Ant-Man i Osa – Marvel na wesoło (ocena 7/10)
Okazuje się, że studio Marvel potrafi wyprodukować lekki i zabawny film, także dla widzów mało zainteresowanych tymi wszystkimi pojedynkami superbohaterów.
Lata temu Hank Pym (Michael Douglas) podczas ryzykownej akcji stracił swoją ukochaną żonę Janet (sama Michael Pheiffer w epizodycznej roli), która utknęła w świecie mikrokosmosu. Współcześnie skłócony ze swoim byłym współpracownikiem (Laurence Fishburne), w tajemnicy przed władzami prowadzi ze swoją córką Hope (chłodno Evangeline Lilly) tajne eksperymenty. Tymczasem pojawiają się nowe możliwości, a może nawet nadzieja na odnalezienie zaginionej Janet. Ze świata mikro wrócił bowiem Scott Lang (rozkosznie beztroski Paul Rudd). Problem jednak w tym, że Scott mocno narozrabiał podczas ostatniej akcji (film „Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”) i znajduje się w areszcie domowym, pod ścisłym dozorem FBI – organizacji, która jawi się w tym filmie jako Czarny Charakter.
Po przeładowanym postaciami „Avengers” – suberbohaterowie schodzą na drugi plan. „Ant-Man i Osa” to skrzyżowanie filmu komediowego, sensacyjnego, melodramatycznego i familijnego. Zwykłe życie i zwykłe problemy: sposób radzenia sobie z odosobnieniem (sztuczki z kartami i granie na perkusji), konflikt z byłym współpracownikiem, trudny proces zdobywania serca kobiety, tęsknota za ukochaną żoną i matką. Mniej ważne jest, że bohaterowie posiadają nadzwyczajne moce, ważniejsze że dotykają ich typowo ludzkie troski, popełniają błędy, robią głupoty, nie potrafią unikać zwykłych uczuć. To sprawia, że najnowsza produkcja Marvela jest bliska także widzom nie gustującym w ciągłych walkach istot z nadzwyczajnymi mocami.
Nie jest oczywiście tak, że brakuje efektownych scen, głównie pościgów. Sporo jest także efektów specjalnych, które znakomicie wykorzystano do ukazania procesu mikronizacji (aczkolwiek nasz rodzimy „Kingsajz” już 30 lat temu eksploatował ten pomysł). Świat do którego można dostać się po przejściu w wielkość atomu jest wręcz bajeczny, ale jego obraz nie jest przez twórców za długo eksploatowany, dzięki czemu budzi jeszcze większy zachwyt.
Produkcję w reżyserii Peytona Reeda ogląda się z dużą przyjemnością dzięki znakomitym elementom komediowym, błyskotliwym dialogom i żarcie sytuacyjnym. Cięte uwagi (nawet jeżeli dotyczą ułożenia naczyń w zmywarce, czy też sensu mycia podwozia w myjni samochodowej – czyszczenie pewnie nie przypadkowo jest tutaj źródłem żartu), fantastyczne wykorzystanie sytuacji zmniejszenia (tudzież zwiększania), szczególnie podczas uczestnictwa w ruchu drogowym – sprawiają że śmiech jest nieodłączny podczas oglądania tego filmu. Pewnie dla wyznawców marvelowskiego świata superbohaterów robienia sobie przysłowiowych „jaj” jest tutaj zbyt dużo, ale i oni czekając na efekt działań Thanosa (to dopiero w kolejnych filmach w przyszłych latach, ale i tutaj do tych wydarzeń umiejętnie nawiązano) z pewnością pod nosem się uśmiechną także podczas tej produkcji ich ulubionego studia filmowego.
Dodatkowy element komediowy kryją w sobie zawoalowane aluzje do kultury masowej. Uważny widz będzie miał ubaw także po rozpoznaniu książek, czy starszych filmów, które pojawiają się w drobnych epizodach.
Świetnie w tej konwencji sprawdzają się aktorzy: Rudd z Peñą tworzą duet komediowy, a z Lilly romantyczny. Powagi próbuje dodawać stonowany Douglas, ale jak pojawia się wątek konfliktów z przeszłości także on popada w ironiczną farsę. Pojawienie się … w sumie SPOILER … Pheiffer – to wisienka na torcie aktorstwa w tej produkcji.
Tym razem ograniczono czas marvelowskiego filmu do nie pełnych dwóch godzin, co jest dobrym zabiegiem. Odbyło się co prawda kosztem kilku ciekawych wątków drugoplanowych, które można było bardziej rozszerzyć, albo jeśli już to - zupełnie je porzucić, aby nie podsycać apetytu.
Warto oczywiście zostać na sali do ostatniego napisu, bo jak zwykle w produkcjach Marvela zadbano również o cierpliwych widzów.
Jako bardzo zdystansowany do tego rodzaju produkcji widz wychodziłem usatysfakcjonowany, a przede wszystkim rozbawiony. Jeżeli więc celem Marvela było poszerzenie grona fanów historia zamieniania się w pszczołę spełnia swoją rolę. Skazani co prawda jesteśmy na powrót powagi i ratowanie świata przed szalonym (a może nie?) Thanosem, ale taki przerywnik komediowy jak „Ant-man i Osa” dobrze zrobi dla utrzymania odpowiedniego dystansu do fikcji, którą tworzy najbardziej kasowe studio filmowe na świecie.
I jeszcze jedna uwaga: to film, który można oglądać również z polskim dubbingiem, co naprawdę rzadko się zdarza.
Zalety:
nastrój komediowy
ukazanie miniaturyzacji
aktorstwo (Rudd, Douglas, Lilly, Peña)
postacie drugoplanowe
FBI jako czarny charakter
nawiązanie do Avengers
polski dubbing
Wady:
porzucone wątki
za mało efektów 3D
rozczarowujący dla wyznawców marvelowskich walk superbohaterów
Zwiastun:
Tytuł oryginalny: Ant-Man and the Wasp
Produkcja: USA, Wielka Brytania
Studio: Marvel
Rok: 2018
Polska premiera: 3 sierpnia 2018
Gatunek: fantasy, komedia, sensacja
Reżyseria: Peyton Reed
Scenariusz: Andrew Barrer, Gabriel Ferrari, Chris McKenna, Erik Sommers, Paul Rudd
Zdjęcia: Dante Spinotti
Muzyka: Christophe Beck
Obsada: Paul Rudd, Evangeline Lilly, Michael Douglas, Michael Peña, Laurence Fishburne, Michael Pheiffer