Kraina wielkiego nieba – pożar (ocena 7/10)
Ogień trawi oddalone lasy, ale również życie amerykańskiej rodziny. Film „skrojony” pod aktorskie nominacje oscarowe.
Połowa ubiegłego wieku w niewielkim amerykańskim miasteczku. Pozornie szczęśliwa rodzina 2+1 żyje w dobrze urządzonym domu. Idylla jest pozorna. Burzy ją utrata pracy przez męża. Znalezienie nowej nie przychodzi mu łatwo. Lepiej w tym zakresie radzi sobie 35-letnia żona (wciąż atrakcyjna) i nastoletni syn. Tymczasem okoliczne lasy trawi wielki pożar. Gdy mąż w końcu znajdzie pracę, ale wymuszającą dłuższą nieobecność w domu, żar wybuchnie również w sercu opuszczonej żony ku przerażeniu dorastającego chłopaka.
Nie sposób uniknąć porównania nie tylko tematyki, ale i narracji tego filmu do żywiołu ognia. Niszczy on bowiem powoli, ale systematycznie, aby finalnie pozostawić zgliszcza. Tak też jest z fabułą: toczy się nieśpiesznie, jednak nie ma wątpliwości, że każda kolejna scena wnosi kolejny wyłom w życiu rodzinnym bohaterów.
Wymaga ten film skupienia, jest przeznaczony dla widzów gustujących w kameralnym, stonowanym kinie. Ale akcja tylko pozornie rozwija się przewidywalnie. Bo jednak w sposób naturalny żywi się nadzieję w powstrzymaniu żywiołu. Dokładnie tak jak obserwując wielki pożar (a może samo zgaśnie?).
Ten film to także typowy obraz pozornego szczęścia. Zjawisko ponadczasowe i ponadnarodowe, chociaż na przykładzie amerykańskiego dobrobytu wybrzmiewa najmocniej. Zapewne każdy w swoim otoczeniu spotkał się z rodziną, która na pierwszy rzut oka wydawała się szczęśliwa, a rzeczywistość, za zamkniętymi drzwiami, wyglądała zgoła inaczej.
Jednak pomimo faktu, że bohaterowie podejmują destrukcyjne decyzje to nie można mieć do nich pretensji. Często ich pokusa jest na tyle silna, że wytłumaczalna. Każdy człowiek ma bowiem prawo do poszukiwania swojego szczęścia. Stąd znakomitym zabiegiem w filmie (opartym na bestsellerowej powieści) jest percepcja z punktu widzenia syna - nastolatka dla którego jest oczywiste, że rodzice powinni zachować wierność i trwać w związku małżeńskim. On pewnie dopiero w przyszłości, na własnej skórze przekona się, że nie jest to wszystko takie proste. Tymczasem jest jedynie nieświadomym obserwatorem. Co prawda w szkole także dociera do niego żar uczucia - opiera się chwilowo zalotom sympatycznej koleżanki. Ten wątek jest może trochę za mało eksponowany - uzupełnia portret dziecka obserwującego rozpad małżeństwa rodziców.
Sytuacja rodziców jest skomplikowana i wielowymiarowa. Tak naprawdę nie ma odpowiedzi na pytanie, kto z nich zaprószył ogień, który wywołał pożar niszczący ich małżeństwo. Otwarta interpretacja jest tak charakterystyczna dla wielu par, które wzajemnie obwiniają się za upadek związków. Tak wiarygodne ukazanie problemów małżeńskich przez debiutującego reżysera, w sposób naturalny zjednuje widza, który dostrzega w rzeczywistości filmowej odbicie prawdziwych, znanych z życiowej percepcji przypadków.
Nieuniknione są zachwyty dla duetu Carey Mulligan i Jake Gyllenhaal – pozornie zasłużone, bo mąż świetnie gra prawie milcząc w pierwszej fazie, a z żony aż eksploatuje potrzeba miłości w drugiej. Może Oscary to za dużo – ale nominacje pewne. Obiektywnie jednak aktorsko ten film trzyma kto inny. Ed Oxenbould. Jest doskonały, bezbłędny, wręcz magnetyzujący. Fantastyczna rola, która może nie zostać odpowiednio doceniona. Znakomity jest również w ważnej, bo chyba jedynej nie budzącej sympatii, kreacji drugoplanowej Bill Camp.
Pieczołowicie jest dopracowane wszystko, co wskazuje gdzie i kiedy toczy się akcja. Kostiumy, charakteryzacja, scenografia, muzyka. Sprzyja temu zresztą wolna, pozwalająca zwracać uwagę na takie aspekty, narracja. Czuć klimat żywcem wyjęty z amerykańskiego miasteczka z połowy ubiegłego wieku. Uroki przyrody podkreślają dawkowane krajobrazy – zdjęcia są piękne, ale jednak nie zakrywają kameralnego charakteru opowieści, która siłą rzeczy toczy się w pomieszczeniach zamkniętych – za zamkniętymi drzwiami. Ostatnia scena to wręcz kwintesencja kadrowania – zapewne docenią tę produkcję także amatorzy fotografii, nie przypadkiem syn w tym kierunku znalazł fach.
„Kraina wielkiego piękna” to film, którym można zachwycać się w wielu aspektach, ale w trakcie oglądania zbyt często jest nużący. Czy na przykład ktoś by się zdecydował na drugi seans? Mocno wątpliwe. Oprócz zwolenników kina kontemplacyjnego. Może to dobra propozycja na randkę, albo na rocznicę małżeństwa (sic!), ale jako alternatywa do przedświątecznej gorączki – już niekoniecznie. Z niecierpliwością natomiast można śledzić losy aktorskich nominacji aktorskich – to mogą być faworyci.
Plusik należy się również dla dystrybutora, który wymyślił ciekawy, wieloznaczny, ale trafny polski tytuł.
Plusy:
wizja pożaru życia małżeńskiego
ukazanie bohaterów w pozytywnym świetle
reżyseria
aktorstwo
stylizacja na czas i miejsce akcji
zdjęcia
puentująca scena końcowa
Minusy:
wolne tempo
pesymistyczne przesłanie
Zwiastun:
Tytuł oryginalny: Wildlife
Produkcja: USA
Rok: 2018
Polska premiera: 7 grudnia 2018
Dystrybutor: M2 Films
Gatunek: dramat
Festiwale: film otwarcia festiwalu w Cannes
reżyseria: Paul Dano
scenariusz: Paul Dano, Zoe Kazan na podstawie powieści Richarda Forda
zdjęcia: Diego García
muzyka: David Lang
montaż: Matthew Hannam
scenografia: Miles Michael
obsada: Carey Mulligan, Jake Gyllenhaal, Ed Oxenbould, Bill Camp, Zoe Margaret Colletti