Lady Bird - Sacramento Kings (ocena 4/10)
Przynajmniej wiadomo po obejrzeniu tego filmu, dlaczego Kings grają od lat taki piach. Niestety to jedyna korzyść. Złote Globy i pięć nominacji do Oscara to kompromitacja, bo to słabiutka, nudna i nic nie wnosząca produkcja. Film o zbuntowanej nastolatce pozbawiony emocji, zagrany tak słabo (nominacje aktorskie to wręcz skandal), że żadna bohaterka nie budzi zainteresowania. A przede wszystkim pozbawiony jakiejkolwiek myśli, że o zwrocie akcji nie mamy nawet co marzyć.
Christine (bezbarwna wbrew zachwytom Saoirse Ronan) mieszka z Sacramento, z upierdliwą matką i milczącym ojcem (prawie jak u Zapolskiej). Uczęszcza do ostatniej klasy liceum katolickiego. Szczerze nienawidzi swojego życia, marząc o wyjeździe do większego miasta, gdzie jest kulturą, a przede wszystkim nie ma rodziców i sztywnych reguł szkoły katolickiej. Już pierwszy symptom buntu, męczony w zwiastunach wyskok z samochodu prowadzonego przez matkę, znamionuje poziom tego filmu. Widz skazany jest na obserwacje ostatniego roku pobytu w Sacramento, i rzekomego dojrzewania dziewczyny. Początkowo tak nienawidzi swojego życia, że zmiana swoje imię na Lady Bird (nie wiem co ma wspólnego z ptakiem, chyba tylko to że głupota potrafi latać), z czasem jednak nabiera dystansu. Obserwujemy jej bunt w szkole (wykład o aborcji jest tutaj najmocniejszą sceną), kłótnie z matką, zaangażowanie w teatrzyk, pierwszy seks - czyli to wszystko co wielu z nas przeżyło. Tyle że w o niebo ciekawszej formie. Nie ma więc większej przyjemności oglądania perypetii Christ ... znaczy się Lady Bird.
Kompletnie się niczym ten film nie wyróżnia. Typowa produkcja niezależna, gdzie chyba specjalnie niechlujnie podchodzi się do zdjęć, montażu, kostiumów, scenografii. Nawet muzyka nie zachwyca. Reżyserka Greta Gerwig umieszcza akcję w 2002 roku, ale nic z tego nie wynika poza wzmiankami o palindroniczności, 11 września i może brakiem wszechobecnych gadżetów elektronicznych. Gdyby nie to, równie dobrze mógłby to być obraz współczesnej młodzieży.
Największą wadą filmu jest jednak zupełny brak sympatii do bohaterów, z tytułową Christine na czele. Jest ona nijaka, nie wiadomo czego tak naprawdę chce i co może dobrego wyniknąć z jej dojrzewania. Pewnie nic. Może o to chodziło, ale to jest śmiertelnie nudne.
Greta Gerwig jest aktorką występującą w filmach niezależnych i brak jej doświadczenia reżyserskiego oraz proste przekładanie zasad kina niezależnego, jest tutaj nad wyraz widoczny. Widać również, że opowiadana historia ma źródła w doświadczeniach życiowych Gerwig. To często jest groźne dla filmu, bo nie wszystko co siedzi w głowie reżysera powinno być przekładane na język filmowy. Tak właśnie jest tutaj - wiele scen powinno się zwyczajnie wyrzucić.
A, że ten film jest nominowany do Oscara - no cóż - taka nagroda.
Zwiastun:
Polska premiera: 2 marca 2018
Produkcja: USA
Rok: 2017
Nagrody: Złote Globy, 5 nominacji oscarowych, w tym najlepszy film, najlepsze role kobiece
Gatunek: dramat,komediodramat, młodzieżowy
Reżyseria i scenariusz: Greta Gerwig
Obsada: Saoirse Ronan, Laurie Metcalf, Tracy Letts, Lucas Hedges