zbyt długi metraż i zagmatwaną fabułę.
Sztuczne jezioro, które w wyniku błędu inżyniera doprowadziło do śmierci tysięcy ludzi. To tam dochodzi do jeszcze jednej tragedii. Mała dziewczynka wbiega w nocy pod pędzący samochód. Sprawca wypadku robi rzecz niewybaczalną. Ojciec dziewczynki, szanowany dentysta, na chłodno, przez tytułowe siedem lat, przygotowuje precyzyjną zemstę.
Scenariusz, oparty na powieści, nie jest wcale łatwy do ogarnięcia, chociaż tytuł zdradza zakończenie, a i sama fabuła w praktyce jest stosunkowo przewidywalna. To w końcu coś na kształt kina zemsty, do której dojść musi i jak to często bywa nie przyniesie oni nic dobrego. Reżyser jednak miesza wątki, wprowadza nielinearną narrację, mnoży ważne dla motywacji bohaterów postacie drugoplanowe. Wymaga to skupienia od widza i dobrego rozeznania ktoś jest kim, co przy tak mrocznym klimacie i azjatyckich rysach twarzy jest zadaniem trudnym. Dopiero pełne skupienie pozwala jednak poczuć klimat i doszukiwać się głębszych rysów psychologicznych. Jest to film, który może wciągnąć, ale europejski widz ma niezwykle trudne zadanie.
Problem polega bowiem również na koreańskich aktorach, który nie tak łatwo odróżnić. Bohaterów i wątków w filmie jest wiele, scenariusz nie ułatwia zadania, przez co można się łatwo pogubić, tracąc przyjemność w obserwowaniu mozolnego składania fabularnej mozaiki. Film jest zdecydowanie za długi, końcówka to już prawdziwy koszmar, ale nie ze względu na to co się dzieje na ekranie, tylko na znużenie, które wywołuje u widza.
Utrzymywany typowy dla tego typu kina koreańskiego klimat tworzony jest przez mroczne zdjęcia, stonowaną muzykę, przemyślaną scenografię, dopasowane kostiumy i sprawny montaż. Dużo lepiej ten film odebrać w ciemnej sali kinowej. Niestety polski dystrybutor powiedział „A” wprowadzając film do regularnej dystrybucji, ale nie powiedział „B” zapewniając odpowiednia ilość seansów, które nawet w Warszawie można było policzyć na palcach jednej ręki. Film można co prawda odnaleźć w innych miejscach (tych z kategorii równo mrocznych, co zdjęcia do tego filmu), ale z lektorem, na ekranie laptopa to jednak nie to samo – szybciej można przysnąć niż wciągnąć się w historię. Szacunek dla dystrybutora Mayfly za próby wprowadzania do kin filmów koreańskich, ale bez reklamy i szerszej dystrybucji efekt jest taki jak tym razem – całkiem ciekawy chociaż trudny w odbiorze thriller obejrzało ledwie 91 widzów.
Jest to propozycja dla widzów gustujących w bardziej monotonnym tempie narracji, pomimo tych wszystkich skomplikowanych powiązań i gatunku charakterystycznego dla thrillera. Wiele scen jest jednak wydłużanych jak w kinie artystycznym, pozwalając czerpać przyjemność tylko i wyłącznie widzom przyzwyczajonym do takich zabiegów. Może był to nawet błędny wybór twórców, bo świetnie radzą sobie oni w konwencji kina czysto sensacyjnego. Chociażby jedna z pierwszych scen samochodowych jest niezwykle emocjonująca, bardzo sprawnie zrealizowana w oparciu o naprzemienne sceny zbliżeń i szerokiej perspektywy oraz szybki, charakterystyczny dla kina sensacyjnego montaż. Wyraźnie jednak twórcy poleli postawić na budowanie klimatu i bardziej artystycznego kina, przez co ograniczyli krąg odbiorców tego dzieła. Może więc się spodobać, ale raczej nielicznym.
Plusy:
klimat
zdjęcia
ciekawa, acz zbyt pokomplikowana historia
Minusy:
monotonia fabuły
zbyt wiele wątków, bohaterów i linii czasowych
przedłużona końcówka
trudno rozpoznawalni aktorzy
słaba dystrybucja
Zwiastun:
Tytuł oryginalny: 7 Nyeon-eui Bam
Polska premiera: 26 października 2018
Dystrybutor: Mayfly
Produkcja: Korea Południowa
Rok: 2018
Gatunek: thriller
reżyseria: Chang-min Choo
scenariusz: Chang-min Choo, Yong-Yeon Lee, You-Pyung Lee na podstawie powieści You-Jeong Jeong
zdjęcia: Kyung-ho Ha
muzyka: Ja wan Koo
obsada: Seung-ryong Ryu, Dong-gun Jang, Kyeong-pyo Ko, Jung-Hee Moon, Sae-Beauk Son