Maria, królowa Szkotów – brytyjska Korona Królów (ocena 4/10)
Królowa Szkocja kontra Królowa Anglii. Saoirse Ronan kontra Margot Robbie. A film na poziomie wyszydzanego polskiego serial historycznego.
Maria wraca jako 18-letnia wdowa z Francji do rodzimej Szkocji, gdzie obejmuje posadę Królowej. Rości sobie również do tronu brytyjskiego gdzie zasiada Elżbieta I (królowa słynnego zmordowania żon Henryka). Konflikt brytyjsko-szkocki ma zarówno charakter narodowy , jak i religijny. Kluczowym może się okazać potomstwo – punktem przełomowym są narodziny syna Marii – Jakuba. Ale to tylko zaostrza intrygę i pociąga za sobą serię zbrodni, które prowadzą królową Szkotów (nie wiedzieć czemu nie Szkocji) na szafot.
Jeżeli najwięcej z filmu historycznego dowiadujemy się z napisów, i tak zbyt pośpiesznie wyświetlanych, na początku i końcu – to od razy wiadomo, że coś jest nie tak. Szwankuje tutaj najbardziej nieudolna reżyseria. Debiutująca doświadczona w produkcjach teatralnych Josie Rourke z filmowym dużym formatem zupełnie sobie nie poradziła. Wszystko jest chaotyczne, nielogiczne, trudne do ogarnięcia i nawet zaangażowanie tak znamienitych aktorek nie pomaga. Na placach jednej ręki pozna policzyć lepsze sceny (kulminacyjne spotkanie Elżbieta-Maria), a i te są oderwane od niespójnej historii.
Film jest objęty klamrą ukazująca ostatnie minuty życia Marii Stuart – legendy Szkocji. Już tutaj widać brak dbałości o szczegóły: aktorka w chwili śmierci swojej bohaterki wygląda podobnie, jak nie młodzież, niż w momencie zawiązania akcji. Takich drobnych błędów, które mogą się zdarzać w niskobudżetowych serialach jest cała masa, ale ich tropienie też nie jest frapujące, z uwagi na monotonne tempo filmu. Aby trochę rozkręcić akcję reżyserka ucieka się do zupełnie niepotrzebnych scen erotycznych i drastycznie ukazanego aktu zaszlachtowania. Nie tędy droga. Niektórych, szczególnie zorientowanych historycznie, dodatkowo może zirytować mocno czarnoskóry zestaw królewskich dworów.
Zapewne film miał mieć również przesłanie feministyczne: kobiety dążące do pokoju i porozumienia wersus spiskujący mężczyźni. Trudno nawet dostrzec taka konkluzję, a dodatkowo cukierkowy obraz Marii Stuart wypacza historyczną wiedzę.
Saoirse Ronan trzeba przyznać, ze stara się jak może. To ona jest kluczową postacią i jej ciągle towarzyszymy. Margot Robbie jest jakby trochę w cieniu, ale za to jej charakterystyka jest odrobinę lepsza – szczególnie w końcówce. Popracowano także w jej przypadku przy charakteryzacji – zapewne nad twarzą dotknięta ospą długo się trudzono. Nie będą to niestety role, które zapadną w pamięci, nie będzie nagród, Oscarów, a więc cały wysiłek na marne. Ale jak film kiepski, to najlepszy aktor/aktorka nie pomogą.
Realizacyjnie widać tutaj patos, możliwości budżetowe, a może nawet konsultacje historyczne. Niestety sceny kameralne, intymne, zupełnie zlewają się z tymi politycznymi, a już pojawienie się potyczki zupełnie obnaża braki reżyserki. Kilka ładnych widoczków, irytująco serialowa muzyczka w tle próbująca podtrzymać nastrój to wszystko na co pozwoliła wyobraźnia Josie Rourke. Może gdzieś w telewizji taki film umknąłby niezauważony, w kinie jednak jest produktów męczącym. Szczególnie, że poświęcenie kilku niepotrzebnych scen, co skróciłoby format, również przewyższało siły reżyserki.
Plusy:
historyczny kontekst
zaangażowanie dobrych aktorek
ładne widoczki
trzy/cztery na krzyż udane sceny
Minusy:
reżyseria
scenariusz
nagromadzenie scen erotycznych i drastycznych
irytująca muzyka w tle
proste błędy charakteryzacyjne
Zwiastun:
Tytuł oryginalny: Mary Queen of Scots
Polska premiera: 25 stycznia 2019
Produkcja: Wielka Brytania
Rok: 2018
Gatunek: historyczny
Reżyser: Josie Rourke
Scenariusz: Beau Willimon
Obsada: Saoirse Ronan, Margot Robbie, Jack Lowden, Joe Alwyn, David Tennant