Paradox – godzina podróży w czasie (ocena 6/10)

Nie dostąpił ten film zaszczytu, często wątpliwego, dystrybucji kinowej, ale z uwagi na ambicje scenariuszowe wart jest odnotowania.
Podejrzana grupa ludzi spotyka się przed opuszczonym budynkiem, obserwowana z zewnątrz przez służby. Zjeżdżają windą i rozpoczynają przełomowy eksperyment. Za pomocą zbudowanej maszyny przenoszą wybranego członka godzinę do przodu. Już ten wybór jest problematyczny, ponieważ szef grupy w ostatniej chwili zmienia zdanie, co jest przyczynkiem do wewnętrznego konfliktu. Wybrany mężczyzna po kilku sekundach pojawia się ponownie. Przerażony. Wszyscy mają niecałą godzinę żeby przetrwać.
Filmy o podróżach w czasie to trudny orzech do zgryzienia dla scenarzystów. Zawsze trzeba zmierzyć się z problemem spotkania samego siebie i zmianie biegu zdarzeń. Nie udało się z tym uporać jeszcze nikomu, chociaż niektórzy byli blisko – najbliżej Robert Zemeckis w kultowym, dla mnie i dla wielu, „Powrocie do przyszłości”. Michael Hurst zapewnie nie miał wielkich ambicji, operował niskim budżetem, ale trzeba przyznać że trochę pomyślał. Pomysł jakiś więc był, oczywiście można się czepiać, ale mając świadomość trudności zadania. Bardzo dobrym pomysłem było ścieśnienie czasowe akcji. Co prawda wehikuł czasu ma obszerne możliwości, czego się dowiadujemy, ale eksperyment polega na jedynie godzinnym przesunięciu. To zamyka akcję w krótkim czasie pozwalającym w miarę ogarnąć wydarzenia.
Najważniejsi dla Hursta są bohaterowie i ich wzajemne interakcje. Dlatego próbuje nakreślić ich przeszłość (albo i przyszłości), w której kryją się motywacje. Jeden chce uniknąć kalectwa, inny ma ambicje naukowe, ktoś jest wtyką (stąd ta obserwacja zewnętrzna), ktoś ma traumę z dzieciństwa, a jeszcze ktoś inny po prostu lubi ryzyko. Można było jeszcze bardziej urozmaicić aktorów pod względem wyglądu, filmy oglądają również ludzie tacy jak ja którzy mają prozopagnozję, a dwóch kluczowych bohaterów wygląda zbyt podobnie. Aktorstwo oczywiście nie powala, główna postać jest zbyt toporna. Dużo lepiej wypada płeć piękna - Zoë Bell (pewnie mało kto wie, ze dublowała Umę Thurman w Kill Bill) ma sporo do zagrania, aczkolwiek uwodzi przede wszystkim dekoltem i obcisłą białą bluzką. Takie "atrakcje" też należy docenić w tego typu filmach.
Jest taki moment, że reżyser trochę się gubi. Niektóre postacie znikają, nie wiadomo dlaczego, a akcja sprowadza się do bijatyki. Można było też pójść w kierunku komediowym, bo niektóre rozkminki, na przykład miłosne, trochę nie pasują do powagi sytuacji. To oczywiście przykre dowiedzieć się, że kochanka cię oszukała, ale jak masz trzy kwadranse życia to warto zająć się walką o przetrwanie, a ewentualne pretensje rozstrzygnąć jak się uda przeżyć, albo w drodze na drugi świat. Ale też ma to jakiś urok, że grupa się kłóci o pierdoły, mając perspektywę kipnięcia.
Ta słabsza środkowa część mogłaby pogrzebać całość, gdyby nie rozsądna i przemyślana końcówka. Tak, widać niski budżet i próbę szycia ponad miarę, ale należy docenić spójność scenariuszową.
Film ma swoje lepsze i gorsze momenty. Mimo wszystko jednak wyróżnia się w szerokiej ofercie tego typu filmów, które ze zrozumiałych względów do kin nie dają rady dotrzeć.
Zwiastun:
Do obejrzenia: Netflix
Produkcja: USA
Rok: 2016
Gatunek: science-fiction
Reżyseria i scenariusz: Michael Hurst
Zdjęcia: Eric Gustavo Petersen
Muzyka: Alexander Bornstein
Obsada: Zoë Bell, Malik Yoba, Adam Huss, Bjorn Alexander, Brian Flaccus, Michael Aaron Milligan