top of page

Miłość jest wszystkim – rózga od Mikołaja (ocena 2/10)


Mozaikowa, wigilijna komedia romantyczna. Przeprowadzka z Warszawy do Gdańska nie wyszła temu gatunkowi na dobre. Przede wszystkim ze względu na koszmarnie zły scenariusz.

W reprezentacyjnym miejscu Gdańska, tuż przy nadbrzeżu komercyjna stacja telewizyjna organizuje wielki świąteczny show. Do roli Świętego Mikołaja zostaje zatrudniony znany aktor (w autoironicznej roli Jan Englert). Jego córka Krystyna (Agnieszka „nie wiem co ja tutaj robię” Grochowska) przeżywa trudne chwile po rozstaniu z mężem (bezbarwny Eryk Lubos). W okolicy kręci się przybyły ze Skandynawii Jan (Olaf nie ogolony Lubaszenko) poszukujący swojej żony. Niespodziewanie to on przejmie kluczową rolę podczas imprezy przy okazji ratując z opresji małą dziewczynkę. Jej ojciec Tadeusz (Leszek Lichota stylizowany na najsłynniejszego gdańszczanina) oglądając tę dramatyczną sytuację w małym telewizorku na terenie stoczni (w końcu akcja toczy się w Gdańsku więc nie może odbyć bez tego przemysłu) natychmiast opuszcza miejsce pracy, za co tuż przed świętami zostaje zwolniony przez bezdusznego kierownika. Gwiazdą wydarzenia jest również celebryta Zbyszek (sztywny Mateusz Damięcki) – stylizowany na popularnego polskiego piłkarza. Nie spodziewanie w oko wpada mu Wanda (histeryzująca Aleksandra Adamska) – zakręcona pracowniczka centrum handlowego. Siostra Wandy – Roma (Joanna Balasz) wydaje się bardziej stabilna emocjonalnie – tuż przed ślubem z Krzysztofem (Marcin Korcz) – pracownikiem zakładu pogrzebowego. Nad całością realizacji telewizyjnego programu świątecznego czuwa Magda (Joanna Zimna wojnaKulig).

Film mozaikowy z kilkoma przeplatającymi się wątkami wcale nie jest prostym wyzwaniem. Najwięksi malkontenci powiedzą, że udało się tylko raz w produkcji „To tylko miłość” z 2003 roku, która zapoczątkowała popularność na tego typu filmy. W Polsce sukces frekwencyjna odniosła seria „Listy do M.” – szczególnie pierwsza część była całkiem dobrym filmem odpowiednim na przedświąteczny nastrój. „Miłość jest wszystkim” miało przynieść według zapowiedzi nową jakość. Jeżeli jednak jest coś nowatorskiego, to to, że nie udało się nic: od scenariusza począwszy na realizacji skończywszy.


W tego typu filmach zawsze istnieją lepsze i gorsze wątki – tutaj wszystkie są absurdalne, głupie i nielogiczne. Motywacje bohaterów są zupełnie niezrozumiałe, a ich decyzje momentami kuriozalne. Żaden z bohaterów nie budzi sympatii, ich losy są tak niedorzeczne, że obojętne widzowi. Zresztą twórcy nawet nie potrafili jakoś zakończyć tych wątków przez co praktycznie wracamy do punktu wyjścia: rozwiedzenie się schodzą, pokłóceni godzą, a tajemniczy przybysz wraca do domu.


Problem jest również z rozłożeniem wątków. Panuje tutaj chaos realizacyjny, jakiś wątek się przebija na czoło, a następnie ginie. Nawet ten wydawało się główny, czyli prowadzony przez Olafa Lubaszenko rozwiązuje mniej więcej w połowie, a potem znika na dobrych 40 minut, bo już za wiele nie można do niego włożyć. Jeszcze większy problem jest z przenikaniem losu bohaterów, które to powinno być subtelne, a jest wręcz toporne scenariuszowy, jak absurdalny pomysł na kradzież drogiej biżuterii (bohatera jednej historii u bohaterki drugiej) w centrum handlowym.


Jakby można było doradzać twórcom, to może warto było przynajmniej trochę uwypuklić wątek "show must go on", czyli realizacji programu telewizyjnego niezależnie od wydarzeń. Nawet śmierć znanego aktora, czy zagrożenia życia dziecka nie przerywa transmisji telewizyjnej. Tyle, że to motyw raczej nie na komedię romantyczną.


Głupota scenariuszowa może aż tak by nie raziła, jakby film miał inne atuty. Niestety pod względem realizacyjnym jest co najwyżej dowodem na powszechnie krążącą opinie o miernym poziomie polskich komedii romantycznych. Nic tutaj nie zachwyca: ani zdjęcia, ani montaż, ani realizacja dźwięku, ani nawet muzyka. Nie udało się nawet stworzyć namiastki klimatu przedświątecznego – jednak kolęda i prószący śnieg (ni stąd ni zowąd zresztą) w finałowej scenie.


Pytanie, które się nierozerwalnie nasuwa to: co tutaj robią tak renomowani aktorzy. W końcu film już na poziomie scenariusza jest idiotyczny – uczestnictwo w tym projekcie takich aktorów jak Agnieszka Grochowska i Joanna Kulig jest niewytłumaczalne. Największe zdziwienie może budzić, co prawda epizodyczna jak się szybko okaże, rola Englerta – która jest nieakceptowalna także ze względów moralno-etycznych. Cóż takiego kierowało decyzją tego doświadczonego aktora i pedagoga trudno dociec.


Zachwycić może co najwyżej amatorów Gdańska – w końcu nie często pojawia się to miasto w filmach. Co ciekawe w filmie pojawił się nawet Prezydent Miasta. Będą pewnie też tacy, którzy powiedzą, że jego prezydentura idealnie pasuje do poziomu tego filmu.


Plusy:

  • Gdańsk

  • znani aktorzy


Minusy:

  • scenariusz

  • kompozycja wątków

  • idiotyczne pomysły

  • realizacja

  • brak klimatu bożonarodzeniowego


Zwiastun:

Polska premiera: 18 maja 2018

Dystrybucja: Kino Świat

Produkcja: Polska

Rok: 2018

Gatunek: komedia


  • reżyseria: Michał Kwieciński

  • scenariusz: Jakub Wecsile

  • zdjęcia: Michał Sobociński

  • montaż: Michał Czarnecki

  • muzyka: Anatas Valkov

  • scenografia: Agnieszka Bartold

  • kostiumy: Aleksandra Staszko

  • obsada: Olaf Lubaszenko, Agnieszka Grochowska, Mateusz Damięcki, Aleksandra Adamska, Jan Englert, Joanna Balasz, Joanna Kulig, Julia Wyszyńska, Michał Czernecki, Marcin Korcz, Leszek Lichota, Eryk Lubos, Maciej Musiał, Paweł Adamowicz


PS. Ta recenzja jest 1111 artykułem naszego blogu – taki jedynkowy jubileusz.

Ostatnie posty
Search By Tags
Follow Us
  • Twitter Social Icon
bottom of page