Człowiek, który zabił Don Kichota – ćwierć wieku (ocena: 6/10)
Długi okres produkcji, to główny motyw promocyjny tego filmu, budzącego mieszane uczucia i recenzje. W zasadzie to równie dobrze co 25 lat, mógłby zostać zrealizowany w 25 dni. Pod warunkiem odpowiedniej jakości alkoholu i narkotyków, bo bez nich chyba trudno mieć aż tak odjechane pomysły.
Rozpoczyna się klasycznie. Podstarzały rycerz Don Kichote wraz ze swoim giermkiem Sanczo rozpoczynają kolejny dzień wędrówki, który ma im przynieść wiele przygód, co czuje jak zwykle w kościach rycerz. Docierają do słynnych wiatraków, które zostają potraktowane jak groźne olbrzymy wywołując atak Don Kichote … i w tym momencie cięcie – akcja okazuje się kręceniem filmu, a może jedynie reklamy dla bogatego producenta alkoholi. Wyraźnie sfrustrowany reżyser Toby (Adam Driver) najwyraźniej nie czuje się spełniony w tej produkcji. Przypadkowo jednak przypomina sobie swój film dyplomowy, oczywiście o Don Kichote i oczywiście kręcony w tej samej, hiszpańskiej, okolicy. Porzuca nawet atrakcje cielesne ponętnej żony producenta (Olga Kurylenko) i wyrusza w poszukiwaniu ekipy, z którą wówczas współpracował. Po odnalezieniu odtwórcy głównej roli (Jonathan Pryce) jest zmuszony na dłużej pozostać w klimatach szalonego rycerza.
Kolejne pomysły i zwroty akcji są tak odjechane, że należy to koniecznie obejrzeć - nie podejmuje się nawet próby opisywania. Siłą filmu jest połączenie klimatu średniowiecznego ze współczesnością. Niby jest to wszystko umowne, a jednak zachowania, kostiumy, scenografia idealnie oddają klimat czasów rycerskości. I gdy ktoś wyciąga telefon komórkowy, albo pojawia się współczesny samochód policyjny wrażenie jest przekomiczne.
Niestety jest tego za dużo, a mniej więcej od połowy zaczyna nużyć i męczyć. Każda pojedyncza scena, sama w sobie, mogłaby być tragikomicznym majstersztykiem, ale w takim nasileniu zaczynają zanikać w pamięci widza. O filmie praktycznie zapomina się wychodząc z kina, a może nawet przysypiając na końcówce. Najwyraźniej zabrakło Gilliamowi odwagi do wycięcia kilkudziesięciu minut. Skądinąd trudno się dziwić, że przywiązał się do tworzonego tak pieczołowicie dzieła. I to zapewne jest powodem tak dużego rozdźwięku opinii o tym filmie. Gdyby zachowano umiar, stworzono bardziej spójny scenariuszowo film na półtorej godziny możnaby było się skupić li tylko i wyłącznie na walorach artystycznych. A tych jest cała masa, z kostiumami, scenografią i muzyką na czele.
Także z grą aktorską. Adam Driver budzi skrajne oceny, acz lista reżyserów z którymi współpracował już w tak młodym wieku jest imponująca. Ten film akurat „kradnie” mu znakomity Jonathan Pryce. Rewelacyjnie spisała się Olga Kurylenko, i to nie tylko dlatego że jest ładna. Ładna jest również (może jeszcze bardziej, ale to rzecz gustu) Joana Ribeiro, która ma jeszcze więcej pola do popisu (scena w staniku).
Wychodząc z kina długo zastanawialiśmy się nad fenomenem historii Don Kichote. W zasadzie nic wielkiego. Jakiś szalony rycerz, głupi giermek, brzydka w rzeczywistości Dulcynea. A postacie te przetrwały wieki, w dodatku tworząc konkretne historie, czego symbolem jest walka z wiatrakami. Gillian swoją cegiełkę do popularności tej historii niewątpliwie dołożył.
Zalety:
kostiumy i scenografia
Mmltum odjechanych pomysłów
Jonathan Pryce
urocze Kurylenko i Riberio
Wady:
co za dużo to nie zdrowo
irytująco przeforsowana gra aktorska Drivera
Zwiastun:
Tytuł oryginalny: The Man Who Killed Don Quixote
Polska premiera: 10 sierpnia 2018
dystrybucja: Gutek Film
Produkcja: Hiszpania, Portugalia, Wielka Brytania
Rok: 2018 (minus dwadzieścia pięć)
Gatunek: komediodramat, kostiumowy
Reżyseria: Terry Gilliam
Scenariusz: Terry Gilliam, Tony Grisoni
Zdjęcia: Nicola Pecorini
Muzyka: Roque Baños
Montaż: Lesley Walker
Scenografia: Benjamín Fernández, Alejandro Fernández, Eduardo Hidalgo hijo, Gabriel Liste
Kostiumy: Lena Mossum
Obsada: Jonathan Pryce, Adam Driver, Olga Kurylenko, Joana Ribeiro, Stellan Skarsgård, Jason Watkins