top of page

Dom, który zbudował Jack – kwintesencja von Triera (ocena 9/10)


Lars von Trier zawsze uwielbiał szokować, ale tym razem przeszedł sam siebie. Czy się to jednak komuś podoba, czy nie – pod względem kompozycyjnym to najlepsze dzieło ekscentrycznego, duńskiego reżysera.

Najpierw zapada ciemność. A niej dialog o wspólnej wędrówce. A kiedy się rozmawia o drodze w zupełnych ciemnościach? Bohatera poznajemy w kilku epizodach ze swojego życia. Aby dopiero w końcówce powrócić do motywu wędrówki.

Jack, czyli wręcz znakomity Matt Dillon, jedzie sobie ciężarówką. Gdy widzi atrakcyjną kobietę mającą problem z samochodem szarmancko oferuje jej podwózkę. Co prawda kobieta zachowuje się dosyć ekscentrycznie, nawet wspominając że przecież mogła spotkać seryjnego mordercę, ale Jack odwozi ją do warsztatu samochodowego i z powrotem.

Jak ktoś ma nadzieję, że po pierwszej, brutalnej scenie, chociaż ukazanej przez zaskoczenie, przyjdzie wyciszenie – to nic z tych rzeczy. Każda kolejna sekwencja jest jeszcze mocniejsza, a charakter filmu przeobraża się w końcu coś rodem z „Piły”. Akty przemocy są przedłużane, a poczucie bezwzględności sprawcy aż wydobywa się z ekranu na widownię. Nic dziwnego, że jak ktoś nie zaakceptuje tej zabawy trudno mu będzie wysiedzieć, bo von Trier zadbał żeby trwało to odpowiednio długo. Bo na deser oferuje jeszcze scenę rondem z Dantego.


Kompozycja scenariusza jest precyzyjna i to ona w dużej mierze buduje nastrój – i tak już mocne sceny przemocy jeszcze bardziej narastają. A najgorsze może być to, że bohater robi te wszystkie okropieństwa ze spokojem i opanowaniem. W niezwykle silny sposób oddziałuje to widza. Praktycznie każda scena jest elementem perfekcyjnie skonstruowanej układanki. A że nieakceptowalnej przez odbiorcę – to już inna para kaloszy.


Zaangażowanie Dillona było strzałem w dziesiątkę. Aktor gra w sposób tak charyzmatyczny, identyfikujący się z publicznością, że mógłby go czekać lincz po seansie, gdyby się pokazał. Także drugoplanowe role, siłą rzeczy krótko pozostające na ekranie są przekonujące jak chociażby naiwna dziewczyna. Aktorsko von Trier trafił idealnie, ale to także jego zasługa bo widać tutaj, podobnie jak w poprzednich produkcjach Duńczyka („Przełamując fale” chociażby wspaniała rola Emily Watson) zmysł do wyszukiwania odpowiednich aktorów.


Klimat budują także wszystkie inne elementy filmowego rzemiosła: zdjęcia, montaż, rewelacyjna muzyka, dźwięk, scenografia, kostiumy. W filmach von Triera wszystko funkcjonuje perfekcyjnie. Gdyby nie fakt, że to co się dzieje na ekranie odrzuca, to trudno byłoby oderwać wzrok od kunsztu reżyserskiego.


Film bardzo długo czeka na polską premierę, nie wiadomo czy jest to związane z samą „zawartością”. Raz, że jest to obraz wyjątkowo brutalny w przekazie, dwa że zawiera akcenty wyraźnie religijne. Zresztą takie już były w poprzednich filmach von Triera (finałowa scena „Przełamując fale”), co jeszcze dobitniej wskazuje, że reżyser nie przejmuje się światopoglądem środowiska filmowego, unikającego tak prostych przesłań. W połowie stycznia jednak pojawi się na ekranach budząc pewnie mieszane uczucia. My też jesteśmy podzieleni: od zachwytu nad kunsztem filmowym po dezaprobatę za brutalność przekazu.


Plusy:

  • kompozycja scenariusza

  • groteskowość tragicznych sytuacji

  • Matt Dillon

  • religijne przesłanie (dla części widzów)


Minusy:

  • brutalność

  • przeciąganie scen

  • religijne przesłanie (dla części widzów)

Zwiastun:

tytuł oryginalny: The House That Jack Built

polska premiera: 18 stycznia 2019

dystrybucja: Gutek Film

produkcja: Dania, Francja, Niemcy, Szwecja

rok: 2018

gatunek: dramat


  • reżyseria: Lars von Trier

  • obsada: Matt Dillon, Bruno Ganz, Uma Thurman, Siobhan Fallon Hogan, Sofie Gråbøl

Ostatnie posty
Search By Tags
Follow Us
  • Twitter Social Icon
bottom of page