Bohemian Rapsody – Malek lepszy niż Mercury (ocena 9/10)
Freddie Mercury i Queen – legenda muzyki rockowej. Wzmocniona osobowością lidera i okolicznościami jego przedwczesnej śmierci. Doczekały się znakomitego filmu biograficznego. Spodoba się także tym, którzy za samym zespołem nie przepadali.
Farrokh Bulsar wychowywany w ortodoksyjnej rodzinie pochodzącej z Indii (grupa etniczna Parsów) szuka swojego pomysłu na życie. Dystansując się od wskazówek ojca przystępuje do grupy rockowej. Ekscentryczne zachowanie na scenie oraz znakomite zdolności wokalne, będące efektem specyficznego zgryzu wokalisty wzbudzają zainteresowanie publiczności i menadżerów. A dalsze losy są już chyba wszystkim znane: wielka popularność, kłótnia wewnątrz zespołu, orientacja seksualna, choroba.
„Bohemian Rapsody” próbuje obiektywnie przedstawić kolejne etapy kariery zespołu, czy też może bardziej jego wokalisty. Co jest zadaniem ponad siły fabularnej produkcji, ale w wielu aspektach udaje się doskonale. Mamy więc zarówno genezę zawiązania zespołu, początkowe kłótnie z wytwórnią płytową, osobiste perypetie wokalisty, jego kontrowersyjne decyzje porzucenia zespołu, staczanie się w świat narkotyków … Ale przede wszystkim muzykę która stworzył wespół z kolegami.
I ta właśnie jak przystało na film o zespole muzycznym jest tutaj najciekawsza. Znakomicie udało się ukazać genezę i proces twórczy powstawania kilku największych przebojów grupy: od przypadkowego pomysłu, po długie kłótnie i dyskusje w ramach zespołu. To przekomarzanie było najsilniejszym atutem Queenu – zcieranie się różnych wizji muzycznych zaowocowało powstaniem wielkich hitów, które przetrwały na długo po śmierci Freddiego. Nawet jeżeli ktoś ma zdystansowane podejście do tego zespołu to musi oddać niezwykłą wprost zdolność do tworzenia ponadczasowych przebojów.
Dużo gorzej w filmie wychodzi wątek konfliktu w ramach zespołu, ale także tutaj udało się kilka scen – szczególnie ta z negocjacji odnośnie ponownej współpracy. Najgorzej chyba wypada wątek perypetii osobistych Freddiego, na który jakby brakowało czasu, a przede wszystkim odwagi. Wątek homoseksualny potraktowany jest po macoszemu. Ale może to i lepiej.
Wszystkie ewentualne mankamenty filmu nikną jednak z powodu końcowej sekwencji – koncertu na londyńskim Wembley. Jest to wręcz porywający, świetnie zmontowany, ekscytujący muzycznie fragment. Pozwala zapomnieć o wszystkich wadach fabuły, dając niezwykłą dawkę energetyczną. Z kina wychodzi się jak po koncercie ulubionej kapeli.
Dodatkowo rola Rami Maleka jest majstersztykiem aktorskim. Wydaje się, że sam Freddie Mercury, jakby mógł, nie zagrałby siebie lepiej. Przy wszystkich niedoskonałościach (kompozycja scen, dialogi) Malek oddaje duch wokalisty, jego styl bycia – w życiu i na scenie, a nawet specyficzny tembr głosu. Nadzwyczajna rola.
Uwaga: film jest wyświetlany w sieci IMAX. Ze względu na dźwięk – koniecznie należy dopłacić te kilka złotych na taki seans. I dobrze bawić, zamiast szukać mankamentów (które są – ale tak jak w wielu przebojach, na których co poniektórzy się początkowo nie poznali).
Plusy:
Rami Malek
geneza powstania wielkich przebojów
muzyka Queen
ekscytująca sekwencja koncertu na Wembley
Minusy:
nie usystematyzowana historia
skrótowo potraktowane perypetie miłosne (praktycznie brak wątków homoseksualnych)
kilka zbytecznych scen
Zwiastun:
Produkcja: USA, Wielka Brytania
Rok: 2018
Polska premiera: 2 listopada 2018
Gatunek: muzyczny
reżyseria: Bryan Singer
scenariusz: Anthony McCarten
obsada: Rami Malek, Lucy Boynton, Mike Myers, Gwilym Lee, Ben Hardy