Nigdy cię tu nie było – Joaquin Psycho (ocena 6/10)
Filmowo znakomicie, ale scenariuszowo bardzo męcząco.
Joe (Joaquin Phoenix) mieszka ze starszą, schorowaną matką. Satysfakcję daje mu jednak praca, w której biega z młotkiem i … zabija ludzi. Przychodzi jednak kryska na Matyska. Dostaje zlecenie odnalezienia córki senatora. Z łowcy staje się zwierzyną. W ogóle z bohaterem jednak jest coś nie tak, ciągle ma jakieś przebłyski z przeszłości, siedzi z torbą na głowie tracąc oddech, a uśmiechu na jego twarzy nie zobaczy przez cały film (w drugiej fazie to nawet zrozumiałe).
„Nigdy cię tu nie było” stara się jak najbardziej ukryć przed widzem co jest nie tak z głównym bohaterem. Praktycznie do końca. Byłoby to intrygujące, gdyby nie fakt, że Joe wcale jakoś sympatyczny nie jest. Nawet nie wiemy czy te swoje młotkowanie to robi w dobrym celu (jak ratuje dziewczynkę to dopiero powoli się domyślamy że taki z niego Leon Zawodowiec), czy tylko dla pieniędzy, a może dla samego fanu z zabijania. Dlatego trudno widza zainteresować i zmuszać do rozkminek. Nie dziwię się osobom, które zachęcone reklamom sensacyjnego thrillera mają dość oglądania zbolałej, nic nie mówiącej twarzy Phoenixa. Im polecam recenzje Quentina (TUTAJ), który przy okazji zabrał mi pomysł z odniesieniem się do tekstu piosenki Formacji Nieżywych Schabuff (A gdybym był młotkowym, w fabryce z młotkiem szalał, to co byś powiedziała, czy coś byś przeciw miała?). Odniosę się więc do „American Psycho” – drastycznego filmu z 2000 roku, który powstał na podstawie książki. Otóż „Nigdy cię tu nie było” jest adaptacją powieści Jonathana Amesa i wyraźnie właśnie z tym jest problem. Możliwe że znajomość książki, tak jak w przypadku AP ułatwia oglądanie filmu. Wspólnym mianownikiem z AP są również bardzo drastyczne sceny, krew, wiadomo sztuczna ale jednak, leje się tutaj strumieniami. Jeżeli ktoś wejdzie w umysł głównego bohatera to będzie zaekscytowany tym filmem. Pewnie dlatego zbiera dobre recenzje (krytycy co rusz porównują go z równie męczącym „Drive”, a nawet z … kultowym „Taksówkarzem”), był sensacją na festiwalu w Cannes i wszedł do szerokiej dystrybucji (również w multipleksach, pewnie część sali wychodzi w trakcie).
Dużym zaskoczeniem było dla mnie że reżyserką tego bardzo męskiego filmu jest kobieta - Lynne Ramsay („Musimy porozmawiać o Kevinie”), ale to Szkotka z Glasgow, więc to wiele tłumaczy. Ciekawostką jest również to, że autorem muzyki do filmu jest gitarzysta Radiohead.
Ten film to jednak przede wszystkim, jeżeli nie TYLKO - Joaquin Phoenix. Praktycznie cały czas na ekranie, filmowany często z bardzo bliska: dla jednych zagadkowo intrygujący, dla innych psychopata, dla innych męcząco nużący. No cóż – taki film.
Zwiastun:
Polska premiera: 13 kwietnia 2018
Produkcja: Francja, USA, Wielka Brytania
Rok: 2017
Gatunek: dramat, sensacyjny, thriller
Reżyseria i scenariusz: Lynne Ramsay
Obsada: Joaquin Phoenix, Ekaterina Samsonov
Muzyka: Johnny Greenwood (gitarzysta Radiohead)