top of page

Pomniejszenie – Kingsajz (ocena 6/10)


Norwescy uczeni, dlaczego akurat z tego kraju to jedna z tajemnic filmu, znajdują sposób na zmniejszenie komórek. Metoda działa również na ludzi bez żadnych skutków ubocznych. Jednodniowy zabieg polegający głównie na operacjach dentystycznych (trzeba wyjąć i z powrotem założyć wszelkie plomby, które nie ulegają zmniejszeniu i zagrażają bezpieczeństwu procesu), po kilku godzinach człowiek budzi się całkiem ten sam, tyle że sto razy mniejszy. To idealny sposób na rozwiązanie problemu przeludnienia i wykorzystania wszystkich surowców naturalnych Ziemi. Całość kilkuletnich odpadów osady zmniejszonych ludzi mieści się w jednym worku. Wynalazek Norwegów wzbudza sensację i w przeciągu kilku lat staje się popularny w społeczeństwie. Powstaje coraz więcej kolonii małych ludzi, odizolowanych od świata, bo zagrażają im nawet niewinne owady.

Szybko jednak pojawiają się negatywne konsekwencje: ekonomiczne (spadek popytu na wiele dóbr) i społeczne. Nie łatwa jest również symbioza starego z nowych społeczeństwem (nie jest też do końca wyjasniona).

Amerykanin Paul (Matt Damon) z zainteresowaniem śledzi doniesienia prasowe, ale nie spodziewa się, że nowy wynalazek będzie miał wpływ również na jego życie. Rosną kłopoty finansowe i namowy doradców powodują, że kilka lat po upowszechnieniu zmniejszania, decyduje się wraz z żoną na zabieg. Dokładnie ogolony (włosy już nie podlegają zmniejszeniu), nagi budzi się po kilku godzinach z ulgą stwierdzając, że najważniejszy męski narząd jest właściwych rozmiarów. Damska część publiczność ma przy okazji okazją obejrzeć więcej ciała popularnego aktora. I tutaj film niestety powinien się skończyć, bo na więcej reżyserowi zabrakło pomysłów.

Pierwsza sekwencja filmu, pomimo przewidywalności, jest bardzo ciekawa. Film trafnie pokazuje początkowy szok z wynalazku Norwegów, powolne jego upowszechnianie, aż do męczącej reklamy. Bardzo udana jest również sekwencja samego zabiegu nasuwająca skojarzenia z wieloma filmami science-fiction, z naszą rodzimą „Seksmisją” również.


Ale potem reżyser Alexander Payne poległ. Zapewne wynika to z dotychczasowego dorobku, na który składają się filmy z naciskiem na sprawy społeczne ("Schmidt", "Spadkobiercy", "Bezdroża"). Tutaj mierzy się z typowym kinem fantastyczno-naukowym, opartym na motywie który do tej pory był wykorzystywany raczej komediowo, lub przygodowo, w każdym razie na lekko (Podróze Guliwera, Kochanie zmniejszyłem dzieciaki, czy w końcu nasz Kingsajz). „Pomniejszenie” natomiast z założenia ma być na poważnie, ale po zabiegu głównego bohatera brakuje pomysłu. Payne ratunku szuka w kinie społecznych, ale ma to w tym przypadku trudne do wyjaśnienia widzowi podstawy. Okazuje się bowiem, że nie tylko dobrowolnie ludzie podlegają się zabiegom, ale także stosuje się ten proceder do więźniów, uchodźców, a nawet Żydzi zmniejszają Palestyńczyków (jeden z niewielu akcentów humorystycznych w tym filmie) itp. Tylko, że ten motyw jest zupełnie nieprzekonywujący, i reżyser miota się już aż do samego finału. Trochę spoilerując Payne wychodząc z kina fantastyczno-naukowego przechodzi przez dramat rodzinny, kino społeczne, melodramat, żeby powrócić do science-fiction w wersji apokaliptycznej. Za dużo tego.


Pochwalić natomiast należy wersję wizualną. Scenografia jest dopracowana. Świat Małych Ludzi wygląda bardzo sympatycznie. Taka właśnie była koncepcja, że po zmniejszeniu ludziom żyje się wygodnie. Bo co to za problem zrobić komfortowy domek dla lalek – chociaż wcale nie jestem pewien że wykonanie wszystkiego jest tak bardzo ekonomiczne. Szczególnie że w filmie jest niedopowiedziane, kto te osiedla wykonuje, czy jeszcze duzi, czy już mali. Bo mali generalnie odpoczywają i taplają się w luksusie, co zresztą jest przyczynkiem depresji głównego bohatera, który nie wiedząc czemu nie pozostaje przy swoje, przydatnej w każdym wymiarze, profesji. Równolegle jednak reżyser próbuje nam wmówić, że w tym Małym Świecie jest również biedota. A to już jest niewytłumaczalne, cóż za problem dać jakiemuś uchodźcy pudełko zapałek i kajzerkę – co już powinno wystarczyć. Wysiłek scenografów i kostiumologów poszedł więc niestety na marne. Ale jest przyczynkiem do tego, że film ogląda się przyjemnością.


Alexander Payne postawił na dobrych, ale bardzo zróżnicowanych aktorów. To pierwszy film, w którym na całej linii zawodzi genialny Christoph Waltz. Zawodzi jednak nie bez przyczyny. Dostał wprost fatalną, najbardziej absurdalną w całym filmie rolę.

Podobnie irytuje Hong Chau, która jest chwalona i dostaje nagrody za ten film za role drugoplanowe – tyle że ona także występuje w sekwencji pasującej do głównego motywu jak pięść do nosa.

Najlepiej wypada grający na jednej zniesmaczonej minie Matt Damon. Dźwiga ten film od pierwszej do ostatniej minuty, mimo że scenariusz nakazuje mu grać co chwila kogoś innego – na początku Amerykanina klasy średniej, potem zagubionego rozwodnika, wreszcie zauroczonego pokrzywdzoną kobietę, a w końcówce marzyciela i na dokładkę życiowego nieudacznika. Łatwo więc nie miał.


Film ma jeszcze jedną wadę. Jest za długi. Spokojnie można było wyciąć ponad godzinę – w wersji 80 minutowej mogłoby wyjść małe arcydzieło science-fiction. A wyszedł przerośnięty misz-masz. W postporodukcji było chyba coś nie tak, bo nawet nie znalazła się scena ze zdjęcia – picia ogromnej wódki.

Film Payne jest więc rozczarowaniem, ale ogląda się go bardzo sympatycznie. Nie razi aż tak bardzo swoimi rozpaczliwymi próbami odnalezienia pomysłu, którego reżyser nie miał. Można bowiem nawet z tych nieudolnych prób wyciągnąć ciekawe spostrzeżenia. Mógłby to być bardzo dobry obraz science-fiction, a wyszedł przeciętniak, który szybko się zapomni, ale nie ma co żałować czasu spędzonego w kinie.


Zwiastun:

Polska premiera: 12 stycznia 2018

Produkcja: USA

Rok: 2017

Gatunek: science-fiction, dramat, komediodramat


  • Reżyser: Alexander Payne

  • Scenariusz: Alexander Payne, Jim Taylor

  • Obsada: Matt Damon, Hong Chau, Christoph Waltz, Kristen Wiig

Ostatnie posty
Search By Tags
Follow Us
  • Twitter Social Icon
bottom of page